Przejdź do treści

Podróż za Ural. Miasto wieżowców u wrót Syberii

Jekaterynburg jest czwartym co do wielkości miastem Rosji. Poza Moskwą nigdzie nie ma w tym kraju tak wielu wieżowców. Jednak najcenniejszą spuściznę architektoniczną miasta stanowi konstruktywizm i funkcjonalizm przełomu lat 20. i 30. Były to projekty na najwyższym europejskim poziomie. Gorzej było z ich realizacją, a już zupełnie fatalnie z eksploatacją.

To nie jest negatyw zdjęcia. Tak wyglądał z nieba las koło Jekaterynburga 10 kwietnia 2017 r. przed godziną 6 rano. Fot. Jerzy S. Majewski
To nie jest negatyw zdjęcia. Tak wyglądał z nieba las koło Jekaterynburga 10 kwietnia 2017 r. przed godziną 6 rano. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Pozostałości dawnej, murowanej zabudowy miasta przy zamienionej w deptak ulicy Wajnera. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Pozostałości dawnej, murowanej zabudowy miasta przy zamienionej w deptak ulicy Wajnera. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Stare i nowe. Dramatyczne kontrasty przy ul. Małyszewa. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Stare i nowe. Dramatyczne kontrasty przy ul. Małyszewa. Fot. Jerzy S. Majewski

Z Moskwy wyleciałem 10 kwietnia o godzinie 2 w nocy. Na dole, za oknem samolotu, wokół stolicy Rosji pulsowało morze świateł, aż po horyzont. Z czasem stawało się ich coraz mniej, aż pozostały nieliczne świetlne placki miast i towarzyszące im pojedyncze światełka wybijające się z ciemności bez końca. I nagle, zaskakująco szybko na wschodzie pojawił się różowy świt. Chmury zakryły Ural leżący 10 kilometrów poniżej. Na kilka, może kilkanaście minut zapadłem w głęboki sen.

Ocknąłem się niedługo przed lądowaniem. To, co ujrzałem, zaskoczyło mnie. Był szary dzień, a w dole las przysypany śniegiem, w jakiejś sinej barwie sprawiający wrażenie ilustracji z baśni. Pojawiły się ośnieżone pola, pełne śladów po kołach aut – jak na pustyni Nazca w Peru, tyle że odbitych w czarnej jak smoła ziemi i leżącym na niej śniegu. Gra kół, kółek, linii prostych i krzywych. Patrząc przez okno nie miałem wątpliwości. Z bagażu trzeba wyciągnąć szalik.

Las wysokościowców

Lotnisko w Jekaterynbugru oddalone jest od miasta o kilkanaście kilometrów. Jedzie się dwupasmową drogą. Jeszcze przed granicą miasta, wprost z lasu zdają się wyrastać nowe, około 25-kondygnacyjne bloki mieszkalne. Cztery są już gotowe. Piąty w budowie. Kilka kilometrów dalej 20 czy 30-piętrowych apartamentowców, bloków, biurowców są już całe stada. – Mamy najwięcej wieżowców spośród wszystkich rosyjskich miast. Więcej niż w Nowosybirsku – mówi z dumą kierowca taksówki wiozący mnie do hotelu w centrum Jekaterynburga.

Miasto zmienia się w oczach. Jeszcze dwie dekady intensywnego budowania wysokościowców i zacznie przypominać São Paulo. Miasto ma klarowną, prostokątną siatkę ulic. Ale nagromadzenie wysokościowców, małych i dużych, stawianych wszędzie, gdzie popadnie, przetykanych wysokimi blokami z czasów ZSRR tworzy niewiarygodny chaos. Gdy kilka dni później wracam do Warszawy, stolicy Polski o chaotycznej urbanistyce, z dużą liczbą miejsc o nieuchwalonym planie miejscowym, odnoszę wrażenie, jakbym trafił do świata o żelaznym ładzie urbanistycznym. Wszystko jest zatem względne.

Chaos sprawia, że w sensie przestrzennym (rzecz jasna nie kulturowym – kulturowo Rosja przynależy do Europy) Jekaterynburgowi leżącemu już w azjatyckiej części Rosji bliżej jest dziś do miast Dalekiego Wschodu. I chyba jest to proces nie do odwrócenia. Wieżowców będzie coraz więcej, chaos zaś będzie się tylko pogłębiał.

Na cześć Katarzyny

Jekaterynburg ma milion trzysta tysięcy mieszkańców – czyli o czterysta tysięcy mniej od Warszawy w jej granicach administracyjnych. Mierzenie miast liczbą mieszkańców jest złudne, gdyż w żaden sposób nie określa ich wielkomiejskości. Ilustruje jednak dobrze ich potencjał. Jekaterynburg stworzony został przez przemysł i nadal jest on ważnym ośrodkiem przemysłowym, ale też naukowym. Jest miastem wyższych uczelni i studentów. Zaproszony zostałem do Jekaterynburga przez Uralski Uniwersytet Federalny, ale w mieście nie brak innych uczelni. Działa też uralski Oddział Rosyjskiej Akademii Nauk.

Miasto szczyci się licznymi teatrami, w tym operą i baletem z monumentalnym budynkiem wzniesionym w 1912 r. Najnowocześniejszym wielofunkcyjnym centrum konferencyjno-kulturalnym jest ogromne Centrum Jelcyna, gdzie można też usiąść w kawiarni przy kawie i  myszkować w księgarni, mającej wiele wydawnictw poświęconych m.in. samemu miastu, jego sztuce i architekturze.

Dodajmy tu, że Borys Jelcyn urodził się właśnie w tym mieście, noszącym wówczas nazwę Swierdłowsk. Świat pamięta głównie jednak nie tyle urodziny Jelcyna, co śmierć Mikołaja II i jego rodziny. Zostali oni rozstrzelani z rozkazu Lenina w lipcu 1918 r. Dziś nie ma śladu po parterowym, choć dość reprezentacyjnym domu Ipatiewa, gdzie zamordowano Mikołaja II jego żonę i dzieci. Miejsce to upamiętnia jednak zbudowana niedawno cerkiew. Lenina z kolei uwiecznia prospekt jego imienia i potężny pomnik z czasów ZSRR. Ot taka rosyjska specyfika.

Choć dzisiejsza Rosja to nie ZSRR, nie sposób jej odciąć się od blisko osiemdziesięciu lat sowieckiej historii. Wszystkie te epoki: przedrewolucyjna, sowiecka i współczesna naznaczona wieżowcami i licznymi galeriami handlowymi silnie odciskają swoje piętno w architekturze i przestrzeni miasta.

Nie zamierzam tu opisywać historii Jekaterynburga i dziejów jego architektury. Warto jednak wskazać na kilka cech określających kształt architektoniczny miasta. Miasto założone zostało w 1723 r. i nazwane na cześć cesarzowej Katarzyny I, żony Piotra Pierwszego, a założycielami Jekaterynburga byli Wasilij Tatszew i Georg Wilhelm de Gennin. Widzimy ich na pomniku, jak się obejmują. – Ta poza to oczywista nieprawda. Obaj nie znosili się i konkurowali ze sobą – mówi Tatiana Mosunowa.

W XVIII w. i na początku XIX stulecia Jekaterynburg stał się centrum gliptyki. Z wnętrzności starych gór Środkowego Uralu dobywano kamienie szlachetne i półszlachetne, którymi zdobiono pałace w Petersburgu. Wkrótce odkryto w okolicy złoto. Na miejscu wydobywano i obrabiano szafiry, szmaragdy, diamenty i akwamaryny. W drugiej połowie XIX stulecia znaczenie wydobywcze miasta zmalało, za to stało się ono centrum finansowym Syberii.

Śmierć drewnianych domów

Jekaterynburg przed 1914 r. był zabudowany głównie domami parterowymi,  jedno- i dwupiętrowymi, choć nie brakowało wyższych, kilkupiętrowych kamienic. Nie tworzyły one pierzei. Raczej górowały nad sąsiadami. Sporo murowanych domów miało nietynkowane, ceglane elewacje. Z cegły budowano gmachy fabryczne, takie jak chociażby browar Grebienkowych.

Elewacje budynków powstających z drewna wzbogacały nieprawdopodobne dekoracje świadczące znakomicie o mistrzostwie rosyjskich cieśli. Na początku XX stulecia budownictwo drewniane nierzadko przetwarzało modne formy architektoniczne, choćby w stylu art nouveau. To dziedzictwo w Rosji wciąż nie jest doceniane. Raczej uważane za zbędny balast. Dziś drewniana architektura, stanowiąca o oryginalności sztuki rosyjskiej, została niemal zupełnie zamordowana. Jeszcze tu i ówdzie stoją zachwycające, drewniane domy kupców. Ale sądząc po ich stanie zachowania, ich czas jest policzony.

Jekaterynburg przed 1914 r. mógł się pochwalić tramwajami elektrycznymi i przynajmniej częściowym oświetleniem ulic. Na jednej ze starych pocztówek ukazujących ówczesną ulicę Sadową widać tramwaj i latarnię elektryczną podobną do warszawskich pastorałek.

Ważną pozycję zajmował w mieście bajecznie bogaty Polak Alfons Koziełł-Poklewski, m.in. akcjonariusz drogi żelaznej Jekaterynburg-Tiumeń i Banku Handlowego. W 1884 r. ufundował kościół katolicki o dość schematycznej, neogotyckiej architekturze.  Dziś w miejscu kościoła zburzonego w latach 30. znajduje się skwerek pośrodku ulicy. Za to przetrwał dom-pałac Poklewskich, mieszczący obecnie muzeum i kultywujący pamięć o właścicielu i jego rodzinie. Tatiana Mosunowa, współautorka książki o Koziełł-Poklewskim mówi, że jako człowiek interesu prawie nie miał on niepowodzeń. Był właścicielem browaru, dwóch kopalni i gorzelni. W jego kopalniach wydobywano złoto, szmaragdy, azbest i miedź.

W duchu konstruktywizmu

Z dawnej, przedrewolucyjnej zabudowy Jekaterynburga sporo jeszcze ocalało, choć stare budynki na potęgę są zniekształcane przez nadbudowy, niemające rzecz jasna nic wspólnego z praktyką konserwatorską. Według mojej, być może powierzchownej oceny, najciekawszy w architekturze miasta wydaje się być okres z przełomu lat 20. i 30. XX w., gdy wznoszono ogromne zespoły budynków konstruktywistycznych. Co najmniej kilka z nich wartych jest oddzielnych artykułów. Ich wspólną cechą jest logika konstrukcji, wypływająca z niej forma i funkcja. Budynki te wiele łączy z ówczesną awangardą europejską. Zachwycające prostą formą, śmiałym kreowaniem przestrzeni. Ogromnymi oknami wpuszczającymi do środka światło, obarczone były grzechem pierworodnym. Fatalnym wykonaniem, niejako immanentną cechą systemu komunistycznego.

W tym miejscu ograniczę się jedynie do wymienienia kilku takich obiektów. W tym czasie Jekaterynburg nie był już Jekaterynburgiem, lecz Swierdłowskiem. W 1924 r. nadano mu nazwę na część działacza komunistycznego, zmarłego w 1919 r. przewodniczącego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rosyjskiej SFRR.

Nowoczesnych budowli powstało w tym czasie zaskakująco wiele. Zwróćmy tu uwagę na dwie. „Miasteczko Czekistów”, stanowiące kompleks mieszkaniowy NKWD powstały w latach 1929-1930 zgodnie z projektem zespołu kierowanego przez Iwana P. Antonowa, Beniamina Sokołowa, Arseniego Tumbasowa i Aleksandra Stelmaszczuka. Wysokim funkcjonalistycznym budynkom mieszkalnym o elewacjach ożywionych przeszklonymi wykuszami i  „termometrowymi” oknami klatek schodowych towarzyszyły tu budynki klubu czekisty im. Feliksa Dzierżyńskiego z niezwykłą, okrągłą klatką schodową, czy hotelu dla czekistów . – W części domów mieszkali czekiści bez rodzin. Nie mieli w domach kuchni. Jadali w stołówce, która znalazła się w kompleksie budynków – opowiada Tatiana Mosunowa.

Skalę miasta zmieniał w latach 30. XX w. zespół budynków mieszkalnych Uralobłsowietu z lat 1929-33 przy ul. Małyszewa (projekt Mose Ginsburg, Aleksander Pasternak i Siergiej Prochorow). To architektura wyraźnie nawiązująca do teorii Le Corbusiera, pokrewna też z realizacjami takich architektów Zachodu, jak Mies van der Rohe. Nie tyle konstruktywistyczna, co będąca czystym przykładem funkcjonalizmu.

Gdyby porównać jakość architektury tych budynków, nasuwają się skojarzenia z obiektami wrocławskiej WuWa, gdzie projektowali tej klasy architekci, co Hans Schauron, Ludwig Moshamer czy Theo Effenberger. Niestety dziś kompleks przy ul. Małyszewa znajduje się w stanie głębokiego zaniedbania, a charakterystyczne balkony lokatorzy jeszcze w czasach ZSRR spontanicznie zabudowali prowizorycznymi werandami.

Zwycięża socrealizm

W drugiej połowie lat 30. konstruktywizm i funkcjonalizm zostały w ZSRR potępione i ich miejsce zajął realizm socjalistyczny. Monumentalny, ponury i w gruncie rzeczy mający niewiele wspólnego z socrealizmem, jaki znany z Polski z lat 1949-1955.

Spośród socrealistycznych budowli, jakie oglądałem w dawnym Swierdłowsku, moją uwagę przyciągnął głównie nowy dworzec kolejowy. Powstał zgodnie ze schematem powtarzanym w różnych wariantach w innych miastach radzieckich. Podobne dworce znajdują się m.in. w odbudowywanych po wojnie ze zniszczeń Witebsku i Homlu na Białorusi. I tak jak w ich przypadku, wiedzie do niego szeroka ulica zabudowana po obu stronach monumentalnymi socjalistycznymi gmachami mieszkalnymi.

„Wysocki góruje”

Dziś w nowej Rosji sylwetę miasta tworzą wysokościowce. – Wysockij to najwyższy wieżowiec naszego miasta – mówił mi kierowca taksówki, gdy jechaliśmy do centrum miasta. Jeszcze tego samego dnia wraz z oprowadzającą mnie po mieście Antoniną Umińską, wjeżdżamy na dach budynku. Rozpościera się stąd fantastyczny widok na miasto i widoczne niedaleko niskie góry, nie wyższe od Gór Świętokrzyskich.

– Inwestor i właściciel budynku, Andriej Gawriłowski zachwycał się Władymirem Wysockim, stąd też nazwa, na którą zresztą Gawriłowski rozpisał konkurs. Zebrał sporą kolekcję związanych z nim przedmiotów i stworzył w budynku muzeum – opowiada Antonina Umińska.

Wysocki to właściwie kompleks trzech obiektów, z których najwyższa jest wieża, wąska, o zaokrąglonych bokach, wysoka na 188 metrów. Całość ma około 108 tys. m. kw. powierzchni. Budynek wznoszono w latach 2003 – 2010. Sama architektura nie sięga ponad banał, w dodatku pogłębia tylko chaos. Obok wznosi się zabytkowy, drewniany budynek sprzed stu lat, paskudny mega blok mieszkalny z lat 80., długi na ponad sto metrów, a przestrzeń u podstawy wieżowca, choć dostępna, nie sprawia przyjaznego wrażenia. To raczej miejsce, które chce się szybko opuścić, by wejść do środka.

– Taksówkarz nie miał racji – przekonuje Antonina Umińska. I ma rację. Dziś najwyższym budynkiem miasta nie jest „Wysockij”, lecz „Basznia Iset”. I on jest okrągły w rzucie. Jego szklane elewacje odbijają się w wodzie stawu na spiętrzonej rzece Iset. – To ta rzeka dawała energię Jekaterynburskim fabrykom – opowiada z kolei Tatiana Mosunowa.

„Basznia Iset” ma wysokość 209 r. do dachu, a 215 wraz z otaczającą go koroną . Ma 52 kondygnacje, mieści apartamenty i centrum biznesowe. Budynek wznosiła spółka i bank powiązane z Gazpromem. Realizację rozpoczęto już w 2008 r., ale kryzys ją zatrzymał. Prace wznowiono w roku 2011. Zakończono w 2015. Dodajmy, że budynek jest najwyższym wieżowcem w Rosji powstałym poza Moskwa. Jest niemal tej samej wysokości (różnica metra), co Sky Tower we Wrocławiu. Projektantem elewacji „Baszni Iset” był Werner Sobek z Niemiec.

Za okazaną mi serdeczność i pomoc w odkrywaniu miasta dziękuję Paniom: dr Tamarze Galiejewie z Uralskiego Uniwersytetu Federalnego, Antoninie Umińskiej, dyrektorce Szkoły języka i kultury polskiej w Jekaterynburgu oraz Pani Tatianie Mosunowej.

Jekaterynburg. Ul. Sacco i Vanzettiego. Secesyjne okno w bajkowym, drewnianym domu kupców Agafurowych z lat 1896-1898. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Ul. Sacco i Vanzettiego. Secesyjne okno w bajkowym, drewnianym domu kupców Agafurowych z lat 1896-1898. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Opuszczony drewniany dom przy ul Sacco i Vanzettiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Opuszczony drewniany dom przy ul Sacco i Vanzettiego. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Klatka schodowa w dawnym klubie czekisty im. Feliksa Dzierżyńskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Klatka schodowa w dawnym klubie czekisty im. Feliksa Dzierżyńskiego. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Budynek hotelowy w dawnym Miasteczku Czekistów. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Budynek hotelowy w dawnym Miasteczku Czekistów. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Fragment bloku mieszkalnego w Miasteczku Czekistów. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Fragment bloku mieszkalnego w Miasteczku Czekistów. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. O wnętrzu hali dworca kolejowego z powodzeniem można powiedzieć, że powstało w stylu stalinowskiego empiru. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. O wnętrzu hali dworca kolejowego z powodzeniem można powiedzieć, że powstało w stylu stalinowskiego empiru. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Widok na Gorodskij Prud (Staw Miejski) z dachu wieżowca Wysockij. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Widok na Gorodskij Prud (Staw Miejski) z dachu wieżowca Wysockij. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Wieżowiec Wysockij. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Wieżowiec Wysockij. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Zabudowa nad brzegiem Stawu Miejskiego. Najwyższa jest Basznia Iset. Z prawej Centrum Jelcyna. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Zabudowa nad brzegiem Stawu Miejskiego. Najwyższa jest Basznia Iset. Z prawej Centrum Jelcyna. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Fragment perforowanej elewacji Centrum Jelcyna i zwieńczona koroną Basznia Iset. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Fragment perforowanej elewacji Centrum Jelcyna i zwieńczona koroną Basznia Iset. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Jekaterynburg. Nawet na głębokich przedmieściach powstają kompleksy wysokich domów mieszkalnych. Fot. Jerzy S. Majewski
Jekaterynburg. Nawet na głębokich przedmieściach powstają kompleksy wysokich domów mieszkalnych. Fot. Jerzy S. Majewski