Jekaterynburg jest czwartym co do wielkości miastem Rosji. Poza Moskwą nigdzie nie ma w tym kraju tak wielu wieżowców. Jednak najcenniejszą spuściznę architektoniczną miasta stanowi konstruktywizm i funkcjonalizm przełomu lat 20. i 30. Były to projekty na najwyższym europejskim poziomie. Gorzej było z ich realizacją, a już zupełnie fatalnie z eksploatacją.
Z Moskwy wyleciałem 10 kwietnia o godzinie 2 w nocy. Na dole, za oknem samolotu, wokół stolicy Rosji pulsowało morze świateł, aż po horyzont. Z czasem stawało się ich coraz mniej, aż pozostały nieliczne świetlne placki miast i towarzyszące im pojedyncze światełka wybijające się z ciemności bez końca. I nagle, zaskakująco szybko na wschodzie pojawił się różowy świt. Chmury zakryły Ural leżący 10 kilometrów poniżej. Na kilka, może kilkanaście minut zapadłem w głęboki sen.
Ocknąłem się niedługo przed lądowaniem. To, co ujrzałem, zaskoczyło mnie. Był szary dzień, a w dole las przysypany śniegiem, w jakiejś sinej barwie sprawiający wrażenie ilustracji z baśni. Pojawiły się ośnieżone pola, pełne śladów po kołach aut – jak na pustyni Nazca w Peru, tyle że odbitych w czarnej jak smoła ziemi i leżącym na niej śniegu. Gra kół, kółek, linii prostych i krzywych. Patrząc przez okno nie miałem wątpliwości. Z bagażu trzeba wyciągnąć szalik.
Las wysokościowców
Lotnisko w Jekaterynbugru oddalone jest od miasta o kilkanaście kilometrów. Jedzie się dwupasmową drogą. Jeszcze przed granicą miasta, wprost z lasu zdają się wyrastać nowe, około 25-kondygnacyjne bloki mieszkalne. Cztery są już gotowe. Piąty w budowie. Kilka kilometrów dalej 20 czy 30-piętrowych apartamentowców, bloków, biurowców są już całe stada. – Mamy najwięcej wieżowców spośród wszystkich rosyjskich miast. Więcej niż w Nowosybirsku – mówi z dumą kierowca taksówki wiozący mnie do hotelu w centrum Jekaterynburga.
Miasto zmienia się w oczach. Jeszcze dwie dekady intensywnego budowania wysokościowców i zacznie przypominać São Paulo. Miasto ma klarowną, prostokątną siatkę ulic. Ale nagromadzenie wysokościowców, małych i dużych, stawianych wszędzie, gdzie popadnie, przetykanych wysokimi blokami z czasów ZSRR tworzy niewiarygodny chaos. Gdy kilka dni później wracam do Warszawy, stolicy Polski o chaotycznej urbanistyce, z dużą liczbą miejsc o nieuchwalonym planie miejscowym, odnoszę wrażenie, jakbym trafił do świata o żelaznym ładzie urbanistycznym. Wszystko jest zatem względne.
Chaos sprawia, że w sensie przestrzennym (rzecz jasna nie kulturowym – kulturowo Rosja przynależy do Europy) Jekaterynburgowi leżącemu już w azjatyckiej części Rosji bliżej jest dziś do miast Dalekiego Wschodu. I chyba jest to proces nie do odwrócenia. Wieżowców będzie coraz więcej, chaos zaś będzie się tylko pogłębiał.
Na cześć Katarzyny
Jekaterynburg ma milion trzysta tysięcy mieszkańców – czyli o czterysta tysięcy mniej od Warszawy w jej granicach administracyjnych. Mierzenie miast liczbą mieszkańców jest złudne, gdyż w żaden sposób nie określa ich wielkomiejskości. Ilustruje jednak dobrze ich potencjał. Jekaterynburg stworzony został przez przemysł i nadal jest on ważnym ośrodkiem przemysłowym, ale też naukowym. Jest miastem wyższych uczelni i studentów. Zaproszony zostałem do Jekaterynburga przez Uralski Uniwersytet Federalny, ale w mieście nie brak innych uczelni. Działa też uralski Oddział Rosyjskiej Akademii Nauk.
Miasto szczyci się licznymi teatrami, w tym operą i baletem z monumentalnym budynkiem wzniesionym w 1912 r. Najnowocześniejszym wielofunkcyjnym centrum konferencyjno-kulturalnym jest ogromne Centrum Jelcyna, gdzie można też usiąść w kawiarni przy kawie i myszkować w księgarni, mającej wiele wydawnictw poświęconych m.in. samemu miastu, jego sztuce i architekturze.
Dodajmy tu, że Borys Jelcyn urodził się właśnie w tym mieście, noszącym wówczas nazwę Swierdłowsk. Świat pamięta głównie jednak nie tyle urodziny Jelcyna, co śmierć Mikołaja II i jego rodziny. Zostali oni rozstrzelani z rozkazu Lenina w lipcu 1918 r. Dziś nie ma śladu po parterowym, choć dość reprezentacyjnym domu Ipatiewa, gdzie zamordowano Mikołaja II jego żonę i dzieci. Miejsce to upamiętnia jednak zbudowana niedawno cerkiew. Lenina z kolei uwiecznia prospekt jego imienia i potężny pomnik z czasów ZSRR. Ot taka rosyjska specyfika.
Choć dzisiejsza Rosja to nie ZSRR, nie sposób jej odciąć się od blisko osiemdziesięciu lat sowieckiej historii. Wszystkie te epoki: przedrewolucyjna, sowiecka i współczesna naznaczona wieżowcami i licznymi galeriami handlowymi silnie odciskają swoje piętno w architekturze i przestrzeni miasta.
Nie zamierzam tu opisywać historii Jekaterynburga i dziejów jego architektury. Warto jednak wskazać na kilka cech określających kształt architektoniczny miasta. Miasto założone zostało w 1723 r. i nazwane na cześć cesarzowej Katarzyny I, żony Piotra Pierwszego, a założycielami Jekaterynburga byli Wasilij Tatszew i Georg Wilhelm de Gennin. Widzimy ich na pomniku, jak się obejmują. – Ta poza to oczywista nieprawda. Obaj nie znosili się i konkurowali ze sobą – mówi Tatiana Mosunowa.
W XVIII w. i na początku XIX stulecia Jekaterynburg stał się centrum gliptyki. Z wnętrzności starych gór Środkowego Uralu dobywano kamienie szlachetne i półszlachetne, którymi zdobiono pałace w Petersburgu. Wkrótce odkryto w okolicy złoto. Na miejscu wydobywano i obrabiano szafiry, szmaragdy, diamenty i akwamaryny. W drugiej połowie XIX stulecia znaczenie wydobywcze miasta zmalało, za to stało się ono centrum finansowym Syberii.
Śmierć drewnianych domów
Jekaterynburg przed 1914 r. był zabudowany głównie domami parterowymi, jedno- i dwupiętrowymi, choć nie brakowało wyższych, kilkupiętrowych kamienic. Nie tworzyły one pierzei. Raczej górowały nad sąsiadami. Sporo murowanych domów miało nietynkowane, ceglane elewacje. Z cegły budowano gmachy fabryczne, takie jak chociażby browar Grebienkowych.
Elewacje budynków powstających z drewna wzbogacały nieprawdopodobne dekoracje świadczące znakomicie o mistrzostwie rosyjskich cieśli. Na początku XX stulecia budownictwo drewniane nierzadko przetwarzało modne formy architektoniczne, choćby w stylu art nouveau. To dziedzictwo w Rosji wciąż nie jest doceniane. Raczej uważane za zbędny balast. Dziś drewniana architektura, stanowiąca o oryginalności sztuki rosyjskiej, została niemal zupełnie zamordowana. Jeszcze tu i ówdzie stoją zachwycające, drewniane domy kupców. Ale sądząc po ich stanie zachowania, ich czas jest policzony.
Jekaterynburg przed 1914 r. mógł się pochwalić tramwajami elektrycznymi i przynajmniej częściowym oświetleniem ulic. Na jednej ze starych pocztówek ukazujących ówczesną ulicę Sadową widać tramwaj i latarnię elektryczną podobną do warszawskich pastorałek.
Ważną pozycję zajmował w mieście bajecznie bogaty Polak Alfons Koziełł-Poklewski, m.in. akcjonariusz drogi żelaznej Jekaterynburg-Tiumeń i Banku Handlowego. W 1884 r. ufundował kościół katolicki o dość schematycznej, neogotyckiej architekturze. Dziś w miejscu kościoła zburzonego w latach 30. znajduje się skwerek pośrodku ulicy. Za to przetrwał dom-pałac Poklewskich, mieszczący obecnie muzeum i kultywujący pamięć o właścicielu i jego rodzinie. Tatiana Mosunowa, współautorka książki o Koziełł-Poklewskim mówi, że jako człowiek interesu prawie nie miał on niepowodzeń. Był właścicielem browaru, dwóch kopalni i gorzelni. W jego kopalniach wydobywano złoto, szmaragdy, azbest i miedź.
W duchu konstruktywizmu
Z dawnej, przedrewolucyjnej zabudowy Jekaterynburga sporo jeszcze ocalało, choć stare budynki na potęgę są zniekształcane przez nadbudowy, niemające rzecz jasna nic wspólnego z praktyką konserwatorską. Według mojej, być może powierzchownej oceny, najciekawszy w architekturze miasta wydaje się być okres z przełomu lat 20. i 30. XX w., gdy wznoszono ogromne zespoły budynków konstruktywistycznych. Co najmniej kilka z nich wartych jest oddzielnych artykułów. Ich wspólną cechą jest logika konstrukcji, wypływająca z niej forma i funkcja. Budynki te wiele łączy z ówczesną awangardą europejską. Zachwycające prostą formą, śmiałym kreowaniem przestrzeni. Ogromnymi oknami wpuszczającymi do środka światło, obarczone były grzechem pierworodnym. Fatalnym wykonaniem, niejako immanentną cechą systemu komunistycznego.
W tym miejscu ograniczę się jedynie do wymienienia kilku takich obiektów. W tym czasie Jekaterynburg nie był już Jekaterynburgiem, lecz Swierdłowskiem. W 1924 r. nadano mu nazwę na część działacza komunistycznego, zmarłego w 1919 r. przewodniczącego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rosyjskiej SFRR.
Nowoczesnych budowli powstało w tym czasie zaskakująco wiele. Zwróćmy tu uwagę na dwie. „Miasteczko Czekistów”, stanowiące kompleks mieszkaniowy NKWD powstały w latach 1929-1930 zgodnie z projektem zespołu kierowanego przez Iwana P. Antonowa, Beniamina Sokołowa, Arseniego Tumbasowa i Aleksandra Stelmaszczuka. Wysokim funkcjonalistycznym budynkom mieszkalnym o elewacjach ożywionych przeszklonymi wykuszami i „termometrowymi” oknami klatek schodowych towarzyszyły tu budynki klubu czekisty im. Feliksa Dzierżyńskiego z niezwykłą, okrągłą klatką schodową, czy hotelu dla czekistów . – W części domów mieszkali czekiści bez rodzin. Nie mieli w domach kuchni. Jadali w stołówce, która znalazła się w kompleksie budynków – opowiada Tatiana Mosunowa.
Skalę miasta zmieniał w latach 30. XX w. zespół budynków mieszkalnych Uralobłsowietu z lat 1929-33 przy ul. Małyszewa (projekt Mose Ginsburg, Aleksander Pasternak i Siergiej Prochorow). To architektura wyraźnie nawiązująca do teorii Le Corbusiera, pokrewna też z realizacjami takich architektów Zachodu, jak Mies van der Rohe. Nie tyle konstruktywistyczna, co będąca czystym przykładem funkcjonalizmu.
Gdyby porównać jakość architektury tych budynków, nasuwają się skojarzenia z obiektami wrocławskiej WuWa, gdzie projektowali tej klasy architekci, co Hans Schauron, Ludwig Moshamer czy Theo Effenberger. Niestety dziś kompleks przy ul. Małyszewa znajduje się w stanie głębokiego zaniedbania, a charakterystyczne balkony lokatorzy jeszcze w czasach ZSRR spontanicznie zabudowali prowizorycznymi werandami.
Zwycięża socrealizm
W drugiej połowie lat 30. konstruktywizm i funkcjonalizm zostały w ZSRR potępione i ich miejsce zajął realizm socjalistyczny. Monumentalny, ponury i w gruncie rzeczy mający niewiele wspólnego z socrealizmem, jaki znany z Polski z lat 1949-1955.
Spośród socrealistycznych budowli, jakie oglądałem w dawnym Swierdłowsku, moją uwagę przyciągnął głównie nowy dworzec kolejowy. Powstał zgodnie ze schematem powtarzanym w różnych wariantach w innych miastach radzieckich. Podobne dworce znajdują się m.in. w odbudowywanych po wojnie ze zniszczeń Witebsku i Homlu na Białorusi. I tak jak w ich przypadku, wiedzie do niego szeroka ulica zabudowana po obu stronach monumentalnymi socjalistycznymi gmachami mieszkalnymi.
„Wysocki góruje”
Dziś w nowej Rosji sylwetę miasta tworzą wysokościowce. – Wysockij to najwyższy wieżowiec naszego miasta – mówił mi kierowca taksówki, gdy jechaliśmy do centrum miasta. Jeszcze tego samego dnia wraz z oprowadzającą mnie po mieście Antoniną Umińską, wjeżdżamy na dach budynku. Rozpościera się stąd fantastyczny widok na miasto i widoczne niedaleko niskie góry, nie wyższe od Gór Świętokrzyskich.
– Inwestor i właściciel budynku, Andriej Gawriłowski zachwycał się Władymirem Wysockim, stąd też nazwa, na którą zresztą Gawriłowski rozpisał konkurs. Zebrał sporą kolekcję związanych z nim przedmiotów i stworzył w budynku muzeum – opowiada Antonina Umińska.
Wysocki to właściwie kompleks trzech obiektów, z których najwyższa jest wieża, wąska, o zaokrąglonych bokach, wysoka na 188 metrów. Całość ma około 108 tys. m. kw. powierzchni. Budynek wznoszono w latach 2003 – 2010. Sama architektura nie sięga ponad banał, w dodatku pogłębia tylko chaos. Obok wznosi się zabytkowy, drewniany budynek sprzed stu lat, paskudny mega blok mieszkalny z lat 80., długi na ponad sto metrów, a przestrzeń u podstawy wieżowca, choć dostępna, nie sprawia przyjaznego wrażenia. To raczej miejsce, które chce się szybko opuścić, by wejść do środka.
– Taksówkarz nie miał racji – przekonuje Antonina Umińska. I ma rację. Dziś najwyższym budynkiem miasta nie jest „Wysockij”, lecz „Basznia Iset”. I on jest okrągły w rzucie. Jego szklane elewacje odbijają się w wodzie stawu na spiętrzonej rzece Iset. – To ta rzeka dawała energię Jekaterynburskim fabrykom – opowiada z kolei Tatiana Mosunowa.
„Basznia Iset” ma wysokość 209 r. do dachu, a 215 wraz z otaczającą go koroną . Ma 52 kondygnacje, mieści apartamenty i centrum biznesowe. Budynek wznosiła spółka i bank powiązane z Gazpromem. Realizację rozpoczęto już w 2008 r., ale kryzys ją zatrzymał. Prace wznowiono w roku 2011. Zakończono w 2015. Dodajmy, że budynek jest najwyższym wieżowcem w Rosji powstałym poza Moskwa. Jest niemal tej samej wysokości (różnica metra), co Sky Tower we Wrocławiu. Projektantem elewacji „Baszni Iset” był Werner Sobek z Niemiec.
Za okazaną mi serdeczność i pomoc w odkrywaniu miasta dziękuję Paniom: dr Tamarze Galiejewie z Uralskiego Uniwersytetu Federalnego, Antoninie Umińskiej, dyrektorce Szkoły języka i kultury polskiej w Jekaterynburgu oraz Pani Tatianie Mosunowej.