Chociaż kamienica dyrektora Robinsona przy Koszykowej 10 nie ma oczywistych cech modnego w latach trzydziestych streamlined style (stylu okrętowego), to kojarzy mi się z transatlantykiem. Zdaje się pruć dziobem narożnik Koszykowej z Aleją Przyjaciół i dryfować po południowym Śródmieściu Warszawy.
W przedwrześniowej Polsce była jedną z najbardziej luksusowych i eleganckich kamienic czynszowych w skali kraju. Sześciopiętrowa, wytworna, o pełnej harmonii architekturze, zachwyca do dziś. Jest też przykładem architektury funkcjonalizmu zaakceptowanej przez ówczesną burżuazję i przetworzonej w formie luksusowej.
Dekoracyjność wnętrz budynku wyrażała się nie tyle w formach, co rzucie niektórych pomieszczeń, takich jak hall zaprojektowany na rzucie wycinka koła, czy kolista klatka schodowa zwieńczona rotundą, a także w hojnym stosowaniu luksusowych materiałów wykończeniowych. Spektakularnym rozwiązaniem były tu kinkiety wykonane z alabastru i rozpraszające światło po suficie obszernego westybulu.
Z transatlantykiem kojarzy mi się sama bryła budynku. Niczym kadłub statku, ma charakterystyczne dla architektury funkcjonalizmu lekkie podcięcie partii przyziemia (pierwotnie mocno przeszklonego) i mocno cofnięte uskokami ściany dwóch ostatnich kondygnacji, poprzedzone tarasami – przypominającymi górne pokłady statku.
W kamienicy odnajdziemy rzecz jasna słynne punkty architektury nowoczesnej, sformułowane przez Le Corbusiera. Dom ma stalową konstrukcję słupową, wolny plan, płaskie dachy ze wspomnianymi tarasami i wolną elewację z długimi, poziomymi pasami okien. Nie można go jednak zaliczyć do architektury awangardowej. Modna nowoczesność oraz racjonalność rozwiązań architektonicznych jest tu bowiem pożeniona z zamiłowaniem do luksusu i kosztowanych materiałów.
Kamienica powstała w latach 1936-1937 na zlecenie Oskara Robinsona, dyrektora firmy „shiphandlerskiej” Bacon Export Gniezno S.A. Była jednym z trzech domów zaprojektowanych dla niego przez znakomitego architekta, speca od luksusu Lucjana Korngolda. Prace przy wznoszeniu domu prowadziło Biuro inżynieryjno-budowlane W. Filanowicz, B. Suchowolski z siedzibą przy ul. Skorupki 78.
Budynek powstał na działce wykrojonej po rozparcelowaniu ogrodu na tyłach Pałacu Sobańskich w Al. Ujazdowskich i wytyczeniu ślepej Alei Przyjaciół. Po obu stronach nowej ulicy stanęły szeregi luksusowych domów czynszowych o zharmonizowanej architekturze modernizmu, wyrównanej wysokości pierzei i z płytkimi przedogródkami, oddzielonymi od chodnika niskim murkiem. Taki przedogródek znalazł się też wzdłuż elewacji kamienicy Robinsona od strony Al. Przyjaciół.
Oskar Robinson nie mieszkał przy Koszykowej 10, lecz w innej, luksusowej kamienicy przy ul. Konopczyńskiego 5/7. Dodajmy, że „Bacon-Export”, eksportujący wyroby wędliniarskie za granicę, reklamował się jako firma czysto chrześcijańska i miał swoje biura zarówno w Warszawie, jak i Gdyni.
Parter budynku od strony Koszykowej zajmował główny hall wejściowy (obszerniejszy niż dziś) i nieprzerwany szereg sklepów o dużych witrynach. Dolne piętra zajmowały biura w rodzaju „Towarzystwa Handlowo Przemysłowego Baisa” i obszerne apartamenty ambasady węgierskiej. W marcu 1939 r. po zajęciu przez Niemców Czech i wkroczeniu Węgrów na Zakarpacie władze sanacyjne zorganizowały przed oknami kamienicy przy Koszykowej manifestacje radości z powodu uzyskania wspólnej granicy polsko-węgierskiej w Karpatach Wschodnich. Z okna poselstwa przemówił wówczas do zgromadzonych poseł węgierski András Hory, będący na placówce w Warszawie od 1935 r. Kilka miesięcy później, po napadzie Niemiec na Polskę Hory powrócił do Budapesztu, a w sierpniu 1940 r. został wydelegowany do prowadzenia negocjacji z Rumunami w sprawie oddania Węgrom fragmentu ich dawnego terytorium, co zakończyło się tzw. drugim arbitrażem wiedeńskim pod protektoratem hitlerowskich Niemiec i Włoch i oddaniu Węgrom części Siedmiogrodu, Maramoszu oraz Kriszany.
Przy ambasadzie, w kamienicy mieściła się też kancelaria węgierskiego attaché wojskowego – Béli de Lengyela, mieszkającego tuż obok, bo przy Koszykowej 6a.
Ciekawe, że przed 1939 w tym samym budynku mieszkał dyplomata skonfliktowanego z Węgrami królestwa Rumunii Grigoriu Scarlat. Pełnił funkcję sekretarza ambasady swojego kraju, Królestwa Rumunii. I on wyjedzie z Polski wraz z wybuchem wojny. W jej trakcie oraz w pierwszych latach po jej zakończeniu prowadzić będzie dyplomatyczną placówkę rumuńską w Hiszpanii. Mieszkał tutaj też Alfredo Stendardo, attaché prasowy ambasady włoskiej
Swój gabinet w kamienicy miał przed 1939 r. dr Bolesław Herman, lekarz ginekolog. W książce telefonicznej z 1939 r. wśród lokatorów domu widnieją też m.in. nazwiska Lucyny Konarskiej, Tadeusza Stanisława Landaua czy też Jadwigi Kleinadel z rodziny kupców i przedsiębiorców.
Przed 1939 r. jedną z obszernych „kajut” wynajmował w kamienicy Michał Waszyński, uważany za najlepiej zarabiającego z polskich reżyserów. Nazywano go wręcz księciem reżyserów. Majątek zbijał głównie na świetnie sprzedających się komediach. Rocznie udawało się mu skończyć około 14 filmów. co było polskim rekordem. Powstawały one w ekspresowym tempie. Reżyser oszczędzał przy tym taśmę filmową, która była droga. Starał się, by kolejne sceny grane były bez dubli. Nic dziwnego, że kochali go za to producenci i aktorzy, którzy na planie nie musieli bez końca powtarzać tych samych „setek”. W dodatku Waszyński potrafił wykłócać się u producentów i sponsorów o wysokie gaże dla swoich gwiazd filmowych. Za to solidarnie krytykowali go recenzenci filmowi. Jednak o powodzeniu Waszyńskiego decydowali nie oni, lecz widzowie masowo chodzący na wyreżyserowane przez niego filmy.
Wiosną 1939 tygodnik „Kino” w żartobliwej formie poinformował czytelników, że król Waszyński kupił nowe auto marki citröen. Miał sam siadać za kierownicą, bez szofera i to dopiero ucząc się jazdy i przepisów. „Kino” przestrzegało: „Ostrożnie – mieszkańcy Koszykowej i al. Przyjaciół. Wychodząc rano z domu, baczcie uważnie, czy na jezdni nie znajdzie się przypadkiem nowy citröen. (…) Biada pieszym przechodniom na wspomnianych ulicach!”.
Tu warto zwrócić uwagę, że w kamienicy przy Koszykowej 10 nie powstał podziemny garaż. Takich garaży nie ma też w większości domów wzdłuż Al. Przyjaciół. Odróżnia to te budynki od innej enklawy luksusowej zabudowy mieszkalnej z końca lat 30. XX w. w rejonie ulic Bartoszewicza, Konopczyńskiego i Al. na Skarpie, gdzie podziemne garaże zaprojektowano niemal w każdej kamienicy.
We wrześniu 1939 r. narożnik budynku został uszkodzony w trakcie niemieckiego bombardowania. Odbudowano go ostatecznie dopiero w 1946 r. Wtedy też usunięte zostały szerokie balkony w wąskim, ściętym narożniku budynku. W odremontowanym domu, podobnie jak w sąsiednich „luxach” sprzed wojny, władze przydzielały wówczas mieszkania pracownikom pobliskiego Urzędu Bezpieczeństwa.
Z biegiem lat wnętrza uległy znacznej dewastacji, tracąc wiele drobnych elementów pierwotnego wykończenia, takie jak autentyczne drzwi wejściowe czy chromowane skrzynki na listy. Sam hall wejściowy zmniejszony został o połowę. Gdy przed kilkunastu laty z Darkiem Bartoszewiczem pisaliśmy do Gazety Stołecznej artykuł o kamienicy, w jej wnętrzach dopiero zaczynał się remont, który powoli, do dziś wydobywa ją ze stanu zaniedbania.