Jako pierwszy ogień dostrzegł ksiądz Mariusz Trąba. To była noc z 28 na 29 października 2014 r. Straż pożarna przyjechała szybko, ale wysuszona więźba dachowa katedry w Sosnowcu płonęła bardzo szybko.
Gdy następnego dnia telewizja pokazywała ogień unoszący się nad dachem świątyni, pomyślałem o jednym. Czy ogień nie zniszczy sklepień z unikatowymi polichromiami Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziębły? Nad tym samym zastanawiali się strażacy. Z uwagi na możliwość zniszczenia malowideł starali się używać jak najmniej wody.
Dach spalił się w całości. Osmalone ogniem kolumienki na jednym z pinakli ujmujących wieżę w fasadzie wciąż są czarne od sadzy. Na szczęście polichromie ocalały. Zostały jednak uszkodzone. W różnych miejscach sklepienia i ścian odpadło około 30 metrów kwadratowych tynków wraz z polichromią. Najmocniej uszkodzone zostały sklepienia transeptu ze sceną Wniebowzięcia NMP, która wbrew powszechnemu przekonaniu nie jest dziełem Tetmajera i Uziębły, lecz namalowana została trzydzieści lat później przez innych artystów.
Przez kilka kolejnych lat trwała konserwacja uszkodzonych partii malowideł. W miejscach zniszczonych kładziono nowe tynki i uzupełniano brakujące fragmenty polichromii. Dziś zniszczeń już łatwo nie dostrzeżemy, choć w lewej nawie bocznej stoi obecnie niewielkie rusztowanie.
Wnętrze neoromańskiej świątyni Wniebowzięcia NMP zaskakuje feerią barw. Światło do środka sączy się przez kolorowe szkło witraży, zaś ściany naw i prezbiterium, filary międzynawowe i sklepienia niemal w całości pokrywa polichromia. Istny horror vacui, gdzie niemal każdy centymetr powierzchni zdobi albo malowidło, albo malowany ornament. Bardzo młodopolski, inspirowany sztuką ludową i unurzany w secesyjnym sosie. Nawet ambona ufundowana przed ponad stu laty przez pracowników nieistniejącej już dziś huty Katarzyna (utrzymana w zupełnie innym stylu niż polichromia), jest kolorowa niczym indiański pióropusz.
W czasie gdy polichromia powstawała, Sosnowiec z Zagłębiem Dąbrowskim znajdował się w granicach Imperium Rosyjskiego. Polichromia w koście Wniebowzięcia NMP była nie tylko wykładem o historii Polski, wyrazem uczuć patriotycznych, ale też manifestem sztuki młodopolskiej, w wydaniu secesyjno-ludowym. Wchodząc do świątyni można odnieść wrażenie, że w ciągu jednej chwili przenieśliśmy się do Krakowa. W dobie zaborów, w Sosnowcu, który znajdował się tuż przy styku granic trzech cesarzy, rosyjskiego, austriackiego i niemieckiego, ładunek treści narodowych był bardzo czytelny, choć zawoalowany został przez tematykę religijną. Także sama sztuka młodopolska hojnie czerpiąca z motywów sztuki ludowej, w granicach zaboru rosyjskiego jednoznacznie kojarzyła się z polskim stylem narodowym.
Budowę kościoła, którego wieża dominuje w panoramie centrum miasta podjęto w roku w 1893 roku według projektu warszawskiego architekta Karola Kozłowskiego, który dziś pamiętany jest głównie jako projektant gmachu Filharmonii Warszawskiej. Nadał on budowli formy wydłużonej, trójnawowej bazyliki, o architekturze utrzymanej w stylistyce romańskiej.
W roku 1896 w kościele odprawiano już nabożeństwa. W tym czasie Sosnowiec był już sporym miastem przemysłowym. Zabudowywanym chaotycznie i bez praw miejskich. Te udało się wywalczyć miejscowym przemysłowcom, takim jak Dietlowie i Schönowie dopiero w roku 1902, gdy Sosnowiec liczył 60 tysięcy mieszkańców! Warto tu dodać, że przyznanie praw miejskich było wówczas ewenementem świadczącym o wyjątkowej skuteczności miejscowych przedsiębiorców. W zaborze rosyjskim po Powstaniu Styczniowym władze zaborcze nie budowały, lecz likwidowały resztki samorządności i degradowały miasteczka do rangi wsi.
Polichromię zaczęto malować w roku 1904 z inicjatywy proboszcza ks. Dominika Rocha Milberta. Prace zakończone zostały w roku 1906.
Na ścianie kruchty widnieją podpisy artystów Władysława Tetmajera i Henryka Uziębły oraz tekst, który zdradza intencje autorów: „…malowaniem ozdobiony został ku Bożej chwale i tej Rzeczypospolitej nieszczęśliwej wspomożeniu dla dźwignięcia serc wszystkich Polaków ozdobiona świątynia niechaj będzie przybytkiem wiary w sprawiedliwość Bożą”.
Treści narodowe były tu zatem równie ważne, jeżeli nie ważniejsze od religijnych. W tandemie Tetmajer, Uziębło decydującą role odegrał pierwszy z artystów. Uziębło koncentrował się najpewniej na malowaniu partii ornamentalnych i dekoracyjnych. Prawdopodobnie zatrudniano też pomocników, takich jak malarz z Sosnowca Józef Wrzesiński, który potem współpracował z Tetmajerem. Całość wykonana została w technice woskowo-olejnej na zaprawie wapiennej.
Spośród historii o powstaniu polichromii w dzisiejszej katedrze w Sosnowcu najbardziej lubię tę, jak artyści z Krakowa podczas prac nad malowidłami przekraczali zieloną granicę, by nielegalnie znaleźć się na terenie zaboru rosyjskiego. Czy przekraczali ją z paletami farb i pędzlami? Tego nie wiem, ale informację o nielegalnych pobytach Tetmajera i Uziębły zawierały zaginione dziś akta archiwalne parafii.
O polichromiach przed ponad trzydziestu laty w tomie „Z dziejów stuki Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego” pisała Daniela Sawicka-Oleksy. Jak czytamy, nad rezultatami prac malarskich czuwała carska cenzura. To sprawiało, że artyści kamuflowali zawarte w polichromiach treści narodowe, ubierając je w symbolikę religijną.
„Zamiast aniołów w ludowych sukienkach wprowadza Tetmajer na ściany sosnowieckiego kościoła uskrzydlonych rycerzy w srebrzystych zbrojach, z mieszkami w rękach”. Postać gołębicy, symbol Ducha Świętego pod pędzlem artystów przeobraża się w białego orła polskiego. Czas powstania malowideł był szczególny. Imperium Rosyjskim wstrząsały wydarzenia rewolucji 1905, mające w Zagłębiu Dąbrowskim dość gwałtowny przebieg. Po zakończeniu rewolucji władze zaborcze zmuszone zostały do pewnych ustępstw na rzecz Polaków, ale też i własnych poddanych. Sceny o charakterze narodowym łatwiej było teraz przemycić niż przed wybuchem rewolucji.
We wnętrzu kościoła znalazło się łącznie czternaście scen o tematyce związanej z dziejami Polski i Kościoła.
I tak w prezbiterium na bocznych ścianach malarze umieścili Chrzest Polski oraz Śluby Jana Kazimierza. W scenie Chrztu Dąbrówka ma na sobie chustę i sznur z czerwonych korali, zaś Mieszko I przepasany jest pasem krakowskim. Jednym słowem postaci historyczne otrzymały współczesne malarzom elementy polskich strojów ludowych.
W transepcie znajdziemy: Świętą Rodzinę, Pokłon Trzech Króli, Zmartwychwstanie Chrystusa i Znalezienie Krzyża Świętego. Królami w Pokłonie są Kazimierz Wielki, Stefan Batory i Jan III Sobieski. Z Batorym zabawna sprawa. Był on dość obojętny religijnie. A już na pewno nie należał do katolickich fanatyków. „Rycerzem” Kościoła bez dwóch zdań był Zygmunt III Waza. Ale Batory to wybitny wódz toczący zwycięskie kampanie wojenne z Moskwą. Z kolei za długiego panowania Zygmunta III Rzeczpospolita pomimo świetności powoli staczała się po równi pochyłej. Tetmajer nie miał chyba problemu z wyborem trzech najwybitniejszych jego zdaniem władców Polski. Składając dary Matce Boskiej i Dzieciątku, królowie proszą jednocześnie o wolność i sprawiedliwość dla Polski.
W scenie Zmartwychwstania Chrystus upozorowany jest na postać księcia litewskiego Witolda z obrazu Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem”. Chrzest Litwy zobaczymy w lewej nawie bocznej, w prawej scenę Ziemia Śląska, odnoszącą się głównie do ziem po ówczesnej, niemieckiej i austro-węgierskiej stronie granicy. Rzecz jasna nie mogło tu zabraknąć górników oraz świętej Kingi.
Kolejne dwie sceny Ucieczki do Egiptu i Ukrzyżowania widzimy w kruchcie. Położenie kamienia węgielnego pod budowę kościoła wyobrażone zostało w przedsionku do zakrystii. Zobaczyć tam można m.in. proboszcza Dominika Rocha Milberta wręczającego model kościoła biskupowi kieleckiemu Tomaszowi T. Kulińskiemu. Towarzyszą im m.in. członkowie komitetu budowy, pośród których widnieją autoportrety artystów.
Ponadto na sklepieniu nawy głównej artyści wyobrazili 22 postaci świętych, zaś na sklepieniach naw bocznych popiersia 40 kolejnych świętych. Dziełem Tetmajera jest też scena Wniebowzięcia NMP namalowana w ołtarzu głównym kościoła. Sam ołtarz jest neorenesansowy i ufundowany został przez robotników i majstrów huty Milowice, a wykonał go rzeźbiarz Paweł Turbas z Olkusza.
Jak pisała Daniela Sawicka-Oleksy, polichromia namalowana na świeżym tynku już po trzydziestu latach wymagała konserwacji. Po raz pierwszy miała ona miejsce w latach 1935-1939. Wtedy to na sklepieniu transeptu domalowana została scena Wniebowzięcia Matki Bożej. Usytuowana w centralnym punkcie kościoła jest dziś najczęściej fotografowaną sceną spośród wszystkich przedstawień wyobrażonych w świątyni. Ona też uległa najsilniejszemu uszkodzeniu w trakcie akcji gaszenia pożaru dachu. Tyle tylko, że nie jest dziełem Tetmajera. W chwili gdy powstała po 1935 r. Tetmajer nie żył już od kilkunastu lat, a autorami kompozycji są wspomniany sosnowiecki malarz Józef Wrzesiński oraz Jan Bukowski z Krakowa. Jak łatwo się przekonać, znakomicie wpisali się w stylistykę Tetmajera. Wtedy też w okna wprawiono witraże. Na części z nich widnieje data 1939. Powstały zatem tuż przed wybuchem wojny.
Daniela Sawicka-Oleksy zwracała uwagę, że na malarstwo historyczne Tetmajera duży wpływ wywarła twórczość Matejki. W dziedzinie malarstwa historycznego Tetmajer nie dorównywał jednak Matejce. „Polichromia w Sosnowcu powstała w najbardziej dojrzałym okresie twórczości artysty. Młodopolski mit ludowości najsilniej wtedy kształtował twórczość Tetmajera, stał się wyrazicielem jego ideowego, politycznego i artystycznego programu. (…) Polichromia kościoła w Sosnowcu należy do największych prac artysty w zakresie malarstwa ściennego i najpełniej ujawnia osiągnięcia i niedostatki warsztatu twórczego w tej dziedzinie. Na ścianach sosnowieckiego kościoła należy szukać początków maniery, która późniejszych pracach powstałych po 1914 r. tak bardzo przyczyniła się do obniżenia ich wartości artystycznych” – pisała.
Autorka nie oceniała malarstwa historycznego Tetmajera zbyt wysoko. Jednak moim zdaniem, polichromie w kościele w Sosnowcu, pomimo schematycznego powielania pewnych wzorów, to zabytek niezwykle cenny. Tak pod względem ideowym jak i artystycznym. Polichromie konsekwentnie zrealizowane stanowią dzieło sztuki unikatowe w skali dawnego zaboru rosyjskiego. Wyraziste i pomimo wszystko bardzo indywidualne, mocno zapadają w pamięć i poruszają, tak jak porusza sztuka Młodej Polski. Zjawisko wyjątkowe w całych naszych dziejach.