Skip to content

Szlakiem modernizmu. Warszawa, Nowogrodzka 45. Telekomunikacja o stalowym szkielecie. Część 2

Otwarty w 1933 r. gmach Urzędu Telekomunikacyjnego, zachwycający modernistyczną architekturą i wyposażony w urządzenia o wysokim stopniu zaawansowania technicznego mógł uchodzić za symbol nowoczesności i rozwoju cywilizacyjnego stolicy II RP.

Przeczytaj: Szlakiem modernizmu. Warszawa, Nowogrodzka 45. Telekomunikacja o stalowym szkielecie. Część 1: Szlakiem modernizmu. Warszawa, Nowogrodzka 45. Telekomunikacja o stalowym szkielecie. Część 2

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Lada w rozmównicy międzymiastowej. Fot. Czesław Olszewski, „Architektura i Budownictwo” 1934

W chwili gdy budynek oddawano do użytku, na dobre rozkręcił się już proces automatyzacji central telefonicznych. Wcześniej rozmowy łączyły telefonistki. Teraz zastąpiły je automaty. Kornel Makuszyński ż żalem żegnał telefonistki w felietonie „panny niewidzialne”.

Jak wyglądała praca telefonistek przed automatyzacją central? Otóż „nieme” telefonistki na stanowisku rozdzielczym łączyły abonentów z wolnymi telefonistkami łączeniowymi. Te, rozmawiając z abonentem, przyjmowały zamówienie, a potem z pomocą kabla przełączanego w odpowiedni wtyk łączyły z podanym numerem. Wprowadzenie w Warszawie przez Ericssona wtyczek sznurowych o średnicy wynoszącej 3,5 mm pozwoliło już na początku XX w. osiągnąć dużą pojemność. Po drugiej stronie telefonu najpierw trzeba było zakręcić korbką, potem w nowszych aparatach wystarczyło podnieść słuchawkę. Zapalała się wówczas odpowiednia lampka sygnalizacyjna i zgłaszała się telefonistka – pisał Józef Piłatowicz w „Dziejach elektryfikacji Warszawy”.

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Telefonistki w centrali. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Okładka wykładanej w kinach reklamówki komedii „Panienka z poste restante” z 1935 r. w reżyserii Michała Warzyńskiego. W roli głównej Alma Kar jako Marysia Kochańska. W tle gmach Urzędu Telekomunikacyjnego przy Nowogrodzkiej 45 z wyeksponowaną częścią wieżową. W domyśle główna bohaterka pracowała w takim budynku. Ulotka podarowana autorowi przez Wojtka Wiśniewskiego

Proces automatyzacji central telefonicznych Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej rozpoczął się już w roku 1928 r. Pierwszą nowoczesną centralą telefoniczną Ericssona systemu SALME (OS) o pojemności 12 500 numerów otwarto w Łodzi.

„Przełączenie abonentów do centrali automatycznej wymagało nie tylko przygotowań technicznych i organizacyjnych, ale i nauczenia użytkowników sposobów korzystania z telefonów automatycznych. Jeszcze na kilka miesięcy przed oddaniem do eksploatacji nowej centrali automatycznej rozesłano wszystkim abonentom spis telefonów z podaniem numerów dotychczasowych i nowych oraz odpowiednią instrukcją posługiwania się tarczą numerową. Zamieszczono również w prasie ogłoszenia, zwracając się do abonentów z prośbą o ograniczenie rozmów telefonicznych w pierwszych dniach pracy nowej centrali. Liczono się bowiem z tym, że w pierwszych dniach ciekawość abonentów spowoduje gwałtowny wzrost liczby rozmów telefonicznych. Obawy te okazały się zresztą uzasadnione” – czytamy w „Historii elektryki polskiej”. Rok później łódzkie doświadczenia zostały wykorzystane przy automatyzacji sieci telefonów warszawskich.

Pracownik przy urządzeniach automatycznej centrali telefonicznej. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Automatyczna centrala telefoniczna. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdy otwierano nowy gmach przy Nowogrodzkiej, telefonistki nadal były potrzebne, choć było ich mniej. Wiele miejscowości, zwłaszcza tych mniejszych wciąż nie miało automatycznych central telefonicznych.

„Nowoczesność centrali międzymiastowej polegała między innymi na zastosowaniu stanowisk bezsznurowych. Łącznice wykonane były w postaci płaskich stołów, na których telefonistka miała do dyspozycji zespół przełączników i lampek sygnalizujących stan linii” – pisał Ireneusz Zalewski na łamach „Stolicy”.

W supernowoczesnym gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego przy Nowogrodzkiej istotną rolę odgrywało zaplecze socjalne. Było znacznie bardziej rozbudowane od pomieszczeń socjalnych w budynkach PAST-y. Był to rezultat nie tylko dokonującego się postępu, ale też skali budynku. W gmachu znalazły się dwie stołówki wraz z zapleczem kuchennym wyposażonym w kotły i piece gazowe. W tym miejscu warto przypomnieć, że w tamtych czasach wykorzystywano gaz miejski produkowany z węgla w gazowniach miejskich na Powiślu i Czystem. Pierwsza ze stołówek mieściła się na IV piętrze, druga, mniejsza w suterenie.

Z kuchni do stołówki pracowniczej na najwyższym piętrze potrawy przekazywano specjalną windą kuchenną. Nie zapomniano o pomieszczeniu klubowym dla pracowników (kasynie). Z kolei na płaskim dachu urządzony został obszerny taras wyposażony w pergole oraz zapewniający rozległy widok na dachy Śródmieścia. Architekci zakładali, że taras nie będzie służył pracownikom do opalania się w wolnych chwilach, lecz jako miejsce, w którym miały odbywać się ćwiczenia gimnastyczne pracowników. Czy istotnie panie pracujące przy biurkach w przerwach gimnastykowały się na tarasie, nie udało mi się znaleźć wiarygodnego potwierdzenia. Wiemy natomiast, że w suterenie budynku zaprojektowana została sala gimnastyczna. Znalazły się tam też szatnie dla pracowników. Bardzo obszerne, wyposażone w gigantyczną liczbę ponad 1300 szafek oraz natryski, nie wspominając rozsianych po gmachu toalet.

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego, taras na dachu. Fot. Czesław Olszewski. „Architektura i Budownictwo” 1934, nr 11

Budynek był samowystarczalny energetycznie. Choć na wszelki wypadek podłączono go do elektrycznej sieci miejskiej obsługiwanej przez elektrownię na Powiślu, to miał on własną stację elektryczną. Zasilały ją dwa silniki diesla o mocy 160 kW każdy. Jak informowała prasa, w razie potrzeby istniała możliwość zamontowania jeszcze trzeciego silnika.

Pomieszczenie z silnikami diesla zachowało się do dziś, wyróżnia się ciekawą formą i jest częściowo pogrążone pod ziemią na tyłach skrzydła budynku od strony Nowogrodzkiej. Dodajmy jeszcze, że budynek wyposażony został też we własną kotłownię, zapewniającą centralne ogrzewanie. Aby lepiej doświetlić pomieszczenia w suterenach, od podwórka elewacje otoczyła fosa.

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Widok od strony dziedzińca z pogrążonym częściowo pod ziemią obiektem mieszczącym stację elektryczną. Na dolnym zdjęciu wnętrze stacji elektrycznej. Strona z „Architektury i Budownictwa” 1934, nr 11

W gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego zamontowano aż pięć elektrycznych wind osobowych oraz dwie towarowo-osobowe. Kolejna winda osobowa znalazła się w skrzydle mieszkalnym przy ul. św. Barbary.

Wszystkie windy zostały zaprojektowane, wyprodukowane i zamontowane przez fabrykę Romana Groniowskiego, mieszczącą się w tej samej dzielnicy przy ul. Emilii Plater w pobliżu Wilczej. Dodajmy, że była to największa fabryka wind w Polsce. Część z nich sunęła w przeszklonych szybach windowych. Ich lekkie, stalowe konstrukcje typu „HAZET” dostarczyła znana warszawska fabryka konstrukcji stalowych H. Zieleziński.

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Widok antresoli na głównej klatce schodowej od strony Nowogrodzkiej. Z prawej widać ogromne, dwuwarstwowe okno dzielone szprosami na mniejsze kwatery. Balustrady antresoli bardzo proste, wykonane z płaskowników. Pośrodku przeszklony szyb windy. Fot. 1934 Czesław Olszewski

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Fragmenty silnie przeszklonych wnętrz. Strona z „Architektury i Budownictwa” 1934, nr 11

Aby usprawnić nadawanie i odbieranie depesz, pomiędzy salami, w których urzędnicy przyjmowali depesze (ekspedycje depesz, centralę depesz) a salami wypełnionymi urządzeniami nadawczymi i odbiorczymi telegrafu, zamontowano transportery taśmowe. Jak pisał znawca tematu Ireneusz Zalewski, wprowadzano urządzenia prototypowe opracowywane w Państwowych Zakładach Teletechnicznych.

Innym nowoczesnym rozwiązaniem technicznym była poczta pneumatyczna. Zainstalowano ją w salach aparatów telefonów podmiejskich oraz międzymiastowych. Poczta pneumatyczna łączyła wszystkie łącznice z punktami kontroli oraz rachuby i przeznaczona była do odsyłania odpracowanych kartek przez telefonistki

Pośród innych nowoczesnych rozwiązań warto wspomnieć jeszcze automatyczną aparaturę do mierzenia temperatury na odległość[1] oraz zegary elektryczne. Złożony system wentylacji mechanicznej, ale też wodociągi, kanalizację oraz urządzenia gazowe i wodne zaprojektowała i wykonała kolejna firma mająca w pobliżu zakład produkcyjny i centralę, czyli Drzewiecki i Jeziorański. Jej centrala usytuowana była w al. Jerozolimskich, w miejscu dzisiejszego hotelu Marriott.

W nowym budynku mieszczącym m.in. urząd pocztowy oczywiście nie mogło zabraknąć budek telefonicznych, czyli jak wówczas pisano, publicznych rozmównic telefonicznych. W każdej znajdował się fotel skórzany i dwa stoliki. Poza nadaniem rozmównicom atrakcyjnego designu uwaga architektów skupiła się głównie na zapewnieniu tym pomieszczeniom maksymalnej dźwiękoszczelności. Rozmowy miały pozostać tajemnicą, niczym w konfesjonałach. Architekci eksperymentowali wprowadzając pionierskie rozwiązania.

„Kabiny zaopatrzone są w podwójne zamknięcia. Ich ściany są skonstruowane z dwóch warstw blachy żelaznej, pomiędzy którymi znajduje się izolacja z drobnego żwirku. Ponadto od wewnątrz ściany kabiny wyłożone są warstwą korka i szkła, podłoga gumą, zaś otwory są starannie uszczelnione. Z kolei przewody wentylacji zaopatrzone są w specjalne tłumiki” – wyliczał Puterman na łamach „Architektury i Budownictwa”.

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Hall wejściowy dla publiczności. Przeszklone, metalowe drzwi oraz turnikiety wykonała firma H. Zielezińskiego. Fot. Czesław Olszewski, „Architektura i Budownictwo” 1934, nr 11

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Fragment dolnej partii elewacji licowanej czerwonym piaskowcem dostarczonym przez firmę H. Sosonko, Wojciechowski inż z Warszawy. Wyżej elewacje wyprawione zostały szlachetnymi tynkami „Terrazyt”. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. Fragment dolnej partii elewacji licowanej czerwonym piaskowcem. Na kamieniu widoczne są łaty po ranach wojennych budynku. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Nowogrodzka 45. Gmach Urzędu Telekomunikacyjnego. W skrzydle mieszkalnym wznoszącym się od strony ul. św. Barbary czerwonym piaskowcem licowana jest tylko elewacja przyziemia. Fot. Jerzy S. Majewski

Jak pisał na łamach „Stolicy” Ireneusz Zalewski, praca w Urzędzie Telekomunikacyjnym dawała wysokie zarobki, lecz jej zdobycie nie było proste, gdyż pracownikom stawiano wysokie wymagania. Wprowadzono tu między innymi badania psychofizyczne kandydatek na telefonistki. Nawet pracownicy fizyczni musieli mieć ukończoną co najmniej szkołę powszechną. Zdaniem Zalewskiego pracownicy umysłowi przechodzili też okres próbny i w tym czasie otrzymywali status urzędnika prowizorycznego.

W starannym doborze pracowników nie było nic nadzwyczajnego. Wysokie standardy przyjęte zostały już bowiem znacznie wcześniej, w pierwszych latach XX w. wraz z usadowieniem się w Warszawie szwedzkiej firmy Cedergren, która po wygaśnięciu koncesji w 1901 r. na budowę i eksploatację sieci telefonicznej w Warszawie przez firmę Bella otrzymała nową koncesję na wiele lat.

Nowy koncesjonariusz przyjął w 1901 r. formalną nazwę Rosyjsko-Szwedzkie Towarzystwo H.T. Cedergren. W tym samym czasie Szwedzi otrzymali koncesję na sieć telefoniczną w Moskwie, a Lars Magnus Ericsson otrzymał zezwolenie władz rosyjskich na budowę fabryki telefonów w Petersburgu.

Henrik Tore Cedergren i Lars Magnus Ericsson blisko ze sobą współpracowali. Wzajemnie się też uzupełniali. Ericsson był światowej sławy konstruktorem i specjalistą od spraw technicznych. Tymczasem Cedergren miał żyłkę handlową. Otworzył spółce ekspansję na nowe rynki, gdzie przyjmował rolę operatora, oraz budował sieci połączeń wykorzystujących urządzenia opracowane i produkowane przez Ericssona.

Ekspansję Cedergrena i Ericssona wyróżniała jeszcze jedna cecha. Zawierane przez nich umowy nie były obliczone na spekulację i szybki zysk. Miały charakter długoplanowy. Nic dziwnego, że w niepodległej już Polsce Ericson stał się współudziałowcem powołanej z udziałem państwa Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej (PAST).

Tu przypomnijmy, że po wstępnych przymiarkach przejęcia sieci telefonicznej w Warszawie przez państwo ostatecznie Rząd Polski wraz ze szwedzkim Towarzystwem Akcyjnym Cedergren zawiązał Polską Akcyjną Spółkę Telefoniczną.

Na wiele lat zanim powstał PAST, w ślad za nowoczesnymi technologiami ze Skandynawii, Cedergren zaszczepił w Warszawie nowe metody pracy, etos pracy i postęp cywilizacyjny. W nowych budynkach Cedergrena przy Zielnej otwieranych w 1904 oraz 1910 r. telefonistki miały zaplecze socjalne, pomieszczenia do wypoczynku, miejsca, gdzie mogły zjeść, a sam dobór pracowników był bardzo staranny.

Podobnie później w gmachu Urzędu Telekomunikacyjnego przy Nowogrodzkiej uzyskanie pracy przez telefonistki u Cedergrena, później zaś w siedzibie PAST-y nie było łatwo. Przyszłe telefonistki przechodziły rozmowy kwalifikacyjne. Firma szukała dziewcząt ładnych, o miłym głosie, a ponadto mówiących w jakimś obcym języku. Przed rokiem 1915 bezwzględnie po rosyjsku. Dobrze, gdy mówiły po francusku lub niemiecku. Musiały być niezamężne i bezdzietne. Kandydatki na telefonistki przechodziły zatem ostrą selekcję.

Na posadach telefonistek pracowało dużo ziemianek, gdyż wybierano panny z dobrych domów. Do szwedzkiej wieży na Zielną nie trafiał nikt »tak po prostu«. Przyszłe telefonistki musiały przedstawić dokumenty potwierdzające ich „nieposzlakowaną opinię”, a najlepiej zostać polecone lub mieć kogoś z rodziny, kto już pracował i mógł poręczyć za nową pracownicę. Kryteria te, obowiązujące przed pierwszą wojną światową, nie zmieniły się także w latach międzywojennych, gdy w obyczajowości i życiu społecznym dokonywały się rewolucyjne zmiany. Dlatego na przykład podanie Róży Szpądrowskiej zaczyna się od słów: „Ja niżej podpisana ośmielam się prosić Ministerstwo Poczt i Telegrafów o zaliczenie mnie w poczet swego personelu. Wyznania jestem rzymsko-katolickiego, Polka, panna…”. A kończyło się zapewnieniem, że „Referencji o mnie może udzielić księżna Jadwiga Lubomirska (…) oraz prokurator Sądu Apelacyjnego”. Tak było w Cedergenie i potem centralach PAST-y.

Ostateczny, realizacyjny projekt gmachu „Cedergrena” przy ul. Zielnej z 1908 r. Sygnowany przez Bronisława Brochwicz-Rogóyskiego. Warszawa, Archiwum Państwowe Warszawy, zespół 1311/IV „Kolekcja planów architektonicznych”, sygn.. 120

Pseudośredniowieczna wieża Cedegrena przy ul Zielnej po 1910 r. Późniejsza PASTa. Projekt Izaak Gustaw Clason. Realizacja na miejscu Bronisław Brochwicz-Rogóyski. Fot. ze zbiorów Föreningen Stockholms Företagsminnen. Por. też „Ericsson 100 lat w Polsce”, Warszawa 2005

Po 1933 r. bardzo podobne standardy stosowano w trakcie przyjmowania pracowników w centrali przy Nowogrodzkiej. Pośród pracowników zdarzały się wyjątkowe osobowości. Należała do nich Helena Wielgomasowa, dziennikarka, aktorka, autorka zdecydowanie grafomańskich erotyków, współpracowniczka łódzkiej prasy: „Dziennika Łódzkiego” oraz tygodnika polityczno-satyrycznego „Wolna Myśl, Wolne Żarty”. Drugie z pism miało posmak sensacyjny i dość obrazoburczy. Niestety już w czasie okupacji Helena Wielgomasowa podejmie współpracę z „gadzinową” okupacyjną prasą polskojęzyczną. Wojskowy Sąd Specjalny Polski Podziemnej skazał ją wówczas na karę infamii. Jednak już w czasie powstania warszawskiego będzie ona sanitariuszką w szpitalu maltańskim. Jej dwaj synowie, powstańcy zostaną rozstrzelani przez Niemców pod koniec powstania przy wyjściu z kanału na Dworkowej.

W czasie okupacji budynek zajęli Niemcy. Urządzono tu oddział Deutsche Post Osten, czyli Niemieckiej Poczty Wschodu. Gmach przetrwał powstanie warszawskie i zaraz po wojnie ponownie został uruchomiony, choć okupanci wywieźli z niego większość urządzeń technicznych resztę zaś zdewastowali. Jeszcze przed 12 lutego 1945 r. w budynku ponownie zaczął działać urząd pocztowy[2], zaś prace przy ponownym wyposażaniu centrali międzymiastowej prowadzono od marca po październik 1945 r. Jednak wojenne losy gmachu i jego pracowników oraz powojenna odbudowa i rozbudowa to już całkiem inna opowieść.

Przeczytaj: Szlakiem modernizmu. Warszawa, Nowogrodzka 45. Telekomunikacja o stalowym szkielecie. Część 1: Szlakiem modernizmu. Warszawa, Nowogrodzka 45. Telekomunikacja o stalowym szkielecie. Część 2


[1] Nowy gmach centrali telegrafu i telefonów, „Kurier Warszawski” 1933, nr 182, s. 4, [4.07]

[2] ‘Życie Warszawy” 1945, nr 43. [12.02]