Pięć maleńkich miasteczek zawieszonych na skałach nad brzegiem Zatoki Genueńskiej było tak bardzo odciętych od świata, że mówiono w nich własnymi dialektami.
Ukrycie wśród nadmorskich gór stanowiło jednak ochronę przed piratami grasującymi na Morzu Śródziemnym w XV i XVI stuleciu.
Te miasteczka, to patrząc od zachodu Riomaggiore, Manarola, Corniglia, Vernazza i Monterosso al Mare.
Rozciągają się na długości ok. 10 km. Za ich plecami wznoszą się wysokie góry, a u ich stóp rozbijają się spienione fale morskie. Miejsce jest tak malownicze oraz unikatowe pod względem przyrodniczym i kulturowym, że w 1997 Cinque Terre wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zaś w 1999 stworzony tu został Park Narodowy. Stało się to zapewne w ostatniej chwili i pozwoliło uchronić miasteczka przez zabudową betonowymi hotelami oraz pocięcia schodzących ku morzu dolin drogami na estakadach.
Dziś dotarcie do miasteczek jest banalnie łatwe. Wystarczy wsiąść do pociągu na genueńskim dworcu Brignole, stacji w Rapallo czy w La Spezzi i dojechać koleją.
Tory w XIX w. poprowadzono wzdłuż Riviery di Levante w tunelach przebitych przez wnętrzności skalistych gór schodzących do samego morza. Cuda techniki wieku pary sprawiły, że pociąg jedynie na krótkie chwile wynurza się z tunelu, by ponownie wtoczyć się do wnętrza potężnych gór.
Zaskakująco wyglądają stacje kolejowe w miasteczkach. To kilkudziesięciometrowej długości perony pomiędzy wylotami tuneli.
Dodajmy, że współcześnie całe Włochy przekute są tysiącami tuneli, które sprawiają, że autostrady czy tory kolejowe nie pokonują gór serpentynami, lecz przecinają je tak, jakby Italia była płaska jak stół.
Na przykład całą trasę z Bolonii do Florencji składy pendolino pokonują z prędkością ponad 200 km w niekończącym się tunelu. Góry otaczające z trzech stron Genuę też dziś nie stanowią żadnej przeszkody.
To w dziedzinie komunikacji taka rewolucja, jak w medycynie wynalezienie aspiryny, antybiotyków i sztucznych organów. Wspólny mianownik jest jeden. Natura przestała determinować życie ludzkie tak, jak miało to miejsce kiedyś.
W przypadku pięciu miasteczek Cinque Terre jest to szczególnie widoczne. Kiedyś każde z nich było końcem świata, albo patrząc od ich środka, całym światem, za którym po drugiej stronie gór czy morza czaiło się nieznane.
W XXI w. największą trudnością wydostania się z Riomaggiore czy Vernazzy stanowi zapewne wciśnięcie odpowiednich przycisków w automacie biletowym Trenitalii.
Dziś Cinque Terre to produkt turystyczny z piękną architekturą, malowniczymi widokami i lokalnymi winami. Od wczesnej wiosny po zimę przyciąga tłumy turystów nie mniejsze od tych, jakie latem w naszych Tatrach czekają w kolejce, by wejść na szczyt Giewontu.
Miasteczka łączy oznakowany (niebieski) szlak, biegnący wzdłuż skalistego brzegu morza. Poprowadzony na kładkach przyklejonych do skał, wykutych w kamieniu schodach, wspinający się na wzgórza. Wejście na szlak jest płatne. Cena jest umiarkowana, choć niemal co roku nieco wyższa.
Warto się „szarpnąć” i wydać kilka euro więcej. Bo za tę cenę można otrzymać Cinque Terre Card (do nabycia na stacjach kolejowych, w punktach informacji turystycznej i na początku każdego odcinka szlaku).
Umożliwia ona nie tylko wejście na ścieżki, ale też darmowe korzystanie z pociągów i autobusów oraz wstęp do niektórych muzeów.
Czytaj dalej w części II:
Cinque Terre. Miasta ukryte przed piratami Sułtana. Część II