Dwie ulice Krzywe w dwóch miastach i dwie eleganckie niegdyś kamienice czynszowe z lat 30. XX wieku. W ubiegłym roku obie przeszły gruntowny remont elewacji i z brudnych kopciuchów zmieniły się w piękne księżniczki.
Kamienica przy Krzywej 12 w Krakowie wznosi się na rogu Rynku Kleparskiego i zawsze zachwycała mnie narożnikiem opracowanym niczym gigantyczna, modernistyczna loggia.
Jest dziełem krakowskich architektów Alfreda Düntucha i Stefana Landsbergera. Tak naprawdę nie jest to loggia, tylko efektownie zaprojektowane obramienie ujmujące taras (na pierwszym piętrze) i nad nim trzy wgłębne balkony.
Język architektury jest współczesny, modernistyczny – ale patrząc na budynek z lat 1937-1938 nigdy nie miałem wątpliwości, że architekci – jak to w Krakowie, puszczają oko i zdają się mówić: „to budynek nowoczesny, ale przecież jesteśmy w Krakowie. Mieście renesansu. Mieście kaplicy zygmuntowskiej, odrestaurowanego Wawelu i renesansowych loggii”.
Nie wyobrażam sobie, by podobny w formie dom mógł w latach 30. stanąć w Warszawie. Te aluzje nie są dosłowne, jak miało to miejsce gdzieś na początku XX stulecia, czy nawet widoczne jest w portalach niektórych krakowskich czynszówek z lat 30. Mimo to wyczuwa się je już na pierwszy rzut oka.
Narożną niszę – loggię, niczym bordiury arrasu ujmują po bokach boniowane pasy ze sztucznego kamienia. Dźwigają cienki daszek – okap. Ale to nie jest daszek, jaki znamy z warszawskich realizacji funkcjonalisty Juliusza Żurawskiego, czy zafascynowanego Italią Bohdana Pniewskiego. Ich daszki zdają się być lekkie niczym kartka papieru i niby latawce odrywają budynki od ziemi.
Daszek Düntucha i Landsbergera jest po krakowsku „renesansowy” ze stylizowanymi kasetonami w podniebiu i nie odrywa do lotu narożnika budynku, ale raczej przyciska go do ziemi.
Architekci nie zamierzali jednak przesadzać i wejście do luksusowej kamienicy zaprojektowali jak najbardziej współcześnie i modnie. Zgodnie z oczekiwaniami estetycznymi krakowskiej burżuazji. Znalazło się ono w lekkim podcieniu wspartym na okrągłych filarach. Wrażenie modnej nowoczesności dodaje tu po barokowemu falująca ściana elewacji, metalowa krata bramy i rozmaite drobiazgi. Wszystko opracowane staranie i z dbałością o szczegóły.
Jak pisze Barbara Zbroja w książce „Architektura Międzywojennego Krakowa 1918-1939”, budynek zbudowany został na zlecenie zarządu Fabryki Wyrobów Szamotowych i Fajansowych S.A. ze Skawiny.
„W jego składzie zasiadali Ludwik Merz i Arnold Ehrenpreis, należący do żydowskiej elity miasta – obaj spokrewnieni z [projektantem budynku] Stefanem Landsbergerem. Budowniczy był zięciem Natalii Falter, siostry Arnolda Ehrenpreisa, ich starsza siostra Stefania była żoną Ludwika Merza. Zapewne z powodów rodzinnych – ale nie można wykluczyć prestiżowych – zarząd skawińskiej fabryki polecił Düntuchowi i Landsbergerowi zaprojektowanie tego efektownego domu czynszowego” – czytamy w książce.
Warto tu jeszcze dodać, ze wieloletnim mieszkańcem kamienicy był Zbigniew Skolnicki, sprawujący urząd prezydenta Krakowa na początku lat 60. XX wieku
.
Kamienica ma swoją wojenną historię. Jej elewacja (wyprawiona szlachetnym tynkiem terraboną w kolorze piaskowym) od strony ulicy Krzywej dosłownie przecięta jest śladami po serii kul z karabinu maszynowego. To podobno był ostrzał z pokładu samolotu.
Po wojnie ta okaleczona elewacja, tak jak zresztą przytłaczająca większość innych elewacji krakowskich kamienic z lat 3., nigdy nie była odnawiana. I dobrze, bo gdyby zabrano się za remont w PRL-u, czy później w latach 90., to tynk z terrabony z domieszką miki znikłby pewnie pod prymitywnym barankiem czy warstwą tandetnej farby. Tak zniszczono większość elewacji warszawskich kamienic.
A przecież właśnie w szlachetnych wyprawach tynkowych tkwi znaczna część urody tych domów. Po drugie, zatarto by ślady wojny.
Do remontu przystąpiono w 2015 r. i trzeba przyznać, że jest to wzorowy remont konserwatorski. Wszystko na zlecenie wspólnoty mieszkańców. Remont zaprojektowała Maria Makarewicz, a wykonało „Przedsiębiorstwo Budowlane TF” z Krakowa. Elewacja powróciła do piaskowego koloru – tak lubianego przez zatwierdzające projekty władze budowlane międzywojennego Krakowa. Pozostawiono też ślady po kulach.
– Zachowanie tych śladów było wymogiem konserwatorskim – mówi kierownik budowy Franciszek Ślaga. Jak opowiada, elewacja była głównie myta. Najpierw wodą pod ciśnieniem, a potem czyszczona i zabezpieczana pastą.
– Na koniec piaskowaliśmy ją, by zatrzeć różnice w kolorze. Tam, gdzie elewacja wystawiona jest na spłukiwanie przez wodę, była jaśniejsza. Z kolei pod obramieniami okien, gzymsami, ciemniejsza – bo w miejscach tych zbierało się więcej wody – mówi Franciszek Ślaga. Miejscami konieczne były uzupełnienia tynków, które wykonała firma konserwatorska. Przyziemie to już nie terrabona, lecz wyprawa ze sztucznego kamienia. I ona została starannie oczyszczona. Niestety wspólnota nie zdecydowała się na jej zabezpieczenie warstwą antygraffiti.
Jest drobiazg, który moim zdaniem jest błędem. Przed wejściem do kamienicy niewielki podest wyłożony był charakterystycznymi dla lat 30. – kafelkami w formie gorsecików. Zastąpił je gres. Trochę szkoda, lecz jest to zmiana trudna do zauważenia i na pewno racjonalna – bo nowe rozwiązanie jest bardziej trwałe. Gorseciki, owszem, przetrwały i to na dużą skalę we wnętrzach budynku. W obszernym holu – bramie i na klatce schodowej.
Druga Krzywa jest w Katowicach. Tu u zbiegu z Batorego (adres Batorego 8) w 1937 r. stanęła prawdziwie wielkomiejska kamienica Maurycego Sercarza. Zaprojektował ją katowicki specjalista od luksusowych kamienic czynszowych Filip Brenner.
O zewnętrznej architekturze kamienicy czytamy w klasycznej już książce Waldemara Odorowskiego „Architektura Katowic w latach międzywojennych”: „Prostą bryłę urozmaica nadwieszony, obejmujący narożnik domu ryzalit, łączący się ze ścianą elewacji od ulicy Batorego za pomocą wydłużonych balkonów o pełnych obudowach. Równowaga brył i mocny rytm podziałów opartych na prostej linii dobrze świadczą o umiejętnościach Brennera, mimo niezbyt oryginalnej, dość schematycznej kompozycji”.
Wspomniane linie wydłużonych balkonów o łagodnych zaokrągleniach to rozwiązanie chętnie stosowane przez Brennera. Na mnie jednak największe wrażenie wywierają wielkie narożne okna osadzone nieomal w licu ściany. Takie rozwiązanie w końcu lat 30. musiało się bardzo podobać.
Po wojnie dom nigdy nie był z zewnątrz remontowany. Jak inne katowickie kamienice przez kolejne dziesięciolecia stał się nieomal czarny od brudu. I taką kamienicę fotografowałem jeszcze w końcu 2014 roku.
Remont jej elewacji miał miejsce w tym samym czasie, co w budynku przy Krzywej 12 w Krakowie. Efekt jest bardzo dobry, choć nie aż tak wyjątkowy, jak w przypadku realizacji krakowskiej.
Niestety, na razie renowacja budynku z lat 30., to w Katowicach rzadkość. Wielka szkoda – bo to właśnie zabudowa z tych lat jest prawdziwym pomnikiem czasów prosperity miasta w czasach II Rzeczypospolitej. Cechuje ją też wysoka jakość, która nie ustępuje realizacjom w krajach Zachodu.