Staram się wyobrazić sobie Monachium około połowy XIX wieku. W centrum stłoczone, wielowiekowe miasto z górującymi, gotyckimi jeszcze wieżami katedry mariackiej (Frauenkirche). Na obrzeżach zaś ogromna, przebogata rezydencja Wittelsbachów, „antyczne” forum w stylu starożytnej Grecji oraz rozsiane budowle w stylu włoskiego renesansu. Monachium czasów panowania króla Bawarii Ludwika I Wittelsbacha miało stać się Nowymi Atenami, ale też i nową Florencją
„Sztuka monachijska to ja” – miał mawiać o sobie Ludwik I Wittelsbach. Bawaria, choć istniała od stuleci, królestwem była wówczas od niedawna. Utworzył je Napoleon w roku 1806. Wcześniej była m.in. księstwem oraz od XVII w. niezależnym i dziedzicznym elektoratem Świętego Cesarstwa Niemieckiego. Władzę w swoich rękach od pokoleń dzierżyła dynastia Wittelsbachów. Ludwik I tron bawarski objął w roku 1825 (tu, na samym początku zaznaczmy, że Ludwik I nie był tożsamy z powszechnie dziś znanym, szalonym królem Bawarii Ludwikiem II. Był on dziadkiem Ludwika II.)
Król był autentycznym mecenasem sztuki. Znał się na niej. Sprowadzał do Monachium architektów, malarzy, rzeźbiarzy, ale też uczonych. Ściągał rzeźby oraz okruchy zabytkowych budowli z Italii i Grecji. Kolekcjonował i budował. Kochał się w greckim antyku i florenckim renesansie.
Ludwik jeszcze jako następca tronu zebrał sporą kolekcję antycznych rzeźb. Zaczął ją tworzyć już w 1804 r. Kilkanaście lat później zamówił u Bertela Thorvaldsena, najwybitniejszego wówczas obok Antonia Canovy rzeźbiarza klasycyzmu, rekonstrukcję brakujących fragmentów rzeźb pochodzących z greckiej wyspy Egina. Thorvaldsen, Duńczyk pracujący w Rzymie (m.in. autor warszawskich pomników Mikołaja Kopernika i ks. Józefa Poniatowskiego) postąpił inaczej niż Canova, który sprzeciwił się rekonstrukcji marmurów z Partenonu w Atenach przywiezionych przez lorda Elgina i po raz pierwszy pokazywanych publicznie w 1816 r.
W tymże samym 1816 r. Ludwik podjął decyzję wzniesienia prawdziwie greckiego budynku na pomieszczenie kolekcji. Budowa ślimaczyła się latami, jednak w ostateczności królowi udało się na granicy ówczesnych rogatek miejskich stworzyć zachowaną do dziś, unikatową przestrzeń niemieckich Nowych Aten. Miała ona stanowić pomnik wielkości starożytnej Grecji. Tworzy ją nie tylko gmach Gliptoteki, ale też cała zabudowa Königsplatz, czyli Placu Królewskiego. Stoi tu też wniesiony nieco później budynek wystaw, mieszczący obecnie Państwowe Zbiory Starożytności, a także Propyleje planowane przez wiele dekad i ostatecznie zrealizowane na kilka lat przed śmiercią Ludwika.
Dziś pomimo przejeżdżających samochodów i bezdomnych śpiących nocą pod portykami wszystkich trzech budowli, nadal króluje tu duch antyku. Zabudowa i przestrzeń Königsplatz były wariacją na temat Akropolu oraz greckiej agory. Nie takiej, jakie dziś znamy, ale takiej, jaką sobie wówczas wyobrażano i która odpowiadałaby ówczesnym oczekiwaniom Leopolda.
Pierwsze wizje urbanistyczne Königsplatzu naszkicował Karl von Fischer. Jednak ostatecznie projektantem został charyzmatyczny architekt Leo von Klenze. Obok Schinkla Klenze to bodaj najwybitniejszy przedstawiciel klasycyzmu i romantyzmu w architekturze niemieckiej. Uczył się w Berlinie, w Paryżu praktykował u samego Perciera i Fontaine’a, wędrował po Italii, w latach 1804-1813 był nadwornym architektem w Kassel, wreszcie w 1816 r. Ludwik mianował go architektem dworu bawarskiego.
Gliptoteka to budowla wzniesiona na rzucie kwadratu, złożona z czterech skrzydeł wokół dużego, kwadratowego dziedzińca. Wznosi się z boku Placu Królewskiego a pośrodku jej fasady stanął monumentalny portyk wsparty na dwóch rzędach kolumnach jońskich. Tympanon obowiązkowo, jak w antycznych świątyniach greckich, wypełniła grupa rzeźbiarska z przedstawieniem Ateny jako opiekunki sztuk plastycznych. Jej autorem był Johann Martin Wagner, który już wcześniej na polecenie następcy tronu Ludwika uczestniczył we wspomnianej renowacji starożytnych rzeźb z wyspy Eginy. Warto wspomnieć, że w 1825 r. Ludwik I już po wstąpieniu na tron nadał Wagnerowi tytuł szlachecki w uznaniu jego rozległej wiedzy w dziedzinie historii sztuki. Taki to był król mecenas!
Wystrój rzeźbiarski elewacji dopełniają figury ustawione w niszach. Obok Fidiasza, czy Hefajstosa stanęły tu też figury współczesnych Ludwikowi artystów Antonio Canovy i Bartela Thorvaldsena. Dodajmy, że pierwotnie obok antyków eksponowano także ich dzieła. Niezrównane, cieszyły się one nie mniejszą popularnością od starożytnych oryginałów.
Wewnątrz budynku w narożnikach na styku skrzydeł zaprojektowane zostały sale nakryte kopułami. Dziś, po odbudowie ze zniszczeń drugiej wojny światowej, wnętrze budynku jest monochromatyczne i bardzo surowe. W czasach Ludwika I było ono jednak pełne barw. Wymalowali je dwaj malarze. Nazareńczyk Peter von Cornelius i jego uczeń Wilhelm von Kaulbach, choć projekty dekoracji malarskiej wraz z aranżacją ekspozycji tworzył też Klenze. Wnętrza miały też starannie zaprojektowane dekoracje sztukateryjne.
Zwiedzający, chodząc po budynku w kółko, oglądają imponującą kolekcję rzeźb. Gliptoteka była pierwszym publicznym muzeum w Monachium. Warto sobie uświadomić, że w pierwszej połowie XIX w., gdy dopiero powstawały pierwsze wielkie muzea, oglądanie pod jednym dachem kolekcji rzeźb antycznych było dużym przeżyciem artystycznym i intelektualnym. Zapewne dostępnym nie dla każdego.
W roku 1832 musiało się spełnić marzenie Ludwika I. Jego 17-letni wówczas syn Otton został pierwszym królem Grecji, wyzwolonej spod panowania tureckiego. O powołaniu Wittelsbacha zadecydowały ostatecznie europejskie mocarstwa, Wielka Brytania, Francja i Rosja. Jednak przed Ludwikiem otwierały się nowe możliwości, także w tak ważnym dla króla wymiarze duchowym i artystycznym. Panowanie młodziutkiego Ottona związane było z twardą polityką i realiami. Jednak sama idea osadzenia własnego syna na tronie odrodzonej Grecji musiała wydawać się Ludwikowi nierealnie romantyczna. On, który u siebie wznosił miniaturę Aten, teraz mógł pośrednio uczestniczyć w odbudowie prawdziwych, greckich Aten. Mógł też traktować odbudowę Grecji w kategoriach interesu rodzinnego. W 1834 r. synowi posłał z odsieczą swego najlepszego architekta Leo von Klenza, który miał zająć się budową pałacu królewskiego. Klenze wdrapywał się na Akropol, mierzył go i opukiwał i podobnie jak Karl Friedrich Schinkiel, z zachowanych okruchów szkicował jego rekonstrukcje.
Gdy podjęto decyzję o przeniesieniu greckiego dworu królewskiego z Napflionu do strasznie wówczas prowincjonalnych Aten, budowa pałacu stała się priorytetem. Kiedy zaś miasto odwiedził brat Ottona książę Maksymilian, zaproponował, by pałac królewski ulokować na Akropolu. O tym marzył Karl Friedrich Schinkiel, przedstawiając swoje projekty i snując swe romantyczne wizje antycznej przeszłości. Na szczęście do realizacji nigdy nie doszło. Oznaczałaby zniszczenie Akropolu.
Rzecz jasna o budowie pałacu decydowano jednak nie w Nafplionie czy Atenach, lecz właśnie w Monachium, a realizację finansował król Bawarii Ludwik I. On też zatrudniał architektów. Ludwik, odwiedzając Ateny na przełomie 1835 i 1836 roku nie nalegał na Akropol. Ostatecznie pałac powstał przy dzisiejszym placu Syntagma, pomiędzy Akropolem a najwyższym w Atenach wzgórzem Lykavittos. Projekt budowy pałacu królewskiego w Atenach powierzono architektowi Friedrichowi νon Gaertnerowi, który z zadania moim zdaniem wywiązał się średnio. Brakowało mu wielkiego talentu von Klenza czy Schinkla. Budowa zaczęła się 6 lutego 1836 r. i trwała do 1838 r., kiedy to para królewska, Otto I wraz z królową Amelią Oldenburg, wprowadziła się do nowej rezydencji.
Powróćmy jednak do Monachium. To zapewne w Atenach zrodziła się ostateczna wizja architektoniczna Propylei w Monachium, które pierwotnie miały być bramą miejską. Ich projekt był gotowy przed 1842 r. W 1848 r. Leo von Klenze namalował nawet obraz ukazujący Königsplatz z Propylejami. Był to zabieg promocyjny, porównywany z dzisiejszymi wizualizacjami projektów architektonicznych.
Zanim jednak miało to miejsce, po drugiej stronie placu, na wprost Gliptoteki w latach 1838-1848 stanął pozornie zbliżony do niej budynek, mieszczący dziś zbiory antyków. Pierwotnie przeznaczony był na sale wystaw czasowych. I on stanął na zlecenie króla Ludwika I, a jego projekt sporządził Georg Friedrich Ziebland. Tym razem portyk zaprojektowany został w porządku korynckim. W elewacji nie ma nisz z rzeźbami, całość zaś wspiera się na wysokim cokole, nie zaś na stylizowanej krepidomie. Budynek jest bowiem znacznie bardziej wyniesiony w terenie, co sprawia, że wiodące do niego schody są znacznie wyższe niż w Gliptotece. Pole tympanonu pośrodku wypełniła alegoryczna figura Bawarii.
Tymczasem na tyłach budynku zgodnie z projektem Zieblanda zbudowana została bazylika św. Bonifacego. Nawiązywała kształtem do bazylik wczesnochrześcijańskich, a w fasadzie wrażenie wywiera głęboki podcień wsparty na rzędzie kolumn o bogato dekorowanych „wczesnośredniowiecznych” głowicach. Jednak dzisiejszy kształt bazyliki na skutek zniszczenia i powojennej odbudowy jest dziś zniekształcony.
W tym samym 1848 roku, w którym Leo von Klenze malował wizję Propylejów, Ludwik I zmuszony został do abdykacji na rzecz swego syna Maksymiliana II. Europę ogarniała Wiosna Ludów. Rządy Ludwika początkowo liberalne, po rewolucji lipcowej w Paryżu w 1830 r., która zmiotła z tronu francuskiego Burbona, króla Karola X Filipa, stawały się coraz bardziej reakcyjne. Król w latach 40. XIX w. tracił w Bawarii popularność z powodu podnoszonych podatków, gorszej sytuacji gospodarczej, ale też zaprowadzania cenzury i licznych skandali związanych z jego kolejnymi kochankami.
Abdykacja Ludwika I sprawiła, że pomysł domknięcia Placu Królewskiego Propylejami został odrzucony i to na bardzo długo. Ludwik I powrócił do niego dopiero w latach 50. XIX w., finansując realizację z własnych pieniędzy. Ostatecznie budowla zaprojektowana przez Leo von Klenza ukończona została w 1862 r. Brama wzniesiona została jako pomnik walk Greków o niepodległość, której w latach 20. i 30 XIX w. kibicowała niemal cała Europa, oraz jako pamiątka wstąpienia na tron grecki Ottona I. Ironia losu sprawiła, że w tymże samym 1862 r. roku syn Ludwika Otton w wyniku zamachu stanu został zrzucony z tronu greckiego i wraz z żoną powrócił do Bawarii.
Propyleje z bramą przejazdową pośrodku architektoniczne stanowią wariację na temat ateńskiego wejścia na Akropol. Przelot bramny ma z zewnątrz formę portyku doryckiej świątyni. W ten sposób wokół placu zawarte zostały wszystkie trzy porządki antyczne. Dorycki w Propylejach, joński w Gliptotece i koryncki w dawnym gmachu wystaw czasowych. Jednak i w Propylejach znajdują się kolumny jońskie. Wewnątrz bramy dźwigają strop. Po bokach korpus środkowy ujmują dwie baszty na rzucie kwadratu, optycznie zwężające się ku górze. I ta budowla wzniesiona została z bloków marmuru. Płaskorzeźby na fasadzie ukazują m.in. sceny z greckiej wojny o niepodległość. Stworzył je Ludwik Schwanthaler. Dodajmy, że Klenze wiedział już, że w antycznych Atenach marmurowe ściany budynków były polichromowane. Nie potrafił jednak tak dobrać farby, aby w warunkach Monachium zachowały trwałość na marmurze. Stąd ponoć pomysł na dekoracje rzeźbiarskie.
W czasach nazistowskich w latach 1933-37 wokół Königsplatz stanęły nowe, monumentalne budowle, które miały zdominować założenia z czasów Ludwika I. Jest to jednak temat na osobny artykuł. Naloty alianckie pod koniec drugiej wojny światowej przyniosły znaczne zniszczenie budynków z czasów Ludwika I. Odbudowano je, lecz już w nieco uproszczonej formie. Pomimo to wciąż istnieją, przyciągając ludzi do mieszczących się tu muzeów.
Na zakończenie tej części wspomnijmy tu o jeszcze jednej monumentalnej, monachijskiej budowli w stylu greckim. Jest to Hala Sławy (Ruhmenshalle), wznosząca się na stoku niskiego wzniesienia ponad rozległą płaszczyzną Błoni Teresy (Theresienwiese). Budowla powstała już po abdykacji Ludwika I, za czasów panowania Maksymiliana II, ale zaprojektował ją Leo von Klenze. Ponad nią góruje wysoki na 18 metrów brązowy posąg Bawarii autorstwa Ludwiga Michaela Schwanthalera. Jest to budowla czysto symboliczna w formie galerii na rzucie litery C, wspartej na doryckich kolumnach i przeznaczona do eksponowania galerii posągów ważnych osobistości z Bawarii, Palatynatu, Frankonii i Szwabii. Ogromny posąg Bawarii dostrzeże każdy, kto przybędzie do któregoś z namiotów podczas Oktoberfest na Błoniach Teresy. Oczywiście przed piwnym szaleństwem. Dodajmy, że także to najsłynniejsze święto piwa na świecie wiąże się z Ludwikiem I Wittelsbachem. Pierwszy festyn miał miejsce na łąkach pod murami miasta, czyli dzisiejszych błoniach 12 października 1810 r. z okazji ślubu następcy tronu księcia Ludwika z księżniczką saską Therese von Sachsen-Hidburghausen.
***
W kolejnej części piszę o florenckich i bardziej ogólnie włoskich fascynacjach w sztuce Monachium czasów Ludwika I Wittelsbacha.