To nie warszawski drapacz Prudential lecz Torengebouw w Antwerpii był najwyższym wieżowcem międzywojennej Europy. W roku 1940 palmę pierwszeństwa przejął Torre Piacentini w Genui.
O wieżowcach, takich jak w Ameryce, Europa marzyła już przed pierwszą wojną światową. W prasie fachowej, także polskiej (np. na łamach Przeglądu Technicznego) z entuzjazmem publikowano relacje z budowy kolejnych „wieżownic” w Nowym Jorku czy Chicago.
Największe wrażenie wywierało tempo ich budowy. Błyskawiczny montaż konstrukcji z metalowych belek łączonych nitami.
Imponował choćby Reliance Building w Chicago projektu D. H. Burnhama i J. W. Roota z lat 1890-1894. Budynek miał 14 pięter, elektryczne windy i absolutnie nowatorską konstrukcję ramową, gdzie kamienne elewacje zastąpiła wyeksponowana rama konstrukcyjna i ogromne tafle okien. To była rewolucja w projektowaniu budynków.
Tymczasem ukończony w 1910 r. warszawski drapacz chmur centrali telefonicznej Cedergren przy Zielnej (wysoki na ponad 51 metrów, był wtedy prawdopodobnie najwyższym drapaczem chmur na kontynencie europejskim) pomimo nowoczesnych rozwiązań technicznych i secesyjnych wnętrz, z zewnątrz ucharakteryzowany był na średniowieczną wieżę z barokowym portalem.
Na tym tle nieprawdopodobne wrażenie musiały wywierać futurystyczne koncepcje marzyciela wizjonera – Antonio Sant’Elii. W 1914 r. stworzył wizję miasta XX-wiecznego. Tu już nie było miejsca na gotyckie wieże i barokowe fasady projektowane przez architektów-„cukierników”. Jego rysunki utrzymane są w nastroju wczesnego modernizmu i później secesji wiedeńskiej.
Jednak była to już nowa jakość. W gruncie rzeczy szalona i przerażająca. Potężne wieżowce o bebechach poprzecinanych arteriami komunikacyjnymi prowadzonymi na plątaninie estakad. Była to wizja nierealna. Pozostająca w sferze wyobraźni. W równym stopniu futurystyczna i nieludzka, co współczesne nam wizje miasta-planety w gwiezdnych wojnach.
Ziarno jednak zostało rzucone. Ledwo zakończyła się wielka wojna, gdy na deskach architektów powstawało wiele projektów wieżowców. W Warszawie chciano zbudować taki kolosalny budynek przy Wareckiej.
We Wrocławiu Max Berg już w 1920 r. przedstawiał kolejne koncepcje ponad dwudziestopiętrowego wieżowca pośrodku wrocławskiego rynku, tuż obok gotyckiego ratusza.
W tymże samym roku w Gdańsku Bruno Bahr planował budowę ponad 25-piętrowego drapacza, zaś rok później czołówka niemieckich architektów uczestniczyła w konkursie na wieżowiec przy Friedrichstrasse w Berlinie. Nie ograniczano się do projektów, choć realizacje nie były aż tak imponujące.
W Düsseldorfie Wilhelm Kreis buduje w latach 1922-1924 dwunastopiętrowy Wilhelm-Marx-Haus, utrzymany w stylistyce ekspresjonizmu. Eugen Schmohl konstruuje podobnej wysokości wieżowiec Borsiga w Berlinie (1922-1924).
We Wrocławiu w latach 1926-1929 staje 10-piętrowa wieża gmachu poczty projektu Lothara Neumanna, zaś w latach 1930-1931 u zbiegu Rynku i Placu Solnego dziewięciopiętrowy wieżowiec Miejskiej Kasy Oszczędności projektu Heinricha Rumpa.
O ile jednak drapacze z początku lat 20. mogły imponować swoimi rozmiarami, to na przełomie lat 20. i 30. XX wieku – dziesięcio- czy dwunastopiętrowe budynki należały już do drugiej ligi wysokościowców.
W początku nowej dekady prymat zdobył i utrzymał przez blisko 10 lat wysoki na 87 i pół metra Torengebouw w Antwerpii.
To holenderskojęzyczne miasto w Belgii doznało znacznych zniszczeń w trakcie ostrzału przez Niemców podczas oblężenia w 1914 roku. Pociski zdruzgotały wówczas całe kwartały historycznej zabudowy. Także w pobliżu gotyckiej katedry.
Już w 1919 r. władze miasta rozpisały konkurs na nową zabudowę w rejonie Schoenmarkt i Beddenstraat.
U schyłku dekady teren ten przeznaczono pod budowę kompleksu nowoczesnych budynków. Tak zaczęła rosnąć wieża konkurująca w panoramie miasta z wieżą katedry wysoką na 123 metry. Władze miasta w 1928 r. sprzedały inwestorom teren pod budowę, zapisując jednocześnie w umowie sprzedaży polecenie wzniesienia w tym miejscu budynku „w nowoczesnym stylu”.
Projektantami gmachu była trójka architektów: Emiel van Averbeke (główny architekt miejski), Jan R. Van Hoenacker i Jos Smolderen. Realizację powierzono firmie „Societe Anonyme, anciennement Dumon & Vander Vin”, zaś konstrukcje montowała firma Demag z Duisburga. Prace zaczęły się na kilka miesięcy przed wybuchem wielkiego kryzysu w lutym 1929 roku.
25 października na grubej na dwa metry płycie fundamentowej zaczęto montować stalowy szkielet konstrukcyjny. Tak jak w Ameryce metalowe belki łączono za pomocą śrub i nitów.
Rzut kolejnych kondygnacji stanowi siatka słupów o rozstawie 3,5 na 5 metrów. Tymczasem ściany zewnętrzne obłożone zostały białym kamieniem sprowadzonym z Burgundii.
Budowę ostatecznie ukończono w grudniu 1931 r., choć sklepy na parterze wynajmowano już od jesieni tego roku. Ten ogromny biurowiec był obiektem wielofunkcyjnym. Znalazły się w nim sklepy, biura i mieszkania.
Oglądając masywne, kamienne elewacje wieżowca łatwo się przekonać, że nie była to architektura awangardowa. Budowla jest masywna. Pomimo wąskiej wieży wysmuklonej pionami wykuszy i zwężającej się ku górze, ozdobionej kamiennym detalem figuralnym o stylistyce art deco.
Zanim przy Placu Napoleona w Warszawie wyrósł 16-piętrowy Prudential, najwyższy budynek ówczesnej Polski wznosił się w Katowicach.
Wielkim zwolennikiem nowoczesnej architektury modernistycznej był Michał Grażyński, który po zamachu majowym w 1926 r. został mianowany wojewodą śląskim.
To prosta, ahistoryczna architektura miała udowadniać, jak bardzo unowocześnia się przyłączona do Polski część Górnego Śląska – styl kojarzący się z polskością, ale i podkreślający rangę najbogatszej dzielnicy kraju. ”My tu nie chcemy być tylko szarymi pracownikami chleba powszedniego, twórcami dóbr materialnych, ale mamy tę ambicję, by w ogólnopolską melodię wnieść mocny głos” – głosił Grażyński.
Takim mocnym głosem były dwa wysokościowce w budowanej nowej dzielnicy administracyjnej Katowic.
Pierwszy z nich, przeznaczony na mieszkalny dla profesorów Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych (utworzonych z inicjatywy wojewody Grażyńskiego), był eksperymentem architektonicznym. Już w 1929 zaprojektował go w stalowym szkielecie konstrukcyjnym Eustachy Chmielewski (Wojewódzka róg Kobylińskiego).
Bryłę wieżowca urozmaica potężny wykusz, ciągnący się przez wszystkie piętra. Pozbawione detalu elewacje do dziś oddziaływają jedynie doskonałą harmonią proporcji. Architekt wprowadził typowe dla architektury funkcjonalizmu narożne okna i wyoblone naroża balustrad balkonowych.
Eksperyment się udał. Grażyński był zachwycony. Szybko doprowadził do budowy drapacza z prawdziwego zdarzenia z biurami oraz mieszkaniami dla pracowników Urzędu Skarbowego (ul. Żwirki i Wigury).
Budynek stanął w 1934 roku. Powstał w szkieletowej konstrukcji stalowej, przy projektowaniu której uczestniczył Stefan Bryła (projekt Tadeusz Kozłowski).
Całość składa się z pięciopiętrowego skrzydła biurowego od strony ul. Żwirki i Wigury i dwunastopiętrowej wieży mieszkalnej o urozmaiconej architekturze, kontrastującej z prostotą niższych skrzydeł.
Takie rozwiązania jak pionowe rzędy „szuflad” balkonów, czy podcięty w parterze narożnik należą do repertuaru form typowych dla funkcjonalizmu. Gmach miał aż trzy windy, zbiorniki na wodę na ostatnim piętrze, oraz taras widokowy na dachu, ponad którym tuż przed wojną zamontowano stanowisko działka przeciwlotniczego.
Aż dziw, że w tak nowoczesnym budynku w umieszczonej w podziemiu pralni, prało się jak sto lat wcześniej – na ręcznych tarach, jednak już w suszeniu pomagała elektryczna suszarnia.
W wieżowcu znalazły się zarówno duże, ponad 140-metrowe apartamenty, jak i małe mieszkania kawalerskie.
Dla wojewody Grażyńskiego liczyła się wymowa ideowa budynku. Przerastał on wysokością budynki wznoszone przez Niemców w ich części Śląska. Stalowy szkielet, tak jak i niemal w tym samym czasie szkielet warszawskiego Prudentialu, powstał w śląskich hutach.
Niemal w tym samym czasie, co budowa antwerpskiego Torengebouw, zaczęło się wznoszenie warszawskiego wieżowca „Prudential” przy Placu Napoleona. Projektantem był Marcin Weinfeld współpracujący z architektem Juliuszem Zaleskim, który przedstawił wówczas kilka wariantów projektu.
Wybrano wersję najnowocześniejszą i w swej prostocie najbardziej elegancką.
Weinfeld zaprojektował 16-piętrową wieżę od strony Placu Napoleona, pnącą się na wysokość 66 metrów i niższą, sześciopiętrową część od strony Świętokrzyskiej.
Fundament i dwie podziemne kondygnacje miały konstrukcję żelbetową. Wyższe partie budowli starannie opracowany stalowy szkielet konstrukcyjny.
Jego głównym projektantem był Stefan Bryła, słynny konstruktor, pionier spawalnictwa, a także polityk lwowskiej chadecji i w latach 1926-1935 poseł na sejm RP.
Projekt roboczy konstrukcji pod kontrolą Bryły opracowano w wyspecjalizowanych biurach: „Towarzystwa Rudzki i Ska” – dla wieży, oraz śląskiej „Huty Pokój” dla części 5-piętrowej. Konstrukcja okazała się być prawie niezniszczalna. Ani drgnęła, gdy w czasie Powstania Warszawskiego trafiały w nią pociski z działa oblężniczego.
Niestety niedługo po rozpoczęciu budowy drapacza dotychczasowy świat się zachwiał. Do Polski dotarł wielki kryzys. W kraju pozbawionym kapitału, jego skutki okazały się znacznie bardziej dotkliwe niż na Zachodzie. Realizacja wlokła się i ukończono ją dopiero w 1934 r.
Budynek mógł zachwycić architekturą. Gładki cokół obłożony został polerowanym czeskim granitem, a główne wejście podkreślał oszczędny w wyrazie portyk. Nad bocznymi wejściami umieszczono brązowe rzeźby z alegoriami handlu i przemysłu dłuta Ryszarda Moszkowskiego. Drzwi zdobiły blachy z patynowanej miedzi. Wyżej wieża zwężała się uskokami. Jej wysmukłość podkreślały dość delikatne lizeny i wielkie pionowe okna bocznych partii budowli.
Podobnie jak wiele amerykańskich drapaczy chmur, nocą budynek był iluminowany. Gmach kojarzył się z dużo wyższymi wieżowcami amerykańskim, ale w zestawieniu z art decowymi drapaczami chmur Nowego Jorku czy Chicago, odznaczał się nowocześniejszymi formami i znakomitymi proporcjami. Był też zgrabniejszy od dekoracyjnego europejskiego superwieżowca Torengebouwen.
Prudential szybko stał się przedmiotem dumy warszawiaków i jednym z symboli nowego miasta. Pokazywano go przyjezdnym, fotografowano. W lipcu 1938 r. „Kurier Warszawski” poinformował, że na dachu wieżowca zainstalowano maszt anteny telewizyjnej. Na dowód gazeta pokazała fotografię informując, że zostanie ona uruchomiona jesienią.
Na ostatnim piętrze luksusowego i supernowoczesnego wieżowca już w 1937 r. ulokowała się instytucja przyszłości. Eksperymentalne studio telewizyjne. 26 sierpnia 1939 r. to stąd wyemitowana zostanie pierwsza, próbna transmisja telewizyjna z udziałem popularnego piosenkarza Mieczysława Fogga. Na pięć dni przed wybuchem wojny eksperymentalna telewizja z telekina pokaże też film ”Barbara Radziwiłłówna” z Jadwigą Smosarską w roli głównej.
Kilka dni później zacznie się druga wojna i nastąpi katastrofa Polski. W odległej Italii, bezpośrednie skutki wojny długo jeszcze nie będą odczuwalne. Życie będzie toczyć się zwykłym torem, a w portowej Genui stanie nowy, najwyższy budynek kontynentu. Ta „atutowa” wieża miała stać się pomnikiem epoki faszyzmu i wyrośnie obok nieco starszej i nieco niższej.
Jej projekt był dziełem Marcello Piacentiniego – będącego we Włoszech Mussoliniego rodzajem odpowiednika Alberta Speera w hitlerowskich Niemczech.
Zresztą do dziś budynek określany jest jako Torre Piacentini (konstrukcja Angelo Invernizzi i Eugenio Traverso). I choć to architektura komercyjna, był to budynek – manifest. Gmach piętrzy się na 108 metrów (z masztem 120).
Rzucającym się w oczy wątkiem genueńskim jest wykładzina elewacji – obłożona kamieniem układającym się na przemian w pasy w barwie jasnego piaskowca i kawy z mlekiem. Takie właśnie elewacje mają genueńskie świątynie.
Wnętrze w chwili powstania musiało szokować. Budynek pomimo swej faszystowskiej genezy nie jest wcale odstręczający. Jego przyziemie otaczają tak częste w Italii podcienia, w których toczy się życie ulicy. Obok witryn eleganckich sklepów były tu i są nadal barki, w których można siąść przy stoliku i wypić kawę, schować się przed deszczem czy upałem.
Wnętrze gmachu ozdobiły mozaiki. Zamontowano tutaj też wyłożone drewnianą boazerią schody ruchome wiodące do ogromnych pomieszczeń w podziemiu. Na ostatnim piętrze znalazł się taras widokowy.
O ile w Antwerpii nowy wieżowiec zaczęto budować w miejscu zburzonej w czasie wojny, zabytkowej zabudowy, to w Genui władze partyjne same zaleciły zburzenie zabytkowych kwartałów zabudowy.
Pod nowy plac Dantego rozebrano dziesiątki domów tuż za pochodzącą z 1155 r. Porta Soprana.
Tu, już za murami dawnej Genui, miało znaleźć się nowe, finansowe centrum miasta. Genua wciąż miała wielkie ambicje i tak po obydwu stronach ciasnego placu stanęły dwa drapacze chmur. Chaos, jaki wówczas wprowadziły w panoramie Genui, jest w jakimś stopniu odbiciem anarchistycznego ducha miasta.
Piacentini już w 1930 r. sformułował zasady oficjalnej polityki architektonicznej faszystowskich Włoch. Architektura ta wyraźnie odwoływała się do metafizycznego malarstwa Giorgio de Chirico – pełnego budowli o lapidarnych bryłach i arkadowych podcieniach.
Jak dziś oceniają włoscy historycy sztuki, Piacentini operował „prostymi, masywnymi, wręcz opresyjnymi formami architektonicznymi, oderwanymi od konkretnych właściwości materiału i wyobcowanych od człowieka”.
Pomimo monumentalizmu niektórych założeń była to jednak architektura nacechowana elegancja i harmonią – nawet tam, gdzie architekt tworzył założenia na ogromną skalę, takie jak niedaleka genueńska Piazza della Vittoria.