Skip to content

Osobisty przewodnik po miejscach niezwykłych

Kościół Franciszkanów w Krakowie, bazylika św. Antoniego w Padwie, Droga Krzyżowa w Jerozolimie. Piotr Bielenin, autor „Osobistego przewodnika po miejscach niezwykłych” prowadzi nas śladami franciszkanów i odsłania przed nami wiele miejsc niejako od środka.

Kraków. Kościół św. Franciszka widziany od strony prezbiterium. Z tej perspektywy zobaczyć można najstarsze, jeszcze XIII-wieczne mury kościoła. Jego budowę podjęto w 1255 r. z fundacji Bolesława V Wstydliwego, księcia krakowskiego i sandomierskiego oraz jego siostry bł. Salomei, pierwszej polskiej klaryski. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół św. Franciszka widziany od strony prezbiterium. Z tej perspektywy zobaczyć można najstarsze, jeszcze XIII-wieczne mury kościoła. Jego budowę podjęto w 1255 r. z fundacji Bolesława V Wstydliwego, księcia krakowskiego i sandomierskiego oraz jego siostry bł. Salomei, pierwszej polskiej klaryski. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Tadeusz Popiel. Mozaika ze św. Franciszkiem na zewnętrznej ścianie prezbiterium. Około 1910 r. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Tadeusz Popiel. Mozaika ze św. Franciszkiem na zewnętrznej ścianie prezbiterium. Około 1910 r. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Klasztor Franciszkanów od strony ulicy Franciszkańskiej. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Klasztor Franciszkanów od strony ulicy Franciszkańskiej. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Klasztor Franciszkanów. Krużganek klasztorny. Portrety biskupów krakowskich umieszczane tu były co najmniej od XV stulecia. W głębi widać polichromię z Assuntą, przedstawieniem Matki Boskiej wniebowziętej stojącej na księżycu. Fot Jerzy S. Majewski
Kraków. Klasztor Franciszkanów. Krużganek klasztorny. Portrety biskupów krakowskich umieszczane tu były co najmniej od XV stulecia. W głębi widać polichromię z Assuntą, przedstawieniem Matki Boskiej wniebowziętej stojącej na księżycu. Fot Jerzy S. Majewski

Autor przewodnika sam jest franciszkaninem i podróżnikiem zarazem. Franciszkanie, zakon żebraczy Braci Mniejszych (Ordo Fratrum Minorum) zawsze wędrowali. Ci pierwsi za czasów św. Franciszka z Asyżu (XIII wiek) początkowo w ogóle nie mieli stałych siedzib. A gdy już zaczęli budować klasztory, nie obowiązywał w nich charakterystyczny dla części innych zgromadzeń zakonnych „stabilitas loci”, czyli stałość miejsca. Śluby „stabilitas loci” składali m.in. benedyktyni.

Tym, co mnie fascynuje w zgromadzeniach zakonnych, jest ciągłość i uniwersalizm. Franciszkanie istnieją nieprzerwalnie od 1209 r. Działają w najdalszych zakątkach świata. Nieprzerwana historia franciszkanów od XIII wieku to wartość, jakiej nie sposób oszacować, ani przecenić. Poza stroną czysto duchową, ciągłość ich dziejów jest nośnikiem wielowiekowego, niezwykle złożonego dziedzictwa kultury niematerialnej, jak też spuścizny materialnej.

„To niezwykłe, że mieszka się w budynku, którego pewna część pochodzi z XII wieku, sporo z wieku XV, a reszta jest niewiele młodsza. Ludzie przychodzą oglądać i zwiedzać, a ty tu mieszkasz, spoglądasz sobie przez okno na Wawel i nie musisz patrzyć na zegarek, bo przecież co godzinę doskonale słychać hejnał. Wystarczy wyjść na Planty i na ulicę Grodzką, by znaleźć się w tłumie ludzi zmierzających na Rynek czy nad Wisłę. Wystarczy jednak zamknąć okno, przejść po klasztornych korytarzach i usiąść w kaplicy, aby cieszyć się ciszą i samotnością. W tych klasztornych murach jest tyle pokoju i jakiegoś poczucia bezpieczeństwa. I myślę, że nie jest to kwestia odpowiedniej cegły czy tynków. To bracia, którzy w tym łańcuchu dziejów, nieprzerwanie przez prawie osiem wieków mieszkali, modlili się i pracowali w tym klasztorze, zostawili ten pokój. Niektórzy spoglądają na nas co dzień z portretów na klasztornych korytarzach. Historie części z nich znamy, niestety nie wszystkich. Czasami się zastanawiam, ilu przede mną mieszkało w mojej celi, jacy byli, jak wyglądało ich życie. (…) Mam też świadomość, że dzisiaj to my piszemy historię, ale też jesteśmy jej świadkami” – pisze Piotr Bielenin w „Osobistym przewodniku…”, a dla mnie jego słowa są potwierdzeniem prostej prawdy, którą ze wzmożoną siłą odczuwa się w takich, nie zmienianych przez czas miejscach.

Jesteśmy tylko przechodniami. Nic tak do końca nie należy do nas. Po nas przyjdą inni. Uczmy ich szacunku dla dziedzictwa kulturowego i starajmy się zachować go dla kolejnych pokoleń. Tworzymy historię, ale niech ona będzie dodawaniem, a nie niszczeniem. Świat nie nastał wraz z nami i nie na nas się skończy.

Piotr Bielenin w swoim przewodniku zabiera nas w pełną refleksji podróż szlakiem klasztorów franciszkańskich. Centralne miejsce zajmuje tu Kraków. Ale trafiamy też na Majorkę, na Górę św. Anny, do Kalwarii Pacławskiej, Asyżu i Rzymu, a także Stambułu, w którym wciąż jeszcze można dostrzec ślady dawnego Konstantynopola, czy wreszcie do dalekiego Taszkientu w zapomnianej, postsowieckiej Azji Środkowej.

Ograniczę się w tym miejscu do Krakowa. Kościół i klasztor Franciszkanów przy pl. Wszystkich Świętych to miejsce, gdzie Piotr Bielenin trafił po roku nowicjatu w habicie franciszkańskim. „Przyjechaliśmy całym rocznikiem, ktoś ze starszych braci poprowadził nas plątaniną korytarzy i wskazał miejsce naszych cel, które okazały się całkiem dużymi pokojami, zważywszy że mieszkać mieliśmy po sześciu”.

Dla mnie klasztor i kościół Franciszkanów to obraz Krakowa, który w sobie noszę. Ilekroć przyjeżdżam tu z Warszawy, mogę pominąć Rynek, kościół Mariacki wraz ze Starym Miastem, ba nawet Dom pod Globusem, i (z trudem!) modernistyczne kamienice przy Sereno Fenna, ale zawsze odczuwam potrzebę zajrzenia do wnętrza dwóch patrzących na siebie świątyń. Franciszkanów i dominikanów.

Wchodząc do franciszkanów, mam utarte ścieżki. Niegdyś, lata temu zawsze wchodziłem przez klasztor od strony Placu Wszystkich Świętych zaraz za pomnikiem Józefa Dietla. Po przekroczeniu portalu strzeżonego przez świętych, idę schodkami w dół i już jestem w krużganku. Fascynują mnie te schodki w dół. Myślę wtedy o upływie czasu, który sprawił, że od XV wieku, nie mówiąc już o stuleciu XIII poziom gruntu wokół podniósł się, a wnętrze krużganków i prezbiterium kościoła pozostały tam, gdzie były. Od razu wyobrażam sobie wtedy przekrój pnia wiekowego dębu z przyrostami rocznymi.

Gdy na zewnątrz jest upał, w krużganku panuje ożywczy chłód. Skręcam i nieodmiennie wpatruję się w barwny portret biskupa Tomickiego pędzla Stanisława Samostrzelnika. Obraz ten to lata 30. XVI wieku. Niby renesans, ale tkwi w tym obrazie piętno gotyku. Dominuje ono też w klasztorze i kościele Franciszkanów, pomimo wypełniających go zabytków doby nowożytnej. W tych szacownych murach nieodmiennie odczuwam trudną do zdefiniowania obecność Bożą, której nie odnajduję we współczesnym, instytucjonalnym Kościele katolickim w Polsce.

Kiedyś krużganki obchodziłem wokół wirydarza, aż do kaplicy z pięknym, renesansowym nagrobkiem Jana Gemmy, lekarza króla Zygmunta III Wazy. Odczytywałem inskrypcje na epitafiach, wyszukiwałem resztek polichromii na ścianach. Niestety dziś krużganki zazwyczaj są przegrodzone kratą i taka wędrówka jest niemożliwa.

Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment neogotyckiej kruchty. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment neogotyckiej kruchty. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego na sklepieniu nawy głównej. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Fragment polichromii Stanisława Wyspiańskiego na sklepieniu nawy głównej. Fot. Jerzy S. Majewski

Dlatego wchodzę głównym wejściem. To nie to samo, co wejście do kościoła po wędrówce krużgankiem. Z krużganka wchodzi się przez transept i wtedy powoli z ciemności wydobywa się feeria barw młodopolsko-secesyjnej polichromii Stanisława Wyspiańskiego. Kwiaty polne pospolite, nasturcje, osty, chabry i maki. Czyż nie przypominają one o patronie świątyni św. Franciszku?

A potem…

…Na to, co potem, zawsze czekam, wkraczając wejściem frontowym przez kruchtę i nawę na wprost prezbiterium z ołtarzem. Nie odwracam się od razu. Idę i dopiero tuż przed transeptem patrzę za siebie. To mocne uderzenie. Ogromny, pełen ekspresji witraż Bóg Ojciec – Stań się. W sposób symboliczny ukazuje Boga w akcie rozgrywającego się w jednym momencie stwarzania świata z chaosu. Chyba najsłynniejsze i najbardziej poruszające arcydzieło sztuk plastycznych wszechstronnego Stanisława Wyspiańskiego.

O witrażu pisze Piotr Bielenin w „Osobistym przewodniku”: „…widzę, jak podniesioną dłonią nie tylko stwarza, ale i błogosławi. I wiem, że każdy, kto ucieknie do Niego myślą – a może też i ci, którzy tego nie zrobią – odchodzi na koniec Mszy Świętej obdarzony jego błogosławieństwem”. To oczywiście kwestia wiary, ale też ilustruje, na jak wiele sposobów można interpretować wielkie dzieło sztuki.

Kraków. Kościół Franciszkanów. Stanisław Wyspiański. Witraż Bóg Ojciec – Stań się wstawiony w 1904 r. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Stanisław Wyspiański. Witraż Bóg Ojciec – Stań się wstawiony w 1904 r. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Stanisław Wyspiański. Fragment witraża Bóg Ojciec – Stań się. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Kościół Franciszkanów. Stanisław Wyspiański. Fragment witraża Bóg Ojciec – Stań się. Fot. Jerzy S. Majewski

Mnie w książce Piotra Bielenina głęboko poruszyła opowieść z życia krakowskich franciszkanów. „Według naszego zakonnego zwyczaju, na zakończenie wspólnej kolacji jeden z braci odczytuje nekrolog, czyli imiona i nazwiska zmarłych zakonników, których rocznica śmierci przypada następnego dnia. Potem następuje modlitwa za zmarłych. Jako kleryka zawsze trochę mnie rozweselało, jak starsi zakonnicy przy czytaniu niektórych nazwisk kiwali głowami. Dzisiaj sam często łapię się na tym, że robię podobnie”. Jakże bliskie mi te słowa. Ci, którzy odeszli są wciąż w moich myślach, choć brak mi na tyle wiary, by mieć pewność na ich ponowne spotkanie. Bardzo bym chciał. Gdybym chciał ich rozmieścić w krakowskiej bazylice św. Franciszka, nie starczyło by dla nich miejsca w ławkach i stallach.

Krakowska ścieżka franciszkańska to nie tylko klasztor i kościół św. Franciszka przy Pl. Wszystkich Świętych, ale też kościoły i klasztory Kapucynów, Klarysek, Bernardynów i Bernardynek, czy też Reformatów. Piotr Bielenin prowadzi nas do tych świątyń i klasztorów. Niekiedy usytuowanych nieco na uboczu (a przecież w sercu Krakowa). Tak jest w przypadku zaskakującego swym wnętrzem kościoła Bernardynek przy Poselskiej.

Kraków, ul. Poselska. Za murem widoczny kościół i klasztor Bernardynek. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków, ul. Poselska. Za murem widoczny kościół i klasztor Bernardynek. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków, ul. Poselska. Sygnaturka kościoła Bernardynek. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków, ul. Poselska. Sygnaturka kościoła Bernardynek. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków, ul. Poselska. Barokowy portal głównego wejścia do kościoła Bernardynek. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków, ul. Poselska. Barokowy portal głównego wejścia do kościoła Bernardynek. Fot. Jerzy S. Majewski

Jest też miejsce, w którym nigdy nie byłem. To krypty klasztoru Reformatów. Tego, że tam nie byłem w zasadzie nie żałuję, choć zżera mnie ciekawość. Po co zakłócać wieczny spokój zmarłych. Niewielki kościół Reformatów pw. Św. Kazimierza przeniesiony został w XVII w. w obręb murów miejskich i przylegał do nich. Wznosi się przy uliczce Reformackiej, którą może przegapić niejeden turysta spacerujący Plantami czy po sąsiednim Placu Szczepańskim. Kościół jednonawowy, bez wieży, czyli skromny, architektoniczny standard zakonu. Całe generacje zakonników spoczywają tu w podziemiach. Może nie tyle w stanie cielesnym, co kostnym.

„Do dziś, dzięki specyficznemu mikroklimatowi, zachowało się pięćdziesiąt trumien ze zmumifikowanymi zwłokami. Nie one robią jednak podczas wizyty w podziemiach największe wrażenie, ale właśnie zakonnicy pochowani bez trumien, położeni bezpośrednio na ziemi, z kamieniem pod głową. Przypominają, jak umierał seraficki ojciec Franciszek. W tym miejscu w naturalny sposób przychodzi zaduma nad życiem i śmiercią oraz przeświadczenie umocnione naszą wiarą, że czekają w pokoju, aż ich wezwie Pan w godzinę zmartwychwstania”.


Piotr Bielenin. Osobisty przewodnik po miejscach niezwykłych, „Bratni Zew, wydawnictwo Franciszkanów”, Kraków 2021.

00.01.Okładka (3)


Kraków. Ulica Grodzka. Fragment zabudowań klasztoru sióstr Klarysek. Fot. Jerzy S. Majewski
Kraków. Ulica Grodzka. Fragment zabudowań klasztoru sióstr Klarysek. Fot. Jerzy S. Majewski
Fragment XVII-wiecznego Tańca Śmierci. Tańce Śmierci to przedstawienia charakterystyczne dla barokowych kościołów i klasztorów bernardyńskich. Ten znajduje się w krakowskim kościele Bernardynów. Fot. Jerzy S. Majewski
Fragment XVII-wiecznego Tańca Śmierci. Tańce Śmierci to przedstawienia charakterystyczne dla barokowych kościołów i klasztorów bernardyńskich. Ten znajduje się w krakowskim kościele Bernardynów. Fot. Jerzy S. Majewski
Fragment Tańca Śmierci z krakowskiego kościoła Bernardynów. Fot. Jerzy S. Majewski
Fragment Tańca Śmierci z krakowskiego kościoła Bernardynów. Fot. Jerzy S. Majewski