Tłumy ludzi. Kwiaty w oknach. Ogródki kawiarni i restauracji. Tak zwykle wygląda Rynek w Cieszynie. W tym roku jest inaczej. Pusto, smutno i szaro.
Nie ma kwiatów, turystów, wody w fontannie. Nie słychać języka czeskiego. Fotografie Rynku wykonałem w pierwszej połowie maja, zanim ponownie pozwolono na korzystanie z kawiarni i ogródków restauracji. Podobnie było w całej Polsce, ale w Cieszynie granica przez ostatnie kilkanaście lat nie dzieliła miasta. Zrastało się ono po polskiej i czeskiej stronie tysięcznymi nićmi. Teraz nie sposób jej przekroczyć. To tak, jakby Warszawę czy Kraków przepołowić murem. Ludzie tracą pracę. Rozpada się ich świat. Narzekają, że zrobienie na własną rękę testu umożliwiającego przejście granicy jest horrendalnie drogie. W Polsce o połowę droższe niż po stronie czeskiej. Rozgoryczeni mówią, że zdani są wyłącznie na siebie.
– Jeżeli granica pozostanie zamknięta miesiąc czy też dwa, nie wytrzymamy – słyszę od kilku właścicieli sklepów, restauracji i kawiarni, zaś z witryn krzyczą vlepki z napisem „Otwórzcie granicę!”.