Gdyby kamienica Glogierów powstała w Krakowie, Warszawie, Łodzi, czy którymś z miast zaboru pruskiego, pewnie nie sprawiałaby aż tak wielkiego wrażenia. W centrum dawnego Radomia zdaje się być przybyszem z kosmosu. Radykalnie różni się od kamienic zabudowanych na przełomie XIX i XX w., gdy miasto było stolicą guberni.



Kamienica Glogierów ma najbardziej malowniczo ukształtowaną elewację spośród budynków powstałych w mieście przed rokiem 1914. Jej projektantem był warszawski architekt Józef Pius Dziekoński. Połączył późnogotycki detal z motywami renesansu polskiego i francuskiego. Asymetryczną fasadę ożywia wykusz o kształcie unikatowym jak na architekturę Radomia. Są tu też szczyty będące echem nie tyle powszechnego wówczas renesansu niemieckiego, co raczej szczytami renesansowych zamków znad Loary. Towarzyszy im stylizowana attyka „krakowska”. Jest też „renesansowa” loggia ujęta pękatymi kolumienkami. Całość wieńczy charakterystyczny, wysoki dach francuski. I chociaż układ przestrzenny wnętrz jest dość typowy, to standard budynku był jak na Radom bardzo wysoki, wręcz pałacowy. Na każdym piętrze architekt zaprojektował po dwa duże mieszkania przechodzące z trójtraktowego skrzydła frontowego do krótkich, jednotraktowych oficyn bocznych.
Klatka schodowa ma szerokie, wygodnie schody (dwubiegowe, powrotnie) o podestach z taflowych parkietów. Stopnie, podstopnice i policzki schodów obłożone zostały drewnem, co w tym czasie stawało się synonimem luksusu. Parkiety podobne jak na klatce schodowej zachowały się w mieszkaniach. Zresztą w środku ocalało bardzo dużo oryginalnych detali, takich jak fragmenty sztukaterii czy stolarka okienna z okuciami. Fasada budynku jest zaniedbana, jednak w środku budynek trzyma się dość krzepko. Na elewacji widnieje stylizowana tablica z datą budowy „AD MCMXIV” (R.P. 1914).




Tak ukształtowana fasada musiała wydawać się skądś znana mieszkańcom Warszawy, przybywającym do Radomia przed schyłkiem lat 30. XX. w. Skąd to wrażenie? Otóż przypominała ona elewację frontową pałacyku Moraczyńskiego w Al. Ujazdowskich 26. Pałacyk był pięknym budynkiem, zaprojektowanym także przez Józefa Piusa Dziekońskiego, tyle że około 1894 r., dwadzieścia lat przed budową radomskiej kamienicy Glogierów.


Asymetryczna kompozycja elewacji pałacyku Moraczewskiego niejako antycypowała kształt fasady budynku powstałego w Radomiu w 1914 r. Była to fasada asymetryczna, z wykuszem na piętrze, ożywiona wyniosłym szczytem i stylizowaną attyka polską, wreszcie zwieńczona wysokim, francuskim dachem. Forma w szczegółach inna, ale zarówno kompozycja, jak i poetyka zbliżone. Dziekoński na łamach „Przeglądu Technicznego” z 1894 r. pisał, że „ozdoby fasady są pomyślane na motywach architektury krakowskiej, zaś rysunek szczegółów ornamentacyjnych jest wzięty z fragmentów architektury francuskiej”[1].
Jak już wspomniano, w domu Glogierów Dziekoński ponownie posiłkował się motywami renesansu polskiego i francuskiego. Budynek ten powstał już jednak w innej epoce. Po doświadczeniach rewolucji 1905 r., gdy w Królestwie Polskim poszukiwania formuły stylu narodowego były w architekturze polskiej już czymś powszechnym. Nie jest to oczywiście architektura odkrywcza. Wyróżniała się jednak i nadal wyróżnia na tle zabudowy centrum gubernialnego Radomia, zwracając uwagę swoją malowniczością. W sąsiedztwie zdyscyplinowanych pierzei dwupiętrowych kamienic sprawia wrażenie architektonicznego wybryku.




Kamienica nie była jednak incydentalną w Radomiu realizacją Dziekońskiego łączącą narodowe formy sztuki polskiej z motywami francuskimi. Architekt zaledwie kilkadziesiąt metrów od kamienicy wzniósł inną budowlę, w której wyraźnie zaakcentowane zostały motywy narodowe. Był nią wciąż górujący w panoramie miasta kościół Opieki NMP przy tej samej ulicy Sienkiewicza, czyli ówczesnej Mariackiej. Architektura świątyni jest wprawdzie kosmopolityczna, neogotycka, jednak jej dwie wieże górujące ponad fasadą mają zwieńczenia jednoznacznie inspirowane wyższą wieżą kościoła Mariackiego w Krakowie. Trudno o symbol bardziej jednoznaczny.
Dodajmy tu, że Dziekoński, wówczas obok Stefana Szyllera bodaj najbardziej wzięty architekt w Warszawie, eklektyk, absolwent Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu doskonale operował różnymi stylami historycznymi. Także w architekturze sakralnej. Jednak szczególnie preferował formy gotyckie. Podobnie jak wielu innych polskich architektów w zaborze rosyjskim i austriackim, gotyk pojmował jako styl narodowy polski, nazywany w ówczesnej publicystyce stylem wiślano-bałtyckim. I choć czerpał on z bogatego arsenału motywów gotyckich, to tak jak w radomskim kościele Opieki NMP, pojawiały się w nim detale i rozwiązania znane z gotyckich zabytków z terenu Polski.


Powróćmy do kamienicy przy ul. Sienkiewicza 12. Przy dość typowym schemacie kamienicy czynszowej o dwóch mieszkaniach zajmujących na każdym piętrze po połowie części frontowej i przechodzących do jednotraktowych oficyn bocznych, układ pomieszczeń miał być zróżnicowany. Co istotne, dostosowany był do potrzeb właścicieli. Nie był to zatem typowy dom czynszowy, lecz budynek projektowany w sposób indywidualny. W skali Radomia wyróżniał się on też wysokim standardem wykończenia[2]. Innymi słowy, wyjątkowy budynek dla wyjątkowych właścicieli. Tymi właścicielami i inwestorami była rodzina Glogierów, członków radomskich elit ekonomicznych i intelektualnych.
Maciej Glogier był prawnikiem, absolwentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim, a w niepodległej Polsce miał zasiadać w parlamencie jako senator. Mieszkał tu z żoną Martyną Marią Wereszczyńską. Pochodził z rodziny szlacheckiej, podobnie jak jego żona. W polskiej społeczności miasta zajmował bardzo wysoką pozycję. Do budowy kamienicy przystąpił w chwili, gdy w Królestwie dobiegło końca kilkudziesięcioletnie panowanie Rosjan.
Gdy wreszcie latem 1915 r., kilka miesięcy po wzniesieniu budynku Rosjanie opuścili Radom, miasto znalazło się pod okupacją austrowęgierską Wówczas to w nowych warunkach w Radomiu rozpoczął działalność Zarząd Miejski. Jego skład stanowili prezydent i trzynastu członków Rady. Maciej Glogier objął wówczas stanowisko wiceprezydenta. Zapewne niełatwe w okolicznościach okupacji. Sprawował je niemal przez cały jej okres do roku 1917. Dodajmy tu jeszcze, że oficjalnym aktem prawnym regulującym działalność zarządów miejskich pod okupacją austrowęgierską było rozporządzenie Naczelnego Wodza Armii z 18 sierpnia 1916, dotyczące ordynacji miejskiej dla Kielc, Lublina, Piotrkowa i Radomia. W roku 1917, jeszcze pod okupacją Maciej Glogier objął stanowisko prezesa sądu w Radomiu.
Z kolei już w wolnej Polsce po wyborach w 1922 r. wszedł do senatu z ramienia Klubu Chrześcijańsko-Narodowego. W wyższej izbie parlamentu zasiadał do 1927 r.


Wraz z synem Zygmuntem Glogierem czynnie i aktywnie uczestniczył w życiu muzycznym miasta. Obaj Glogierowie byli m.in. członkami zespołu instrumentalistów, w którym grali też inni znani obywatele miasta: S. Ekiert, Edward Suchański, B. Egiejman oraz panowie Goldblum, Kasprzykowski, Piekarski i Myśliwski – dawni członkowie orkiestry amatorskiej. Zespół ten dawał koncerty Mozarta czy Beethovena jeszcze w czasie okupacji austriackiej miasta, ale jak pisała Maria Wilczyńska w zbiorowej monografii Radomia, tradycja wspólnego muzykowania jego członków przetrwała aż do lat 30. XX w. [3] Wiemy, że Maciej Glogier grał, i to bardzo sprawnie zarówno na skrzypcach, jak i na wiolonczeli. Z kolei Zygmunt grał na skrzypcach.
Łatwo sobie wyobrazić, że wspólnie muzykowali i urządzali prywatne koncerty w domu rodzinnym przy ówczesnej ulicy Mariackiej. W roku 1929 w Radomiu zostało zawiązane Towarzystwo Muzyczne im. Fryderyka Chopina. Towarzystwo w pałacyku przy Żeromskiego 46 prowadziło szkołę muzyczną, będąca filią konserwatorium warszawskiego. Maciej Glogier, wtedy już były senator, został dyrektorem szkoły. Z kolei Zygmunt nauczał w niej gry na skrzypcach.
Tak było w latach międzywojennych. Ale dom Glogierów zasłynął w Radomiu także po wojnie. W dobie PRL-u nadal królowała w nim sztuka. Tu bowiem mieściła się siedziba Państwowego Ogniska Plastycznego, kierowanego przez Wacława Dobrowolskiego. Wśród słuchaczy trzyletnich kursów, na których dzieci i dorośli uczyli się malarstwa, rysunku, kompozycji, liternictwa, sztuki dekoracyjnej fotografiki, tkactwa czy ceramiki był m.in. Andrzej Wajda. O tej funkcji budynku do dziś w Radomiu pamięta wiele osób.





[1] Przebudowa domu No 1722 w Al. Ujazdowskiej, w Warszawie, Przegląd Techniczny 1894, nr 5, s. 118.
[2] Por. Radom, Dzieje miasta w XIX i XX w., pod red. Stefana Witkowskiego, PWN, Warszawa 1985, s. 125
[3] Radom, Dzieje miasta w XIX i XX w., pod red. Stefana Witkowskiego, PWN, Warszawa 1985, s. 165.