Nie jestem pewien, kto pierwszy użył określenia „Socmodernizm”. Dziś w różnych krajach istnieją „socmodernistyczne” profile na Instagramie, prezentujące ówczesną architekturę w dawnym ZSRR, Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech, Niemieckiej Republice Demokratycznej, Czechosłowacji, czy w Polsce. Socmodernizm jest też przedmiotem wystawy mającej miejsce w krakowskim Międzynarodowym Centrum Kultury przy Rynku Głównym 25.
Zdaniem twórców wystawy, autorem określenia „Socmodernizm” był wybitny historyk sztuki i architektury Adam Miłobędzki. I było to określenie o zabarwieniu pejoratywnym.
„Marny koniec europejskiego komunizmu oznaczał, że jego architektoniczny dorobek nagle stał się kłopotliwym dziedzictwem. W połowie lat 90. Adam Miłobędzki nazwał tę spuściznę socmodernizmem i pokusił się o pierwszą jej ocenę. Siłą rzeczy wypadła niekorzystnie – setki realizowanych przez państwo blokowisk wcielających w życie dogmat inżynierii społecznej, wielka płyta i fabryki domów, architektura stypizowana, skrajnie ekonomiczna i utylitarna, rezultat biurokratyzacji zawodu architekta. Innymi słowy era ‘postartystyczna’, reprodukująca drugorzędny funkcjonalizm, biernie zapożyczony z Zachodu – oto socjalistyczny modernizm w oczach Miłobędzkiego”
– czytamy na wystawie.
Z perspektywy trzydziestu pięciu lat od upadku komunizmu wypowiedź uczonego należy chyba potraktować jako emocjonalną. Była ona jednak zgodna z ogólną oceną PRL-u. W architekturze doby PRL-u brakowało wysokiej jakości materiałów budowlanych i wykończeniowych. Zastępowano je erzacami, zaś jakość prac budowlanych z biegiem lat stawała się coraz gorsza. Dodatkowo u schyłku PRL-u kryzys lat 80. XX w. sprawił, że architektura w Polsce pozostawała głównie na papierze w postaci nigdy nie zrealizowanych projektów, a przestrzeń naszych miast co najmniej od schyłku lat 50. XX w. skutecznie dewastowały blokowiska zastępujące starą zabudowę.
Destrukcja ta szczególnie bolesna była w centrach małych, zabytkowych miast, głownie na ziemiach odzyskanych. Zniszczone w czasie wojny Iława, Prabuty, Stargard Szczeciński, czy Malbork praktycznie utraciły historyczną strukturę urbanistyczną, zastąpioną luźno zabudowanymi osiedlami mieszkaniowymi złożonymi z kilkupiętrowych, wielorodzinnych bloków mieszkalnych. Czasem tylko nieco rozrzeźbionych, ze skromnym, powtarzalnym detalem, niekiedy zwieńczonych stromymi dachami.
W Legnicy, czy Jeleniej Górze zabytkowa substancja, która przetrwała wojnę i uległa dramatycznemu zaniedbaniu już w Polsce Ludowej, rozbierana była dopiero w latach 60. i 70. I ona była zastępowana tandetnymi blokami mieszkalnymi, często zbyt wysokimi, sztampowymi, ignorującymi dawne podziały własnościowe. Niekiedy jedynie symboliczne odwołującymi się do klimatu dawnej zabudowy.
Dziś są to zmiany trudne do odwrócenia. Pomimo to ocena dokonana przez Adama Miłobędzkiego była zbyt pochopna. Pośród wspomnianych osiedli mieszkaniowych zdarzały się tak znakomicie zaprojektowane zespoły, jak warszawskie Sady Żoliborskie czy osiedle przy Szwoleżerów (oba projektu zespołów Haliny Skibniewskiej), w ponurych, kryzysowych latach 80. na startym z powierzchni ziemi elbląskim Starym Mieście podjęto budowę pierwszych kwartałów zgodnie z zasadą „retrowersji”, sformułowaną przez konserwatorkę zabytków Marię Lubocką-Hoffman (głównie projekty Ryszarda Semki i Szczepana Bauma). Wreszcie niemal w każdym większym mieście Polski pomiędzy 1956 a 1989 r. powstało co najmniej po kilka znakomitych realizacji. Często wybitnych. Niekiedy, jak w przypadku warszawskiego „Supersamu”, czy kina „Skarpa” docenianych także po 1989 r., jednak naznaczonych grzechem pierworodnym fatalnej lokalizacji. To nie ocena architektury, lecz rynek spowodował ich zniknięcie.
Wspomnijmy tu kilka kolejnych, „podręcznikowych” kreacji architektonicznych powstałych w PRL-u po 1956 r. To m.in.: hala Spodek oraz dworzec PKP w Katowicach, hotel Cracovia wraz kinem Kijów w Krakowie, Ściana Wschodnia ulicy Marszałkowskiej, Dom Chłopa, czy przystanki linii średnicowej PKP w Warszawie, Hala Olivia i Dom Technika w Gdańsku, brutalistyczne bloki Zespołu usługowo-mieszkaniowego przy ul. Grunwaldzkiej we Wrocławiu, piramidy nowego uzdrowiska w Ustroniu-Zawodziu, czy cały szereg kościołów.
Rezultatem negatywnej oceny modernistycznej architektury czasów PRL-u było zniszczenie wielu obiektów po roku 1989. Nie tylko na skutek rozbiórki, ale też ich gruntownej przebudowy. Przykładem żenującej przebudowy wyróżniającego się architektonicznie obiektu może być przebudowa wieżowca domu akademickiego Politechniki Warszawskiej „Riwiera” (proj. Kazimierz Thor, Józef Bubicz, 1962-64). Została ona dokonana u schyłku lat 90. XX w. zgodnie z prymitywnym projektem Hanny Buczkowskiej-Pietruskiej. W rezultacie dzieło architektury zamieniono na pionowy blaszak. Riwierę ukryto za opakowaniem z niebiesko granatowych paneli ze szklą i metalu o wyrazie plastycznym porażającym prymitywizmem. Podobne przykłady dewastacji architektury z czasów PRL-u można mnożyć bez końca.
Wystawa „Socmodernizm” ma charakter przekrojowy, choć siłą rzeczy skupia się na architekturze kilku krajów. Głównie dawnej Jugosławii, Czechosłowacji i Polski. Ale autorzy przywołują też przykłady z NRD, Rumunii, Węgier i byłego Związku Radzieckiego, skupiając się tu na architekturze Litwy i Estonii. Dodajmy, architektury odrębnej od tej w innych rejonach ZSRR. Zresztą kraje bałtyckie stanowiły wówczas odrębny świat, a takie miasta jak Tallinn czy Ryga pojmowane były jak swego rodzaju sowieckie okna wystawowe na świat.
Wraz z chwilą odejścia od doktryny realizmu socjalistycznego, o kształcie architektury w takich krajach, jak Polska czy Czechosłowacja decydowała nie tylko ideologia, ale też chęć bycia nowoczesnym. Na łamach polskiego czasopisma „Architektura” już w 1956 r. marzono „kiedy Warszawa przestanie być secesyjnym miastem dorożek konnych”. A wycieczki architektów na Zachód rozpalały ich wyobraźnię i pokazywały dystans spowodowany latami ortodoksyjnego komunizmu.
W Polsce koniec socrealizmu to eksplozja talentów, pomysłów i marzeń. Nie inaczej było w Czechosłowacji. Na Węgrzech nowoczesna architektura po 1956 r. wpisywała się w nowy język, jaki przyjęła ekipa Kadara po zdławieniu rewolucji. W Jugosławii generała Tito nowoczesność nadeszła wcześniej. W czasach konfliktu Jugosławii z krajami bloku sowieckiego modernizm stał się jednym z narzędzi mających – jak czytamy na wystawie – pokazać innym krajom socjalistycznym wyższość jugosłowiańskiej trzeciej drogi. Świetnym przykładem takiej czysto funkcjonalistycznej architektury jugosłowiańskiej tamtych czasów jest zaprezentowany na wystawie Blok Kozolec w stolicy Słowenii Lublanie (proj. Edo Mihevec, 1953-57).
Kilka lat później podobne w charakterze budynki mieszkalne powstawały też w innych krajach tzw. demokracji ludowej, a do swoistej prezentacji nowoczesnych projektów z krajów socjalistycznych doszło na pamiętnej wystawie Expo 1958 w Brukseli, kiedy to po raz pierwszy po wojnie skonfrontowały się ze sobą na jednej wystawie państwa obu bloków: demokratycznego i sowieckiego.
Niezwykłe wrażenie wywierają wtopione w przestrzeń ogromne, zjawiskowe założenia pomnikowe wznoszone w dawnej Jugosławii i zazwyczaj poświęcone ofiarom drugiej wojny światowej. Ich autorem był Bogdan Bogdanowić, często nadający abstrakcyjnym bryłom z kamienia i betonu miękkie, formy organiczne.
Równie frapujące są przykłady ikonicznych dziś obiektów o architekturze high-tech niejako afirmujących epokę kosmiczną. To w tym nurcie powstały latające talerze na szczycie Śnieżki, katowicki Spodek, czy niezwykła w swym kształcie wieża telewizyjna na górze Ještěd pod Libercem w Czechosłowacji. Na wystawie możemy też zobaczyć kolejny „kosmiczny” projekt schroniska turystycznego, jakie miało stanąć na szczycie Śnieżki. Tym razem jednak po stronie czechosłowackiej. Przerażenie budzi z kolei kosmiczny projekt miasteczka olimpijskiego po słowackiej stronie Tatr. Gigantyczna struktura, jaką zaprojektowano ponad polodowcowym cyrkiem w Wysokich Tatrach nieopodal Rysów gdyby powstała, byłaby zapewne jedną z najbardziej niezwykłych realizacji w dziejach cywilizacji. Szczęśliwie dla przyrody Tatr nie powstała. Nie mogła. Była czystą utopią.
Na wystawie obok dziesiątków zdjęć oraz projektów, zobaczymy też kilkanaście różnej wielkości modeli budynków i założeń urbanistycznych.