Przejdź do treści

Szlakiem modernizmu. Łódź. Osiedle Montwiłła-Mireckiego na Polesiu

Osiedle, czy też, jak pisano przed wojną, „kolonja” im. Montwiłła-Mireckiego, wyrosło z idei rządzących Łodzią polityków i społeczników z Polskiej Partii Socjalistycznej zapewnienia nowoczesnych mieszkań robotnikom. Ostatecznie nie spełniło pokładanych w nim nadziei, jest jednak wybitnym i pionierskim przykładem architektury osiedli społecznych dwudziestolecia międzywojennego w Polsce. Niestety architektura ta wciąż nie została należycie doceniona, pozostając w cieniu warszawskiego WSM-u, czy innych kolonii żoliborskich.

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Obrośnięty dzikim winem blok przy ul. Srebrzyńskiej 87. Od strony ulicy osiedle oddzielone jest murowanym ogrodzeniem. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Z prawej galeriowiec, z lewej blok z klatkami. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Widok na stojące w szeregu bloki od strony ulicy Srebrzyńskiej. Uwagę zwracają duże, narożne balkony zwiększające powierzchnię mieszkań i termometrowe okna klatek schodowych. Jezdnia ulicy Srebrzyńskiej była w tym czasie brukowana kocimi łbami. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

– Moi rodzice mieszkali tu od 1930 r. Ojciec Władysław Krzemiński był urzędnikiem w dziale podatkowym magistratu. Ale przed wrześniem działał też w łódzkim zarządzie Sokoła. Być może to z tego powodu go aresztowali. Niemcy przyjechali po niego na osiedle już 9 listopada 1939 r. Wysiedli z samochodu tuż obok naszego bloku przy Daniłowskiego 7 – opowiada mieszkaniec osiedla Tadeusz Krzemiński. Jak wspomina, przypadkiem podjeżdżając, natknęli się na jego matkę. I to ją spytali o ojca. – Wracała ze spaceru ze mną i z moją siostrą. Powiedziała, że ojca nie ma w domu. Wyszedł do pracy. Wsiedli do auta i pojechali do magistratu. Tam zabrali ojca z korytarza. Nigdy go już nie zobaczyliśmy – mówi.

Do przyjazdu na osiedle im. Monwiłła-Mireckiego w Łodzi namówił mnie pan Piotr Marczak. Przeprowadził się tu przed trzema laty, zafascynowany wyjątkową architekturą osiedla. Działa w Radzie Osiedla. W spotkaniu towarzyszą nam Tadeusz Krzemiński oraz Dorota Fornalska. Także mieszkanka osiedla. Autorka książki „Osiedle Montwiłła-Mireckiego. Opowieść mieszkańców. Przed wojną /wysiedlenia / powroty”.

– Na początku XX wieku tu wszędzie rósł las stanowiący własność miasta. Dzisiejsza ulica Srebrzyńska była duktem leśnym, zaś dwa niewielkie budynki znajdujące się dziś w ruinie wznosiły się przy zbiorniku gazu – opowiada Tadeusz Krzemiński. Drzewa wycięli mieszkańcy Łodzi w czasie pierwszej wojny światowej, gdy miasto znalazło się pod okupacją niemiecką. Zimą 1916 r. chwycił silny mróz. W warunkach wojennych w okupowanym Królestwie Polskim brakowało węgla. Ludzie nie mieli czym palić w piecach. Ratowali się drewnem z lasu. Po pierwszej wojnie światowej teren zamienił się w nieużytek.

Wmurowanie pierwszych cegieł na budowie osiedla miało miejsce 11 sierpnia 1928 r. W uroczystości uczestniczył ówczesny wiceprezydent miasta dr Edmund Wieliński, który w latach 1925-28 był też członkiem Rady Naczelnej PPS-u.

Warto tu zacytować fragment relacji w Dzienniku Zarządu Łodzi: Dr Wieliński w przemówieniu podkreślał, że „dotychczas łódzcy robotnicy budowlani wznosili domy i pałace jedynie dla możnych. Obecnie zaś klasa robotnicza Łodzi, dzięki inicjatywie i staraniom magistratu, rozpoczyna wielkie dzieło budowy zdrowych i tanich mieszkań dla najbardziej potrzebujących – dla proletariatu”[1].

Jednym z głównych inicjatorów budowy osiedla był ówczesny prezydent Łodzi Bronisław Ziemęcki. Pochodził ze wschodu. Urodził się w Wilnie w 1885 r., do gimnazjum uczęszczał w ówczesnym Mińsku Litewskim, studiował na Politechnice Lwowskiej i Wyższej Szkole Technicznej Moskwie. Związał się z Polską Partią Socjalistyczną, czynnie uczestniczył w wydarzeniach rewolucji 1905 r., a w czasie pierwszej wojny światowej był członkiem POW. Ukrywał się przed Rosjanami, zaś po kryzysie przysięgowym internowany był przez Niemców, później zaś, jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości pracował w Departamencie Pracy Rady Regencyjnej, będąc członkiem Komisji Realizacyjnej Tymczasowej Rady Stanu. Jednym słowem był to życiorys niepodległościowca związanego z PPS-em i zaprzęgniętego w budowę państwa polskiego przed listopadem 1918 r.

W niepodległej Polsce pełnił funkcję ministra w pierwszym, socjalistycznym rządzie Jędrzeja Moraczewskiego. Z ramienia PPS-u był też posłem na sejm ustawodawczy i potem I kadencji sejmu. Do łódzkiej Rady Miejskiej, także z ramienia PPS-u wszedł w roku 1927. Jeszcze w tym samym roku w listopadzie został prezydentem miasta. Budowa osiedla dla robotników była jedną z idei, jakie forsował od początku swojej kandydatury. Wpisywała się ona w działania mające ograniczyć głód mieszkaniowy, tak charakterystyczny dla odrodzonej Polski w latach 20. XX i zarazem dać godziwe warunki mieszkalne dla rzesz robotników, którzy gnieździli się często w katastrofalnych warunkach.

Wyprzedzając wypadki dodajmy, że choć osiedle duże jak na warunki międzywojennej Polski (z zaplanowanych 33 bloków zrealizowano 21) – to głodu mieszkaniowego nie rozładowały. Co gorsza, czynsze były tu zbyt wysokie dla robotników. Część z tych, którzy zamieszkali tu w początkach istnienia osiedla ostatecznie musieli opuścić mieszania, a miasto, które było inwestorem zbudowało dla nich kilkanaście baraków na terenie gminy Chojny. Ostatecznie na osiedlu mieszkali lepiej uposażeni robotnicy, tacy jak kolejarze, a także urzędnicy miejscy i państwowi, politycy, nauczyciele i artyści.

Książka Jerzego Schimmela „Głód mieszkaniowy” wydana w 1926 r. w Poznaniu. W tym czasie w Polsce na wzór krajów zachodniej Europy architekci głowili się nad dostarczeniem tanich mieszkań dla szerokich rzesz mieszkańców miast. Fot. Jerzy S. Majewski

Na projekt osiedla rozpisano konkurs architektoniczny. Był on ważnym wydarzeniem architektonicznym w skali całego kraju. Nic dziwnego, że miesięcznik „Architektura i Budownictwo” z 1928 r. poświęcił wynikom konkursu na to osiedle oraz na kolonię na Nowym Rokiciu niemal cały zeszyt.

„Zasadniczym typem ma być dom trzypiętrowy z parterem; sutereny o wysokości 2,30 m. należy przeznaczyć tylko do przechowania opału, warzyw i t. p. Parter i poszczególne piętra należy zaprojektować o wysokości nie większej niż 3,20 m., licząc wraz ze stropem. (…) Dachy należy zaprojektować płaskie, kryte papą; sposób zaprojektowania i ilość mieszkań pozostawia się do uznania projektodawcy” – czytamy w warunkach konkursowych. I dalej: „Obudowane zamknięte podwórza nie są dopuszczalne. (…) W celu obniżenia kosztów budowy należy przewidzieć normalizację poszczególnych elementów budowy”[2].

W konkursie uczestniczyli tak znani później architekci, jak Romuald Gutt, Wacław Weker, Juliusz Żórawski czy Jadwiga Dobrzyńska i Zygmunt Łoboda. Jednak to nie oni otrzymali główne nagrody. Pierwszą przyznano Stefanowi Manastarskiemu i Remigiuszowi Ostoi Chodkowskiemu. Ostoja Chodkowski w latach 30. XX w. będzie budował w Warszawie dziesiątki kamienic mieszkalnych tła, o architekturze nierzadko interesującej, lecz rzadko kiedy wybijającej się. Drugą nagrodę przyznano Janowi Łukasikowi i Mirucie Słońskiej, trzecią zaś Witoldowi Szereszewskiemu i Jerzemu Berlinerowi. Z tej grupy jedynie Szereszewski był z Łodzi. Reszta to architekci warszawscy. Część z nich przeniosła się z czasem do Łodzi.

Jak to nierzadko bywa w przypadku konkursów architektonicznych, ostatecznie zwycięski zespół nie doczekał się urzeczywistnienia swojego projektu. Do dalszego projektowania i budowy osiedla zaproszono bowiem dwa kolejne zespoły: Jana Łukasika i Miruty Słońskiej oraz Witolda Szereszewskiego i Jerzego Berlinera. Uznano, że żaden z nagrodzonych projektów nie może zostać zrealizowany bez sporych modyfikacji. Ostatecznie autorami całości jest czwórka wspomnianych architektów, laureatów II i III nagrody.

„Konkurs odegrał w rozwoju urbanistyki polskiej dużą rolę, ponieważ starły się w nim ostro dwie koncepcje przestrzennego traktowania osiedli: tradycyjna, operująca w zasadzie blokami obudowanymi obrzeżnie, oraz w owym czasie nowatorska – zapewniająca dzięki zastosowaniu zabudowy linijkowej prawidłowe nasłonecznienie mieszkań, przewietrzanie dziedzińców” – oceniał w 1975 r. Wacław Ostrowski[3]. Z kolei Jan Minorski w 1970 r. zwracał uwagę na oceniane przez sędziów konkursowych różne zasady kompozycji. „Projekt Manasterskiego (i Ostoi Chodkowskiego – przyp. jsm) operujący osią symetrii skierowaną ku budynkowi o przeznaczeniu usługowym i osiami poprzecznymi dzieli dekoracyjnie całość zabudowy na podzespoły, które też są skomponowane symetrycznie. Projekt Łukasika (i Słońskiej) nie posługuje się tak jednostronnie osią symetrii i nie stosuje wycinankowo-zdobniczego komponowania całości rozwiązania. W projekcie tym przeważa racjonalne sytuowanie domów w kierunku północ-południe, wytwarzają się prostokątne podwórka, dogodniejsze do użytkowania”[4].

Kiedy przegląda się publikowane w „AiB” projekty konkursowe, uwagę zwracają detale architektoniczne elewacji pokazane w nagrodzonej pracy Jana Łukasika i Miruty Słońskiej. Powtarzalne w szeregu wariantów, jak ryzality, okna, zaokrąglone i proste balkony znalazły się w projektach realizacyjnych, a sposób ich użycia sprawia, że na osiedlu ani jeden fragment elewacji, ani jeden blok nie nuży monotonią. Przeciwnie, przy zastosowaniu powtarzanych elementów, rzutów, detali osiedle na każdym kroku zdaje się zaskakiwać swoją architekturą, otwierającymi się przestrzeniami perspektywami i różnorodnością.

Pan Tadeusz Krzemiński zwraca mi uwagę na fragment elewacji jednego z bloków: – Proszę spojrzeć. Przed oknami są uchwyty na skrzynki na kwiaty. Ale nie ma ich w oknach tych mieszkań, które mają balkony.

Najbardziej efektownie prezentują się galeriowce. Galerie nie są otwarte, tak jak miało to miejsce np. w bloku przy Tramwajowej 2 na wystawie WUWA we Wrocławiu w 1929 r. (proj. Paul Heim i Albert Kemptner), czy późniejszych koloniach WISM-u i ZUSU na warszawskim Żoliborzu, lecz osłonięte szklanymi ścianami tworzącymi duże, przeszklone, horyzontalne płaszczyzny rodem z Bauhausu czy ówczesnej architektury holenderskiej. Dodatkowo na dachach niższych części galeriowców projektowano obszerne tarasy. Niestety dzisiaj nieużywane.

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Galerie w blokach nie są otwarte, lecz zostały przeszklone, co nadawało budynkom wrażenie nowoczesności. Galeriowiec przy Perla 7. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła Mireckiego. Na pierwszym planie fragment przeszklonej elewacji jednego z galeriowców przy Srebrzyńskiej 97. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła Mireckiego. Dusza klatki schodowej w bloku galeriowym przy ul. Unii Lubelskiej 20. Fot. Jerzy S. Majewski

Architektura oraz układ przestrzenny osiedla zamykającego się w wielkim trójkącie zgodny był z najnowszymi wówczas tendencjami urbanistyczno-architektonicznymi planowania kolonii mieszkaniowych. Odrzucały one kompozycje symetryczno-blokowe na rzecz układów liniowych podporządkowanych zasadzie prawidłowego nasłonecznienia mieszkań i ich przewietrzania[5].

Makieta osiedla im. Montwiłła-Mireckiego w Łodzi eksponowana w osiedlowej izbie pamięci. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Budowa osiedla im. Montwiłła Mireckiego. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Nie będę w tym miejscu wyliczał wszystkich bloków. Wspomnieć trzeba, że budowa trwała etapami, a w trakcie realizacji zmieniano projekty mieszkań. Ponieważ koszt ich utrzymania okazał się zbyt wysoki, to w kolejnych budynkach starano się oddawać mieszkania mniejsze. Największe na osiedlu były mieszkania trzypokojowe z kuchnią i łazienką. Powstało ich jednak niewiele. W trakcie realizacji zmniejszono też ostatecznie liczbę mieszkań dwupokojowych, zamieniając je na tańsze w utrzymaniu jednopokojowe. Czynsz za mieszkanie trzypokojowe był naprawdę wysoki. 107 zł w sytuacji gdy na przykład nauczycielka zarabiała około 120 zł. Za mieszanie dwupokojowe trzeba było miesięcznie zapłacić 60 zł, zaś jednopokojowe od 35 do 50 zł[6].

Pan Tadeusz Krzemiński zaprasza mnie do swojego mieszkania. Jak opowiada, pierwotnie planowano w jego miejscu mieszkanie dwupokojowe. Zmiana mieszkań dwupokojowych na mniejsze jednopokojowe nastąpiła w trakcie realizacji. Pamiątką po tych przekształceniach jest w mieszkaniu nisza, która pierwotnie miała mieścić drzwi do drugiego pokoju. Jak wylicza, w mieszkaniach ogrzewanie było piecowe. Piece, już nie działające, zachowały się tylko w kilku lokalach. Piec można też zobaczyć w izbie pamięci. Podobnie jak bojler na ciepła wodę z wąskim i wysokim zbiornikiem z mosiądzu i żeliwnym paleniskiem pod spodem. Okna były drewniane, skrzynkowe, podłogi w pokojach i kuchniach z desek sosnowych, w łazienkach z lastriko. Drzwi drewniane.

W mieszkaniu pana Krzemińskiego w oryginalnym stanie zachowały się wszystkie drzwi, a w drzwiach wejściowych także zamek typu yale. Przetrwały też okna skrzynkowe. W kuchniach znajdował się wnęki odgrywające role spiżarek i przewietrzane małymi okienkami. Na klatkach schodowych zamontowane były tak dziś zapomniane urządzenia jak spluwaczki. – W niektórych klatkach schodowych pozostały po nich jeszcze uchwyty – opowiada Tadeusz Krzemiński

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Podgrzewany węglem, mosiężny bojler na ciepło wodę, eksponowany w izbie pamięci. Pierwotnie takie bojlery znajdowały się we wszystkich łazienkach i usytuowane były za wannami. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Kaflowy piec węglowy eksponowany w izbie pamięci. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Okno skrzynkowe w jednym mieszkań. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Klatki schodowe o dwubiegowych schodach wykończone zostały bardzo skromnie. Uwagę zwracają bardzo szerokie drewniane pochwyty poręczy. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Klatka schodowa jednego z bloków. Fragment skromnie opracowanej balustrady. Fot. Jerzy S. Majewski

Jak można przeczytać w książce Doroty Fornalskiej, regulamin osiedlowy zabraniał prania i suszenia bielizny w mieszkaniach z wyjątkiem przepierek. Wobec niezrealizowania planów wolnostojącej pralni na pranie przeznaczono po jednym pomieszczeniu w suterenie każdego bloku. Do ogrzania wody wybudowano w nich kuchnie węglowe. Stały na nich kotły, w których prano bieliznę. Na wyposażeniu pralni były też balie i żeliwna wanna do płukania. Pranie suszono w suszarniach z boksami, zbudowanych na terenie osiedla. Wielu lokatorów nie stosowało się do regulaminu i prało w kuchni. Wszystko oczywiście ręcznie. O pralkach, zwyczajnych, nie mówiąc już automatycznych jeszcze nikomu się nie śniło[7].

Regulamin określał też m.in. godziny ciszy nocnej, miejsca i czas trzepania dywanów i godziny zamykania klatek schodowych. Ulice otaczające osiedle miały oświetlenie elektryczne. Te pomiędzy blokami – gazowe. Jak w XIX wieku zapalał je i gasił latarnik.

Niestety z szeregu planowanych obiektów infrastruktury osiedlowej, takich jak wspomniana pralnia zrealizowano przed 1939 r. tylko pawilon na pompy projektu Witolda Szereszewskiego. Jednak jak pisze Joanna Olenderek, prawdopodobnie planowano w przyszłości ostateczną budowę pralni i kąpieliska osiedlowego, dla których były już gotowe projekty wykonawcze.

Osiedle, usytuowane nieco na uboczu miasta tworzyło skonsolidowaną społeczność. Nie zabrakło w niej znanych ludzi. Mieszkał tu m.in. wiceprezydent Łodzi Antoni Purtal, działacz PPS-u i uczestnik III Powstania Śląskiego, historyczka i archiwistka Anna Rynkowska, czy dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi Marian Minich. Jednak najsłynniejszymi mieszkańcami osiedla byli artyści: Władysław Strzemiński z Katarzyną Kobro, oraz Karol Hiller.

Jak pisze Dorota Fornalska, Kobro ze Strzemińskim wprowadzili się na osiedle w roku 1933. I to od razu do trzypokojowego mieszania w bloku przy Srebrzyńsiej 75. Wszystko dzięki przyznaniu Strzemińskiemu w 1932 r. Nagrody Artystycznej Miasta Łodzi. Czynsz by jednak wysoki, a pieniędzy artystom nie starczało. Ostatecznie zamienili je na mniejsze dwupokojowe. Nowe mieszkanie znajdowało się nad mieszkaniem rodziny Wegenerów. Strzemiński zaprzyjaźnił się z nimi. Podobnie jak u siebie, zaprojektował im mieszkanie. Starał się stworzyć nowoczesną przestrzeń mieszkalną. „Płaszczyzny ścian, sufitów i podług zostały podzielone na kwadraty i prostokąty i pomalowane na biało, szaro , niebiesko, żółto i czarno – wydzielono w ten sposób funkcje poszczególnych części pokoi”[8]. Także Marian Minich powierzył projekt aranżacji swojego mieszkania Strzemińskiemu.

Władysław Strzemiński. Bezrobotni. 1934. Muzeum Sztuki w Łodzi. Fot. Jerzy S. Majewski

Katarzyna Kobro. Rzeźba architektoniczna z modelem przedszkola. Być może gdyby Kobro miała możliwość uczestniczenia w tworzeniu projektu przedszkola, tak by ono wyglądało? Fot. Jerzy S. Majewski

W bloku przy Srebrzyńskiej 93 (m. 27) zamieszkał z kolei Karol Hiller. Dziś jest on artystą dobrze znanym przez badaczy, ale bez porównania mniej powszechnie rozpoznawanym niż Strzemiński czy Kobro. Niesłusznie. Był nowatorem w wielu dziedzinach sztuki. Miał poglądy zdecydowanie demokratyczne i lewicowe. Wyrażał je przy tym aktywnie. Działał m.in. w Lidze Obrony Praw Człowieka i Obywatela, w 1938 r. znalazł się w składzie zarządu Klubu Demokratycznego. Współpracował z działaczami robotniczymi. Angażował się w opiekę nad więźniami. Wreszcie jako Polak o niemieckim pochodzeniu bardzo alergicznie reagował na wiadomości przychodzące z rządzonych przez Hitlera Niemiec, upatrując w nich ogromne zagrożenie.

Karol Hiller. Podwórko. Litografia, papier. 1922-1924. Muzeum Sztuki w Łodzi. Fot. Jerzy S. Majewski

Karol Hiller. Pokój z Wami. Litografia, papier. 1922-1924. Muzeum Sztuki w Łodzi. Fot. Jerzy S. Majewski

Karol Hiller. Inwalida. Litografia, papier. 1922-1924. Muzeum Sztuki w Łodzi. Fot. Jerzy S. Majewski

We wrześniu 1939 r. niemieckie oddziały XIII Korpusu 8 Armii wkroczyły do Łodzi już dziewiątego dnia wojny. Tego samego dnia otoczona przez Niemców została Warszawa. 7 listopada 1939 r., na dwa dni przed tym, jak funkcjonariusze gestapo przyjechali na osiedle im. Montwiłła-Mireckiego, aby aresztować ojca pana Krzemińskiego, w Łodzi miały miejsce ważne zmiany. W „Deutsche Lodzer Zeitung ukazało się oficjalne ogłoszenie o przyłączeniu miasta do okręgu Warty (Warthengau), tym samym zaś włączeniu go do Rzeszy. Do Łodzi z Poznania przyjechał gauleiter Arthur Greiser. Dzień później na rogach ulic rozlepiono afisze informujące o akcie przyłączenia Łodzi do Rzeszy[9]. Stało się to za sprawą zabiegów i ambicji Greisera, mianowanego przez Hitlera gauleiterem Kraju Warty.

W pierwotnych planach Łódź miała znajdować się w Generalnym Gubernatorstwie. Tu znalazła się pierwsza siedziba Hansa Franka, który widział się roli króla Polski i wcale nie zamierzał rezygnować z przemysłowej Łodzi. Rozważano wówczas nawet ustanowienie Łodzi stolicą Generalnego Gubernatorstwa. Jak pisał Czesław Łuczak, z wysiłkami Franka do pozostawienia Łodzi w Generalnym Gubernatorstwie solidaryzowało się Ministerstwo Gospodarki Rzeszy i potentaci przemysłu włókienniczego, obawiający się konkurencji łódzkich fabryk. Natomiast Greisera popierała grupa łódzkich Niemców pod przywództwem Ludwika Wolffa oraz prawdopodobnie Heinrich Himmler i Herman Göring. „W tej sprawie rozgorzała między Frankiem i Greiserem i ich zwolennikami walka, która zakończyła się zwycięstwem gauleitera. Już bowiem 4 listopada 1939 r. Hitler zakomunikował Frankowi swoją decyzję przyłączenia Łodzi do Kraju Warty” – pisał Czesław Łuczak[10].

Z przyłączeniem Łodzi do Kraju Warty zbiegła się akcja fizycznej likwidacji „polskiego elementu przywódczego”. Aresztowania polskiej inteligencji w Łodzi swoje apogeum miały w dniach 9-11 listopada 1939 r. Zatrzymano wówczas około 1500 osób, od działaczy społecznych i polityków po lekarzy. Zostali zamordowani w okolicznych lasach, bądź zesłani do obozów koncentracyjnych.

W „Intelligenzaktion” od samego początku aktywnie włączył się Greiser, który na podległym sobie obszarze już 29 września polecił starostom wykorzystanie tajnych wykazów polskiej inteligencji. Objęły one wówczas ponad 50 tys. osób. Bardzo możliwe, że takie osoby jak Władysław Krzemiński, związane z „Sokołem” (nie tylko najstarszym polskim towarzystwem gimnastycznym, ale też organizacją niepodległościową) musiały już wcześniej trafić na sporządzone przez członków wywiadu listy osób przeznaczonych do likwidacji. Rozstrzelano go kilka dni po aresztowaniu, 12 listopada 1939 r. na Brusie. Miał wówczas 38 lat. – Czekaliśmy na powrót ojca przez całą wojnę. Mama nigdy nie dowiedziała się o jego egzekucji. Dopiero w maju 2008 r. na Brusie odkopano zbiorową mogiłę 40 mężczyzn rozstrzelanych przez okupantów 12 listopada 1939 r. Ojca zidentyfikowano po obrączce – opowiada Tadeusz Krzemiński.

7 listopada inny mieszkaniec osiedla Karol Hiller otrzymał wezwanie do stawienia się na gestapo. Zaprzyjaźniony z nim poeta Mieczysław Jastrun namawiał go, by raczej uciekał z Łodzi. Hiller nie sądził, by mu coś groziło. Odmówił i 10 grudnia stawił się na gestapo. Znajdował się już wcześniej na liście w ramach Intelligenzaktion. Miał jeszcze być może szansę. Jako Niemiec z pochodzenia mógł podpisać volkslistę. Odrzucił propozycję. Ostentacyjnie mówił do okupantów po polsku, choć znakomicie znał niemiecki. 6 grudnia stanął przed sądem doraźnym. Parodia rozprawy trwała kilka minut. Podobnie jak około półtora tysiąca innych przedstawicieli polskiej inteligencji w Łodzi, skazany został na śmierć. Zamordowano go dwa tygodnie później w lesie ludźmierskim pod Łodzią.

Innym ze znanych mieszkańców osiedla zamordowanym przez Niemców był Antoni Purtal. Ukrywał się przed Niemcami aż do 3 czerwca 1942 r. Został aresztowany w Warszawie, przewieziony na Pawiak i dopiero w czasie śledztwa rozpoznany jako poszukiwany przez gestapo z Łodzi. Wywieziony najpierw do obozu na Majdanku, potem do Auschwitz, został tam zamordowany.

Tymczasem na osiedlu Montwiłła-Mireckiego kolejny akt dramatu miał miejsce nocą z 14 na 15 stycznia 1940 r. Na osiedlu pojawili się żandarmi i policja pomocnicza złożona głównie z volksdeutschów. Otoczyli bloki, dobijali się do drzwi i dali mieszkańcom kilkanaście minut na opuszczeni domów. Oczywiście wysiedlani cały majątek musieli pozostawić. Ponad 5 tysięcy ludzi na mrozie oczekiwało najpierw w punkcie zbornym u zbiegu ul. Praussa i Perla. Potem mężczyzn pieszo, zaś kobiety i dzieci ciężarówkami przetransportowano i zamknięto w obozie przesiedleńczym na Łąkowej. Wiele osób przetrzymywanych przez kilka miesięcy w mrozie i fatalnych warunkach sanitarnych zmarło. Ostatecznie resztę zapakowano do wagonów kolejowych i wywieziono do Generalnego Gubernatorstwa. Wyrzucano ich z wagonów w polu.

– Mojej mamie ze mną i siostrą udało się pozostać w Łodzi. Nocą z 14 na 15 stycznia byłem chory, miałem gorączkę i mamie udało się uprosić żandarma, by na chwilę nas pozostawił zanim przygotuje się do wyjścia. Ostatecznie udało się przeczekać w mieszkaniu jeszcze ponad godzinę, aż zakończyła się akcja wysiedlania. Mama zdołała przejść ze mną i siostrą przez kordon żandarmów i schroniliśmy się w domu przy ul. Jęczmiennej, gdzie mieszkała znajoma mamy. Tam też pozostaliśmy do końca wojny – opowiada Tadeusz Krzemiński.

Okupanci po wyrzuceniu z osiedla dotychczasowych mieszkańców, przed ponownym zasiedleniem bloków osadnikami usuwali z mieszkań zbędne według nich przedmioty, polskie książki, albumy ze zdjęciami, portrety, czy obrazy. Zrzucili je na stos i spalili. Prawdopodobnie wtedy też zniszczone zostały prace naukowe, notatki i maszynopisy z mieszkania dyrektora Mariana Minicha.

Wkrótce kolonia została ponownie zasiedlona. Zamieszkali w niej urzędnicy i pracownicy aparatu administracyjnego miasta i kraju Warty, zwykle przybysze z Rzeszy, ale też z krajów bałtyckich i terenów II RP okupowanych teraz przez ZSRR. Samo osiedle przemianowane zostało na Stadtsiedlung (osada miejska). W kwietniu tego roku okupanci zmienili też nazwę Łodzi na Litzmannstadt. Na osiedlu osadnicy niemieccy mieszkali przez cztery lata. Okres ten jest najsłabiej zbadany.

19 stycznia 1945 r., dwa dni po zajęciu ruin lewobrzeżnej Warszawy do Łodzi wkroczyła Armia Czerwona. Obyło się niemal bez walk. Władze niemieckie Litzmannstadt już 16 stycznia ogłosiły ewakuację niemieckich cywili z miasta i okolic. W ciągu trzech dni z miasta uciekło około 20 tysięcy osób. Głównie przybyszy z Rzeszy i osadników niemieckich ze wschodu. Zajmowane przez Niemców osiedle im. Montwiłła-Mireckiego zostało opuszczone przez mieszkańców sprowadzonych przez okupantów. Pozostała bardzo niewielka grupa Niemców. Głównie ludzi starszych i niedołężnych. Ewakuacja była tak szybka, że zabierali tylko najpotrzebniejsze rzeczy.

– Uciekali w popłochu. Gdy wróciliśmy do naszego mieszkania, w pokoju na stole stała jeszcze napoczęta kolacja – wspomina Tadeusz Krzemiński. W mieszkaniach pozostały meble i przedmioty, często te same, które musieli zostawić polscy mieszkańcy osiedla w trakcie nagłego wysiedlenia w 1940 r.

Jak pisze Dorota Fornalska, meble i inne mienie „poniemieckie” należało oficjalnie zgłaszać Urzędowi Likwidacyjnemu. „Pierwsi powracający nie mieli kogo się poradzić, poczucie uczciwości zwyciężyło nad zwykłym komfortem Zgłaszali całe mienie poniemieckie, jakie u siebie zastali, mimo że ich zostało rozkradzione. Z biegiem czasu górę brał zdrowy rozsadek, tym bardziej że wyposażenie potrzebne było do dalszej egzystencji – więc osiedlowicze zgłaszali tylko rzeczy dla siebie zbędne” – czytamy w książce.

Powojenna historia osiedla, nie wolna od dramatycznych zdarzeń, to już oddzielna opowieść. Aby poznać losy jego mieszkańców, namawiam do lektury książki Doroty Fornalskiej.

A co się stało po wrześniu 1939 r. z projektantami osiedla? Jan Łukasik zginął w trakcie nalotu sowieckiego na Warszawę 20 sierpnia 1942 r. Jerzy Berliner stracił życie w 1942 r. w warszawskim getcie. Dokładna data jego śmierci nie jest znana. W 1943 r. zamordowany też został Witold Szereszewski. Okoliczności jego śmierci również nie zostały do końca wyjaśnione. Według jednych źródeł zginął w warszawskim getcie. Według innych został z niego wywieziony 18 stycznia 1943 r. do Treblinki i tam zgładzony[11]. Jedynie Miruta Słońska przeżyła wojnę, nie miała już jednak możliwości projektowania w Polsce. Wraz z mężem arch. Stanisławem Gawrońskim w 1950 r. znalazła się w USA i tam pozostała do końca życia. Zmarła w 1999 r.

PS. Za pomoc w napisaniu tekstu dziękuję pani Dorocie Fornalskiej oraz panom Piotrowi Marczakowi i Tadeuszowi Krzemińskiemu.

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. W bloku „pile” przy Lubelskiej 18 kolejne partie budynku obsługiwane przez osobną klatkę schodową cofają się uskokami, co daje ciekawy efekt przestrzenny. Minorski tego rodzaju projektowanie urbanistyczne określał pojęciem „wycinankowo-zdobniczego”. Budynek usytuowany jest wzdłuż ulicy biegnącej pod kątem i silnie zapada w pamięci. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Fragment elewacji jednego z bloków-klatkowców. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Elewacja klatkowca przy ul. Srebrzyńskiej 95 od strony wewnętrznej uliczki Barona brukowanej kocimi łbami. Widać termometrowe okna poszczególnych klatek schodowych. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Rozrzeźbiona ryzalitami elewacja „ogrodowa” klatkowca. Zwraca uwagę użycie w różnych blokach zróżnicowanego, choć powtarzalnego detalu: pełne balustrady balkonowe, kształty okien. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Elewacja „ogrodowa” jednego z boków. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Niektóre słupki pomiędzy parami okien pozostawiono nieotynkowane. Tworzą one dzięki temu horyzontalne kompozycje imitujące pasy charakterystycznych dla funkcjonalizmu, leżących okien. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Fragment bloku przy Perla 9 mieszczącego Bibliotekę Miejską w Łodzi nr 23. W głębi fragment bardzo wydłużonego bloku klatkowca przy Daniłowskiego 7.

Łódź. Osiedle im. Montwiłła-Mireckiego. Blok przy Perla 9. Informacja wizualna Biblioteki Miejskiej nr 23 została wykonana niedawno na zlecenie fundacji Urban Forms przy współpracy z Radą Osiedla i Stowarzyszeniem Mieszkańców Osiedla Montwiłła-Mireckiego „Polesie”. ze środków Narodowego Instytutu Dziedzictwa i Urzędu Miasta Łodzi. W tej samej stylistyce utrzymanych jest też kilka innych punktów na terenie osiedla. Budzi ona skojarzenia z typografią Grupy a.r., założonej w 1929 r. przez Władysława Strzemińskiego, Katarzynę Kobro i Henryka Starzewskiego.. Autorem informacji wizualnej jest Łukasz Chmielewski z ASP w Łodzi prowadzący Pracownię Projektowania Krojów Pism i Kaligrafii.. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle Montwiłła-Mireckiego. Odrestaurowany zgodnie z zasadami konserwacji blok klatkowiec przy Srebrzyńskiej 99. Zdaniem Tadeusza Krzemińskiego elewacje są jednak zbyt szare. Pierwotnie były one bardziej piaskowe. Inny jest też skład zapraw tynkarskich. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle Montwiłła-Mireckiego. Blok przy Srebrzyńskiej 99. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle Montwiłła-Mireckiego. Blok przy Srebrzyńskiej 99. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle Montwiłła-Mireckiego. Blok przy Srebrzyńskiej 99. Fot. Jerzy S. Majewski

Łódź. Osiedle Montwiłła-Mireckiego. Blok przy Srebrzyńskiej 99. Zachowany i zabezpieczony znak LSR (Luftschutz Räume) pochodzący z czasów okupacji niemieckiej i informujący o lokalizacji schronu przeciwlotniczego. Fot. Jerzy S. Majewski


[1] Dziennik Zarządu Miasta Łodzi” 1928, nr 222, z 12.08.

[2] Konkurs na kolonje mieszkalne na Polesiu Konst. I Nowem Rokiciu w Łodzi, Architektura i Budownictwo 1928, nr 4, s. 121-157.

[3] Wacław Ostrowski, Urbanistyka współczesna, Arkady, Warszawa 1975, s. 88.

[4] Jan Minorski, Polska nowatorska myśl architektoniczna w latach 1918-1939, PWN, Warszawa 1970, s. 133.

[5] Joanna Olenderek, Łódzki modernizm i inne nurty przedwojennego budownictwa, Księży Młyn, Łódź 2012, s. 36.

[6] Ryszard Bronisławski, Osiedle – Jubilat, Polesie, Biuletyn-Album, Łódź 1999.

[7] Dorota Fornalska, Osiedle Montwiłł-Mireckiego, Opowieść mieszkańców. Przed wojną/ wysiedlenia/ powroty

[8] Dorota Fornalska, op. cit. s. 44.

[9] Dawid Sierakowiak, Dziennik, opracowanie Ewa Wiatr, Adam Sitarek, ŻIH, Warszawa 2016. S. 92-93.

[10] Czesław Łuczak, Arthur Greiser, hitlerowski władca w Wolnym Mieście Gdańsku i w Kraju Warty, PSO, Poznań 1997, s. 40

[11] Strona internetowa: inmemoriam.architektsarp.p