W nowoczesnej, modernistycznej kamienicy Tuszyńskiego przy Poznańskiej, tuż przed wojną i w pierwszych miesiącach okupacji mieszkał Jerzy Jurandot ze Stefanią Grodzieńską. On, pisarz, kabareciarz, autor tekstów popularnych piosenek. Ona, pisarka satyryczna, aktorka, ale wówczas głównie tancerka i aktorka kabaretowa, zaangażowana przez Fryderyka Járosy’ego do zespołu Cyrulika Warszawskiego.
Z Jurandotem to była miłość na całe życie. „15 maja 1937 wpakowałam się dożywotnio (…) W czasach wysłuchiwania [komplementów] o ładnych nogach byłam nie do wzięcia. Z powodu Jerzego Jurandota. Wypatrzył mnie podczas próby w Cyruliku. Zobaczył na scenie cztery girlsy: trzy blondynki z piersiami i jedną blondynkę bez piersi. Jak przekazała mi koleżanka, powiedział »ta mała czarna mi się podoba« i zabrał się za mnie z taką klasą, jakiej nie spotkałam u nikogo innego”[1].
W kamienicy przy Poznańskiej zamieszkali w początku 1938 r. w kawalerce. Była mała, ale własna i z „wygodami”. Wcześniej Stefania Grodzieńska mieszkała z rodziną, w pokojach sublokatorskich. „Kiedy wprowadziliśmy się na Poznańską, kiedy weszliśmy, żeby tu mieszkać, uklękłam i pocałowałam podłogę. (…) Miałam dom tak krótko: niecałe półtora roku. Przez półtora roku nie musiałam nikogo pytać, czy można wstawić czajnik”[2].
Urządzenie mieszkania było ascetyczne. W pokoju stał jedynie tapczan, stary stolik i krzesło, na którym na sztorc postawili walizkę. Więcej mebli nie mieli. Trochę się tego wstydzili, przed gośćmi tłumaczą, że to chwila, jedynie stan przejściowy i gdy tylko zbiorą na pierwszą ratę, to kupią za nie meble. Niedługo przed wojną na ratę zebrali, ale jak wspominała Stefania Grodzieńska, Jurandot ostatecznie wydał pieniądze na zakup sukni dla żony. Meble miały poczekać.
Kamienica Tuszyńskiego, choć wzniesiona w samym centrum miasta, nowoczesna, wyposażona w windy i wszelkie wygody, nie była budynkiem luksusowym. Różni się tym od większości kamienic wznoszonych w centrum miasta w drugiej połowie lat 30. Przeznaczona była raczej dla ludzi o średnich zarobkach. Budynek powstał w latach 1936-1937 według projektu Józefa Kobylińskiego. Wznosi się pośród gęstej zabudowy Południowego Śródmieścia, przy wąskiej, lecz ożywionej ulicy Poznańskiej. Kamienica nie ma, jak inne nowoczesne czynszówki w okolicach, kamiennej fasady, ani klatek schodowych wyłożonych marmurami czy alabastrem. Za to główna klatka schodowa z wejściem z podwórka na poziomie parteru wykończona została czarnymi płytkami ceramicznymi. Analogicznymi do wykładziny klatek w blokach przy ul. Gdańskiej na Żoliborzu, czy hallu w Szkole Nauk Politycznych przy Wawelskiej.
Jak wynika z planów zachowanych w zbiorach Archiwum Państwowego w Warszawie, pierwotnie budynek miał być czteropiętrowy. Ostatecznie zatwierdzono projekt z jednopiętrową nadbudówką przyklejoną do ściany szczytowej sąsiedniej kamienicy przy Poznańskiej 14. Być może władzom miasta chodziło o zasłonięcie brzydkiej ściany sąsiedniego budynku. W nadbudówce, do której dociera winda, znalazły się dwa samodzielne pokoje służbowe (jeden z własnym klozetem) oraz dwa małe mieszkania: jedno- i dwupokojowe. Równolegle za budynkiem frontowym stanęła nowoczesna oficyna o przyziemiu licowanym klinkierem.
Projekt zatwierdzony został w 1935 r., a prace budowlane prowadziło „Przedsiębiorstwo Inżynieryjno-Budowlane inż. C. Podlecki i W. Słobodziński”. Kamienica musiała być gotowa najpóźniej latem 1937 r., ponieważ projektant budynku Józef Kobyliński mieszkał w niej już w październiku tego roku. Przeprowadził się tu z ulicy Alberta (Niecałej), gdzie prowadził pracownię architektoniczną.
Kobyliński należy do raczej mało znanych architektów warszawskich. Tworzył architekturę tła. Żadnych fajerwerków, choć jego realizacje są przyzwoitej jakości, tak jak na przykład funkcjonalistyczny, na swój sposób minimalistyczny dom przyfabryczny Spółdzielni Siodlarzy i Rymarzy przy ul. Kamionkowskiej. Inną jego realizacją jest m.in. kamienica przy Pięknej 56 (wówczas Piusa XI), usytuowana niedaleko kamienicy przy Poznańskiej[3].
Właścicielem domu był Adam Tuszyński. Wydaje mi się, że jest on tożsamy z aptekarzem Adamem Tuszyńskim, znanym w przedwojennej Warszawie z produkcji cudownych pigułek reformackich z zakonnikiem. Był to środek zachwalany jako antidotum na katalog dolegliwości: od zatwardzenia, przez brak apetytu i hemoroidy, po bóle głowy, reumatyzm, „wyrzuty i liszaje”. W czasie pierwszej wojny Tuszyński prowadził aptekę w Charkowie, wprowadzając dostawy na telefon. Po 1918 r. przybył do Warszawy, zakładając aptekę z Karczewskim przy Trębackiej, zaś w latach 30. XX w. otworzył dodatkowo własne laboratorium farmaceutyczne „Lek” przy Smolnej 22.
Gdy wybuchła wojna, według wspomnień Stefanii Grodzieńskiej, przynajmniej część mieszkańców kamienicy została wysiedlona przez Niemców, którzy wprowadzili się tu do mieszkań. Także do kawalerki zajmowanej przez nią i Jerzego Jurandota. Wtedy, jak wspominała, ironia losu sprawiła, że wydawałoby się szalony zakup sukni za pieniądze przeznaczone na ratę za mebli okazał się być wyjątkowo trafiony.
W czasie Powstania Warszawskiego w kamienicy mieściła się siedziba dowództwa batalionu „Zaremba” oraz kompani „Witolda”, a na podwórku widnieje tablica upamiętniająca polową mszę świętą dla żołnierzy zgrupowania VII Obwodu AK, jaka miała tu miejsce 15 sierpnia 1944. We wrześniu 1944 w budynku działały radiostacje powstańcze 09 i 09A[4]. Szczęśliwie budynek przetrwał wojnę.
[1] Stefania Grodzieńska, Nie ma z czego się śmiać. Wyd. Instytut Wydawniczy Latarnik, Michałow-Grabina 2007, s. 62-63.
[2] Stefania Grodzieńska, Urodził go ,,Niebieski Ptak”, Akapit Press, Łódź 2000, s.109
[3] Atrybucje zgodne z informacjami zawartymi w kolejnych numerach Przeglądu Budowlanego.
[4] Izabella Maliszewska, Stanisław Maliszewski, Śródmieście Południowe, Warszawskie Termopile 1944, Fundacja „Wystawa Warszawa Walczy 1939-1945”, Warszawa 2001, s. 106.