Luksusowa architektura mieszkaniowa lat 30. XX w. to jedna z najbardziej efektownych pamiątek, jakie do dziś pozostały po drugiej Rzeczpospolitej.
Wysyp luksusowych kamienic miał wtedy miejsce w kilku dużych miastach w Polsce: Warszawie, Łodzi, Katowicach, Krakowie, Lwowie i w Gdyni, ale też w mniejszym stopniu w Bydgoszczy czy Bielsku.
Nagły boom budowlany zaczął się w chwili, gdy dość uboga, przedwojenna Polska wciąż borykała się ze skutkami Wielkiego Kryzysu. Wzrost prywatnych inwestycji w budowę kamienic był w dużym stopniu rezultatem ustawy sejmowej z marca 1933, zwanej potocznie „Lex Wedel”.
Sejm ogłosił wówczas ulgi podatkowe dla inwestorów wznoszących domy mieszkalne, pod warunkiem, że zostaną one ukończone do roku 1940. Przedsiębiorcy mogli odpisać koszty budowy kamienic od sumy ogólnej podatku dochodowego. Co więcej, właściciele nowych domów przez 15 lat od ukończenia budynku mieli solidne ulgi z dochodów za wynajmowanie w nich mieszkań.
Ustawa nakręcała koniunkturę, w dużym stopniu ożywiając rynek budowlany. W ciągu zaledwie kilku lat w całej II RP powstawały nowe domy. W ogromnym stopniu ich inwestorami były rozmaite firmy, za którymi rzecz jasna kryły się prywatne osoby. Sama potoczna nazwa „Lex Wedel” wzięła się od nazwiska właściciela słynnej, warszawskiej fabryki czekolady Jana Wedla.
To on jako jeden z pierwszych skorzystał z dobrodziejstwa ustawy, wznosząc supernowoczesną kamienicę u zbiegu Puławskiej i Madalińskiego w Warszawie. Funkcjonalistyczny budynek zaprojektowany przez Juliusza Żórawskiego uzupełniły dekoracje rzeźbiarskie i malowidło Zofii Stryjeńskiej w sieni. Wedel na budowie nie oszczędzał. Ustawa preferowała realizację luksusowych kamienic. Stąd w sieniach kamienic w Warszawie czy w Katowicach drugiej połowy lat 30. znajdziemy na przykład ściany wykładane alabastrem i marmurami.
Luksusowe domy rzecz jasna nie likwidowały głodu mieszkaniowego. Na czynsze w nowych domach przy Bartoszewicza, w Alei Przyjaciół czy Smulikowskiego w Warszawie, Sykstuskiej we Lwowie, Sereno Fenna w Krakowie, Bohaterów Warszawy (dawna Sułkowskiego) w Bielsku czy Skłodowskiej-Curie w Katowicach stać było jedynie najbogatszych.
Jednak na warszawskiej Woli, Pradze czy nawet Targówku wznoszono też kamienice, których koszt budowy był wielokrotnie niższy, a wykończenie bez porównania skromniejsze. Ale zasada ich funkcjonowania była ta sama. Były to z reguły domy czynszowe z mieszkaniami na wynajem.
W tym miejscu nie zamierzam pisać monografii kamienic czynszowych w Polsce lat 30. Niemal codziennie na Instagramie (https://www.instagram.com/miastarytm.pl/) umieszczam fotografie sztuki w granicach dzisiejszej Polski od ostatniej dekady XIX w. po współczesność. W dużym stopniu są to też zdjęcia kamienic lat 30. w miastach przedwojennej Polski. Taki wybór daje okazję do porównań. Inaczej prezentowały się kamienice przy ul Bartoszewicza, Al. Przyjaciół czy Narbutta na Mokotowie w Warszawie, inaczej w rejonie Słupeckiej czy Radomskiej na warszawskiej Ochocie, a jeszcze inaczej te w Katowicach, Lwowie czy Krakowie. Przy okazji nadchodzącej 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości warto pewnie pokusić się o solidnie opracowaną książkę na ten temat.
Tu ograniczę się do kilku powierzchownych spostrzeżeń dotyczących różnic. Są one spowodowane z jednej strony zamożnością inwestorów i możliwościami finansowymi najemców mieszkań, różną w poszczególnych miastach, obowiązującymi w poszczególnych miastach lokalnymi przepisami, lokalną tradycją, dostępnością materiałów oraz wrażliwością estetyczną i talentem samych projektantów. Każde z wymienionych miast miało własnych architektów, choć oczywiście zdarzało się, że projektanci z Warszawy budowali pojedyncze domy w Łodzi, a ci z Krakowa we Lwowie, na Górnym Śląsku czy nawet dalekiej Gdyni.
I tak pierwszym zjawiskiem, jakie rzuca się w oczy w Krakowie, są godła w formie dekoracji rzeźbiarskich nad wejściami do kamienic. Umieszczania ich nierzadko wymagał od właścicieli magistrat krakowski, który też preferował ciepłe, piaskowcowe barwy tynków szlachetnych na elewacjach. W sieniach krakowskich kamienic na posadzkach dominuje wysokiej jakości lastrico, choć materiał ten wykorzystywany był też we wszystkich innych miastach.
W Warszawie, w centrum elewacje z reguły wykańczane były płytami z piaskowca, czego też oczekiwało miasto. Prezydent Stefan Starzyński chciał, aby elewacje w śródmieściu przetrwały setki lat i trzeba przyznać, że o ile nie dojdzie do jakiejś kolejnej, nieprzewidywalnej tragedii, pomimo drugiej wojny światowej ten zamiar chyba zostanie spełniony.
Fasady warszawskich kamienic, często w formie poziomych pasów okien (np. wzdłuż Wiejskiej) wydają się być optycznie lżejsze niż te w Krakowie. W Gdyni chętnie stosowano tzw. styl okrętowym, bliższy jednak funkcjonalizmowi niż art deco. Wiele domów o zaokrąglonych narożnikach i tarasach – pokładach sprawia wrażenie zacumowanych na lądzie statków.
W Katowicach domy w rejonie ulicy Skłodowskiej-Curie i jej przecznic tworzą zwarte pierzeje zaskakująco wysokiej zabudowy, kojarząc się z XIX-wiecznymi kamienicami, które zamiast historycznych dekoracji otrzymały nowe, w formach modnego funkcjonalizmu, dodatkowo z dużymi przeszkleniami i niekiedy wielkimi szybami z giętego szkła. Były przy tym bardzo luksusowo wykończone.
W Warszawie często na elewacjach kamienic, zwłaszcza w partiach cokołowych stosowano cegłę klinkierową. W Łodzi szarymi płytkami pokrywano elewacje podwórek wielu nowoczesnych kamienic.
Oczywiście katalog takich różnic jest wielokrotnie większy. Poniżej chcę pokazać jedynie kilkanaście przykładów luksusowych kamienic z różnych miast polskich. W kolejnych odcinkach domy z poszczególnych ulic w kolejnych miastach.