Kraje Beneluxu są europejskim liderem w projektowaniu bezpruderyjnych, męskich szaletów. Na swoim blogu już pisałem o pisuarach – grzybkach stojących bezwstydnie w głównym wejściu na dworzec kolejowy Midi w Brukseli. Tym razem zajrzyjmy do frankofońskiego Liège w Belgii. Tu panowie siusiają nieomal na mury katedry.
Nie jest to pisuar tymczasowy, ale szalet zaprojektowany przez profesjonalnego architekta. Lapidarny w formie, osłonięty krzewami przez ogrodników. A że bezpruderyjny, to już taka belgijska specyfika.
Niezwykła jest jego lokalizacja. Ten szalet pod gołym niebem powstał w załomie muru. W miejscu, gdzie zaczyna się ściana nawy bocznej i wyrasta zachodnia wieża świątyni. Ukryty jest za krzewami posadzonymi przez ogrodników. Schodzi się do niego kilka schodków w dół. W gruncie rzeczy umieszczono go w płytkim rowie.
Pisuar tworzy ścianka obłożona ceramiką i stalą nierdzewną z fotokomórkami mającymi uruchamiać spłuczki. Niestety. Fotokomórka oślepła. Spłuczki nie działają, zaś stal nierdzewną pokrył rdzawy nalot.
Nic dziwnego, że do szaletu trafimy bez pudła kierowani zmysłem powonienia. Stojąc tak pod ścianką pisuaru i patrząc wysoko na czarne od brudu, kamienne ściany katedry, pomyślałem, że musi to być lokalizacja tradycyjna. Kiedyś panowie kryli się w załomie murów. Za jakąś szkarpą i przesadnie się nie krępując, załatwiali swoje potrzeby. A już na pewno tak było tu w wiekach średnich i dobie nowożytności, zanim wynaleziono kanalizację, mydło dla każdego i szczoteczki do zębów.
Stojąc w chmurze zapachu, który bez przeszkód dociera na obrzeża placu, pomyślałem, że jest to jakaś namiastka woni średniowiecza. Bardzo zresztą uboga. Mocno aromatyczna mieszanka zapachów, wypełniająca ciasne miasta wieków średnich, pewnie zabiłaby na miejscu każdego współczesnego czyściocha.
Pomyślałem też o dwóch książkach. Pierwsza to „Historia brudu” Katherine Ashenburg (w przekładzie Aleksandry Górskiej). „Świat średniowieczny śmierdział niepomiernie bardziej od naszego. Ludzie byli do tego przyzwyczajeni i nie skarżyli się, ale wyjątkowo nieprzyjemne wonie nie przemykały niezauważone. Święty Tomasz z Akwinu, jedna z bardziej uduchowionych postaci epoki, zlecał używanie w kościele kadzideł, ponieważ tłumiły fetor stłoczonych ciał, który jak sam przyznawał <może wzbudzić odrazę>” – pisze Katherine Ashenburg.
Drugą książką są „Ludzie średniowiecza” autorstwa profesora Sorbony Roberta Fossiera (przekład Anety Czupy). Tak obala on mity: „Rycerz oblany perfumami i olejkami aromatycznymi uważa spotkanego wieśniaka za całego czarnego, rozczochranego i śmierdzącego. Jest to – ma się rozumieć, wyraz pogardy klasy, ale i błąd historyczny, ponieważ na zamku nie myto się lepiej niż pod strzechą czy w warsztacie. (…) Przykłady zabiegów higienicznych przechowywane w zbiorowej pamięci dzięki malarstwu, to przede wszystkim publiczne łaźnie, które stawały się miejscem zakazanej przyjemności”. – czytamy.
Czy w bogatym, średniowiecznym Liège gdzieś w pobliżu obecnej katedry były takie łaźnie? Być może. Nie zgłębiłem tego zagadnienia. Za to obecna katedra wcale wtedy katedrą nie była. Stara katedra
św. Lamberta, pamiętająca jeszcze czasy karolińskie i potem ottońskie, ale zbudowana na nowo w epoce gotyku, stała około kilometra dalej, w sąsiedztwie pałacu biskupiego. Zburzono ją w dobie rewolucji francuskiej i dziś w jej miejscu są jedynie odkrywki fundamentów, tworzące forum archeologiczne, plac St. Lambert i ruchliwe centrum przesiadkowe autobusów miejskich.
Obecna katedra jest w przeważającej mierze budowlą neogotycką, powstałą w drugiej połowie XIX stulecia. Zresztą efektowną, o harmonijnie zaprojektowanym wnętrzu i wysmukłych oknach wypełnionych koronkowymi maswerkami. Roi się w katedrze od dawnych reliktów, gdyż wcześniej stał tu duży kościół, którego budowę rozpoczęto w XIII w. W XIV stuleciu uległ ona gotycyzacji.
W XV stuleciu obok wyrósł nowy klasztor z krużgankami i wirydarzem przylegającym do świątyni. Przetrwał on do dziś i można trafić tu do skarbca, gdzie przechowywane są precjoza ze starej katedry św. Lamberta, sporo płyt nagrobnych od średniowiecza po nowożytność i piękny gotycki portal.
Nowa, XIX-wieczna katedra, nawiązując do średniowiecznych katedr francuskich mogłaby zachwycić, gdyby nie pewien feler. Jest nim wieża zachodnia w fasadzie. Nie zdołano jej zbudować zgodnie z pierwotnym planem. Ledwo, ledwo wyrasta ponad dach budowli.
Gdyby jeszcze pozostawiono ją niedokończoną i nakryto niskim lub płaskim dachem, nie byłoby źle. Tak właśnie przez stulecia prezentowała się większość wielkich katedr. Ich wieże często kończono dopiero w XIX stuleciu.
Jednak w neogotyckiej Cathédrale Saint-Paul w Liège na niedokończoną wieżę nałożono wysoki dach iglicowy. Odpowiedni raczej do strzelistej wieży, przygniata on katedrę. Zdaje się wbijać ją w ziemię.
Patrząc na tak oszpeconą wieżę, stwierdzam, że nie ma się co dziwić ulokowaniu pod nią ścianki – pisuaru. Wieżę o tak pokracznych proporcjach postanowiono po prostu olać! I to dosłownie.