Wielofunkcyjna kamienica Sprechera przy Akademickiej 7 (dziś Tarasa Szewczenki) była jednym z największych, komercyjnych budynków międzywojennej Polski. Doskonale zachowana, do dziś stanowi ozdobę centrum miasta, wciąż zaskakując swoją nowoczesnością.
Siedmiopiętrowy gmach ukończony w 1929 r. górował ponad sąsiednią zabudową i z dużą dozą przesady nazywany bywał „drapaczem chmur”. Nie przypominał jednak drapaczy w Warszawie, Katowicach czy Chorzowie. Ma zdecydowanie horyzontalne proporcje. Jego szerokość jest większa od wysokości, a wysmukłe są jedynie elewacje boczne. Mieszkańcom dawnego Lwowa wydawał się jednak kolosalny.
Budynek zaprojektowany przez blisko 50-letniego architekta Ferdynanda Kasslera w porównaniu z zabudową centrum Lwowa z początku XX w. (także projektowaną przez Kasslera) zdawał się zaskakiwać prostotą bryły. W rzeczywistości jego funkcjonalistyczną architekturę trudno uznać za ascetyczną. Nie brak w niej efektownych elementów dekoracyjnych. Takie materiały, jak kamień, mosiądz, chromowany metal, szkło czy sztuczne światło wykorzystane zostały przez architekta niczym złoto i diamenty przez jubilera.
Kamienica Sprechera wsparta jest na partii cokołowej, mocno przeszklonej i obłożonej płytami trawertynu. Od wyższych kondygnacji cokół odcina szeroki daszek – okap o geometryzującym podniebieniu, na którym zamontowano szklane panele z oświetleniem. W rezultacie po zmroku parter zalewały strumienie światła.
Elewacja czterech kolejnych kondygnacji biurowych ożywiona jest rzędami potężnych, leżących okien ujętych wydatnymi, poziomymi listwami. Listwy te nadają pozór postulowanych przez Le Corbusiera pasów okien ciągnących się przez całą szerokość elewacji. Z boków kompozycja ujęta została płaskimi, mocno przeszklonymi wykuszami wprowadzającymi ogromną ilość światła do wnętrz biurowych.
Innym funkcjonalistycznym postulatem le Corbusiera są w budynku tarasy na dachach. Architekt ponad czwartym piętrem odciął elewację budynku wydatnym gzymsem. Dwa ostatnie pietra, szóste i siódme pełniły funkcję mieszkaniową i schodowo się cofają. Dzięki temu rozwiązaniu zdawały się przydawać budynkowi lekkości. Rozwiązanie to miało istotne znaczenie funkcjonalne. Każde z mieszkań wyposażone zostało w taras z zachwycającym widokiem na miasto.
W duchu art deco Kassler zaprojektował efektowne, przeszklone drzwi głównego wejścia o mosiężnej kracie. W cofających się uskokowo ościeżach znalazły się charakterystyczne, kryształkowe okienka pełniące zarazem funkcję dekoracyjnych kinkietów. Rozwiązanie unikatowe w skali II RP. Sam hall, podobnie jak we współczesnych, komercyjnych biurowcach, gdzie liczy się każdy metr powierzchni do wynajęcia, został zredukowany do minimum. Jest zaskakująco ciasny, nie większy niż w zwykłej kamienicy. Bez wątpienia wynikało to z oczekiwań inwestora, który zamierzał zamienić budynek w sprawną maszynę do robienia pieniędzy. Schody omijające zabudowany szyb windy wiodą wprost na klatkę schodowa o efektownej duszy w formie spłaszczonej elipsy. Wystrój wnętrz był bardziej dekoracyjny od elewacji. Zdobiły je sztukaterie czy osłony kaloryferów wykorzystujące motyw geometryczne.
Oficjalnie kamienica była własnością Jonasza Sprechera i jego żony Gizeli. Wcześniej, do roku 1907 w miejscu gmachu, gdzie dawna Akademicka z wąskiej ulicy zamienia się w szeroką aleję, stał dom czynszowy, w którym na początku ubiegłego stulecia znajdował się kawiarnia Gustawa Schneidera. Była ulubionym miejscem spotkań lwowskiej cyganerii artystycznej czasów Młodej Polski. W secesyjnym wnętrzu dyskutowali ze sobą literaci. Dom zburzono jeszcze przed pierwszą wojną światową, a plac przez lata pozostawał pusty.
Jonasz Sprecher w jednym z wywiadów mówił, że nie mógł patrzeć na marnującą się działkę w sercu miasta. Urodził się w rodzinie ortodoksyjnych Żydów w 1861 r. Kilkadziesiąt lat później należał do najbogatszych lwowiaków pochodzenia żydowskiego. Na początku ubiegłego stulecia objął lukratywny handel żelazem. Wkrótce zaczął inwestować pieniądze w nieruchomości. Wraz z zatrudnionym przez niego architektem Ferdynandem Kasslerem zamieszani byli w największy skandal architektoniczny dawnego Lwowa. Wzburzyli oni opinię publiczną miasta w roku 1914, gdy kilkadziesiąt metrów od Akademickiej, przy placu Mariackim rozpoczęli budowę pierwszego lwowskiego „drapacza chmur”. Sprawę opisywała nawet polska prasa w innych zaborach. W czasach monarchii austriackiej w Lwowie obowiązywał znowelizowany w 1910 r. przepis, ograniczający wysokość budynków do czterech pięter. Architekci i inwestorzy starali się przepis obchodzić, budując w centrum kolosalne kamienice z antresolami i o łamanych dachach. Także w kamienicy przy pl. Mariackim Sprecher formalnie nie naruszył przepisu. Budynek, choć ogromny, ma w teorii tylko cztery pietra. W rzeczywistości było ich więcej. Ferdynand Kassler nad wysokim przyziemiem zaprojektował antresolę, a dodatkową kondygnacje ukryto w wysokim, łamanym dachu. Jednocześnie żelbetowe konstrukcje, windy elektryczne, ogromne okna sprawiły, że był to wówczas jeden z najnowocześniejszych i wielkomiejskich gmachów Lwowa. Jego ukończenie w 1921 r. zdaje się też zamykać historię architektury lwowskiej epoki autonomii galicyjskiej w ramach CK Austro Węgier.
Sprecher miał opinię bezwzględnego w interesach i oszczędnego aż do skąpstwa. Ponoć chodził po mieście piechotą, gdyż żal mu było wydawać pieniądze na bilety tramwajowe. Bezwzględnie tępił lokatorów jego domów nie płacących mu regularnie czynszu. Wyrzucał ich na bruk, co w kilku przypadkach skończyło się procesami sądowymi, wyrokami zasądzającymi od Sprechera odszkodowania. Nie raz też spotkał się z potępieniem na łamach prasy i to nie koniecznie antysemickiej. W gazetach z 1 kwietnia jako żart prima-aprilisowy podawano wiadomości, że znany ze skąpstwa kamienicznik zwalnia swych lokatorów z płacenia czynszu na pół roku.
Do budowy przystąpiono w 1927 r. Prace zakończono dwa lata później. Przy urządzaniu wnętrz z Kasslerem współpracował architekt i rzeźbiarz Piotr Tarnawiecki. Gmach otrzymał nowoczesny, żelbetowy szkielet konstrukcyjny. Elewacje w partii cokołowej obłożone zostały trawertynem, wyżej wyprawione mineralnymi tynkami szlachetnymi. Okładzinę z trawertynu w przyziemiu jak też marmurowe podesty schodów i okładziny ścian klatki schodowej wykonane zostały przez lwowskie Zakłady Kamieniarskie i Marmurowe Ludwika Tyrowicza.
Ulica Akademicka dla Lwowa była tym, czym dla przedwojennej Warszawy Wierzbowa, zaś dla Krakowa Planty. Nigdzie indziej nie czuło się tak czaru i elegancji tego pięknego miasta. Zabudowana wielkomiejskimi kamienicami, ozdobiona pomnikami, z wysadzaną drzewami aleją pośrodku, była najbardziej eleganckim bulwarem Lwowa. I choć pobliskie Wały Hetmańskie były bardziej reprezentacyjne, zaś serce miasta stanowił Rynek, to właśnie Akademicka późnym popołudniem zamieniała się w corso eleganckiego świata. Zapachy kawy mieszały się z zapachami perfum rozsiewanymi przez piękne kobiety. Tu za fasadami pełnymi czaru tak charakterystycznego dla sztuki krajów rządzonych przez Habsburgów – tętniło życie. W Kasynie Miejskim urządzano eleganckie bale, z kawiarń dochodził gwar rozmów. Pyszniły się witryny rozjarzone światłem. Cukiernia Ludwika Zaleskiego pod nr 22, gdzie spotykali się profesorowie Uniwersytetu Lwowskiego im. Jana Kazimierza oraz kawiarnia Szkocka – miejsce spotkań wybitnych matematyków przeszły do dziejów kultury międzywojennej Polski. Przy ulicy nie mogło też zabraknąć też kina.
Nowoczesny gmach Sprechera górował ponad Akademicką, podobnie jak Prudential ponad Placem Napoleona w Warszawie. Nadawał ulicy znamion nowoczesnej współczesności. Wielkomiejskości i elegancji.
Niestety budynek oddany został do użytku w fatalnym momencie. W październiku 1929 r. wybuchł wielki kryzys. Wysokie czynsze sprawiły, że przed 1935 r. trudno było Sprecherowi znaleźć najemców. Ci, który już wynajęli biura lub mieszkania na ostatnich piętrach wyprowadzali się. Wreszcie 2 kwietnia 1932 r. lwowska „Chwila” podała, ze Sprecher zawarł spółkę z założycielem warszawskiego Dancingu „Adria” i na ostatnim piętrze „drapacza” przy Akademickiej powstanie filia lokalu. „Obaj przemysłowcy prowadzić będą lokal do spółki” – podała „Chwila”. Lwowska „Adria” (o ile powstała) nigdy jednak nie stała się tak sławna, jak jej warszawska centrala.
Złotą górą dla właściciela budynku okazała się jednak nie Adria, lecz inny, bajecznie bogaty najemca. Był nim państwowy koncern naftowy „Polmin”, czyli Państwowa Fabryka Olejów Mineralnych „Polmin”. Tu ulokowały się biura centrali firmy, a na dachu kamienicy rozbłysnął neon „Polminu”. Koncern ten miał największą w ówczesnej Polsce rafinerię ropy naftowej bazującą na złożach wydobywanych w nieodległym od Lwowa Borysławiu. Ropa z Borysławia przerabiana była na benzynę przeznaczoną zarówno dla samolotów, jak i aut. Ale rafineria dostarczała też asfalt, parafinę, koks naftowy i szereg innych produktów. Na czele firmy od 1929 r. stał inżynier chemik Stefan Dażwański, zastępując prof. Stanisława Piłata.
To za czasów Dażwańskiego „Polmin” stał się obok Fabryki Związków Azotowych w Mościcach największym potentatem polskiego przemysłu chemicznego. Biura centrali „Polminu” musiały zajmować szereg pomieszczeń, a część z nich miało na pewno bardzo reprezentacyjny charakter. Tutaj też znajdował się gabinet Dażwańskiego. Funkcję naczelnego dyrektora pełnił do 1938 r. Wtedy to objął stanowisko dyrektora Departamentu Górniczo-Hutniczego w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, i wyjechał do Warszawy.
Dodajmy tu jeszcze, że w czasach lwowskich był mocno zaangażowany w życie społeczne miasta, a w 1937 r. był współzałożycielem Klubu Demokratycznego przeciwstawiającego się zarówno radykalizacji komunistów, jak i faszyzacji polskiej polityki po śmierci marszałka Piłsudskiego.
W końcu lat 30. w gmachu ulokował się też m.in. oddział poznańskiego Banku Cukrownictwa S.A. Miał on dostępny dla klientów oddział w przyziemiu budynku. Obok znajdowały się też biura założonego w 1919 r. warszawskiego Towarzystwa Ubezpieczeń „Vita-Kotwica”. Zapewne szereg pomieszczeń zajmował Instytut Kosmetyki Nowoczesnej prowadzony przez mgr farmacji Emilię Goldównę. Jak zapewniały reklamy, był on wyposażony w najnowocześniejszą aparaturę medyczną.
Z kolei na piętrach biurowca pomieszczenia na kancelarie wynajmowało co najmniej kilku adwokatów. Wśród nich dr Franciszek Schram oraz dr Stefan Wrześniowski.
Mieszkańcem jednego z apartamentów w drapaczu Sprechera był malarz, grafik i scenograf teatralny Fryderyk Kleinmann (1897-1943). Miał głębokie wykształcenie artystyczne. Studiował w Krakowie, Wiedniu i Paryżu. Jego rysunki i satyry publikowane były we lwowskich gazetach. Między innymi w „Chwili”, „Sygnałach” i „Szczutku” W twórczości artysty nie brak humorystycznych scenek z lwowskich kawiarni. Uroczej karykaturze „Malarz i gulasz” z 1934 r. towarzyszy fraszka:
Raz przyjaciel mój malarz, znany wolnomularz,
w barze swojej damie kazał podać gulasz.
Potem trzy zakrapiane, za się później alasz.
Aż pani nie wiedziała co gulasz, co malarz.
Kleinmann wraz z Kazimierzem Sichulskim zapełniał też swoimi satyrami ściany słynnej, restauracji „Atlas” przy lwowskim Rynku 45, reklamującej się jako „jedyna na wschodzie knajpa literacko-artystyczna”. W czasach, gdy mieszkał w „drapaczu” Sprechera, skupił się głównie na malowaniu oraz współpracy teatrami i to nie tylko lwowskimi, ale też warszawskimi. Tworzył kukiełki i scenografie dla lwowskiego teatru satyrycznego „Semafor” oraz warszawskich teatrów języka jidysz Azazel i Ararat.
Świat dawnego Lwowa, gdzie ponad 60 procent mieszkańców stanowili Polacy, zaś jedną czwartą Żydzi, znikł wraz z upadkiem II RP we wrześniu 1939 r. Miasto okupowane było najpierw przez ZSRR, zaś od czerwca 1941 r. do 1944 r. przez Trzecią Rzeszę. Od 1940 Sowieci deportowali w głąb swego imperium tysiące Polaków, Żydów i Ukraińców. Po wkroczeniu Niemców w czerwcu 1941 r. mieszkańców przerażały zbrodnie dokonywane przez Niemców i ukraińskich nacjonalistów. Ludność pochodzenia żydowskiego została niemal w całości wymordowana. Pierwszy pogrom na ulicach miasta organizowany pod okiem Niemców przez nacjonalistyczną milicję ukraińską miał miejsce już 30 czerwca 1941 r. Z kolei po klęsce Niemiec i ponownym wkroczeniu do Lwowa Armii Czerwonej miasto przyłączone zostało ponownie do ZSRR. Zdecydowana większość Polaków została wówczas wysiedlona.
Ferdynand Kassler zginął przypuszczalnie w 1942 r. w lwowskim getcie utworzonym przez niemieckich okupantów w końcu 1941 r. Tam też najpewniej zmarł ponad 80-letni Sprecher. Zamożny, choć skąpy finansista mógł wyjechać z Polski przed rozpoczęciem wojny. Nie wyjechał. Lwów był jego ojczyzną i nie zamierzał go opuścić. Przypłacił to życiem, choć nie znamy okoliczności jego śmierci. Za murami getta zamknięty też został Fryderyk Kleinmann. Zamordowany został w 1943 r. w obozie pracy przy ulicy Janowskiej. Trwałą pamiątką po Kasslerze i Sprecherze pozostał „drapacz” przy dawnej Akademickiej – spektakularny pomnik architektury II Rzeczpospolitej.