Kamienica przy Noakowskiego 12 była warszawskim mrówkowcem sprzed pierwszej wojny światowej. Ma sześć pięter, trzy podwórka studnie, trzy reprezentacyjne klatki schodowe i trzy oficyny. Do tego mnóstwo mieszkań. Od wielkich po pojedyncze pokoje ze wspólnymi toaletami na ostatnim piętrze, wynajmowane niegdyś studentom.
Mijając pierwszą bramę kamienicy wyłożoną secesyjnymi płytkami, wkraczamy na głębokie podwórko studnię. Za nim wchodzimy do kolejnej bramy, by znaleźć się na drugim podwórku. W mieszkaniach parteru i pierwszego piętra panuje tu półmrok. Jest mnóstwo mieszkań i niegdyś na podwórku zawsze był tłum ludzi. Przed pierwszą wojną światową w kamienicy mieszkało wielu pracowników sąsiedniej, rosyjskiej Politechniki. Opuścili mieszkania w czasie ucieczki Rosjan z Warszawy latem 1915 r.
Kamienica ukończona w 1910 r. powstała na zlecenie Arona Oppenheima, współwłaściciela cegielni na Szczęśliwicach, rodzonego brata Berka i Uszera. Ostatni z nich był cegielnianym potentatem, współwłaścicielem cegielni na Moczydle i przy Górczewskiej. Zbudował też imponującą i luksusową kamienicę przy ul. Królewskiej 31, zwróconą frontem w kierunku Ogrodu Saskiego.
Aron Oppenheim w 1910 r. nie ograniczył się do budowy kamienicy przy Polnej 50 (Noakowskiego 12). Równolegle realizowano dla niego kamienicę przy Polnej 54 (obecnie Noakowskiego 16). Oba domy początkowo rozdzielał pusty plac. Oba też powstały według niemal identycznego projektu architekta Edwarda Ebera. Są prawie takie same, choć ze względu na odmienną głębokość działek dom pod nr. 16 był nieco krótszy. Dziś jednak ich wnętrza różnią się. Podwórko kamienicy pod nr. 16 zamienione zostało w przeszklone atrium.
Po zakończeniu budowy obu kamienic Oppenheim przystąpił do wzniesienia kolejnej, jeszcze większej kamienicy pod obecnym adresem Noakowskiego 10. Jednak już zgodnie z projektem innego architekta Leona Drewsa. Oppenheim zmarł jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej, a kamienice odziedziczyli jego spadkobiercy.
Wczesnomodernistyczne domy przy Polnej 50 (Noakowskiego 12) i Polnej 54 (dziś Noakowskiego 16) mają zaskakująco oszczędny wystrój elewacji. Ich fasady ożywiają szerokie, pięciopiętrowe wykusze, ale budynki prawie pozbawione są detalu. Nie został on usunięty po wojnie. Nie widać go na fotografiach sprzed pierwszej wojny światowej.
Charakterystycznym rozwiązaniem dla wszystkich trzech kamienic Oppenheima jest obniżenie wysokości przejazdu bramnego w skrzydle frontowym i wbudowanie ponad bramą mieszkania. Dawało to inwestorowi dodatkowy dochód, ale odbierało budynkowi oddech tak znamienny dla przejazdów bramnych wielu warszawskich kamienic sprzed 1914 r.
Innym zaskakującym dziś rozwiązaniem jest odcięcie od głównej klatki schodowej w budynku frontowym ostatniej kondygnacji. Niższej, zaprojektowanej w układzie korytarzowym z pokojami do wynajęcia i wspólnymi toaletami na korytarzu. Można tam wjechać jedynie windą bądź wejść pozbawionymi windy drewnianymi schodami kuchennymi w oficynie bocznej.
Wystrój wnętrz budynku w znacznym stopniu utrzymany jest w duchu geometryzującej secesji. Są to balustrady schodów na głównej klatce schodowej, portale drzwi, płytki w przejeździe bramnym. W drugiej bramie wciąż widnieje sygnatura dostawcy płytek ceramicznych firmy „J.M. Belkes. Elektoralna 5 i 7”. Wyposażenie dwóch innych głównych klatek nie było już tak konsekwentne stylistyczne. Do sztuki klasycyzmu odwołuje się za to efektowna sztukateria na suficie przedostatniego piętra paradnej klatki schodowej w skrzydle frontowym.
Ciekawie rozwiązana jest główna klatka schodowa w drugiej oficynie poprzecznej. Łączy się ona bezpośrednio z klatką kuchenną o trójbiegowych drewnianych schodach. Obie klatki oddzielone są silnie przeszkloną drewnianą ścianą – parawanem i łączą się ze sobą jedynie na poziomie sutereny oraz ostatniej kondygnacji. Klatka główna światłem dziennym doświetlana jest tu pośrednio przez szyby oddzielające ją od klatki kuchennej.
Wszystkie trzy główne klatki schodowe kamienicy pod nr. 12 wyposażone zostały w windy. Umieszczono je w murowanych, zamkniętych szybach zlokalizowanych pomiędzy głównymi drzwiami do mieszkań. Dziś w szybach tych zamontowane są współczesne windy. W części mieszkań frontowych zachowały się oryginalne sztukaterie.
W kamienicy nie było pierwotnie centralnego ogrzewania. Ciepło dawały piece. Wysokie, o geometryzującej, secesyjnej ornamentyce drzwiczek. Skromniejsze w pomieszczeniach służbowych, oficynach bocznych, czy skromnych pokojach do wynajęcia na ostatnim piętrze. W łazienkach zamontowano żeliwne wanny, ceramiczne umywalki i płytki na posadzkach. Przynajmniej w części łazienek znajdowały się wysokie, ozdobne, metalowe, węglowe piece kolumnowe do podgrzewania wody. Zdjęcie takiego pieca zobaczyć można w studium historycznym kwartału z lat 80. XX w.[1]
Kamienica powstała na wprost gmachu głównego Politechniki Warszawskiej. Już od chwili budowy inwestor zapewne zakładał, że część mieszkań wynajmować będą rosyjscy profesorowie uczelni. Ślady obecności Rosjan w kamienicy przed 1915 rokiem pobrzmiewają w ogłoszeniach zamieszczanych na łamach rosyjskiego „Warszawskiego Dniewnika”. Jednak już wtedy kamienica stanowiła mikrokosmos, skupiając ludzi różnych stanów, kondycji społecznej i majątkowej.
Budynek przypominał małe miasteczko. Tak też było w latach międzywojennych. W zasadzie można by napisać książkę poświęconą samym mieszkańcom kamienicy. W latach międzywojennych mieszkało tu mnóstwo ludzi mniej lub bardziej znanych.
Z książki telefonicznej z 1939 r. wypisuję m.in. nazwiska: Józef Bagnowski, Aleksander Bukowski, Maurycy Friede, Antoni Girulski, Janina Hercmanowa, Gitla Jochelson, I. Landau, Władysław Łatkiewicz junior, dr Jani Lityńska, Wanda Łopińska, Franciszka Mitelman, Jan Michalski, Jan Odechowski, hrabina Wanda Rawita Ostrowska, Władysława Wajdenfeld-Wadecki, Jadwiga Zofia Waręska, Fryderyka Załkind[2].
Jan Michalski mieszkał na czwartym piętrze w skrzydle frontowym i był bibliofilem. Jego mieszkanie wypełniał duży księgozbiór. Dr Janina Lityńska była lekarką pediatrą oraz od chorób wewnętrznych, Gitla Jochelson rentgenologiem, Aleksander Bukowski naczelnikiem jednego z Urzędów Skarbowych, zaś Łatkiewicz współwłaścicielem fabryczki optycznej w rejonie ul. Madalińskiego. Z kolei Jan Odechowski przedsiębiorcą, m.in. członkiem Rady Nadzorczej Spółki Akcyjnej Cukrowni i Rafinerii „Borowiczki”, istniejącej od 1900 r. W roku 1938 zarząd spółki mieścił się w Warszawie, przy ul. Langiewicza 17. Gdzieś w kamienicy pracownię sukien i okryć damskich prowadziła Maria Nejmanowa oraz działało biuro agenturalno-techniczne inż. Aleksandra Widerszala.
W roku 1940, w czasie okupacji niemieckiej, do kamienicy wprowadziła się rodzina Teresy Lewtak-Stattler. Swoje wspomnienia z tego czasu publikowała na łamach „Stolicy” z 1974 r.[3] Jak pisała, zamieszkali w ostatniej, drugiej oficynie poprzecznej pomiędzy drugim i trzecim podwórkiem. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze. Z okien wychodzących na trzecie podwórko widać było hale na Koszykach wraz z placem za nią oraz zachowanym do dziś secesyjnym budynkiem administracyjnym.
„To było już trzecie [nasze] mieszkanie od początku wojny. Zamieniliśmy je, bo ojca szukało gestapo. Nasze sąsiadki szeptały. »To Niemcy, mają niemieckie nazwisko i wnosili radio do mieszkania«. Po aresztowaniu ojca naradzały się, co robić, bo w mieszkaniu pod nr. 67 mają arsenał broni i narażają całą kamienicę. (…) Po godzinie policyjnej w kamienicy rozpoczynało się życie towarzyskie. Brydż, ersatz herbatki z buteleczek i ziółek, komplety-lekcje i bardzo popularne seanse spirytystyczne” – wspominała Teresa Lewtak-Stattler. Wyliczała też ówczesnych mieszkańców:
„Na naszym piętrze mieszkała pani profesorowa D z dwoma dorosłymi synami. Jeden był inżynierem konstruktorem – pan Henryk, a drugi pan Tomasz studentem Politechniki Warszawskiej przed wojną. Na początku okupacji Niemcy brali zakładników wśród inteligencji warszawskiej. Poszli więc do profesora. Profesor był umierający. Zabrali synów, którzy w jakiś wyjątkowy sposób zostali zwolnieni z Pawiaka. Obaj byli wszechstronnie uzdolnieni, z tym że Tomasz był nieprzeciętnie odważny, a Henryk miał nieprzeciętne pomysły, jak z powieści kryminalnej” – pisała.
Henryk w czasie okupacji zatrudniony był w warsztatach kolejowych. Czy profesorem D. był mieszkający tu jeszcze przed wojną Aleksander Dąbrowski, delegat Ministerstwa Skarbu do Ordynacji Zamoyskiej? W książce telefonicznej wydanej w czasie okupacji już go nie ma. Za to pod adresem Noakowskiego 12 figuruje nazwisko Teodory Dąbrowskiej. Czy to ona była ową panią D?
Teodora z Borowskich Dąbrowska nadal mieszkała w kamienicy także po drugiej wojnie światowej[4]. Była przy tym rzeźbiarką i malarką, o czym Teresa Lewtak-Stattler nie wspomina. Może dlatego, aby zachować anonimowość pani D. W roku 1940 artystka miała już 49 lat. Była osobą kulturalną, znakomicie wykształconą. Studiowała m.in. rzeźbę u Emila Antoine Bourdelle’a w Paryżu, Antoniego Madeyskiego w Rzymie i Trena-Coste we Florencji. W Mediolanie uczyła się śpiewu. Kształciła się też w Belgii i Finlandii. W latach międzywojennych związała się z ugrupowaniem artystycznym BLOK. Swoje prace wielokrotnie wystawiała od 1927 r. Specjalizowała się w medalierstwie, ale nie stroniła od rzeźby monumentalnej. Na fotografii z 1932 r. widać ją, jak pracuje przy ogromnym popiersiu Józefa Piłsudskiego. Łatwo sobie wyobrazić, że mieszkanie Teodory Dąbrowskiej przy Noakowskiego 12 było pełne jej prac. Mniejszych form rzeźbiarskich oraz obrazów.
Powróćmy do wspomnień Teresy Lewtak-Stattler. Przypominała sobie mieszkającą na tej samej klatce, co ona „germanofilkę”. Panią M. „Mieszkała w towarzystwie Ukraińca pracującego na rzecz Rzeszy Niemieckiej. Dodajmy tu, że w czasie okupacji w Generalnym Gubernatorstwie Niemcy stosując politykę dziel i rządź stawiali Ukraińców w pozycji uprzywilejowanej do Polaków. „Brat mój co jakiś czas zaklejał zamki w drzwiach pani M tak zwanymi gapami. Były to paski stemplowane pieczęciami z orłem niemieckim, którymi Niemcy zabezpieczali mieszkania aresztowanych. Pani M wpadła w panikę, wydzwaniając po urzędach zanim zdecydowała się otworzyć drzwi” – czytamy.
Zdaniem Teresy Lewtak-Stattler, centralną postacią kamienicy był zawsze dozorca. On pierwszy wiedział wszystko, a jego syn Waldek natychmiast przekazywał lokatorom informacje. Uprzedzał o rewizjach czy nalotach dokonywanych przez Niemców.
Pamiętnikarka wspominała też sowieckie naloty na Warszawę, jakie miały miejsce nocami od roku 1941 po 1944. Wspomniane na początku artykułu przeszklone ściany oddzielające w trzeciej oficynie klatkę główną od kuchennej stanowiły poważne zagrożenie. W wypadku eksplozji bomby w pobliżu rozbite szkło mogło poważnie poranić lub zabić ludzi znajdujących się na klatce. W czasie rosyjskich nalotów winda była nieczynna, a światło wyłączone. (…) Mama zawsze wieczorem kładła każdemu obok łóżka to, co ma ze sobą zabrać do piwnicy na wypadek nalotu. Najczęściej, bez względu na porę roku były to zimowe palta” – wspominała Teresa Lewtak-Stattler.
W czasie powstania warszawskiego zabudowa ulicy Noakowskiego ucierpiała stosunkowo niewiele. Po kapitulacji powstania mieszkańcy zostali jednak wygnani, a domy metodycznie były rabowane przez Niemców. Do pracy zatrudniano warszawiaków przetrzymywanych na terenie obozu w Pruszkowie. Szczęśliwie wszystkie trzy kamienice Oppenheima przy Noakowskiego ocalały.
Niedługo po wojnie w niezniszczonym budynku ulokowało się kilka biur firm budowalnych, zarabiających nie tylko na odbudowie, ale też na odgruzowywaniu i rozbiórkach spalonych bądź zrujnowanych kamienic. Działały do czasu ostatecznego upaństwowienia prywatnych firm w 1949 r. I tak mieściły się tu Przedsiębiorstwo Inżynieryjno-Budowlane „Dodukan sp. z o.o. Borkowskiego i Kleibera”, „Zjednoczeni Inżynierowie Sp. z. o.o. Przedsiębiorstwo Inżynieryjno-Budowlane”.
Po wojnie kamienica szybko popadła w zaniedbanie, a wiele mieszkań zamieniono na „kołchozy” ze wspólną łazienką lub podzielono na mniejsze. Dziś dobrze prezentują się odnowione elewacje, główne klatki schodowe. Gorzej jest na drewnianych klatkach kuchennych, gdzie znikła znaczna część oryginalnych drzwi. Pomimo to w kamienicy zachowała się ogromna ilość oryginalnych detali.
[1] H. Kujawa, Studium historyczne kwartałów zabudowy, Miejskie Biuro Projektów Warcent 1982-84, w zbiorach Archiwum Miejskiego Konserwatora Zabytków. Por. też Piotr Kilanowski, Utracone kamienice warszawskie doby wczesnego modernizmu (1909-1914), wyd. Politechniki Warszawskiej, Warszawa 2021.
[2] Spis Abonentów sieci telefonicznej m.st. Warszawy P.A.S.T. i Warszawskiej sieci okręgu P.P.T.T., Rok 1939/40
[3] Teresa Lewtak-Stattler, Kamienica warszawska, Stolica 1974, nr 30, s. 16.
[4] W katalogu wystawy rzeźby i grafiki okręgu warszawskiego ZPAP w styczniu 1965 r. przy jej pracy (głowa dziewczyny w drewnie) widnieje adres: „Teodora Dąbrowska, Warszawa Nowakowskiego 12.”