Last updated on 29/07/2024
22 lipca 2023 r. minęła już 71. rocznica ukończenia odbudowy „rdzenia” Starego Miasta w Warszawie. Z kolei w tym roku mija 70. rocznica zakończenia prac przy odbudowie „rdzenia” Nowego Miasta wzdłuż osi ulicy Freta.
Odbudowa Starego Miasta w Warszawie była wydarzeniem wyjątkowym i jednym z największych osiągnięć polskiej myśli konserwatorskiej w dziejach.
Warszawskie Stare Miasto, starte z powierzchni ziemi w 1944 r., stało się bowiem pierwszym na świecie dużym zespołem miejskim całkowicie zrekonstruowanym ze zniszczeń wojennych – na przekór obowiązującym doktrynom konserwatorskim i biedzie panującej w zniszczonym kraju. Ten heroizm i odwaga konserwatorów docenił świat, wpisując warszawską Starówkę na listę Światowego Dziedzictwa Unesco.
Odbudowa warszawskiego Starego Miasta może i powinna napawać nas dumą, choć nie w każdym przypadku możemy mówić o rekonstrukcji. Jan Zachwatowicz, jeden z głównych sprawców odbudowy Starego Miasta, używał określenia restytucji. Oznaczało ono odtworzenie zabytku połączone z wbudowaniem oryginalnych, zachowanych elementów we właściwe im miejsca, przy jednoczesnym unowocześnieniu jego wyposażenia, układu przestrzennego czy konstrukcji i dostosowaniu go do współczesnych wymogów. W przypadku odbudowywanego Starego Miasta te zmiany były dość daleko idące, co wynikało z likwidacji dawnych podziałów własnościowych i co za tym szło, odbudowy dzielnicy w charakterze nie indywidualnych kamienic mieszczańskich, lecz ukrytych za ich fasadami „blokami” mieszkalnymi społecznego osiedla mieszkaniowego. Charakteru Starego Miasta jako osiedla nie odczuwamy, spacerując po ulicach, ale łatwo go odczytujemy, zapuszczając się na obszerne podwórka wypełniające całe wnętrza kwartałów zabudowy.
Zgodnie z wynikami inwentaryzacji przeprowadzonej przez Biuro Odbudowy Stolicy oceniono, że w 1944 r. Stare Miasto zniszczone zostało 85 procentach. To jednak tylko liczby. W rzeczywistości oznaczało to zniszczenie niemal wszystkich budynków. Żaden nie uchował się bez uszkodzeń. Zwalone były kościoły.
„Zwały gruzów wypełniały ulice do wysokości pierwszego i drugiego piętra. Jedynie w północnej pierzei Rynku stały jeszcze elewacje wypalonych domów z groźnymi wyrwami oraz na rogu Wąskiego Dunaju chyliła się ściana frontowa tzw. kamienicy książąt mazowieckich. Dwie wypalone elewacje sterczały w części południowej. Nie spaliły się tylko dwie kamienice w północnej pierzei (nr 34 i 36) dzięki temu, że tuż przed wojną wykonano w nich ogniotrwałe stropy żelbetowe. (…) Gruzy Starego Miasta zalegała ponura, głucha cisza” – pisał Jan Zachwatowicz[1].
To on, stojąc w styczniu 1945 r. na zwałowisku z gruzów na Rynku Starego Miasta, najpierw przeżył zwątpienie. Ale ten sam widok niemal natychmiast zrodził w nim determinację, by Starówkę odbudować. By nie zgodzić się na zniszczenie przez najeźdźców tego, co świadczyło o tożsamości Polski, Warszawy i naszym dziedzictwie kulturowym. Już w kwietniu 1945 r. Jan Zachwatowicz, wówczas generalny konserwator zabytków oraz szef wydziału architektury zabytkowej Biura Odbudowy Stolicy, zlecił architektom i studentom zgłaszającym się do BOS-u wykonanie na Starówce pierwszych prac zabezpieczających. W pierwszym rzędzie chodziło ratowanie fragmentów ocalałych ścian oraz detali, takich jak kamienne portale.
Bardzo szybko nakreślone zostały podstawowe wytyczne do restytucji Starego Miasta. Miało ono zachować średniowieczny układ ulic i placów, zaś fasady kamienic miały odzyskać kostium z XVII i XVIII w.
Jan Zachwatowicz jako współorganizator BOS-u miał w 1945 r., błogosławieństwo prezydenta Warszawy Mariana Spychalskiego. Jednak nowe władze komunistyczne wcale tak bardzo nie paliły się do finansowania odbudowy Starego Miasta i zabytków. W restytucji zabytków Starego Miasta nie dostrzegały doraźnych propagandowych korzyści. To był przecież zabytek epoki „feudalizmu, mieszczaństwa, epoki nierówności społecznych, które komunizm miał całkowicie zniwelować. Eseista i krytyk literacki Kazimierz Wyka nawoływał wręcz, by ruiny Starego Miasta zostawić w formie trwałej ruiny: „Czy każda odbudowa (…) nie byłaby po prostu falsyfikatem? Ja już bym wolał nie tykać tego krajobrazu, obwieść go autostradą, usadzić przy niej restauracje i dancingi, zamówić gwiazdki w przewodnikach, niech wokół ruin kołują bogacze z Zachodu i zostawiają dolary na odbudowę reszty”[2].
Taka idea była dla Jana Zachwatowicz i jego środowiska oczywiście nie do przyjęcia. Udało mu się przekonać władze, że wręcz przeciwnie: rekonstrukcję Starego i Nowego Miasta, Traktu Królewskiego, warszawskich zabytków, nawet odbudowę kościołów i pałaców można przedstawić jako wielkie osiągnięcie nowego systemu. Co więcej, dawne mieszczańskie kamienice na Starym Mieście, Nowy Świecie czy Krakowskim Przedmieściu można „włączyć w nurt przemian społecznych” jako współczesne mieszkaniowe osiedle społeczne ubrane w kostium historyczny. Pomysł spodobał się Bolesławowi Bierutowi. Prace przy obudowie Starego Miasta stały się realne, gdy Bierut 1 września 1947 r. w otoczeniu swoich pretorian i członków rządu sam przybył na odgruzowywany Rynek Starego Miasta i przerzucił kilka łopat gruzu.
Przez lata usunięto go stąd blisko pół miliona metrów sześciennych. Gest Bieruta oznaczał zielone światło dla odbudowy Starówki. Żaden działacz partyjny nie odważył się od tej chwili kwestionować idei odbudowy warszawskiego Starego Miasta jako takiej. To wielkie, osobiste zwycięstwo Zachwatowicza.
Wkrótce obowiązywać będzie opinia przytaczana przez Józefa Sigalina: „Zasada »budowania zabytków«, budowania od fundamentów jest sprzeczna zarówno z teorią, jak i praktyką konserwatorską, jak i zwykłym rozsądkiem człowieka, żyjącego w drugiej połowie XX wieku. Ba! – z techniką, mechanizacją. Tu poglądy nasze są wspólne. Ale wspólny też jest nasz pogląd, że tu w tym miejscu, w tych okolicznościach, teoria, rozsądek, technika, muszą ustąpić i ustąpiły miejsca pragnieniem wszystkich bez wyjątku mieszkańców Warszawy. Że to wszystko niemal nowe, nieautentyczne? Mój Boże, za parę lat nikt o tym nie będzie pamiętał poza historykami, którzy gdzieś tę prawdę obowiązani są zapisać”[3].
W roku 1950 z pracowni architektonicznej kierowanej przez prof. Mieczysława Kuźmę (głównego projektanta odbudowy Starego Miasta) wyszła pierwsza seria projektów rekonstruowanych domów. Podkładem dla nich była inwentaryzacja zabytków Starówki sporządzona w czasie okupacji przez studentów Jana Zachwatowicza i uratowana po Powstaniu Warszawskim z opustoszałego miasta[4].
O akcji ratowania archiwum piszę w swojej książce „Sekrety Warszawy” cz. 2, wydanej w 2024 r. przez wydawnictwo „Księży Młyn”
Na podstawie uratowanej dokumentacji architekci rozrysowywali całe pierzeje ulic: Piwnej, Świętojańskiej, Krzywego Koła, Nowomiejskiej, czy pierzei rynkowych. Rysunki nakładali na sporządzane od wiosny 1945 r. inwentaryzacje stanu zachowania staromiejskich kamienic. Architekci aż do 1953 r. wykonali tysiące rysunków, projektując też ogromną liczbę drobnych detali.
Jednocześnie trwało odgruzowywanie Starego Miasta i zabezpieczanie kamiennych reliktów odnalezionych w gruzach. Jednak przed 1950 rokiem na Starym Mieście przystąpiono do odbudowy jedynie pojedynczych obiektów, takich jak katedra św. Jana, odbudowywana według projektu Jana Zachwatowicza. Dodajmy tu, że katedra jest nie tyle wierną rekonstrukcją, co restytucją w nowym kształcie, będącą własną wizją architekta.
W roku 1951 wydawało się, że przy odbudowie samego Starego Miasta dzieje się niewiele, i że ona zamarła. Ten marazm bardzo emocjonalnie przeżywali tacy konserwatorzy, jak Jan Zachwatowicz, Piotr Biegański, czy Mieczysław Kuźma. W ostatnich dniach grudnia 1951 r. doszło do spotkania Zachwatowicza z Józefem Sigalinem, wówczas naczelnym architektem miasta. Zachwatowicz, chcąc popchnąć do przodu prace przy rekonstrukcji najstarszej dzielnicy Warszawy i skoncentrować się na systematycznej odbudowie kolejnych kwartałów, uważał, że nie należało się rozpraszać na pojedynczych obiektach. Wspominał o tym później Sigalin. „Doszliśmy do wniosku, że sam emocjonalny stosunek nasz, ludności i władz do odbudowy Starego Miasta nie rozwiąże problemu. Że trzeba opracować taktykę, plan działania, że trzeba całe to wielkie przedsięwzięcie podzielić na etapy, a z całości, jaką stanowi Stare i Nowe Miasto wydzielić poszczególne elementy, które by same w sobie również stanowiły całość przestrzenną i funkcjonalną” – czytamy[5].
Zachwatowicz przekonywał Sigalina, że w pierwszym etapie trzeba wybrać „kościec” odbudowy Starówki, jakim jest oś Świętojańska, Rynek Starego Miasta, Nowomiejska. Józef Sigalin po rozmowie z Zachwatowiczem zapalił się do projektu. Zwołał naradę w swojej siedzibie mieszczącej się wówczas w Pałacu pod Blachą. W rezultacie 28 stycznia 1952 r. została podjęta wstępna decyzja, aby już 22 lipca 1953 r. oddać w całości zrekonstruowane fragmenty Starego Miasta: z Rynkiem, Świętojańską, Nowomiejską, z Barbakanem, ulicą Freta, Zakroczymską do Konwiktorskiej i ewentualnie Rynkiem Starego Miasta. Termin był morderczy. Odtąd zaczęła się walka z czasem. Przyszłość miała pokazać, że o ile Rynek Starego Miasta ukończono zgodnie z terminem, to wzdłuż Freta i ulic Nowego Miasta prace trwały do 1954 r. Oczywiście nic by z tego nie wyszło, gdyby do pomysłu nie zapalił się Bolesław Bierut, który reprezentując państwo występował tu w charakterze głównego mecenasa
Konserwator Marek Barański zwrócił uwagę, że lata 50. XX w. to czas przyśpieszonej odbudowy, gdzie „czynnik polityczny wziął górę nad konserwatorską realnością zadań oraz właściwym harmonogramem samych prac. Postawiony w 1952 r. przez Józefa Sigalina, Naczelnego Architekta Warszawy, z przyczyn politycznych wniosek o przyspieszenie odbudowy sporego odcinka historycznego traktu Starej Warszawy od placu Zamkowego po ul. Zakroczymską, przewrócił dotychczasowe racjonalne działania konserwatorskie – uważa Barański[6]. Jednak jak już wspomniano, wydaje się, że nie była to jedynie decyzja polityczna. To Jan Zachwatowicz zawiedziony ślamazarnością, z jaką posuwała się odbudowa naciskał na Sigalina na podjęcie decyzji. Zapalał go do idei odbudowy i to na tyle skutecznie, że zjednał też dla niej żywo interesującego się odbudową prezydenta Bolesława Bieruta.
9 lipca 1952 Prezydium Rządu oficjalnie przyjęło decyzją w sprawie odbudowy Traktu Starej Warszawy. Terminy były mordercze. Rynek Starego Miasta wraz z kilkoma sąsiednimi ulicami miały być oddane za dwanaście miesięcy. W 1954 gotowa miała być całość Traktu Starej Warszawy od Placu Zamkowego po ulicę Zakroczymską. „Im bliżej było do 22 VII 1953, tym bardziej odczuwało się tempo prac. Już chyba w czerwcu na środku Rynku pojawił się punkt dowodzenia naczelnego architekta Warszawy Józefa Sigalina. Była to budka, z której wychodził i wydawał przez tubę polecenia” – wspominał prof. Janusz Durko, wieloletni dyrektor Muzeum Historycznego m.st. Warszawy.
Na plac budowy ściągnięto samojezdny dźwig żuraw Wolf. Miał 25 metrów wysokości i kursował po torach ułożonych na Rynku. Robotnikom pomagali ochotnicy, których każdego dnia zgłaszało się około tysiąca. Na miejsce odbudowy wpadali z gospodarskimi wizytami Bolesław Bierut i Józef Cyrankiewicz (ten drugi też incognito).
Restytucji zabudowy Starego i Nowego Miasta towarzyszyły spory, co odtwarzać, a czego nie. I tak na przykład konserwatorzy chcieli na środku Rynku odtworzyć zburzony w XIX w. ratusz. Pomysł nie wypalił, bo zwolennicy socrealizmu domagali się w tym miejscu placu zgromadzeń ludowych. Naczelny architekt Warszawy Józef Sigalin zaproponował wręcz, by nie odbudowywać najbardziej zniszczonej wschodniej pierzei Rynku i ulokować tam otwarty na Wisłę amfiteatr. Na wniosek Sigalina na Rynek udała się inspekcja z Bierutem na czele. O tym, że ma się zjawić, dowiedział się z anonimowego telefonu prof. Piotr Biegański. Jak wspominał – usłyszał przez telefon „że odbędzie się inspekcja najwyższych władz, które mają zdecydować, czy należy obudować wschodnią stronę Rynku – tzn. stronę Barssa. Na moje stwierdzenie – pisał architekt – że strona Barssa jest czwartą stroną Rynku, usłyszałem suchy trzask odłożonej słuchawki. Próby uzyskania ściślejszych informacji nie powiodły się, poza jedną wskazówką, że zabudowa wschodniej strony Rynku jest bardziej zniszczona i bezcelowe byłoby jej odbudowywanie. Przeciwnie – należałoby ją oczyścić z ruin do krawędzi skarpy, aby z Rynku otworzyło się 'okno’ na Wisłę”[7]. Biegański błyskawicznie z prof. Zachwatowiczem obmyślili fortel. Polecili brygadzie robotników postawić w tempie na akord ścianę frontową kamienic do wysokości pierwszego piętra. Gdy zobaczył ją Bierut, stwierdził: „No tak, ale nie będziemy rozbierać tego, co już wzniosła klasa robotnicza”. Rynek zachował wszystkie pierzeje.
Projektantem trzynastu kamienic po stronie Dekerta (północnej) był Stanisław Żaryn, powołany przez Zachwatowicza na stanowisko kierownika Pracowni Inwentaryzacji Zabytków. – Celem pracowni było utrwalenie w pamięci najdrobniejszych fragmentów historycznej zabudowy miasta – opowiada syn Stanisława Żaryna, Jan. Jego zdaniem lata odbudowy Starego Miasta to dla jego ojca najważniejszy okres w życiu. „W latach 1945–1964 należał do czołówki polskich konserwatorów zabytków, dzięki którym z ruin wydobywało się miasto – stolica Polski” – pisał, przypominając, że w zbiorach Muzeum Warszawy przetrwały szkice i rysunki Stanisława Żaryna, w tym te przedstawiające najdrobniejsze detale, jak artystyczne okucia od klamek drzwi, latarnie i filigranowe stoliczki, aż do rysunków klatek schodowych i starannie rozrysowanych fasad kamienic.
Do legendy przeszedł spór o odbudowę murów obronnych. Zdaniem córki Jana Zachatowicza Katarzyny Zachwatowicz, świadczył on wymownie o poczuciu humoru ojca. Incydent ten szczegółowo wyjaśnił sam Zachwatowicz w swoim rękopiśmiennym notatniku. Dygnitarzem, przeciwnym odbudowie okazał się być Stanisław Jędrychowski, wicepremier w latach 1951-1956. Zaczęło się dramatycznie. Od telefonu ówczesnego Naczelnego Architekta Warszawy Józefa Sigalina. „Jest decyzja Prezydium Rządu o rozbiórce murów obronnych i niezwłocznie podejmiemy tę pracę” – usłyszał Jan w słuchawce.
Natychmiast zadał pytanie, czy decyzja potwierdzona jest na piśmie. Na to odpowiedział Józef Sigalin, że nie, ale wie, że taka decyzja zapadła podczas wizyty gospodarskiej członków rządu na terenie odbudowywanego Starego Miasta, on zaś otrzymał polecenie jej realizacji.
„Ani mi się waż! Wyjaśnię sprawę z premierem” – krzyczał do słuchawki Zachwatowicz. Natychmiast też zadzwonił do premiera Józefa Cyrankiewicza. Ten decyzję potwierdził. Determinacja Zachwatowicza była jednak tak wielka, że Cyrankiewicz zgodził się na omówienie sprawy na specjalnie zwołanej komisji. O tyle było to łatwe, że Cyrankiewicz sprzyjał wizji Zachwatowicza. Zebranie odbyło się w siedzibie Prezydium Rządu. Byli na nim obecni premier Cyrankiewicz, Stefan Jędrychowski, Józef Sigalin oraz szef BOS i architekt Roman Piotrowski, od 1951 minister budownictwa miast i osiedli.
Na wstępie premier Cyrankiewicz zagaił, że „przecież nikt już nie będzie na tych murach bronił się, a jednocześnie mury zacieśniają zabudowę Starego Miasta, które powinno być otoczone wolną, zieloną przestrzenią. Włączył się Jędrychowski: »Na przykład na Szerokim Dunaju mury zamykają widok«. Ja na to: »Tak. Z szerokiego Dunaju może być piękny widok na kościół paulinów«. Na to wybuchły śmiechy. Jedrychowski: »Niepotrzebne są też fosy, które należy zasypać i urządzić zieleńce«. Ja: »Można fosy zasypać, lecz utraci się w ten sposób most gotycki oraz wypadnie zasypać część odbudowanych domów na ulicy Mostowej«. Jędrychowski: »Jeżeli już tak bardzo zależy wam na tej wizji murów, można na ich miejscu posadzić strzyżone drzewa jako ścianę«. Ja: »Znam takie przykłady zastąpienia zabytków zielenią. Na przykład w Rzymie fantomy świątyń i kolumn są wykonane ze strzyżonych bukszpanów. Dodam, że zrobiono je za czasów Mussoliniego«. Cyrankiewicz, śmiejąc się i klepiąc po udach. »A to go Pan urządził! Sadzę, że argumenty profesora są mocne i odstępujemy od decyzji«. Nikt z obecnych poza tym nie zabrał głosu. Prace przy murach były kontynuowane i zakończono je zgodnie z założeniami oraz projektem konserwatorskim” – czytamy.
Przy okazji odbudowy murów Starego Miasta przystąpiono do rekonstrukcji Barbakanu, którego dolną partię Zachwatowicz na zlecenie prezydenta Stefana Starzyńskiego odsłonił jeszcze przed wojną w 1938 r. Tym razem prace pod okiem Jana Zachwatowicza prowadzono zgodnie z projektem Wacława Podlewskiego. Do prac przystąpiono jednak dopiero w 1952 r. Do roku 1953 wybudowano część Barbakanu półkolistą i dwie wieżyczki od strony jego bramy, zaś w 1954 r. zakończono prace przy pozostałych dwóch wieżach.
I w tym przypadku nie obyło się bez kłopotów. 22 czerwca 1953 R. na temat odbudowy murów i samego Barbakanu w sposób autorytatywny wypowiedział się sekretariat KC PZPR. „Sekretariat rozpatrzył trzy wariantu odbudowy Barbakanu i zdecydował do realizacji wariant przewidujący częściową odbudowę uzupełniającą zachowane mury Barbakanu bez sztucznej ich rozbudowy, z zastrzeżeniem dania możliwości przejazdu dla pojazdów mechanicznych. Jednocześnie polecono rozpatrzyć możliwość wykonania od wnętrza Barbakanu schodów prowadzących na galerię, umożliwiając w ten sposób dodatkowe spojrzenie widokowe na trakt Starej Warszawy” – cytuje Józef Sigalin w książce „Z archiwum architekta”. I przytacza kolejne dokumenty wychodzące z KC: 24 listopada 1953: „Pełna odbudowa Barbakanu budzi jednak wątpliwości plastyczne, jak i treściowo-użytkowe. Definitywnie teraz przesądzić jednak trudno”[8].
1 kwietnia 1954 „Decyzję co do dalszej rozbudowy Barbakanu (jeszcze dwie wieże) zdecydowano podjąć w terminie późniejszym”. W maju na budowie pojawił się Bolesław Bierut. Chyba Barbakan spodobał mu się, gdyż po tej wizycie z Komitetu Centralnego PZPR nadeszła zgoda na dokończenie rekonstrukcji Barbakanu. Nie była ona jednak pełną w stosunku do wizji, jaką opublikowano m.in. w sygnowanym przez Bieruta albumie „Sześcioletni Plan Odbudowy Stolicy” z 1950 r., gdzie na rysunku Zygmunta Stępińskiego za Barbakanem widać zrekonstruowaną drugą (wewnętrzną ) linię murów obronnych (ich rekonstrukcji Komitet Centralny po wizji lokalnej w maju 1954 r. zakazał, nakazując obniżenie wymurowanych już fragmentów) oraz wysoką wieżę bramną na zamknięciu ulicy Nowomiejskiej[9].
Pierwszy etap odbudowy Starego Miasta ukończono dwa dni przed terminem. 20 lipca 1953 r. na środku Rynku stanęła trybuna. Wokół zebrała się cała załoga. Grała orkiestra, przemawiali oficjele, rozdano odznaczenia. 22 lipca 1953 r. – dzień oficjalnego otwarcia nowej Starówki. Na Rynek przyszły najważniejsze osoby w państwie z szefem partii i rządu Bolesławem Bierutem oraz tłumy mieszkańców. Odnowione fasady kontrastowały z sąsiadującymi ruinami.
Stare Miasto jako osiedle miało docelowo pomieścić trzy tysiące mieszkańców. Standardem były dwu- i trzyizbowe mieszkania wyposażone we wszystkie media. By zapewnić do nich lepszy dopływ światła, zlikwidowano część oficyn, tworząc rozległe zielone podwórka. Każdy blok zabudowy wyposażono w kotłownię i składy koksu. Zaplanowano też żłobek, przedszkole, ambulatorium, aptekę i pocztę.
Gdy uroczyście oddano do użytku odbudowany Rynek Starego Miasta, fotografie wskrzeszonych kamienic, małej architektury, szyldów, wnętrz z restauracjami, kawiarniami i sklepami, piwnic publikowano w gazetach oraz albumach. Elewacje ogromnej liczby domów ozdobiły polichromie i sgraffita, stanowiąc unikatowy zespół dekoracji malarskich. Integralną częścią projektu były też wnętrza lokali użyteczności publicznej, takich jak restauracje i kawiarnie, wnętrza Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, urząd pocztowy, niektóre sklepy (dziś zachowane szczątkowo)
W tym samym czasie publicysta, pisarz i niedoszły architekt Leopold Tyrmand pisał swoją najsłynniejszą powieść „Zły”. Wciąż trwały prace przy Barbakanie. Fasady wielu domów przy bocznych ulicach opinają rusztowania. Inne dopiero są wznoszone. Na Starówce nie jest jeszcze tak barwnie, jak w propagandowych albumach.
Zacytujmy kilka fragmentów: „Pan w meloniku szedł Szerokim Dunajem do murów obronnych przez chaos rusztowań i sterty desek wykańczanego Barbakanu. (…) Ulice były puste mimo niezbyt później pory. Pan z parasolem minął oparkanienie świeżych budów i wszedł w ciemny, wyboisty wąwóz ulicy Nowomiejskiej: w głębi jaśniał rzęsiście oświetlony Rynek, co pogłębiało jeszcze mrok tej ulicy, nieporządnej i pełnej zakamarków, jak zaplecze obstawionej dekoracjami sceny”. Warto zatrzymać się przy tym stwierdzeniu. Wiosną 1954 r. Rynek z odbudowanymi domami wciąż był jedynie rodzajem sceny, za którą trwała budowa, a w wielu miejscach nadal piętrzyły się ruiny. Na mrocznych ulicach w ich zakamarkach nie było też bezpiecznie.
Wróćmy do „Złego” „– Panie – rozległ się cichy, lekko schrypły głos. Pan w meloniku odwrócił się powoli, niedbale, lecz pełen wewnętrznej czujności: głos dobywał się z wnęki wąskiego łuku okładanej głazami sieni, niezbyt dobrze widocznej spod desek, drabin, rusztowań. – Panie – powtórzył schrypły głos (…) kup pan cegłę. – W tej samej chwili pan w meloniku został siłą wciągnięty między ubielone wapnem deski: ciągle nie widział postaci, która wymówiła te zastanawiające słowa, natomiast na wysokości swej twarzy, tuż przed nosem dostrzegł pięknie opakowaną w gazetę ogromna cegłę. Jeszcze moment, a zetknięcie cegły z jego nosem mogło nabrać cech wstrząsającego realizmu. Cofnął się odruchowo, lecz mocna dłoń trzymała go za marynarkę na plecach, dzierżąc krzepko tym chwytem całą postać. Odwrócił tedy twarz ku osobliwemu sprzedawcy i spytał: – A co kosztuje ta cegła? (…) – Dwadzieścia złotych – rzekł schrypły głos. – Nawet niedrogo – zdziwił się pan w meloniku: wyjął bez sprzeciwu niebieskawy banknot i podał w ciemność. – Zgadza się – rzekł schrypły głos – a to dla pana. Słowom tym towarzyszyło serdeczne wręczenie cegły”[10].
„Kup pan cegłę” – to jedno z charakterystycznych określeń tamtej Warszawy połowy lat 50. Słyszanych nie tylko na odbudowywanym Starym i Nowym Mieście, ale w całej Warszawie. Okolice roku 1954 to też czas, gdy propaganda nagłaśnia wojnę z chuliganerią i zwykłym bandytyzmem, który zalewa w tym czasie całą Polskę.
Po ukończeniu odbudowy Rynku Starego Miasta ciężar prac przeniósł się na Nowe Miasto. Odtwarzano tylko część jego zabudowy z ulicami Freta, Rynkiem Nowego Miasta, Kościelną, Mostową i Zakroczymską, a także fragmentami kilku innych uliczek. Niestety plany odbudowy nie objęły Franciszkańskiej, czy Świętojerskiej. Zakończenie prac przewidziano 22 lipca 1954 r., w 10-lecie powstania Polski Ludowej. I chociaż część kamienic wokół Rynku Nowego Miasta została zrekonstruowana, to dookoła placu powstały głównie całkiem nowe domy, utrzymane w charakterze architektury zabytkowej. Taki nowy, jednopiętrowy dom z wysokim dachem powstał na przykład w miejscu kamienic przy Nowym Mieście 6, 8 i 10. Jego elewacje już w latach 70. XX w. ozdobiły abstrakcyjne kompozycje rzeźbiarskie, budzące nie zawsze przyzwoite skojarzenia.
Wierniej odtworzona została zabudowa ulicy Freta. Tu często wracano do form budynków sprzed przebudowy dokonanej na przełomie XIX i XX w. Tak było na przykład w przypadku domu pod numerem 16, gdzie urządzono muzeum Marii Skłodowskiej-Curie. „Będzie tu muzeum. Zachowało się umeblowanie jednego z pokoi dawnego mieszkania rodziców Marii” – pisała „Stolica” w początku 1954 r. Z kolei przy Mostowej zrezygnowano z odbudowy niemal połowy pierzei nieparzystej (południowej), by odsłonić widok na zrekonstruowane mury Starego Miasta.
Ważnym składnikiem przestrzennym odbudowywanego Nowego Miasta był pałac Sapiehów przy Zakroczymskiej 8. W roku 1958 Andrzej Munk uwiecznił zrekonstruowaną elewację w etiudzie filmowej „Spacerek Staromiejski” z muzyką Andrzeja Markowskiego. W obrazie kilkuletnia dziewczynka, uczennica szkoły muzycznej „łowi” dźwięki ulicy, stojąc przed fasadą budynku. Z okien budynku mieszczącego szkołę wyłapuje wspólne recytacje łacińskich tekstów. Zabawia się, dyrygując nimi niczym muzyką. Wplatane są w nie wibrujące dźwięki miotły, którą stróż zamiata chodnik. Kamera wolno prześlizguje się po elewacjach pałacu. Głowy kobiece widnieją na rekonstruowanej attyce lewej oficyny pałacowej. Na oryginalnych rysunkach architektonicznych Johanna Sigmunda (Jana Zygmunta) Deybela z XVIII wieku są to figury mężczyzn – ale ukazane bardzo schematycznie. Projektantka odbudowy pałacu, Maria Zachwatowiczowa postanowiła zastąpić je czterema popiersiami kobiecymi, do których rzeźbiarzowi pozowały jej córki Katarzyna i Krystyna.
Pałac Sapiehów w 1944 r. „został spalony i w większej części zburzony. Zachowała się częściowo ściana frontowa z ryzalitem środkowym i kroksztynami pod balkonem, ściana północno-zachodnia oraz część północno-wschodniej. Obecnie został opracowany projekt odbudowy pałacu wraz ze skrzydłami północnym i południowym na szkołę 11-klasową, na podstawie zachowanych rysunków, które pozwoliły mu przywrócić szatę XVIII-wieczną” – pisała Maria Zachwatowiczowa w mało dziś znanej publikacji z 1949 r. „Dawna Warszawa w odnowionej formie i nowej treści”. W publikacji tej duży artykuł zamieścił także i Jan[11]. Zgodnie z podtytułem wydawnictwa, budowla miała teraz uzyskać odnowioną formę i nową treść.
Dziś realizacja oceniana jest jako jedna z najlepiej przeprowadzonych rekonstrukcji zewnętrznej formy budowli w Warszawie. Projektantka przywróciła budowli formy nadane jej w XVIII w. w czasach kanclerza wielkiego litewskiego Jana F. Sapiehy. Posiłkowała się przy tym rysunkami XVIII-wiecznego architekta i pomiarami wykonanymi pod kierunkiem Jana w czasie okupacji. Brak przekazów ikonograficznych sprzed początku XIX stulecia uniemożliwił jednak rekonstrukcję choćby części wnętrz. Niestety, w trakcie odbudowy wyjątkowym brakiem staranności wykazali się murarze, blacharze, niwecząc znakomitą pracę konserwatorów, odtwarzających detale architektoniczne[12]. Już chwili kręcenia etiudy filmowej przez Andrzeja Munka, zaledwie cztery lata po zakończeniu budowy widać już na elewacjach ogromne plamy zawilgoceń.
Dziś trudno wyobrazić sobie Warszawę bez wskrzeszonego Starego i Nowego Miasta, choć na przełomie lat 40. i 50. odbudowa wcale nie była przesądzona. W 1953 okazała się być wielkim sukcesem także z punktu widzenia propagandy ówczesnej władzy. Miało to dalsze konsekwencje. Bez odbudowy warszawskich zabytków wzdłuż Traktu królewskiego oraz Starego i Nowego Miasta zapewne nie doszłoby do rekonstrukcji Głównego Miasta w Gdańsku czy zabudowy wokół Rynku we Wrocławiu. Ostatnim elementem odbudowy Starego Miasta było wskrzeszenie w latach 70. i 80. Zamku Królewskiego w Warszawie, o czym pisałem już w tym miejscu.
[1] Jan Zachwatowicz, Stare Miasto w Warszawie. Odbudowa
[2] „Odrodzenie” 1945, nr 22
[3] Józef Sigalin, Warszawa 1944-1980 z archiwum architekta, t.II, s. 269
[4] Projektanci odbudowy rdzenia Starego Miasta do lipca 1953 r. Skład Pracowni Staromiejskiej: Mieczysław Kuźma, generalny projektant Traktu Starej Warszawy, Stanisław Chrabelski, projektant, kierownik pracowni. Główni projektanci, architekci: Anna Banaszewska, Jan Bieńkowski, Jacek Biczyński, Jerzy Brabander, Anna Boye-Guerquin, Teodor Bursze, Bohdan Boberski, Józef Chodaczek, Halina Dąbrowska, Maria Dąbrowska, Jan Dąbrowoski, Leon Dębnicki, Bożenna Figurska, Jerzy Gajewski, Jan Grudziński, Jan Idzikowski, Stanisław Kamiński, Krystyna Kognowicka, Halina Kosmólska, Stefan Krasiński, Zbigniew Krawczyński, Zofia Krotkiewska, Jerzy Majdecki, Tadeusz Makarski, Andrzej Misiorowski, Wanda Netto, Jerzy Pawłowski, Zofia Rożecka, Adam Senko, Irmina Samelko, Halina Starschedel, Wacław Podlewski, Ryta Stachowicz-Gniazdowska, Elżbieta Trembicka, Halina Wróblewska, Włodzimierz Wapiński, Władysław Witkowski, Józef Zencikiewicz, Stanisław Żaryn. W opracowaniu dokumentacji uczestniczyli technicy: Andrzej Hołociński, Wacław Kłapa, Stefania Kokeli, Wojciech Kobyliński, Stanisław Kurlanc, Zygmunt Kropisz, Lesław Nowakowski, Katarzyna Piekarska, Jadwiga Świergocka, Jerzy Żuchniewski. Dane za „Architektura” 1953, nr 9, s. 230.
[5] Ibidem.
[6] Marek Barański, Koncepcje odbudowy Starego Miasta, Almanach Muzealny 2003, nr 4. s. 153-166.
[7] Piotr Biegański, „Najstarszy plac Warszawy” (w) „Spotkania z Zabytkami” 1985 r., nr 1, s. 18.
[8] Józef Sigalin, Warszawa 1944-1980 z archiwum architekta, t.II, s. 360
[9] Bolesław Bierut, sześcioletni plan odbudowy Warszawy, Warszawa 1950
[10] Leopold Tyrmand, Zły, Warszawa 1955.
[11] „Dawna Warszawa w odnowionej formie i nowej treści”, Warszawa 1949
[12] Projekt budowy pałacu na zlecenie Jana Fryderyka Sapiehy, pełniącego wówczas godność kasztelana trockiego i zausznika Augusta III sporządził w 1731 roku architekt Johann Sigmund Deybel. Prace trwały kilka lat i zakończono je około 1735 roku. Była to rokokowa budowla zwrócona fasadą w stronę zakroczymskiej. Na tyłach budowli znalazł się geometryczny ogród. Środkowa partia fasady zaakcentowana została pilastrami dźwigającymi trójkątny tympanon z kartuszem i herbem Sapiehów – Lis, wyżej zaś stanęło popiersie Ateny. Przy zdobieniu wnętrz i dekoracji architektonicznej jego warszawskiej rezydencji zaangażowani zostali znakomici artyści. Wśród nich wybitny rzeźbiarz Jan Chrystian Redler i malarz Szymon Czechowicz. Reprezentacyjny charakter miało pierwsze piętro. Tu na osi pałacu znalazła się wielka, dwukondygnacyjna sala balowa. Kilka lat po otrzymaniu przez Jana F. Sapiehę buławy wielkiego marszałka litewskiego przystąpił on do rozbudowy pałacu. W 1739 roku Deybel przedstawił projekty rozbudowy. Przewidywał dostawienie nowych skrzydeł z dwu stron oficyn pałacowych, wzdłuż Zakroczymskiej i za nimi zabudowań gospodarczych. Prace zakończono w 1743 roku. Wielki magnat, kanclerz Sapieha mógł sobie pozwolić na łamanie prawa. Mur południowej oficyny wyszedł poza linię zabudowy ulicy Zakroczymskiej. Magnat pod rozbudowę rezydencji zajął kawałek gruntu miejskiego. Rajcy zaprotestowali. Jednak jak pisze Irena Malinowska, ich niepokój szybko uspokoił burgrabia, zapewniając, że dzięki hojności kiesy kanclerskiej nie dzieje się to za ich szkodą.