Trwa rozbiórka dawnego Domu Meblowego „Emilia” w Warszawie. Elementy konstrukcji dachu mają być cięte na kawałki i wywożone na miejsce składowania. W przyszłości „Emilia”, niczym Hala Targowa na Koszykach, ma się odrodzić w postaci pawilonu ekspozycyjnego w parku przed Pałacem Kultury od strony Świętokrzyskiej.
Czy zapowiedzi inwestorów przymierzających się do budowy kolejnego wieżowca przy ul. Emilii Plater 51 w miejscu „Emilki” zostaną spełnione? Miejmy nadzieję, że tak. Porównanie z halą na Koszykach nie jest przypadkowe. Halę wskrzesił „Griffin Real Estate”, ten sam inwestor, który stoi obecnie za rozbiórką pawilonu „Emilia”. Prace rozbiórkowe powierzono firmie usługowo-budowlanej „Fil Bud”. Pod „Emilką” nie pojawiły się buldożery, czy dźwig z żelazną kulą. Robotnicy zdemontowali okna. Teraz usuwają grube warstwy papy z dachu.
– Potem konstrukcja dachu i biegi schodów (wykonane z desek żelbetowych) będą cięte na kawałki i składowane na placu przygotowanym przez miasto. Aby nie korodować, znajdą się w namiocie – mówi architekt Wojciech Kotecki, społeczny pomysłodawca wskrzeszenia obiektu. Jak opowiada, inwestor chce zachować maksymalnie dużo elementów, które da się zdemontować i ocalić. Są to m.in. balustrady schodów, posadzki z prefabrykowanych płytek lastrico, obudowy architektoniczne słupów skrywające m.in. instalacje, a także ryflowane aluminiowe płyty tworzące pas elewacyjny pomiędzy kondygnacjami.
– Na razie płytki z posadzki oraz płyty z aluminium składowane są wewnątrz „Emilii”. Ale to na chwilę. Docelowo wszystko, wraz z pociętym dachem trafi do namiotu, który stanie na terenie miejskim przy Okopowej 78, na terenie dawnej garbarni „Temlera & Schwede” – mówi Michał Krasucki, stołeczny konserwator zabytków.
Pawilon meblowy „Emilia” otwarty 15 stycznia 1970 r. jest rówieśnikiem „Sezamu”. Też niedawno rozebranego pod budowę nowego biurowca. Projektantami „Emilki” byli Marian Kuźniar i Czesław Wegner, zaś konstrukcję opracował Tadeusz Spanili. Wnętrza zaprojektował Kuźniar we współpracy z Hanną Lewicką. Dodatkowo w kawiarni (mieszczącej się w bloku) powstała mozaika autorstwa Kazimierza Gąsiorowskiego, wykonana z odpadów pochodzących z huty szkła, kamieni i odpadów syntetycznych z Zakładów Radiowych im Kasprzaka. Przez lata zasłonięta, została na nowo wyeksponowana kilkanaście lat temu przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
„Emilia jest w dużym stopniu zmechanizowana i całkowicie zradiofonizowana, co z pewnością ułatwia sprzedawanie i kupowanie. Szkoda więc, że meble można tu było kupić tyko przez kilka dni po otwarciu Domu. Dzisiaj klienci odchodzą z niczym, choć gospodarz Emilii – Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Meblami – zapewniał, że trzy piętra gmachu o powierzchni przeznaczonej na rozstawienie towarów, zawsze zajęte będą przez wyroby największych i najlepszych krajowych fabryk mebli, oraz przez meble sprowadzane z zagranicy. Rozczarowania klientów, którzy nie znaleźli w Emilii foteli, biblioteki czy tapczanu, nie zrekompensuje fakt, że mogą skorzystać z mieszczącego się tu zakładu fryzjerskiego lub kawiarni” – narzekał dziennikarz tygodnika „Stolica” już kilka tygodni po otwarciu budynku.
W latach późniejszych nie było tu lepiej, co dla Stanisława Barei w komedii „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” stało się pretekstem do pokazania wielodniowej mega kolejki oczekującej przed „Emilką” na dostawę mebli.
Wróćmy jednak do architektury budynku. „Emilia”, to w gruncie rzeczy duży pawilon zestawiony ze stojącym z tyłu blokiem mieszkalnym. Obydwa tworzą dość częstą w latach 60. i 70. parę: wysoki prostopadłościan i przed nim niski pawilon. W podobny sposób konstruowano na przykład Ścianę Wschodnią z niskimi Domami Towarowymi Centrum i stojącymi za nimi, wysokimi ścianami bloków.
Pawilon „Emilii” ma dwie kondygnacje naziemne i jedną podziemną. Kondygnacje naziemne przeznaczono na ekspozycję mebli. Starano się przy tym ukryć wszelkie instalacje – tak, by było jak najwięcej miejsca na ekspozycję mebli. Wnętrza zostały silnie oświetlone światłem dziennym. Wszystko dzięki wprowadzeniu całkowicie przeszklonych ścian o stalowym szkielecie i profilach z szarego aluminium. Tu warto dodać, że stosowanie aluminium w budownictwie w czasach Gomułki było ściśle reglamentowane.
Pod ziemią znalazła się część ekspozycyjna, magazynowa i gospodarcza. Wszystkie te części połączyły dwa biegi klatek schodowych. Druga część „Emilii” znalazła się na dwóch dolnych kondygnacjach bloku mieszkalnego. Blok od „Emilii” oddzielił pasaż dla pieszych, zaś wnętrza obydwu części Domu Meblowego „Emilia” powiązano łącznikami na wysokości pierwszego piętra. Wciąż jeszcze wiszą one nad pasażem niczym mosty.
Sam pasaż był sensownym pomysłem. Charakterem wyraźnie nawiązywał do pasażu na Ścianie Wschodniej ul. Marszałkowskiej. Jednak zawsze sprawiał wrażenie niedokończonego, zapomnianego i zaśmieconego. Nie było też tam nic atrakcyjnego, by warto było przechodzić przez pasaż. W przeszłości, ilekroć tam zaglądałem, nie napotykałem żadnych przechodniów. Dopiero po powstaniu Muzeum Sztuki Nowoczesnej pasaż nieco się ożywił.
Na zakończenie kilka słów o konstrukcji. Pawilon otrzymał żelbetowy szkielet wylewany na mokro z przekryciem dużych rozpiętości nad pierwszym piętrem tarczownicami żelbetowymi. Najbardziej charakterystycznym elementem architektury budynku zdaje się być sam dach w formie ekspresyjnych, żelbetowych fałd. Ma grubość sześciu centymetrów. Powstał z wylewanego na miejscu, zbrojonego betonu.
To właśnie ten dach będzie obecnie cięty na kawałki.
–Początkowo planowaliśmy cięcie budynku na większe fragmenty. Okazało się to jednak niemożliwe – mówi Wojciech Kotecki. W przyszłości pawilon ma zostać złożony na nowo kilkadziesiąt metrów dalej w Parku Świętokrzyskim. Tak przynajmniej przewiduje umowa podpisana pomiędzy miastem a spółką Emilia Development, za którą stoi Griffin.