Połowa lat 20. XX wieku była czasem, gdy niektóre polskie czasopisma ilustrowane mogły pochwalić się najciekawszymi okładkami. Tak było w przypadku tygodnika „Świat”, „Tygodnika Illustrowanego”, „Teatru i Życia Wytwornego”, „Pani”, „Naokoło Świata”, czy poznańskiej „Tęczy”. Okładki te wypełniano nie fotografią, lecz kompozycjami stworzonymi przez znakomitych artystów. Jednym z takich ilustratorów był Stefan Norblin.
– Norblin przypomina mi trochę Ertégo – oświadcza moja córka, gdy kończymy oglądanie okładek „Świata” z lat 1925-1926. Erté, a właściwie Roman Tirtow (czy po francusku Romain de Tirtoff) był urodzonym w Petersburgu rosyjskim grafikiem, ilustratorem i projektantem mody. Wiotkie postaci kobiet, kusząco wygięte, ściśle opięte bajecznie dekoracyjnymi tkaninami tworzą dziś obraz stylu art déco w wyobraźni setek tysięcy ludzi na całym świecie. W internecie można przeglądać nieskończoną liczbę jego ponętnych postaci. Nimf, dam, aktorek, tancerek, syren, kobiet wampów, księżniczek, kurtyzan. Każda ukazana w kreacji prosto z paryskiego domu mody. Kobiety z okładek Norblina są tymczasem niemal nieznane!
Stefan Norblin, a właściwie Juliusz Stefan Norblin de la Gourdaine (1892-1952), prawnuk słynnego malarza Piotra Norblina, był artystą wszechstronnym. Nie można mówić o jakimś jego jednym stylu, choć często kojarzony jest właśnie z art déco. Nie zamierzam tu pisać jego monografii artystycznej, lecz chcę jedynie zwrócić uwagę na wąski wycinek jego prac, jakim były okładki i wklejki z ilustracjami do tygodnika „Świat” w połowie lat 20. XX w.
Norblin wyróżniał się wśród ilustratorów „Świata”. Konkurowali z nim m.in. P. Peracki, który tworzył buzujące erotyzmem wizje półnagich nimf, boginek i kobiet wampów – oszalałych w tańcu lub zastygłych w charakterze żeńskich bóstw z zapomnianych mitów. Innym autorem okładek był T. Mędrecki . O ile postaci na kompozycjach Perackiego popadają w ekstatyczne szaleństwo, prace Mędreckiego mogłyby stanowić ilustracje do książek dla pensjonarek. Są banalne, choć dziś ogląda się je przyjemnie, jak ilustracje z epoki. Tymczasem Stefan Norblin, prywatnie mąż aktorki Leny Żelichowskiej klasą artystyczną okładek nokautował konkurentów.
Jak u Ertégo, jego postaci są wiotkie, choć nie zawsze, jak ma to miejsce w przypadku znakomitego studium do portretu dziewczyny na okładce z 14 marca 1925 r. Przy tym są to prace bardzo różne. Spójrzmy na Dianę uganiającą się konno za zwierzyną z numeru kwietniowego 1925 r. Ta ilustracja z powodzeniem mogłaby znaleźć się na okładce jakiejś sążnistej książki o polskim art déco .
Na mnie wrażenie wywierają okładki karnawałowe. Taras, park, kobieta w balowej sukni. Tyle, że na pierwszej z okładek widnieje dama rokokowa, z galanterią całowana w dłoń przez szlachciurę.
Druga kobieta, nowoczesna, modna modą lat 20. Wiotka jak postaci Ertégo, w sukni z arcyśmiałymi wycięciami, a obok niej niepokojący, męski cień niczym z opowiadania „Doktor Jekyll i pan Hyde”.
A ilustracja Norblina z czasopisma „Teatr i życie wytworne” z 1928 r. ostatecznie trafiła na okładkę katalogu głośnej niegdyś wystawy „Art déco w Polsce”, która miała miejsce w 1993 r. w Muzeum Narodowym w Krakowie.