Dwa zdarzenia rozbudziły we mnie miłość do międzywojennej architektury Katowic.
Po raz pierwszy Katowice ujrzałem z okna pociągu, gdzieś u schyłku lat 70., gdy byłem jeszcze w liceum.
Kiedy pociąg zatrzymał się na peronie Dworca PKP, w głębi ujrzałem budynek, który mnie zachwycił. Z peronu sprawiał wrażenie małego drapacza chmur o zaokrąglonych, okrętowych narożnych balkonach z przeszklonymi werandami…
Nie wiedziałem, co to za budynek, ale ten obraz tak silnie wyrył się w mojej pamięci, że do dziś pamiętam go, jakby to było wczoraj. Więcej… Ten obraz powracał w moich snach, jako przykład jakiegoś bezbrzeżnego piękna architektury modernizmu.
Dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że to dom mieszkalny Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych, powstały w 1930 r. zgodnie z projektem Tadeusza Michejdy. Gdy gmach oddawano do użytku, świat, a wraz z nim Polska, zaczynały pogrążać się w światowym kryzysie.
Aż sześciopiętrowy gmach jest zatem dzieckiem czasów jeszcze przedkryzysowych, kiedy to w okresie prosperity schyłku lat 20. z ufnością patrzono w przyszłość. Wtedy też publicyści określali Katowice mianem najszybciej „amerykanizującego” się miasta w Polsce.
Z żalem muszę przyznać, że dziś budynek nie wywiera już na mnie tak piorunującego wrażenia. Po zbudowaniu Galerii Katowickiej nie jest aż tak dobrze widoczny od strony dworca. Dodatkowo z peronów zasłaniają go skutecznie billboardy, elewacje są czarne od brudu (gwoli prawdy takie też były w roku 1978), a przyziemie niemiłosiernie zabazgrane jest graffiti.
Gdyby jednak elewacje tego mini wieżowca doczekały się remontu konserwatorskiego, budynek ponownie stałby się jedną z największych atrakcji modernistycznych Katowic. Marzę, by taka chwila kiedyś nadeszła.
Drugie zdarzenie miało miejsce gdzieś w końcu 1980 r. W antykwariacie przy Świętokrzyskiej w Warszawie (jeszcze przed jego przeniesieniem w Aleje Ujazdowskie), kupiłem pocztówkę z widoczkiem Katowic.
Na pierwszym planie widać na niej skomponowaną z graniastosłupów bryłę kościoła garnizonowego pw. św. Kazimierza u zbiegu ul. Skłodowskiej-Curie i ul. Kopernika. Za nim w gruncie rzeczy historyzujący jeszcze budynek mieszkalny dawnego Towarzystwa Związkowego Bundeshaus przy Kopernika 14 z charakterystycznym, narożnym hełmem (proj. Karol Krompiec, 1925). A w tle wysmukła, zwężająca się uskokami wieża katowickiego, mieszkalnego drapacza chmur Urzędu Skarbowego przy Żwirki i Wigury 15. (proj. Tadeusz Kozłowski, 1929-1930).
Całość składała się na tak wielkomiejski widok, że aż zapierało dech. Sam wieżowiec oglądany na fotografii z miejsca kojarzył mi się wtedy z projektem Waltera Gropiusa i Adolfa Meyera dla wieżowca „Chicago Tribune” w Nowym Jorku z 1922 roku.
Mniejsza o celność tych skojarzeń. Rysunek Gropiusa i Meyera nosiłem w swej pamięci dzięki książce Przemysława Trzeciaka „Przygody architektury XX w.”, którą kupiłem pewnie jeszcze w pierwszej klasie liceum, i którą wtedy traktowałem niczym biblię historii architektury nowoczesnej.
W tej samej książce znajdowała się ilustracja ratusza w holenderskim Hilversum projektu Willema Marinusa Dudoka. Jego wieża i układ graniastosłupowych brył wydał mi się wtedy bardzo bliski widocznemu na pocztówce kościołowi garnizonowemu w Katowicach.
Jakże mnie ucieszyło, gdy po latach na podobną inspirację zwrócił uwagę Waldemar Odorowski w książce „Architektura Katowic w latach międzywojennych” (wyd. Muzeum Śląskiego, 1994). Zwraca on też uwagę na bardziej ogólne związki tej architektury z dokonaniami holenderskiej grupy „De Stijl”.
Zwróćmy zatem uwagę na architekturę kościoła. Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, jest jego nowoczesność.
W porównaniu z katedrą katowicką, której anachroniczny projekt wyłoniono w konkursie architektonicznym w drugiej połowie lat 20. XX w. i który realizowano z trudnościami – kościół garnizonowy poraża nowoczesnością. Jego autorami byli architekci Leon Dietz d’Arma i Jerzy Zarzycki.
W polskiej, międzywojennej architekturze sakralnej niewiele jest kreacji bezkompromisowo nowoczesnych. Zarówno hierarchowie kościoła katolickiego, jak i proboszczowie mieli zdecydowanie konserwatywne poglądy estetyczne.
Owszem, akceptowano kościoły o uproszczonych bryłach nawiązujących do świątyń wczesnochrześcijańskich. Jednak przez całe dwudziestolecie międzywojenne wciąż atrakcyjny wydawał się romantyczny model świątyni o architekturze posiłkującej się formami renesansowymi, barokowymi czy nawet sięgającymi czasów średniowiecza. Kościoły jednoznacznie nowoczesne można policzyć na palcach jednej ręki. Do takich należy m.in. świątynia Ojców Redemptorystów przy ul. Karolkowej w Warszawie (proj. Stanisław Marzyński).
Kościół garnizonowy w Katowicach był pierwszą, sakralną realizacją w polskich już Katowicach, a jego inwestorem była nie kuria, lecz wojsko. Działo się to w dodatku w sytuacji, gdy stosunki pomiędzy władzami duchownymi diecezji, a władzami wojewódzkimi były co najmniej napięte.
Jak pisze Odorowski: „kościół garnizonowy stał się kościołem całego obozu rządowego, zyskując tym samym dodatkowo funkcję reprezentacyjnego kościoła Katowic”.
Nie będę się w tym miejscu wdawał w głębszą analizę architektury świątyni, gdyż wystarczająco zrobił to w swojej książce Waldemar Odorowski. Dodajmy jedynie, że nowoczesna, modernistyczna architektura była orężem, za pomocą którego władze obdarzonego autonomią województwa śląskiego (kierowane od zamachu majowego w 1926 r., aż po upadek II RP w we wrześniu 1939 przez Michała Grażyńskiego), starały się tworzyć nowe oblicze architektoniczne polskiego Śląska.
To znamienne, że w najbardziej uprzemysłowionej dzielnicy kraju władze po 1926 r. postawiły nie na obraz romantycznego polskiego dworku, renesansowej attyki czy klasycystycznego pałacu, lecz na architekturę nowoczesną.
Polskość miał kojarzyć się z nowoczesnością i dynamiką, nie zaś oglądaniem się za siebie. Stąd tak ogromna liczba nowoczesnych kreacji architektonicznych na terenie ówczesnego województwa śląskiego.
Przed dojściem do władzy Hitlera doskonale rozumieli to Niemcy i w „trójmieście” obejmującym Zabrze, Gliwice i Bytom, tworzyli hipernowoczesne realizacje architektoniczne. Wśród nich też sakralne – takie jak kościół św. Józefa w Zabrzu. Arcydzieło architektury sakralnej projektu Dominikusa Böhma.