Zakład Artystyczny Szpetkowskich z Warszawy i Poznania wyposażał katedry i kościoły katolickie od zachodnich granic Cesarstwa Niemieckiego po wschodnie rubieże rosyjskiego imperium. Przed 1914 r. zamierzał dostarczyć ołtarze i inne elementy wyposażenia do neogotyckiego kościoła NMP we Władywostoku.
Zachowały się rysunki przygotowane przez Zakład dla budowniczych kościoła. Był to chyba rodzaj oferty zawierającej katalogowe rysunki ołtarzy i ambony zarówno w stylach nowożytnych, jak i gotyckim.
– Według moich ustaleń Józef Szpetkowski, który oferował wyposażenie do naszego kościoła, specjalnie przyjeżdżał do Władywostoku z Warszawy – przekonuje archiwistka kościoła Tatiana Szaposznikowa.
Próbuję to sobie wyobrazić. Józef Szpetkowki (a może raczej któryś z jego krewnych i wspólników: Edward? Ignacy? Bronisław z Poznania?) wsiada do pociągu na Dworcu Terespolskim w Warszawie i jedzie do Moskwy. Potem dalej koleją transsyberyjską do Władywostoku. Drogą żelazną przeprowadzoną przez tajgę, bagna, łańcuchy górskie do dynamicznie rozwijającego się portu nad Morzem Japońskim można było dotrzeć z Zachodu od roku 1904. Tą drogą jechali z Królestwa Polskiego żołnierze na wojnę japońską. Na Dalekim Wschodzie trasa biegła częściowo przez Mandżurię.
Podróż z Moskwy na Zatokę Amurską w jedną stronę trwała ponad tydzień. Ale być może Szpetkowski robił po drodze dłuższe przystanki. Omawiał sprawy związane z kontraktami na wyposażenie świątyń katolickich daleko na Syberii. A może w podróży zajmującej tak wiele cennego czasu chodziło o coś więcej niż tylko czysty interes? Może zwiedzał mijane miasta, traktując podróż jak wielką przygodę? Może szukał egzotyki w Mandżurii i dalej, we Władywostoku pełnym Koreańczyków i Chińczyków.
Zazwyczaj szczegóły kontraktów na wyposażenie kościołów przez Zakład Artystyczny J. Szpetkowski, oddalonych od Warszawy czy Poznania załatwiane były drogą listowną. Przykładem może być zachowana do dziś korespondencja z parafią św. Piotra i Pawła na Antokolu w Wilnie, dla którego firma zaprojektowała ołtarze. Wileńska parafia, choć wpłaciła zaliczkę, nie miała pieniędzy na realizację ołtarzy. Zakład Artystyczny nie dość, że nie zamierzał dostarczyć ołtarzy niewypłacalnemu klientowi, ale jeszcze zażądał zwrotu przedstawionych rysunków.
Do realizacji zamówienia we Władywostoku też nie doszło. Przyczyną był jednak wybuch pierwszej wojny światowej. Warszawa już w 1915 r. znalazła się po drugiej, co Rosja stronie frontu, nie mówiąc o Poznaniu w zaborze pruskim.
Jak opowiada Tatiana Szaposznikowa, w 2016 r. w Rosyjskim Państwowym Archiwum Historycznym odnalazła 9 kart z projektami kościoła (widoki elewacji, przekroje) oraz 21 z ofertowymi rysunkami wyposażenia. Te ostanie to wykonane ręcznie szkice na podstawie rysunków zamieszczanych w katalogu Zakładu Artystycznego J. Szpetkowski w Warszawie.
Kościół katolicki we Władywostoku miał być bez wątpienia pomnikiem katolickiej społeczności miasta, której znaczą część stanowili Polacy, mieszkający tu, robiący karierę i należący do kulturalnej elity miasta. Miejsce pod jego budowę wybrano wprawdzie na wschodnim skraju miasta, jednak w takim punkcie na stoku wzgórza, by wieże planowanej świątyni były widoczne w perspektywie głównej ulicy miasta, jaką do dziś jest Swietłańska.
Na projekt kościoła dla 1000 wiernych w 1907 r. rozpisany został konkurs architektoniczny. Gazeta <Далёкая oкраина> z 10 lipca 1909 r. odnotowała, że zwyciężył w nim W.A. Planson. Uroczystość poświęcenia budowy i wmurowania kamienia węgielnego miała miejsce 12 lipca 1909 r. – czytamy w książce Yves’a Franquiena i Amira Kiszamutidonowa „Architect Vladymir Planson” (wyd. 2014).
Budowa zaczęła się już w 1908 r. Jest to budowla neogotycka, w której architekt hojnie szafuje gotycko-secesyjnym łukiem w ośli grzbiet, trójnawowa, o dość wysmukłych nawach nakrytych sklepieniami krzyżowo żebrowymi. (Miejscowy wikary, ksiądz Daniel Maurer, Amerykanin przybyły do Władywostoku z Milwaukee określa budowlę jako powstałą w stylu polskim, co wiele mówi o odbiorze architektury neogotyckich kościołów w Rosji).
Planson był jednym z najwybitniejszych architektów miasta. W 1909 r. rozpoczął budowę Dworca Kolejowego, jednej z najważniejszych budowli miasta, będącej mieszanką stylu starorosyjskiego, secesji i wczesnego modernizmu. Jak już pisałem w poprzednim tekście o ulicy Swietłańskiej, chociaż Planson uważał się za Rosjanina, a po rewolucji, na emigracji w USA związał się z rosyjskimi emigrantami – to miał korzenie polskie. Polką i katoliczką była jego matka, a także babka ze strony ojca. Tatiana Szaposznikowa twierdzi jednak, że informacja podana w gazecie z 1909 r. nie przesądza jeszcze autorstwa świątyni.
Tak czy owak mury już pewnie mocno wyszły z ziemi, gdy do Władywostoku miał przybyć któryś ze Szpetkowskich. Dziś ich Zakład Artystyczny jest głęboko zapomniany. Przed 1914 r. musiał być firmą działająca z wielkim rozmachem. Centrala prowadzona przez Bronisława znajdowała się w Poznaniu przy ówczesnej ul. Berlińskiej 15 (dziś 28 grudnia). Z kolei warszawska filia, na czele której stał Józef, miała zakład produkcyjny przy Nowogrodzkiej 78. Dziś stoi tu dość paskudny blok osiedla „Kombajn”. Przez jakiś czas firma miała też salon ekspozycyjny w Al. Jerozolimskich.
Wydaje się, że warszawska filia miała większe obroty od poznańskiej centrali, choć na projektach realizowanych dla świątyń na terenie Królestwa Polskiego czy innych ziem Imperium Rosyjskiego widnieją wymiennie stemple z Warszawy i Poznania. I tak na przykład jako wykonawca ołtarza dla restaurowanej przez Konstantego Wojciechowskiego katedry we Włocławku (1891-1902) podawany jest Zakład Artystyczny z Poznania. Z kolei jednorodne, neogotyckie wyposażenie dla „wiejskiej katedry” w Osiecku koło Otwocka (projekt Stefan Szyller), dostarczone zostało przez zakład warszawski.
Inne spektakularne realizacje, to m.in. ołtarz główny kościoła Wniebowzięcia NMP w Białymstoku (projekt Józef Pius Dziekoński, ołtarz zrealizowany w l. 1911-15), czy sprowadzenie z Rzymu marmurowej kopii Piety Michała Anioła z Bazyliki św. Piotra (w cenie 10 tys. marek). Pieta umieszczona w poznańskim kościele Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu uchodzi za jedną najlepszych kopii renesansowego arcydzieła i nawet posłużyła w latach 70. jako wzór do odrestaurowania autentyku uszkodzonego przez szaleńca.
W reklamach zamieszczanych na łamach prasy warszawskiej i poznańskiej firma przedstawiała niezwykle szeroką ofertę. Zawarta jest też ona w katalogu przechowywanym dziś w Bibliotece Publicznej przy Koszykowej w Warszawie. „Zakład poleca filary z figurami świętych Pańskich, ze sztucznego kamienia, powietrzotrwałe (…) Sprzęty kościelne, ambony, ołtarze, stalle, konfesjonały, chrzcielnice, ławki, Stacje Męki Pańskiej, pasye na krzyże misyjne, cmentarne, i przydrożne z cynku, drzewa, brązu, figury św. Pańskich z drewna, masy mozaikowej, kamienia, figury św. Antoniego Padewskiego” − czytamy w wyliczance, którą w innych reklamach uzupełniają też chorągwie do kościołów z obrazami malowanymi na nich olejno bądź haftowanymi, naczynia kościelne, lichtarze i wieczne lamp. Na Wileńszczyźnie identyczne niemal stacje Męki Pańskiej, dostarczone przez Zakład, neoromańskie z polichromowanego gipsu można znaleźć w kilku kościołach.
Budowę spowolnił wybuch pierwszej wojny światowej. Realizacja nadal trwała, choć posuwała się powoli, a wyposażenie świątyni przez warszawską firmę po 1915 r. nie było już możliwe. Prace przy budowie zakończono w 1921 r. Wtedy poświęcił ją biskup Karol Śliwowski. Kościół stanął, lecz bez ukończonych wież. Tymczasem przez Władywostok przetaczały się kolejne armie, zaś po 1918 r., gdy powstała wolna Polska coraz więcej Polaków z Władywostoku wracało do ojczyzny. Sytuacja była niepewna.
Bolszewicy zajęli miasto w 1922 r. Już za czasów Stalina, w 1935 r. kościół został zamknięty. Wierni spotykali się po kryjomu. Pięciu z nich, Polaków: Antoniego i Waleriana Gierasimuków, Jana Strudzińskiego, Zygmunta Brzezińskiego i Martina Malinowskiego aresztowano i rozstrzelano jako kontrrewolucjonistów.
Na szczęście sam kościół nie został zburzony, choć w kolejnych dekadach tak go obudowano blokami, że niemal znikł. Gdy próbowałem do niego dojść, dopiero w ostatniej chwili wyłonił mi się zza bloku z lat 80. XX w. W kościele znalazło się archiwum. Wnętrze naw zostało podzielone stropami na kilka pięter. Za czasów Gorbaczowa kościół wpisano do rejestru zabytków architektury o znaczeniu regionalnym. W 1991 r. archiwum przeniosło się do nowego budynku.
− Były różne plany co do kościoła. Takie jak sala koncertowa. Jednak w 1993 r. zabytek został zwrócony katolikom – mówi ks. wikariusz Daniel Maurer. Jest tu od samego początku (opowiada, że jego przodkowie byli Polakami i wyemigrowali do Ameryki z zaboru pruskiego). Cieszy się z każdej nowej rzeczy.
Z wnętrza usunięto stropy i wtórne ściany, otwierając nawy. Ks. Daniel zwraca uwagę na fotele kinowe zamiast ławek. − Wyprzedawał je teatr lalek po 4 ruble za sztukę. To była jedna z naszych pierwszych inwestycji − mówi. Pojawiają się nowe ołtarze, witraże wykonane przez białoruskich artystów z Brześcia nad Bugiem (Aleksiej Iwanowski i Władymir Iwanow), a kaplica tuż przy kruchcie poświęcona została rozstrzelanym w 1935 r. męczennikom.
Dziś fasadę kościoła wieńczą wieże. Niestety są współczesną interpretacją. Gdy kilka lat temu je wznoszono, nie znane były jeszcze projekty kościoła sprzed ponad stu lat odnalezione w archiwum. Budowa wież została zakończona w 2008 r. , a rok później zawisły na nich cztery dzwony odlane w Polsce.