Zabytkowe Leuven (Louvain) w Belgii zostało zniszczone przez armię niemiecką niemal w tym samym czasie, co polski Kalisz. W obydwu przypadkach doszło do niczym nieuzasadnionego barbarzyństwa dokonanego przez żołnierzy. Oba miasta stały się też symbolami powojennej odbudowy.


Dziś w Leuven (Louvain) na fasadach setek odbudowanych kamienic widnieją identyczne kamienie pamiątkowe z herbem miasta przebitym mieczem, ogarniętym płomieniami i datą 1914. Zobaczymy je już z chwilą opuszczenia dworca kolejowego, po wejściu na przydworcowy Martelarenplein (Plac męczenników). Stąd długą i prostą handlową Bondgenotenlaan dojdziemy do serca miasta, jakim jest rynek (Grote Markt) z gotyckimi budowlami: ratuszem i kościołem św. Piotra.
Także domy stojące wzdłuż tej ulicy mają wspomniane kamienie pamiątkowe. Budynki te, o fasadach licowanych cegłą i kamieniami mają wyniosłe, manierystyczne oraz barokowe szczyty (nieco podobne w klimacie do tych w dawnym Gdańsku). Były jednak wznoszone w latach odbudowy jako domy XX-wieczne, z wygodami, współczesnymi mediami, stopami ognioodpornymi i dużymi, szklanymi witrynami sklepów na parterze. Są bardziej okazałe i bardziej stylowe niż przed zniszczeniem. Dziś są one świadkami wielkiej akcji odbudowy prowadzonej tu z rozmachem od 1919 r.

Do zniszczenia niderlandzkojęzycznego Leuven doszło już w pierwszych dniach Wielkiej Wojny. Miasto bez walki poddało się Niemcom 19 sierpnia 1914 r. Przed sierpniem 1914 było piękne, pełne zabytków zarówno z czasów średniowiecza, jak też epoki renesansu, manieryzmu i baroku. Słynęło z uniwersytetu i wspaniałej biblioteki.
Przez pierwszy tydzień po zajęciu miasta przez Niemców nie dochodziło do większych incydentów. 25 sierpnia w Leuven w niewyjaśnionych okolicznościach padły strzały. Prawdopodobnie przez przypadek zaczęły wzajemnie ostrzeliwać się jednostki niemieckie. Niemcy przekonani, że strzelają do nich rzekomi partyzanci zaczęli wyciągać przypadkowych mieszkańców z domów, z których wydawało im się, że padają strzały i rozstrzeliwać ich na ulicach. Kamienice podpalano. Centrum ogarnęły płomienie. W ciągu trzech dni zamordowano 248 mieszkańców (w tym kobiety i dzieci) i spalono ponad tysiąc budynków. Płonęła zabytkowa starówka, jedynie późnogotycki ratusz ocalał, gdyż mieścił kwaterę niemieckiego sztabu.
Celowo podłożony ogień pochłonął m.in. Bibliotekę Uniwersytecką, pełną starożytnych manuskryptów oraz inkunabułów czyli starodruków. Spłonęło ponad 1000 rękopisów, 800 starodruków i około 300 tys. książek.
O Leuven usłyszał cały ówczesny, cywilizowany świat, a zniszczenie biblioteki uznano za wyjątkowe barbarzyństwo Niemców. Dodajmy, że np. Anglicy skutecznie wykorzystywali wydarzenia w katolickim Leuven do werbowania na front do walki z Niemcami Irlandczyków zdecydowanie nie przepadających za Anglią. Także w rosyjskiej jeszcze wtedy Warszawie nazwa Leuven z trwogą wymieniana była na zmianę z podpalonym przez Niemców kilka dni wcześniej Kaliszem. Tymczasem sami Niemcy masowo rozpowszechniali propagandowe pocztówki, na których ukazano belgijskich cywili strzelających w Leuven z okien i bram do niemieckich żołnierzy.



Tragiczne wydarzenia w Leuven były jednak częścią większych zniszczeń i represji dokonywanych przez armię Wilhelma II. Niemcy, atakując Belgię stosowali taktykę terroru. Był to środek nacisku nie tyle na potencjalnych partyzantów, co na stawiającą opór armię belgijską. Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, latem 1914 r., neutralna Belgia nie była przecież głównym celem niemieckiego planu wojny błyskawicznej. Niemcy dążyli do zdobycia Paryża i powtórzenia błyskotliwego zwycięstwa z roku 1870 r. Przez Belgię wojska niemieckie miały przejść błyskawicznie, by zadać śmiertelny cios Francji.
„W wojnie 1914-18 nic nie przebiega zgodnie z przewidywaniami niemieckiego naczelnego dowództwa. Kiedy Niemcy przypuszczają atak, sadząc, że uda się im bezkarnie przejść przez Belgię, napotykają na zaciekły opór Belgów, co zresztą zapowiedział król Albert podczas swej ostatniej wizyty w Poczdamie. Pogwałcenie neutralności Belgii skłania Anglię do zajęcia stanowiska po stronie Francji i Rosji” – pisze Frédéric Mitterand w książce „Podcięte skrzydła” (w tłumaczeniu Doroty Stadnickiej-Apostoł).
Niemcy w Belgii byli zaskoczeni nie tylko zaciętością, ale i skalą oporu. Helmuth von Moltke wydaje rozkaz, by natychmiast rozstrzeliwano cywilów złapanych z bronią w ręku. Niemcy tworzą legendę rzekomego powstania na zajętych terenach. Szły za tym zbrodnie wojenne: rozstrzeliwanie cywilów, niszczenie historycznych miast. Jednym z nich jest właśnie Leuven. Inne to m.in. Ypres, Malines czy Dianat. Pomiędzy 25 a 26 sierpnia Niemcy spustoszyli cały obszar pomiędzy Leuven, Mechelen a Vilvoorde. Po zdobyciu Brukseli nałożyli na nią wysoką kontrybucję.
Tymczasem usytuowana bardziej na północ, bliższa morzu Antwerpia nadal się broniła. Wycofały się do niej wojska belgijskie, które opuściły Brukselę. Odtąd wiązały duże siły niemieckie, które miały walczyć we Francji. Miasto ostrzeliwane było przez artylerię. Pociski padały w zabytkowym sercu miasta, rujnując pojedyncze budynki i kilka kwartałów zabudowy w pobliżu zabytkowej katedry.
Ostatecznie zdewastowane miasto padło 9 października. Zajął je generał Hans Hartwig von Beseler. Ten sam, który w 1915 r. będzie zdobywał twierdzę w Modlinie, i który zostanie generalnym gubernatorem okupowanej przez Niemców części Królestwa Polskiego, rezydując na Zamku Królewskim w Warszawie.
Dodajmy tu, że zniszczenie Leuven w dużym stopniu przypomina zniszczenie polskiego Kalisza. Także podpalonego przez żołnierzy niemieckich po przypadkowej strzelaninie. Zniszczenia Kalisza były jednak o ponad połowę mniejsze niż w Leuven. Jak szacuje Edward Polanowski w książce „W dawnym Kaliszu”, w mieście nad Prosną spłonęło 426 budynków, dziewięć zakładów przemysłowych, pięć gmachów publicznych, w tym ratusz i teatr.
Powróćmy do Leuven. W czasie, gdy Beseler wkraczał do Antwerpii, w centrum Leuven, ponad ruinami unosił się smród spalenizny. Na fotografiach oglądamy niemal pozbawiony zabudowy Grote Markt z wyrastającym ponad zburzone domy koronkowym ratuszem i pozbawionym dachu masywem kościoła św. Piotra (St. Pieterskerk). Ten ostatni był najwspanialszą gotycką świątynią miasta, wznoszoną od 1425 r. i długą na 93 metry.
Przygotowania do odbudowy miasta trwały kilka lat. Pojedyncze domy udało się odbudować już w czasie niemieckiej okupacji w 1915 r. Prace na dobre ruszyły jednak dopiero w 1919 r., po zakończeniu wojny.
O odbudowie miasta pisze m.in. Yves Vanhellemont w dostępnym w internecie artykule “Wederopbouwarchitectuur te Leuven…”. Tu ograniczę się do kilku podstawowych informacji. Planiści wykorzystali zniszczenie centrum, by, jak wówczas podkreślano, uporządkować nieco chaotyczną wcześniej zabudowę Grote Markt, nadać jej jednolity wyraz architektoniczny, w duchu sztuki flamandzkiej Brabancji, a także aby poszerzyć niektóre ulice i nadać im bardziej wielkomiejski charakter. Widać to zwłaszcza wzdłuż wspomnianej Bondgenotenlaan oraz ulicy Brusselsestraat, które otrzymały dość okazałe budynki.
Brusselsestraat odchodząca z Rynku i w pobliżu niego całkowicie zniszczona została dodatkowo poszerzona, a u jej wylotu powstały dwie dość monumentalne kamienice z podcieniami. Współczesne, choć z delikatną dekoracją stylizowaną na wiek XVIII.
W trakcie odbudowy miasta przyjęto ściśle przestrzegana zasadę odwołania się do historii, nawiązania do flandryjskiego (brabanckiego) regionalizmu i przywracania zabudowy pierzejowej przy zachowaniu dawnych podziałów własnościowych. Poza kilkoma ważnymi obiektami, takimi jak Tafelrond, nie były to jednak rekonstrukcje, lecz bardzo dosłowne stylizacje na gotyk, manieryzm i barok, sprzed francuskiej okupacji w końcu XVIII w.
W trakcie odbudowy Grote Markt pierzeja zachodnia została przesunięta o sześć metrów. Dla powiększenia przestrzeni i stworzenia szerszych widoków miejskich zrezygnowano też z odbudowy kilku narożnych domów. Wokół Grote Mark znajduje się kilka gotyckich rodzynków. Ogólnie jednak odbudowywane, uwspółcześnione kamienice otrzymywały tu fasady stylizowane na architekturę XVII i XVIII w. Szczególnie ozdobne są w Rynku domy cechowe, charakterystyczne dla miast flandryjskich.
Sporządzenie projektów pierzei południowej Grote Markt zlecono architektowi Léonowi Jean Joseph Govaerts’owi, uważanemu wcześniej za jednego z przedstawicieli secesji belgijskiej. Pierzeję zachodnią projektować miał Paul Bonduelle. Ale jego projekty uznano za zbyt drogie i zbyt słabo inspirowane przez narzucone przez planistów historyczne style architektoniczne. Stąd ostatecznie także tę pierzeję projektował Govaerts.
Jednak przy Grote Markt miała też miejsce spektakularna rekonstrukcja późnogotyckiego gmachu Tafelrond o elewacjach równie koronkowych, jak elewacje ratusza najeżone maswerkami, pinaklami i rzeźbami. Pierwotny Tafelrond zaczęto budować w 1480 r. wg planów Matthijsa de Layensa. Tyle tylko że przestał on istnieć już w 1817 r., zastąpiony nowym, mało ciekawym budynkiem. Teraz, po jego zniszczeniu w 1914 r., zdecydowano się na przywrócenie widowiskowej architektury z czasów średniowiecza z przeznaczeniem na siedzibę banku. Była to zatem rekonstrukcja obiektu nieistniejącego od ponad stu lat. Projekt jego wzniesienia powierzono antwerpskiemu architektowi Maximowi Windersowi. Prace rozpoczęte w 1926 r., zakończono w roku 1930, jednak wykańczanie nowego Tafelrondu trwało aż do 1937 r.
Inną spektakularną budowlą była położona kilkaset metrów dalej siedziba biblioteki uniwersyteckiej. Odbudowę prowadzono m.in. z inicjatywy Herberta Hoovera, późniejszego prezydenta USA (dobrze też znanego w Polsce), a projekt sporządził amerykański architekt Whitney Warren, absolwent paryskiej École des Beaux-Arts. Uroczyste otwarcie biblioteki miało miejsce w 1928 r.

Z czasem odbudowa Leuven stanowiąca kreację historyczną była krytykowana. Dostosowując się do wcześniejszych wytycznych urbanistycznych zaczęto wznosić nowoczesne budynki funkcjonalistyczne, a przy Diestsestraat w latach 1936-42 stanął konstruktywistyczny budynek szkoły technicznej, projektowany przez Henry’ego van der Velde. Jego skalę i nowoczesną architekturę można zobaczyć dopiero po wejściu do środka i zejściu po schodach na dziedziniec. Od ulicy zobaczymy jedynie niepozorny, jednopiętrowy (niższy od sąsiadów) budyneczek z dekoracją w duchu art deco, niewyróżniający się z pierzei ulicy.
Zanim jednak w przestrzeni miasta zaczęła pojawiać się architektura funkcjonalistyczna, zdołano już odbudować większość zniszczonego centrum. Dzięki temu zaskakuje ono jednorodnością i harmonią zabudowy. Dziś, po upływie ponad 90 lat od podjęcia odbudowy łatwo się przekonać, że podobnie jak odbudowane centrum Kalisza, znakomicie przetrwało ono próbę czasu. Chyba najlepiej to odczuć wieczorem na prostokątnym placu Oude Markt, otoczonym odbudowanymi fasadami kamienic szczytowych, zapełnionym setkami stolików kawiarnianych i niewyobrażalnym tłumem młodych ludzi. Tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej czuje się klimat tego historycznego i zarazem młodego, gdyż uniwersyteckiego miasta.







