Na obrazach malarza prymitywisty Pawła Wróbla (1913-1984) przemysłowe pejzaże Górnego Śląska są równie barwne, jak rajskie puszcze w obrazach Teofila Ociepki.
Wybrałem się na jednodniową wycieczkę do Katowic. Pogoda zawiodła. Ranek przywitał mnie mgłą. Potem już przez cały dzień padało. Idealna okazja, by zwiedzić Muzeum Śląskie w jego nowej, niesamowitej, podziemnej siedzibie na terenie dawnej kopalni Katowice. Tak natrafiłem na wystawę obrazów malarza prymitywisty Pawła Wróbla, którego dotąd nie znałem. Ujęły mnie od pierwszego wejrzenia. Barwami i opowieścią o pejzażach górniczych na Górnym Śląsku, ich mieszkańcach, tradycjach. W jego pejzażach niemal zawsze są hałdy, wieże wyciągowe kopalni, dymiące kominy, parowozy ciągnące wagony.
Mam w domu kilka przedwojennych podręczników szkolnych do geografii i na nich dokładnie taki jest Śląsk gdzieś pomiędzy Szopienicami, Chorzowem i Zabrzem. Tyle że czarno-biały. Bardzo przemysłowy i ponury. Tymczasem na obrazach Pawła Wróbla niemal zawsze świeci słońce, jest błękitne niebo, jest zieleń i kwiaty. Pochłaniając je wzrokiem w podziemnym muzeum nie pamiętałem, że na powierzchni leje deszcz.
Wystawa urządzona została pod dość znaczącym tytułem. „Kroniki Przedmieść”. Jak dowiadujemy się z tekstu kuratorskiego Soni Wilk, zamieszczonego na stronach internetowych Muzeum Śląskiego, wyrazista osobowość Pawła Wróbla sprawia, że stawiany jest dziś w jednym rzędzie z innymi prymitywistami: Teofilem Ociepką i Erwinem Sówką.
Urodził się w 1913 r. w Szopienicach. W dzieciństwie wiele czasu spędzał na hałdach, dorabiał też jako kilkulatek, szkicując na papierze scenki z popularnymi ówcześnie postaciami literatury masowej – głównie kowbojami. Pracował przez niemal połowę życia w kopalni. Jako malarz amator stał się znany na Śląsku dopiero po wojnie.
Jak pisze kuratorka „W swoich dziełach dużą wagę przywiązywał do aranżacji planów przestrzennych. Obraz zaczynał komponować od nieba, a następnie wypełniał płaszczyznę pasmami hałd, kominów i wież wyciągowych. Poniżej umieszczał kolorowe dachy, a następnie elewacje budynków z wyraźnie namalowanymi oknami, w których powiewały firanki i stały doniczki z kwiatami”. Ale artysta pokazuje też wnętrza mieszkań w trakcie uroczystości rodzinnych, łaźnię kopalni czy przodek w kopalni węgla.
W obrazach Pawła Wróbla pejzaże miast oraz przestrzeni pomiędzy nimi są nieprawdopodobnie kolorowe. Dalekie od rzeczywistości, która była szara. Na obrazach Pawła Wróbla dym z kominów nie jest groźny, podobnie jak nie ma nic upiornego w rodzinie „utopców”, czyli demonów wodnych mieszkających w stawie i topiących ludzi. Bardziej przypominają rodzinę wodnika Szuwarka z wyświetlanego w tym samym czasie czechosłowackiego serialu telewizyjnego niż złowrogiego potwora. „Utopce” nie są też jakimiś zjawami z przeszłości. Stoją nad stawem, a w tle widać dymiący komin, wieżę wyciągową kopalni i pociąg z wagonami pełnymi węgla. Na innym z obrazów Pawła Wróbla zobaczyć można odpoczywającą Barbórkę. Leży naga, niczym Wenus z płócien mistrzów renesansu. Tyle tylko, że nie w sielankowym pejzażu, lecz w środku kopalni węgla.
Na zakończenie zacytuję fragment podręcznika do geografii z 1937 r. ”Górnik jest religijny i dzień swojej patronki św. Barbary uroczyście obchodzi, a zwykłym powitaniem pod ziemią jest tradycyjne ‘Szczęść Boże’. Jest on jednak i przesądny, jak zwykle ludzie żyjący w niebezpieczeństwie. Między starszymi górnikami krąży jeszcze podanie o opiekuńczym duchu kopalni ‘Skarbniku’, który ukazuje się w postaci starego sztygara z czerwona lampką i ostrzega przed nieszczęściem.
Poniżej kilka fotografii z wystawy w Muzeum Śląskim.