W trakcie modernizacji dawnego biurowca Holland Park (dziś Ethos) we wschodniej pierzei Placu Trzech Krzyży oszklono przyziemie. W moim przekonaniu jest to zmiana na gorsze. Zamiast wielkomiejskiego podcienia ze sklepami, nadającemu szczególny charakter tej części placu mamy teraz ogromną i płaską szklaną ścianę.
Biurowiec Holland Park, otwarty w 1998 r., zmienił charakter Placu Trzech Krzyży. Zbudowano go na pustej łące powstałej po wyburzeniu w latach 70. resztek oficyn i dwóch ostatnich kamienic. Na łące przy placu pozostały wówczas dwa mikroskopijne obiekty. Kiosk Ruchu i budka MZK. Na Placu Trzech Krzyży była niegdyś pętla tramwajowa (zatopione w asfalcie szyny można było oglądać aż do 1999 r.) i końcowe przystanki autobusów. Kiosk nieznacznie zmieniał swoje usytuowanie, jednak ten pierwszy został uwieczniony przez Leopolda Tyrmanda w powieści „Zły”. W latach 70. stanął tu nowy, mocno przeszklony kiosk o aluminiowej konstrukcji. Spalił się w połowie kolejnej dekady i jego szkielet straszył przez kilka miesięcy.
Lata później, w trakcie kopania fundamentów pod biurowiec Holland Park odsłonięte zostały piwnice istniejących tu niegdyś kamienic. Wśród nich budynku frontowego wielkiej kamienicy browaru Haberbusch i Schiele, która zniszczona została już we wrześniu 1939 r.
Gdy Holland Park powstał, pisałem o nim na łamach miesięcznika „Architektura-Murator”. Budynek jest dziełem holendersko-polskiego zespołu projektowego, architektów Hansa van Beeka, Marka Świerczyńskiego i Dorote Kristensen. W ostatnich latach XX stulecia Holland Park wydawał się być jednym z najciekawszych obiektów współczesnej architektury w Warszawie. Wysyp prawdziwie nowoczesnych kreacji architektonicznym miał nadejść dopiero kilka lat później. Mimo to biurowiec, którego powstanie zakończyło porządkowanie wschodniej pierzei Placu Trzech Krzyży, budził w 1998 r. emocje i sprzeczne opinie mieszkańców Warszawy. Nie brakowało sądów negatywnych. Jednak od przechodniów jego architekturę znacznie lepiej ocenili profesjonaliści.
W budynku tradycja modernizmu warszawskiego skojarzona została z holenderskim duchem prostoty. Jak opowiadał mi Marek Świerczyński, wzajemne zrozumienie obydwu architektów ułatwiła wspólnota pokoleniowa, zbliżona wrażliwość i spojrzenie na spuściznę architektury modernistycznej, której ciągłość w Holandii nigdy nie została przerwana.
Ważnym zadaniem dla architektów było harmonijne wpisanie się w sąsiedztwo gmachu Instytutu Głuchoniemych. Z drugiej strony, od Książęcej budynek gabarytem nawiązywać miał do ogromnych siedmiokondygnacyjnych kamienic Natansonów u zbiegu Placu Trzech Krzyży z Książęca i Nowym Światem. Podobnie jak w pobliskim hotelu Sheraton, wymogiem konserwatorskim była budowa niskiego łącznika pomiędzy biurowcem a oficyną Instytutu Głuchoniemych.
Dążenie do harmonijnego wpisania budowli w kontekst urbanistyczny placu sprawiło, że Holland Park składa się zatem z trzech wyodrębnionych części. Budynku frontowego od Placu Trzech Krzyży, skrzydła od ulicy Książęcej i wspomnianego łącznika. Budynek frontowy i skrzydło od Książęcej utworzyła całość dzięki „sklejeniu” ich za pośrednictwem usytuowanego w narożniku ulic, wielokondygnacyjnego hallu – atrium. Tymczasem jednopiętrowy łącznik przyklejony do Instytutu Głuchoniemych od budynku frontowego oddzielony został wewnętrzną uliczką.
Te zabiegi formalne, ustawiające właściwe proporcje gmachu do otoczenia, poprzedzone były głębokimi studiami urbanistycznymi, których przeprowadzenie ułatwiło wcześniejsze związanie współprojektanta gmachu Marka Świerczyńskiego z tym terenem. Architekt już bowiem przed kilku laty wspólnie z Beatą Świerczyńską (również współautorką wstępnej koncepcji Holland Parku) opracował dla tej samej działki projekt Hotelu Pulman.
Dla mnie szczególną wartość budynku stanowił jego podcień od strony Placu Trzech Krzyży. Wysokie na dwie kondygnacje, stylizowane kolumny wspierające gmach, rozszerzają się ku górze ujmowały, lekkimi, wysmukłymi proporcjami. Ich tło stanowiła podcięta i mocno przeszklona ściana partii cokołowej.
W dużym stopniu podcień był nawiązaniem do budynku po drugiej stronie Placu, czyli dawnego gmachu Komisji Planowania (dziś Ministerstwa Gospodarki) wzniesionego na przełomie lat 40 i 50 – gdzie też znajduje się modernistyczna kolumnada. Podcień Holland Parku aż zachęcał do przechadzania się pod nim wzdłuż sklepów i siadania przy kawiarnianym stoliku, co w końcu miało tu miejsce.
Teraz ten podcień został zamordowany. Zasłonięty wysoką na dwie kondygnacje szklaną ścianą znalazł się w środku budynku. Przebudowa prowadzona dla nowego właściciela firmy Kulczyk Silverstein Properties wg projektów pracowni „MAAS Projekt” oraz „Chapman Taylor” stanowi gruntowną modernizację budynku. Jego powiększenie przez dodanie nowego skrzydła na tyłach budynku i rozbudowę części handlowej.
Nie byłoby w tym nic specjalnego. Biurowiec z 1998 r. po blisko dwóch dekadach funkcjonowania musiał się zestarzeć i wymagał odnowienia. Niestety w trakcie przebudowy zniszczono to, co było wartością dodaną do architektury. Minimalną, ale niezwykle atrakcyjną przestrzeń publiczną w postaci podcienia. To ono budowało klimat placu. Teraz, tuż przed oddaniem biurowca do użytku widać, jak dramatyczny jest rezultat. Parter budynku od placu oddzielony jest szklaną ścianą. Z miejsca przyjaznego zachęcającego do zatrzymania się przed nim zamienił się w aroganckiego, biurowego potwora.