Zamek św. Anioła, górujący nad brzegiem Tybru, niegdyś mauzoleum cesarza Hadriana, przez kilka stuleci był potężną twierdzą, w której chronili się przed zagrożeniem kolejni papieże. Tutaj też w czasie sacco di Roma uciekł papież Klemens VII.
Armia landsknechtów, niemieckich luteran pozostających na służbie arcykatolickiego cesarza i króla Hiszpanii Karola V, zaatakowała Rzym o szóstej nad ranem 6 maja 1527 r. Łąki na przedpolach murów aureliańskich skrywała gęsta mgła. I chociaż tuż przed atakiem na mury, z rąk Benvenuta Celliniego, złotnika, medaliera, przyjaciela papieża Klemensa VII i zbrojmistrza, poległ dowódca landsknechtów, francuski renegat konetabl Bourbon, to miasto było nie do obronienia.
Luteranie zajęli je w ciągu zaledwie kilku godzin i rzucili się do dzikiego rabunku, gwałtów oraz profanacji miejsc kultu katolickiego. Gdy powietrze rozdzierały krzyki mordowanych ludzi, gwałconych sióstr zakonnych, i księży, którym najeźdźcy z upodobaniem wycinali jądra, papież Klemens VII pogrążał się w świecie fantazji. Nie wierzył w możliwość zdobycia Rzymu. „Modlił się w swej kaplicy, kiedy powinien stać na czele obrony, jakakolwiek by była. Zaskoczony przez najeźdźców w czasie modlitwy wypadł z Pałacu Watykańskiego. Giovio, jego historyk, zdążył tylko narzucić swój płaszcz na papieski strój Klemensa, by zapewnić mu choć taką osłonę przed strzelcami wyborowymi wroga, kiedy biegli do Castel Sant’Angelo” – pisze Gerard Noel w książce „Występni papieże renesansu”.
To była paniczna ucieczka w ostatniej chwili. Ratując życie papieżowi, własne życie oddawali szwajcarscy gwardziści. Papież co sił w nogach uciekał tajnym korytarzem wbudowanym w tzw. mury Honoriusza, łączące pałace papieskie z zamkiem.
Purpuraci, uciekający w tym samym czasie ulicami, nie mieli takiego szczęścia. Wielu z nich już niemal u celu zastało opuszczoną kratę w bramie Zamku św. Anioła. Niektórym udało się ocaleć. „Kardynał Pucci został wciśnięty przez otwór okienny przez swe wierne sługi. Kardynała Armellina wciągnięto do twierdzy w koszu. Kilku innych, będąc już tak blisko ocalenia, padło ofiarą niewyobrażalnych okropności” – pisał Noel.
Do katastrofy doszło z winy samego Klemensa VII – papieża z florenckiego rodu Medicich. To jego polityka, stawianie na niewłaściwa kartę i spiskowanie za plecami cesarza sprowadziły gniew Karola V i w rezultacie wściekły atak na Wieczne Miasto rządnych łupów najemników.
Powróćmy jednak do samego Zamku św. Anioła. Dowództwo nad baterią ostrzeliwującą z zamku wrogów objął wówczas Benvenuto Cellini. Ten sam, który wypalił we mgle do konetabla Bourbona. Strzał był w gruncie rzeczy fatalny dla obrońców, ponieważ Bourbon był być może jedyną osobą, mogącą ograniczyć skalę ekscesów swych podwładnych.
Cellini doskonale znany jest każdemu historykowi sztuki. Kto wie, czy nie był najwybitniejszym ze złotników doby renesansu? Ale zajmował się też medalierstwem i odlewnictwem. Jego solniczka czy rzeźba Perseusza z głową meduzy weszły do żelaznego kanonu sztuki renesansu. Widnieją one w każdym podręczniku rzeźby tej epoki.
Cellini, jak wielu wszechstronnie uzdolnionych ludzi tamtej epoki w Italii, spisał swój żywot. I choć starał się zaprezentować z najlepszej strony, to odbija się w nim obraz człowieka gwałtownego, pełnego emocji, oddającego się rozpuście, zdolnego do morderstwa, w dodatku obdarzonego przez papieża Klemensa VII licencją na zabijanie.
W Zamku św. Anioła papież udziela mu błogosławieństwa i przebacza „wszystkie zabójstwa, które popełnił w walce z wrogami i które kiedykolwiek popełni w służbie Kościoła apostolskiego”. Kilka lat później, już po śmieci Klemensa VII, Cellini z zimną krwią zamorduje sztyletem swego wroga – Mediolańczyka Pompea. Nie było to zresztą jedyne morderstwo, jakiego się dopuścił.
Na obleganym Zamku św. Anioła naczelnikiem bombardierów papież Klemens wyznaczył Antonia Santa Croce. Naczelnik kazał ustawić pięć dział w najwyższym punkcie zamku wokół figury św. Anioła i powierzył baterię Celliniemu.
„Miejsce to panuje nad okołem zamku. Widać stąd łąki i Rzym. Dał mi pod rozkazy tylu ludzi, ilu potrzebowałem, by obracać mymi działami, kazał z góry wypłacić żołd, wydzielał zapas chleba i wina (…). Nieraz czułem więcej skłonności do wojennego rzemiosła niż do swojego własnego, więc pełniłem je tym chętniej, że było teraz przydatniejsze niż tamto” – pisał Cellini w swoim żywocie.
Z platformy, na której stały działa, Cellini miał doskonały widok na miasto. W Zamku mógł się czuć bezpiecznie. Świat na zewnątrz murów zamienił się w piekło. „Gdy zapadła noc i nieprzyjaciele weszli do miasta, ja, który zawsze lubiłem widzieć rzeczy nowe, patrzyłem ze zdumieniem na ten nadzwyczajny i niewidziany pożar Rzymu. Kto nie znajdował się w zamku, nie widział nigdy czegoś podobnego i nie może mieć o tym pojęcia” – pisał. Zapewne nad ciemnym miastem unosiła się wtedy czerwona poświata dziesiątków, jeżeli nie setek lokalnych pożarów oraz tysięcy ognisk rozpalanych przez zdobywców.
Benvenuto Cellini strzelał ze swych dział, trafiając co jakiś czas we wrogów. „Dokonywałem co dzień czegoś godnego uwagi, tak że pozyskałem w wysokim stopniu życzliwość i łaskę papieża. Nie było dnia, bym nie zabił kilku nieprzyjaciół” – pisał.
Jednak papież powierzył mu jeszcze jedno zadanie. Kazał wyrwać drogocenne kamienie i przetopić złote tiary i inne kosztowności pochodzące z papieskiego skarbca. Kamienie zaszyte zostały w podszewkę szat papieża i jego służącego Cavalierina. „Poszedłem pod Anioła, gdzie miałem izbę, którą mogłem zamykać (…), zbudowałem piecyk ceglany z przewiewem i urządziłem u dołu bardzo duży popielnik, na kształt talerza. Złoto leżało na węglach i powoli spadało w popielnik” – wspominał Cellini. Artysta i bombardier wykorzystał sytuację i uszczknął też dla siebie nieco złota z przetapianych precjozów. Papież, którego skarbiec na skutek katastrofy świecił pustką, pilnie potrzebował pieniędzy na opłacenie kontrybucji.
Już 5 czerwca Klemens VII podpisał traktat, na mocy którego poddawał się bezwarunkowo cesarzowi Karolowi V. Cesarz nie miał jednak zamiaru niszczyć papieża i jego państwa. Nie chciał ryzykować nieprzewidywalnego zamętu, jaki mogła spowodować próżnia władzy. W tym samym czasie w rodzinnej Florencji Klemensa i Celliniego doszło do rewolty. Medyceusze ponownie zostali wygnani z miasta. Ogłoszono republikę, a jako wiekuistego władcę koronowano samego Jezusa Chrystusa. Jak pisał Noel, papież był bardziej wstrząśnięty katastrofą swego rodu i dziwaczną koronacją niż spustoszeniem Rzymu.
Klemens VII zmarł 25 września 1534 r. Niedługo przed jego śmiercią odwiedził go Cellini, przynosząc medale wykonane na zlecenie papieża. Ale Klemens już prawie nie widział. Mógł jedynie wymacać kolejne cuda wyczarowane przez Benvenuta Celliniego.
Rzymianie Klemensowi nie wybaczyli złupienia miasta. Jego grobowiec w kościele dominikanów Santa Maria sopra Minerva był wielokrotnie dewastowany, aż wystawiono przy nim straże, by pilnowały szczątków zmarłego przed wykradzeniem i utopieniem w Tybrze.
Skutki sacco di Roma widać było w mieście przez dekady. Klemens VII po kapitulacji przez Karolem V nie zdołał ich zatrzeć. Jego następca, Paweł III Farnese przez wiele lat „sprzątał” miasto. Zamierzał je odnowić, a wiele prac podjął przed uroczystym wjazdem cesarza Karola V (1536 r.), a także z myślą o dość odległym w czasie jubileuszu roku świętego, przypadającym na 1550 r.
Przekształcano place. Modernizowano budynki, przywracając prestiż obliczu architektonicznemu i urbanistycznemu stolicy chrześcijaństwa. Jak pisze Olaf Klapis w książce „Do Rzymu” (Warszawa 2014): „W planie tworzenia struktury prestiżu Rzymu mieściło się także zakładanie nowych ulic, jak na przykład wytyczenie Via Paolina, dopełniającej koncepcję ulicznego tridentium przedłużeniu linii spojrzenia z papieskiego balkonu, wbudowanego (…) w zamek św. Anioła.” czytamy.
I rzeczywiście. Stojąc na tarasie Zamku pod figurą Anioła, czy też w loggii papieskiej, widzimy u stóp zamku most wzniesiony jeszcze w czasach rzymskiego cesarza Hadriana i dalej na wprost oś ulicy Via del Banco di Santo Spirito. A po bokach, niczym kolce w trójzębie Neptuna, dwie odchodzące pod kątem ulice: Via di Panico i wytyczoną za czasów Pawła III Via Paola. To są właśnie ulice wspomnianego wyżej tridentium, na które łaskawie spoglądał papież z Zamku św. Anioła. A spoglądał z miejsca pięknego, z wygodami. Nie przebywał tam oblężony i wystraszony, jak Klemens VII w 1527 r., lecz jako władca duchowy i świecki. To właśnie na zlecenie Pawła III przebudowano apartamenty papieskie Zamku św. Anioła.
Castel Sant’Angelo pierwotnie nie był wcale twierdzą, lecz potężnym mauzoleum cesarza rzymskiego Hadriana. Jego budowę rozpoczęto na rozkaz samego imperatora w roku 130 i ukończono już po jego śmierci w 139 r. Ponoć architektura budowli była dziełem Hadriana i pomagającego mu architekta Demetriana.
Z potężnej kwadratowej podstawy – pełniącej funkcję masywnego ogrodzenia – wyrasta w centrum tubus czyli cylindryczna struktura z rzymskiego betonu i cegły o średnicy 64 metrów i wysokości 21. Ponad nią usypany został wysoki kopiec porośnięty m.in. cyprysami, a nad całością wyrosła niewielka świątynia z portykami kolumnowymi i kwadryga z pozłacanego brązu z postacią cesarza. Rekonstrukcję takiej budowli zobaczymy na tysiącach powielanych pocztówek i masowo drukowanych we współczesnym Rzymie książek w rodzaju „Rzym zrekonstruowany”.
Krypta grobowa cesarza znajdowała się wewnątrz potężnego tubusa. Niczym w egipskich piramidach wchodziło się do niej spiralnym korytarzem rampą, wzdłuż której znajdowały się ciemne cele, wykorzystywane w średniowieczu i czasach nowożytnych na więzienie. I dziś wchodzimy tędy do zamku – a wrażenie jest niesamowite. Urnę z prochami Hadriana złożono w ogromnej „auli” w 139 r. Tutaj też stawały sarkofagi i urny z prochami członków jego rodziny i następców na cesarskim tronie. Jako ostatni spoczął Karakalla w 217 roku.
Budowla zaczęła się zmieniać jeszcze w starożytności. Gdy w III wieku Rzym zagrożony został przez barbarzyńców, Aurelian – cesarz żołnierz otoczył miasto potężnymi murami do dziś zachowanymi i nazywanymi murami aureliańskimi. Mauzoleum Hadriana włączone zostało wówczas w system obwarowań, stając się fortecą. Przekształcane, wzmacniane, nadbudowywane potężną ceglaną strukturą w miejscu dawnego kopca ziemnego, wzbogacane o basteje i bastiony, funkcję fortecy pełniło już przez cały okres średniowiecza oraz czasy nowożytne. Było też więzieniem, miejscem schronienia papieży i ich rezydencją. Tu bezpiecznie trzymano papieski skarbiec.
Nas niech zainteresują dwa miejsca. Pierwsze, to renesansowy Dziedziniec Anioła (Cortile dell’Angelo). To na nim stoi renesansowa figura Anioła autorstwa Rafaella da Montelupo (ucznia Michała Anioła). Nie o niej jednak wspominał Cellini – gdyż rzeźba ta powstała już po sacco di Roma. Wieńczyła zamek aż do 1753 r., kiedy to ustawiono ją na dziedzińcu. Mistrz Rafaella – Michał Anioł był z kolei twórcą kaplicy wbudowanej w dziedziniec. Przyległe sale o takich nazwach, jak Sala di Apollo czy di Giustizia dekorują renesansowe malowidła. M.in. groteski pędzla Perina del Vagi.
Wstąpmy jednak na samą górę. To tam znajdują się apartamenty Pawła III i wspominana już renesansowa loggia. Cóż za ogromny kontrast pomiędzy tymi wnętrzami udekorowanymi malowidłami pełnymi dziewic i jednorożców, a ponurymi korytarzami, które trzeba pokonać mijając wnętrzności dawnego Mauzoleum Hadriana. Można odnieść wrażenie, że człowiek pnie się poprzez piekło (zapewne w korytarzu słychać było jęki męczonych tam więźniów), by przez czyśćcowe dziedzińce dotrzeć wreszcie do samego nieba. Być może tak też zamek odbierany był w dobie renesansu.
Na zakończenie powtórzmy za wydanym przez „Agorę” spacerownikiem Wojciecha Ponikiewskiego „Rzym i jego czarna arystokracja”, że apartamenty Pawła III to jeden z ważniejszych przykładów rzymskiego manieryzmu.
„Są tu sale: Paolińska, Perseusza oraz Amora i Psyche, z freskami m.in. Perina del Vagi i Pellegrina Tibaldiego. Imponujące są drewniane sufity”. Jest też biblioteka o ścianach zdobionych groteskami oraz skarbiec z potężnymi szafami służącymi do przechowywania w czasach niepokojów archiwum papieskiego. Jest wreszcie potężna skrzynia – pełniąca niegdyś funkcję skarbca watykańskiego.
Dodajmy wreszcie, że za czasów pontyfikatu Pawła III Benvenuto Cellini został aresztowany i uwięziony w Zamku św. Anioła, którego niegdyś bronił. Przesiedział tam wiele miesięcy 1538 i 1539 r. fałszywie oskarżony o kradzież klejnotów, które Klemens VII kazał mu wyłamać z tiary. Artysta ucieka z zamku, by ponownie zostać w nim osadzony. Tam też pisze poemat:
„Kto o istocie Boga chce mieć wiedzę
I znać, jak człowiek boskość przypomina
Musi w więzieniu siedzieć jak ja siedzę (…)”
(w tłumaczeniu Leopolda Staffa)