Przejdź do treści

Słodkości znad polskiego morza

Miłym przerywnikiem w trakcie rowerowych wycieczek są słodkie chwile na kawiarnianych tarasach zamków czy pałaców.

Zwykle zamawiam szarlotkę na gorąco z lodami. Takie ciastko fotografuję na tarasie zamku w Rzucewie na wysokim brzegu Zatoki Puckiej. Przypomnijmy, że neogotycki zamek, od kilkunastu lat mieszczący hotel, powstał w latach 1840-1845 dla Gustava Friedricha Eugena von Below, adiutanta króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Projektantem  romantycznej budowli z czerwonej cegły był sam Friedrich August Stüler, słynny uczeń wielkiego Schinkla.

Gdy z książką Tadeusza S. Jaroszewskiego „O siedzibach neogotyckich w Polsce” dotarłem do zamku latem 1982 r., był on opuszczoną ruderą. Stał, ale miał powybijane okna. Jedynym meblem, jaki pamiętam w opuszczonym budynku była ogromna, neogotycka szafa biblioteczna. Ten widok uruchamiał wyobraźnię. Widziałem w niej oprawione, grube tomy: rękopisy ze średniowiecznymi iluminacjami i całkiem współczesne książki pisane gotyckim alfabetem i opowiadające na przykład o nowoczesnych (XIX-wiecznych oczywiście) metodach rybołówstwa czy hodowli krów mlecznych. Ale to była tylko wyobraźnia. Ponieważ tak naprawdę półki wypełniał jedynie kurz, a pod nogami chrzęściło szkło z rozbitych butelek po tanim winie owocowym.

Dziś odrestaurowany budynek jest w bardzo dobrym stanie, choć to nie muzeum lecz hotel. Niestety szafy bibliotecznej już nie odnalazłem.

Miało być jednak nie o szafach, ale o ciastkach. Szarlotkę podano mi do stolika na tarasie w ciepły, letni dzień. Ujęła mnie dekoracja. Cukier trzcinowy błyszczał w słońcu niczym rozsypane diamenty. Pachniał cynamon. Ale największe wrażenie wywarła na mnie miniaturowa rozgwiazda wycięta z owocu kiwi i dekorująca kulkę lodów. Smaku szarlotki nie pamiętam, za to zieloną rozgwiazdę wciąż mam w oczach. Drobny element jak najbardziej na miejscu. W końcu zamek wznosi się zaledwie kilkadziesiąt metrów od brzegu Zatoki.

 

Szarlotka z kawiarni zamkowej w Rzucewie. Fot. Jerzy S. Majewski
Szarlotka z kawiarni zamkowej w Rzucewie. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Rzucewo. Kulka lodów z rozgwiazdą z kiwi na talerzyku z szarlotką na gorąco. Fot. Jerzy S. Majewski
Rzucewo. Kulka lodów z rozgwiazdą z kiwi na talerzyku z szarlotką na gorąco. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Zatoka Pucka w pobliżu Rzucewa. Fot. Jerzy S. Majewski
Zatoka Pucka w pobliżu Rzucewa. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Szarlotka z Rzucewa, pomimo estetycznej atrakcyjności, nie może się jednak równać z deserem owocowo-czekoladowym, jaki podano mi na talerzu w zamku w Krokowej niedaleko Żarnowca. Deser raczej mało sycący żołądek, za to niezapomniany dla oczu. Był (bo szybko przestał istnieć) ulotnym dziełem rzeźby i malarstwa o rysunku prowadzonym cienką kreską z czekolady i z szerokimi plamami kolorystycznymi z sosów.

Długo się zastanawiałem, zanim zanurzyłem w to dzieło sztuki widelczyk. No bo jak nie cieszyć się obrazkiem łabędzia płynącego majestatycznie po rzece w cieniu wyniosłych drzew. Widoczek wcale nie taki odległy.

Gdy kilka dni później spływałem z córką kajakiem po wijącej się rzece Piaśnicy –„królewski” łabędź zastąpił nam drogę. Płynął jak żaglowiec rozkładając skrzydła i groźnie wyciągając długą szyję, by chronić młode, brzydkie kaczątka.

Z drugiej strony rysunek na talerzyku z miejsca skojarzył mi się z malunkami na XVIII-wiecznych piecach kaflowych w pomorskich pałacach. Taki rokokowy piec z 1738 r. stoi zresztą w zamku w Krokowej, a na piecu cienkimi kreskami namalowano mnóstwo zabawnych scenek. Zakochana para spaceruje po parku, myśliwy strzela do kaczek, a młodzieniec pociąga z fajki o cybuchu długim jak kij.

 

Krokowa. Dziedziniec pałacowy. Fot. Jerzy S. Majewski
Krokowa. Dziedziniec pałacowy. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Deser z Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski
Deser z Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Deser z Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski
Deser z Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Kafel z rokokowego pieca na zamku w Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski
Kafel z rokokowego pieca na zamku w Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Kafel z rokokowego pieca na zamku w Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski
Kafel z rokokowego pieca na zamku w Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Sam Zamek, mieszczący dziś hotel, stanął gdzieś między XIV a XVI wiekiem, choć w dzisiejszej formie jest to raczej nowożytny pałac. Miejscowość co najmniej od XIII wieku jest gniazdem jednego z najstarszych pomorskich rodów szlacheckich Krokowskich – von Krokowów. Wzmianki o protoplaście rodu pochodzą już z 1285 r.

W PRL-u i ta rezydencja sprawiała dość smętne wrażenie, choć należąc do PGR-u nie uległa zupełnej dewastacji. Po 1989 r. stosunkowo szybko wróciła do spadkobierców i przeszła gruntowy remont. Na mnie zawsze największe wrażenie wywiera opowieść, jak po zachowanej do dziś kasztanowej Alei Filozofów spacerowała pod ramię z Immanuelem Kantem Luisa von Krokow. Kobieta wszechstronnie wykształcona i ponoć urodziwa. Może to tylko legenda, ale jakże piękna.

 

 Herb von Krokowów z elewacji zamku w Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski
Herb von Krokowów z elewacji zamku w Krokowej. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Krokowa. Wiejski pejzaż widziany od strony Alei Filozofów. Fot. Jerzy S. Majewski
Krokowa. Wiejski pejzaż widziany od strony Alei Filozofów. Fot. Jerzy S. Majewski