Klapy tzw. ulicznych skrzynek hydrantowych depczemy codziennie. W pamięć zapadają takie nazwy, jak „Węgierska Górka” czy „Białogon”.
W Brześciu na Białorusi natrafiam na rzadką, przedwojenną, żeliwną klapę skrzynki hydrantowej z napisem „SAM Katowice”. Jest ona swoistą pamiątką po II Rzeczpospolitej, kiedy to Brześć, nieco przypadkowo, awansował do rangi stolicy województwa poleskiego.
W mieście poważnie zniszczonym w czasie pierwszej wojny światowej brakowało odpowiednich budynków i infrastruktury, i trzeba było ją dopiero stwarzać. Obok gmachów wznoszonych na potrzeby urzędów państwowych już w początku lat 20. przystąpiono do projektowania kolonii urzędniczych. Mieli w nich zamieszkać urzędnicy przybywający tu z całej Polski, niejako kolonizujący Kresy.
Zamierzano nadać miastu nowe oblicze architektoniczne. W porównaniu z osiedlami na Żoliborzu czy Ochocie w Warszawie, skala nowych kolonii w Brześciu nie wydawała się wielka. Jednak przy ówczesnych rozmiarach Brześcia była wystarczająco duża, by stanowić znaczący element przestrzeni miasta.
Już w roku 1924 uruchomiono program budowy kolonii urzędniczych na Kresach, a na jej czele w Brześciu stanął inż. Aleksander Pruchnicki. On też nadzorował realizację w mieście.
Większość projektów sporządził tu architekt Julian Lisiecki. Projektował też m.in. warszawski architekt Marcin Weinfeld, który kilka lat później zasłynie jako autor architektury drapacza chmur Prudential w centrum stolicy.
Urbanistyka kolonii stanowi niejako wycinek modnych w ówczesnej Polsce miast ogrodów o miękko poprowadzonych ulicach i osiach urbanistycznych przetykanych skwerami. W pobliżu, wzdłuż reprezentacyjnej ul. Unii Lubelskiej budowano monumentalne gmachy państwowe. Kolonia powstała na ich zapleczu. Składała się z domów jednorodzinnych i bliźniaków ulokowanych w ogródkach.
Jak wszędzie w ówczesnej Polsce obowiązywał styl dworkowy. Zaprojektowano kilka bardzo zróżnicowanych typów domów. W architekturze powtarzają się podcienia wsparte na kolumienkach, zmodernizowane szczyty, łamane dachy, szkarpy.
Obok domów murowanych powstały też drewniane, zaś w środku założenia stanęło kasyno oficerskie w formie klasycystycznego pałacyku z portykiem wpartym na czterech jońskich kolumnach. W latach 30. zabudowa ta uzupełniona została domami pudełkami w stylu międzynarodowym.
Kolonia do naszych dni zachowała się tylko w części (głównie wzdłuż obecnej ulicy Lewanewskiego i Czkałowa) a ostatnie, drewniane budynki długo już nie przetrwają.
Zainteresowanych architekturą Brześcia w dwudziestoleciu międzywojennych odsyłam do artykułu Michała Pszczółkowskiego „Architektura w Brześciu nad Bugiem w okresie II Rzeczypospolitej”.
W tym miejscu zwracam uwagę nie tyle na budynki, co na to, co pozostało pod nogami. Czyli na przedwojenne zasuwy wodociągowe oraz wspomnianą już, owalną klapę ulicznej skrzynki hydrantowej. Żeliwne elementy stanowią ciekawy zabytek, który wciąż trwa. Nie ma jednak pewności, że nie zniknie przy najbliższej modernizacji sieci wodociągowej.