Przejdź do treści

Świt w Wenecji

Wenecja, Serenissima. Fascynująca i odstręczająca. Bezbrzeżnie piękna i cuchnąca zgnilizną. Magiczna i zbanalizowana przez przemysł turystyczny. By poczuć klimat Wenecji, trzeba wyruszyć przed świtem, gdy miasto śpi.

 

4cdbce_ffdd42ae64ef4a9c8db814bcddc2583amv2

 

Po raz pierwszy w życiu miasto na lagunie ujrzałem około 4 nad ranem. Na wąskich i mrocznych uliczkach odbijały się od ścian jedynie kroki pojedynczych przechodniów. W czarnej jak smoła wodzie kanałów błyszczały nieliczne światła. A potem miasto zaczęło się budzić. Wolno, leniwie – bo to była niedziela. Od tego czasu, ilekroć jestem w Wenecji, zniewala mnie czar poranka. Wenecja to miasto, w którym się nie wysypiam, bo nie potrafię się oprzeć magii bezludnych ulic.

 

Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Fondamenta Savorgnan. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Fondamenta Savorgnan. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Na prezentowanych tu zdjęciach szary świt zamienia się w poranek. Nie jest to świt z tych świtów, gdy na niebie pojawia się różanopalca Jutrzenka-Aurora. Mitologiczna bogini brzasku. Nie pędzi w różowościach po nieboskłonie. Nic z tego. To świt stalowy. Świt mglistego listopada lub szarych dni lutego, gdy skończył się karnawał i trwa smutny czas postu. Wtedy Wenecja jest piękna. Wtedy Serenissima jest sobą.

I znów niedziela. Kluczę bezludnymi calle pośród wilgotnych domów. Szerszymi fondamenta wzdłuż kanałów. Nie bez obaw zaglądam przez bramy na cuchnące rybami sotoportego – ślepe uliczki – podwórka, na które wchodzi się przez bramy. Przysiadam na brzegach studni przy różnych campo, nad którymi z mroku wyłaniają się campanille i wieże kościelne.

Zanim u schyłku XVIII wieku Serenissima upadła, miasto na lagunie podzielone było na siedemdziesiąt dwie parafie. Każda dzielnica miała własną dzwonnicę z kościołem i rynek ze studnią. Ten rynek to właśnie campo.

 

Wenecja. Campo de Ghetto Novo. W Wenecji tabliczki z nazwami ulic są malowane. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Campo de Ghetto Novo. W Wenecji tabliczki z nazwami ulic są malowane. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Campo de Ghetto Novo. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Campo de Ghetto Novo. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Campo de Ghetto Novo. Kamienna studnia. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Campo de Ghetto Novo. Kamienna studnia. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Spacerując bez planu, idę wzdłuż Canale di Cannaregio. Staję przed poczerniałą od brudu, pozieleniałą od glonów, marmurową fasadą ogromnego pałacu Surian Belotto. Pałac z początku XVII wieku to opowieść o wspaniałości i upadku Wenecji. Mało kto o nim słyszał. Nie piszą o nim przewodniki. Nikt nie przyprowadza tu turystów. Jest poza kanonem wybitnych budowli, choć jego barokowa fasada potrafi zachwycić. Trzeba tylko dostrzec piękno pod nałożonym przez czas makijażem z brudu. Tak jak kiedyś, przed trzydziestu laty, pod brudem i zaniedbaniem trzeba było szukać urody pałaców przy ulicy Kanoniczej w Krakowie.

To dla rodu Surian, patrycjuszowskiej rodziny o ormiańskich korzeniach pałac budował Giuseppe Sardi, autor niedalekiego Palazzo Savorgnan. Pod koniec XVII stulecia rezydencja stała się własnością rodu Belottów, mającego korzenie w Bresci podbitej przez Wenecję w 1426 roku.

Każde z napisanych wyżej zdań wiele mówi o historii miasta-republiki, które przez stulecia handlowało ze wschodem i zachodem. Bezwstydnie bogaciło się. Wyciągało swe macki z jednej strony po kolejne wyspy greckie. Z drugiej zaś wdzierało się głęboko w alpejskie doliny i po granice Mediolanu.

 

Wenecja. Palazzo Surian Belotto przy Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Palazzo Surian Belotto przy Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Palazzo Surian Belotto. Głowa ponad bramą wejściową. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Palazzo Surian Belotto. Głowa ponad bramą wejściową. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Do Palazzo Surian Belotto powinno się jednak przyprowadzać wycieczki. Na zmurszałej fasadzie z białego marmuru widnieje tablica. Całkiem nowa, bo wmurowana w 2012 roku. Tyle lat trzeba było, aby przypomnieć o tym wydarzeniu. Belotti sprzedali w XVIII stuleciu rezydencję przy Canale di Cannaregio królowi Francji. Tu ulokowała się ambasada francuska. W latach 1743-1744 sekretarzem ambasadora Francji był obywatel Genewy – filozof Jean-Jacques Rousseau. Kiedy pracował w ambasadzie, był jeszcze nikim. Dopiero sześć lat później rozgłos przyniesie mu nagrodzony przez Akademię w Dijon nieco skandaliczny „Discours sur les sciences et les arts” – gdzie poddawał w wątpliwość wartości cywilizacji dla rozwoju ludzkości.

 

Wenecja. Tablica pamiątkowa na fasadzie pałacu Surian Belotto. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Tablica pamiątkowa na fasadzie pałacu Surian Belotto. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Mniejsza o Jana Jakuba. W czasach, kiedy pracował w ambasadzie, wnętrza pałacu olśniewały. Tak jak wnętrza kilkuset innych pałaców, z których te najwspanialsze odbijają swe fasady w wijącym się jak wąż Canal Grande. Wenecja wciąż odcinała kupony z czasów potęgi. Serenissima zapominała się w zabawach.

Jak zauważył Roberto Gervaso w książce „Casanova” ( 1974 r.), Wenecja rywalizowała z Paryżem o tytuł stolicy ducha i uciech. A taką rywalizację może podjąć tylko środek świata. Miejsce, gdzie sztuka, pieniądze, tempo życia, otwartość na inne kultury – jednym słowem cywilizacja, tworzą piorunującą mieszankę.

Jan Jakub – nie lubił cywilizacji. Zostawmy go. Wenecja lat 40. XVIII wieku olśniewała.

W roku 1750 Giovanni Battista Tiepolo namalował dla Salla delle Quatro Porte urzekająco piękny obraz „Neptun obdarowuje Wenecję”. Spore płótno. Długie prawie na trzy metry. Wystarczająco, by każdy mógł dostrzec scenę i oniemieć. Wenecja jest tu piękną królową. Ba – cesarzową. Zachwyca urodą, tak jak potrafiły zachwycić wenecjanki. To prawdziwa Pani. Przy jej blasku boski Neptun to nieledwie prosty rybak, który władczyni składa w daninie złoto i perły.

Prawda była inna! Serenissima nie była już królową mórz. Ale Wenecjanie o tym nie wiedzieli. Bawili się do upadłego i za krocie. Bawili na kredyt, ale był on już bez pokrycia. Zbliżał się czas, choć mieszkańcy miasta jeszcze sobie z tego nie zdawali sprawy, że palazza takie jak Surian Belotto opustoszeją i zamienią się w smutne ruiny. Ale to miało dopiero nadejść.

 

Wenecja. Canale di Cannaregio. W tle Ponte dei Tre Archi.Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Canale di Cannaregio. W tle Ponte dei Tre Archi.Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. San Giobbe i most na Rio della Crea. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. San Giobbe i most na Rio della Crea. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Gdy stoję o świtaniu przy palazzo Surian Belotto przy Canale di Cannaregio, wokół panuje cisza. Gdzieś z daleka, zza jakiegoś zaułka dudnią o ściany pojedyncze kroki. Potem uderzają poranne dzwony kościelne.  Krzyczy mewa. Przymykam oczy i przenoszę się w czasie.

Te same dźwięki towarzyszyły mieszkańcom miasta w czasach, gdy Jan Jakub kwestionował cywilizację, a dwudziestokilkuletni Wenecjanin  Giacomo Casanova – owszem, z rozkoszą korzystał z najprzyjemniejszych zdobyczy tejże cywilizacji.

W XVIII w. ulice pustoszały już po zapadnięciu zmroku. Przebiegały po nich jedynie tłuste koty i jeszcze bardziej tłuste szczury, które kręciły się po mieście i za dnia, ale nikt nie zawracał sobie nimi głowy. „Na rogach ulic gromadziły się stosy śmieci, które zmiatano dopiero wtedy, kiedy zaczynały uniemożliwiać przejście. Z braku właściwych służb miejskich usuwaniem ich zajmowały się świnie, które krążyły swobodnie na cześć św. Antoniego. Johan Wolfgang Goethe był tym przerażony. Nie dotarł jeszcze do Palermo” – pisał Gervaso.

Wieczorami ulice pustoszały nie z powodu napaści i morderstw. Te nie zdarzały się wcale aż tak często. Tylko czasami w ciemności dało się słyszeć krótki krzyk, albo głuchy szum i potem plusk. Ludzie bali się chodzić nocami, bo ulice były ciemne i łatwo było zrobić niewłaściwy krok, by skończyć w kanale. Owszem, były i straże, które kręciły się nocami z pochodniami. Ale jak pisał Gervaso, bardziej czuwali nad bezpieczeństwem przyjezdnych niż mieszkańców.

W ciemnościach słychać były sunące kanałami gondole. Słychać, ale nie widać, tym bardziej że łodzie były czarne. Kolorowe mogli posiadać jedynie urzędnicy państwowi. Gondolierzy znali ludzkie tajemnice. Byli urodzonymi stręczycielami. Mieli być w zmowie z pokojówkami, znać najlepsze godziny, dostarczać drabin i dawać gwarancję, że oferują zdrowy „towar”.

 

Wenecja.Tablica z informacją o dzielnicy, parafii, bulwarze. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja.Tablica z informacją o dzielnicy, parafii, bulwarze. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Mostek nad Rio della Crea. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Mostek nad Rio della Crea. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Mostek nad Rio della Crea. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Mostek nad Rio della Crea. Fot. Jerzy S. Majewski

 

O świcie, gdy budziło się miasto, słychać było korki pojedynczych osób tak jak i dziś. Kroki kochanków opuszczających sypialnie swych zamężnych kochanek. Kroki żonatych klientów weneckich kurtyzan.

Weneckie kurtyzany to instytucja. Były potrzebne republice i jej obywatelom. Czy to kurtyzany wyobrażono na słynnym renesansowym obrazie Vittore Carpacia? Tak przez lata sądzono, choć dziś historycy sztuki uznają je za damy z towarzystwa. Ten spór dowodzi, że te najbardziej luksusowe były jak damy. Gdy tylko były piękne. Gdy znalazły sobie stałego, bogatego kochanka albo jeszcze lepiej kilku – wtedy żyły w luksusie. Miały własne apartamenty, pałace, loże w teatrze. „Zarabiały tyle, ile wysoko postawiony duchowny lub kapitan statku” – pisze Marion Kamiński w książce „Sztuka i Architektura Wenecji”.

Wróćmy jeszcze do książki Roberto Gervaso. „Były pełne wdzięku, rozmawiały o wszystkim swobodnie i ze znajomością rzeczy. Ubierały się zgodnie z ostatnią modą”.

A wielkie damy? Gervaso uważa , że Wenecjanki nie były wprawdzie święte, ale i nie aż tak przesadnie zepsute. „Były przede wszystkim piękne. (…) Miały wrodzony gust, czesały się z wdziękiem, umiejętnie malowały, ubierały elegancko”.

Gdy o tym myślę, stąpam po kamiennym bruku. W XVIII stuleciu weneckie calle czy fondamenta masowo zabrukowywano. Zdaniem ówczesnych władz miejskich ucierpiała na tym moralność. Jak to możliwe? Otóż sprawa jest prosta: „Wenecjanki nie musiały już korzystać z towarzystwa podtrzymujących je osób, które chroniły je wprawdzie przed upadkiem i skręceniem nogi, ale też śledziły ich kroki. I mogły wreszcie robić, co im się podoba”.

Gdy kochankowie znikli w gondolach lub za rogami ulic, budzili się właściciele sklepów spożywczych. Za nimi podążali właściciele fondachi czyli magazynów. Szli do pracy robotnicy. Tak było w XVIII wieku.

Kiedy dziś, w XXI w., spaceruję o świcie, przez chmury zaczyna przebijać się słońce. Z zewsząd słychać coraz więcej kroków. Przez Canale di Cannaregio przepływa tramwaj wodny. Turyści wychodzą z hoteli. Zaczyna się nowy, wenecki dzień.

 

Wenecja. Canale di Cannaregio. Ponte dei Tre Ponti. Archi. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Canale di Cannaregio. Ponte dei Tre Ponti. Archi. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Canale di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Canale di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Fondamenta di San Giobbe. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Fondamenta di San Giobbe. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Ponte delle Guglie. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Ponte delle Guglie. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. W głębi kościół Santa Maria delle Penitenti. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Fondamenta di Cannaregio. W głębi kościół Santa Maria delle Penitenti. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Campo San Giobbe. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Campo San Giobbe. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Wenecja. Campo de Ghetto Novo. Fot. Jerzy S. Majewski
Wenecja. Campo de Ghetto Novo. Fot. Jerzy S. Majewski