Kilka aktorek, pisarz, architekt, założyciel orkiestry tanecznej i dobrze prosperujących lokali rozrywkowych, dziennikarz, paru mecenasów i dyrektorów spółek – to mieszkańcy luksusowego „drapacza” mieszkalnego, górującego ponad skarpą u zbiegu ulic Bartoszewicza i Sewerynów.
Na klatkach schodowych snuły się zapachy perfum pozostawiane przez eleganckie mieszkanki kamienicy, a przed budynkiem można było poczuć zapach benzyny z samochodów należących do lokatorów. Lokatorzy najwyższego piętra w ciepłe dni rozkładali leżaki na tarasie, z którego rozciągał się bajeczny widok na Powiśle, Pragę i połowę Warszawy.
Luksusowy dom mieszkalny o podwójnym adresie Sewerynów 4 / Bartoszewicza 2 z daleka przypomina wieżowiec. Pomimo że powstał w roku 1937 r., sprawia wrażenie jakby wzniesiono go co najmniej trzydzieści lat później. I chociaż elewacje pokrywa dziś liszaj i tandetne tynki z czasów PRL-u, to dom wciąż zaskakuje ponadczasową nowoczesnością.
Kamienica podobała się już w chwili ukończenia budowy. Fachowy miesięcznik „Architektura i Budownictwo” poświęcił jej w 1938 r. artykuł, zaś architekci i mieszkańcy Warszawy uznali budynek za najpiękniejszy nowy dom mieszkalny stolicy. Projektantem tego mini „drapacza”, zbudowanego dla spółki Waksmana i Glikcha, był Ludwik Paradistal, zaś autorem konstrukcji inżynier Marian Rzendkowski. Dom otrzymał nowoczesny, żelbetowy szkielet konstrukcyjny wypełniony cegłą dziurawką i stropy typu Ackermana. Lekkie ścianki działowe zgodnie z ówczesna praktyką powstały z „trocinówki”.
Budynek stanowił ważny, wysokościowy akcent w założeniu przestrzennym Alei na Skarpie i zabudowywanego terenu dawnych Dynasów. Jak podkreślano na łamach „Architektury i Budownictwa”, kamienicę usytuowano u zbiegu trzech ulic: Sewerynowa, Bartoszewicza oraz Alei na Skarpie, wytyczonej i realizowanej etapami wzdłuż krawędzi skarpy. Budowla zaprojektowana na rzucie przypominającym mocno rozwartą literę V zewnętrznie składa się z dwóch części. Głównego, pięciopiętrowego i dwuskrzydłowego korpusu oraz doklejonej do niej z boku części wieżowej zwieńczonej ażurowym daszkiem, nadającym budowli wrażenie lekkości. Całość, jak czytamy w „Architekturze i Budownictwie”, „pomyślana została jako pewnego rodzaju zamknięcie trapezowego placyku wytworzonego na przedłużeniu Kopernika (dziś to ulica Bartoszewicza), a przy tym jako zaakcentowanie od Alei na Skarpie połączenia z Krakowskim Przedmieściem”.
Sytuacja urbanistyczna była wówczas nieco inna niż dzisiaj. Zaraz za budynkiem pomiędzy ulicami Sewerynów i Karasia wznosiła się bowiem wysoka wieża gmachu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, zniszczona w 1944 i rozebrana już po wojnie. Wieżowa partia kamienicy projektu Paradistala o balustradach loggii balkonowych ze zbrojonego szkła i o ażurowej betonowej kratownicy nad ostatnim piętrem miała formę daleko wybiegającą w przyszłość. Mieszkania w wieży tak zaprojektowano, aby rozciągał się z nich szeroki widok na Powiśle. Oczywiście za taki widok trzeba było płacić i czynsze w tej części kamienicy były ogromne.
Zacytujmy dane z artykułu w „Architekturze i Budownictwie”, gdyż są to najbardziej miarodajne informacje. W kamienicy znalazły się mieszkania „3-, 4- i 5-pokojowe oraz pewna ilość mieszkań jednopokojowych, kawalerskich z łazienkami. W każdym mieszkaniu niższej części jest pokój położony o strony pn. wsch. ze względu na widok na Skarpę. W części wieżowej pokoje usytuowane są na wschód z widokiem na Skarpę”.
Każde mieszkanie miało oprócz hallu wejściowego dodatkowy korytarz, szatnię garderobę oraz pokój kredensowy. Przy tym mieszkania cztero- i pięciopokojowe miały wejścia kuchenne lokowane z tej samej klatki, co drzwi paradne. Trudno się było przy nich pomylić. Drzwi kuchenne zawsze były węższe.
W środku kamienicy zaprojektowano trzy klatki schodowe. Najbardziej spektakularna, główna klatka schodowa, o trójkątnej duszy umiejscowiona została na styku skrzydeł od strony Sewerynów. Wchodzi się do niej przez hall wiodący także na pomost oplatający budynek od strony Alei na Skarpie. Z pomostu można wejść na dwie inne klatki schodowe. Hall o prostej, wręcz lapidarnej architekturze ozdobiło ogromne lustro oraz marmury na posadzkach z Morawicy i Dębnika.
Drzwi do mieszkań wykonano z dębu politurowanego na czarno, z wcieranym w słoje brązem aluminiowym. Nadawało to wnętrzom klatek schodowych o pięknych, czarno-białych posadzkach z lastrico wrażenie nieomal wazowskiej elegancji.
Zacytujmy tu jeszcze dane dotyczące wykończenia mieszkań: „Podłogi w mieszkaniu: parkiet dębowy, w łazienkach czarna terrakota i glazura jasno-zielona, armatury chromowane. W kuchniach biała terrakota, biała glazura, piece kuchenne gazowe „Richmond” i kompletne wyposażenie”.
Dodatkowo w pokojach kredensowych i garderobach wbudowane zostały szafy. Najemcy otrzymywali zatem mieszkania znakomicie wyposażone w nowoczesne urządzenia cywilizacyjne, centralne ogrzewanie.
Na balkonach nikt nie suszył prania. Nie prano też w łazienkach, gdyż w piwnicach kamienicy zaprojektowane zostały dwie duże, wspólne pralnie. Nie zapomniano też o suszarni. Służące czy kucharki nie kąpały się w łazienkach swoich chlebodawców. Zjeżdżały do podziemia, gdzie urządzono oddzielna łaźnię dla służby.
Pod budynkiem od strony skarpy znalazły się też garaże. Nie były wielkie. Przeznaczono je jedynie na cztery samochody. Jednak liczba aut w przedwojennej Warszawie nie była w tym czasie zbyt wielka.
Jak już wspomniałem, jednym z lokatorów kamienicy był Ludwik Paradistal (Dawid Paradystal), projektant kamienicy. Tutaj też mieściła się jego pracownia. Ten, wówczas trzydziestokilkulatek należał przed wybuchem wojny do młodego pokolenia absolwentów warszawskiego Wydziału Architektury. Był autorem m.in. kilku luksusowych kamienic w mieście. Między innymi kamienicy przy pobliskiej ulicy Konopczyńskiego 5/7 (opisywanej już w tym cyklu: Seksbomba z Konopczyńskiego). Przed wrześniem 1939 r. wydawało się, że architekt przyszłość ma dopiero przed sobą.
Wszyscy mieszkańcy kamienicy rozpoznawali postać Kazimiery Skalskiej. Może nie była gwiazdą pierwszej jasności, ale była wówczas dobrze znana zarówno z desek warszawskich teatrów, jak i srebrnego ekranu. Jej obecność w budynku wnosiła atmosferę ekskluzywności i elegancji. Skalska na scenach Krakowa i Warszawy występowała od 1916 r. W końcu lat 30. nadal była budzącą zainteresowanie, atrakcyjna kobietą. Zagrała w kilku filmach, m.in. kokietkę w komedii „Czy Lucyna to dziewczyna”. Na ekranie towarzyszyła wówczas Jadwidze Smosarskiej. W czasie gdy mieszkała w kamienicy przy Sewerynów, związana była m.in. z Teatrem Rozmaitości. Wiemy, że aktorka jeździła własnym samochodem. Być może parkowała go w jednym z czterech garaży mieszczących się w kamienicy.
Mieszkanką kamienicy i gwiazdą teatru oraz radia była Krystyna Zelwerowicz. Nie miała w tym czasie jeszcze czterdziestu lat, za to w jej imponującym dorobku były występy w wielu teatrach Warszawy, ale też we Lwowie, Lublinie czy Wilnie. Krystyna Zelwerowicz była żoną słynnego aktora Aleksandra Zelwerowicza. Miała własne ambicje i nie chciała pozostawać w cieniu swego męża. W końcu wybrała własną drogę. W 1936 r. ukończyła studia reżyserskie, a w 1938 r., kiedy to zamieszkała przy Sewerynów 4, pracowała m.in. jako asystentka reżysera Józefa Lejtesa w największym wówczas warszawskim atelier filmowym „Falanga”. Należała zatem do świata aktorskiego, jak i świata filmu. I to w samym jego sercu. Mieszkanie w kamienicy przy Sewerynów 4 wskazuje, że jej stanowisko musiało być dobrze płatne.
W końcu lat 30. XX w. dopiero na początku kariery filmowej oraz rewiowej zdawała się być młoda wówczas tancerka i aktorka Halina Biernacka. I ona mieszkała w domu przy Sewerynów 4. W drugiej połowie lat 30. grała m.in. w teatrzyku „Wielka Rewia” (w programach „Naprzód-marsz” oraz „Bric-a-brac”). Zagrała też epizodyczną rolę w komedii z 1936 r. „Ada to nie wypada” oraz tańczyła w balecie reprezentacyjnym.
W tym czasie karierę aktorską dawno miał już za sobą sąsiad aktorek Julian Wołoszynowski. Związany z sanacją, oddawał się teraz głównie krytyce teatralnej i działalności literackiej. Był przy tym dość wszechstronny jako prozaik, poeta, wreszcie dramaturg. Miał pochodzenie ziemiańskie i kresowe. Urodził się w Serbach na Podolu. Studiował jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej w Kijowie. Tam też grywał na polskich scenach teatralnych. Do Warszawy przybył wraz z wielką falą repatriantów w 1919 r. Był wówczas jednym z tysięcy przybyszów ze Wschodu. I tak jak oni rozpoczął w Warszawie budowanie nowego życia. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Grywał wówczas w warszawskich teatrach. Chyba nie czuł się w tej roli zbyt komfortowo. Aktorstwo porzucił już w połowie lat 20. Jego drugą żoną była znana aktorka Maria Dulęba. Wołoszynowski przeżył wojnę i zmarł w Warszawie w roku 1977.
W okien budynku czasem rozchodziły się dźwięki muzyki. W swoim mieszkaniu komponował tu skrzypek i współzałożyciel orkiestr tanecznych Julian Front. Wraz z Zygmuntem Heymanem założył orkiestrę taneczną Front Heyman Melody Jazz. W końcu lat 30., gdy mieszkał przy w kamienicy przy Sewerynów obaj wspólnicy grali z orkiestrą we własnych lokalach: „Café Dancing F.F.” przy Niecałej 6 (braci Front) oraz „Pod Krzywą Latarnią” przy Podwalu 25. Artyści cieszyli się popularnością. Ich spółka przynosiła dochód. Zarówno Juliana Fronta, jak i jego wspólnika Zygmunta Heymana stać było na wynajęcie mieszkań w luksusowych kamienicach. Heyman mieszkał w ukończonej w 1937 r. luksusowej, wielofunkcyjnej kamienicy towarzystwa Assicurazioni Generali Trieste przy Złotej 7/9, mieszczącej kino Palladium. W tym samym czasie wszedł w spółkę kompozytorską piosenek z autorem tekstów Stanisławem Fereszkiem.
Świat dziennikarski reprezentował w kamienicy Jerzy Szapiro. W tym czasie wieloletni już korespondent „New York Times”. W 1935 r. on jako pierwszy wysłał do Ameryki wiadomość o śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego. Przez lata związany był z redakcją czasopisma „Robotnik”, organu Polskiej Partii Socjalistycznej. Pisał dla niego m.in. sprawozdania sejmowe. Przez jakiś czas kierował też administracją „Robotnika”. Kreował się przy tym na działacza socjalistycznego i rzecznika robotników. Apartament w luksusowym budynku, w jednej z najdroższych enklaw przedwojennej stolicy raczej nie dodawał mu pod tym względem wiarygodności. Zresztą naśmiewał się z tego już w pierwszych latach drugiej wojny światowej Stanisław Cat Mackiewicz, wyrażający bezkompromisowe poglądy chłoszczące polską scenę polityczną od lewicy po prawicę. W tym czasie Szapiro znajdował się już na emigracji. Jak pisał Cat z przekąsem: „Pan Jerzy Szapiro na pewno najlepiej się czuje, stąpając po dywanach pałacu Ligi Narodów nad lazurowym Jeziorem Genewskim”. W kamienicy mieściła się redakcja angielskojęzycznego czasopisma „Warsaw Weekly”.
Wśród lokatorów kamienicy nie brakowało biznesmenów, przedsiębiorców czy przedstawicieli firm. Wymieńmy niektórych: dr. praw Mieczysław Lilenthal – dyrektor Towarzystwa Ubezpieczeń Patria, inżynier Charles Weingart – przedstawiciel Escher&Wyss Zurych-Ravensburg, wreszcie Janusz Zaporski, który w wieku 29 lat w roku 1937 został dyrektorem zarządzającym biura Watson Business Machines Sp. z o.o, będącym przedstawicielstwem firmy IBM w Polsce. Warto tu dodać, że już w 1936 przedstawicielstwo IBM rozpoczęło w Warszawie produkcję kart do maszyn tabulacyjnych. W budynku działało też biuro firmy E. Sykes i ska S.A.
W ślad za książką telefoniczną na rok 1939 można jeszcze przytoczyć nazwiska innych lokatorów. Adwokatów dr. Rudolfa Langroda i oraz Anny i Mieczysława Cieplińskich, inżynierów Henryka Koźmiana i Tadeusza Ożarowskiego. Ponadto Samuela Frumkina, Kazimierza i Wacława Grossmanów, Mieczysława Herszlikowicza, Józefa Hirszona, Marii Maszy Kadyńskiej. Wreszcie pilota RAF Paula Anthony Hardinga.
Działania wojenne obeszły się dość łagodnie z budynkiem. Jednak większość mieszkańców na zawsze go opuściła już pierwszych dniach wojny i potem okupacji. Ich losy potoczyły się różnie. I tak Kazimiera Skalska w czasie okupacji znalazła się w Londynie. Została tam członkiem zarządu emigracyjnego ZASP-u. Krystynę Zelwerowicz wojna zastała w Warszawie. We wrześniu 1939 r. była sanitariuszką. W czasie okupacji zmuszona została do opuszczenia mieszkania przy Sewerynów. Jak wiele innych wybitnych aktorek pracowała m.in. w kawiarni „U Aktorek” jako kelnerka. Po powstaniu trafiła do Zakopanego. Potem reżyserowała w Krakowie, zaś do stolicy powróciła dopiero w 1948, wiążąc się już do końca życia ze stołecznymi teatrami jako reżyser i dyrektorka.
Julian Front w 1939 r. został zmobilizowany i we wrześniu uczestniczył w wojnie obronnej. Po kapitulacji przedostał się do Lwowa. Udało mu się zatrudnić w charakterze skrzypka w orkiestrze przy Teatrze Polskim W roku 1942, gdy ogłoszono tworzenie Wojska Polskiego, dotarł do Buzułuku i zgłosił się do Armii Andersa. Tu został przydzielony do orkiestry Henryka Warsa, którego doskonale znał sprzed wojny. W wojsku służył aż do demobilizacji w 1946 r. Do komunistycznej Polski już nie wrócił. Osiadł w Tel Awiwie w Palestynie. Tam też założył elegancki lokal rozrywkowo-taneczny „Delfin”. Na emigracji szybko też znalazł się Jerzy Szapiro. Tragicznie potoczył się los projektanta kamienicy Ludwika Paradistala. Zamknięty w warszawskim getcie, stracił życie w 1942 r. Okoliczności jego śmierci nie udało mi się ustalić. W tym samym roku w katastrofie samolotu mosquito zginął brytyjski mieszkaniec kamienicy Paul Anthony Harding.
∴
PS. Za informacje dotyczące spisu mieszkańców kamienicy tuż przed 1939 r. dziękuję panu Grzegorzowi Mice.