Przejdź do treści

Taniec śmierci

Na fresku, wymalowanym w końcu XV w. na zlecenie ponurego bractwa biczowników w podalpejskim Clusone koło Bergamo, szaleje śmierć. Triumfuje nad zżeranymi przez robactwo ciałami papieża i cesarza.

Papież Sykstus IV (Francesco della Rovere, pontyfikat 1471-1484) nienawidził Wenecjan. Nienawidził też Florencji.

Ale przynajmniej to drugie uczucie miało konkretne uzasadnienie. Chodziło o pieniądze i miasto Imolę, którą ze szkodą dla Florencji zakupił dla awanturnika, krewniaka i swego kochanka Girolama Riario. Gorzej. Sykstus IV zamieszany był w spisek Pazzich przeciwko Medyceuszom. Liczył na ich obalenie. Spisek się nie powiódł i tylko wzmocnił Medyceuszy – odtąd jego śmiertelnych wrogów.

Nienawiść papieża do Wenecjan miała podłoże irracjonalne. Odpowiedzi na jej przyczyny należałoby szukać raczej w psychice Francesco della Rovere. Zresztą czy i dziś kompleksy, urazy oraz psychopatyczna osobowość nie determinują polityków? Współcześnie przed ich szaleństwem zabezpieczać nas mają mechanizmy demokratyczne, choć jak wiemy, nie zawsze się to udaje. W epoce renesansu pozostawała trucizna i sztylet. Broń obosieczna.

Dla Sykstusa IV Wenecjanin był kimś nędzniejszym od psa. Stąd haniebne i zarazem absurdalne posunięcia „Ojca Świętego”. Toczył z Wenecją wojnę. Obiecał odpust zupełny każdemu, kto zabije Wenecjanina.

„Nienawiść papieża do potężnej republiki była w istocie symptomem jego maniakalnej natury. Raz za razem rzucał klątwę i nakładał ekskomunikę na obywateli Republiki Weneckiej, nie stroniąc przy tym od bardziej materialnych środków. Zagroził na przykład, że pochwyci każdego weneckiego duchownego, który znajdzie się poza terytorium republiki, po czym sprzeda go jako niewolnika Turkom” – pisał Gerard Noel w książce „Występni papieże renesansu”.

Dachy miasteczka Clusone w Val Seriana. Fot. Jerzy S. Majewski
Dachy miasteczka Clusone w Val Seriana. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Clusone. Lew wenecki św. Marka na fasadzie jednego z domów. Fot. Jerzy S. Majewski
Clusone. Lew wenecki św. Marka na fasadzie jednego z domów. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Taras i loggia bazyliki st. Maria Assunta sprawiają wrażenie dekoracji teatralnej. Fot. Jerzy S. Majewski
Taras i loggia bazyliki st. Maria Assunta sprawiają wrażenie dekoracji teatralnej. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Loggia bazyliki Santa Maria Assunta. W głębi Oratorio dei Disciplini. Fot. Jerzy S. Majewski
Loggia bazyliki Santa Maria Assunta. W głębi Oratorio dei Disciplini. Fot. Jerzy S. Majewski

Clusone to małe miasteczko położone wysoko w górach kilkadziesiąt kilometrów na północ od Bergamo w dolinie Val Seriana. Wznoszący się nad nim szczyt Pizzo Area ma ponad 2400 m. Od lat dwudziestych XV wieku było to terytorium weneckie. Wenecjanie nie wybaczyli Sykstusowi IV jego nonsensownej nienawiści. Na fresku zdobiącym Oratorio dei Dyscyplini w Clusone – nad trupem papieża spoczywającym w kamiennym sarkofagu łażą węże ropuchy i skorpiony. Są symbolami piekielnej śmierci. Nie mamy wątpliwości, że dusza papieża, który zaprzedał się diabłu, nie trafi do czyśćca. Obiecywał innym odpust, ale sam go nie dostąpił.

Oratorio dei Disciplini. Fragment Triumfu Śmierci. Sarkofag z papieżem Sykstusem IV (po lewej). Fot. Jerzy S. Majewski
Oratorio dei Disciplini. Fragment Triumfu Śmierci. Sarkofag z papieżem Sykstusem IV (po lewej). Fot. Jerzy S. Majewski

Malowidła ukazujące Triumf Śmierci oraz poniżej Taniec Śmierci żywych ze szkieletami należą do najsłynniejszych tego rodzaju przedstawień z czasów późnego średniowiecza.

W gruncie rzeczy warto w tym miejscu uporządkować pewne pojęcia. Wcześniej wspominałem o renesansowym papieżu. Sykstus, o którym źle pisali nawet historycy blisko związani z Kościołem, z drugiej strony był wielkim mecenasem sztuki renesansu. To na jego polecenie wzniesiono choćby Kaplicę Sykstyńską w Rzymie. Jakże niejednoznaczni byli ci ludzie! Zepsuci, zakłamani i niegodziwi, a zarazem tworzyli rzeczy piękne.

W końcu XV wieku renesans odmieniał kolejne miasta włoskie. Ale wysoko w górach jeszcze hołdowano gotyckiej tradycji. Na fresku umieszczonym na elewacji oratorium bractwa biczowników w Clusone echa renesansu harmonijnie łączą się z gotycką tradycją. Autorem malowideł był miejscowy malarz Giacomo Borlone de Buschis. Powstały one w latach 1484-85.

W roku 1484 zmarł Sykstus IV i sukcesem Wenecji zakończyła się wojna z Ferrarą, sojusznikiem papieża. Miało to wpływ na treść przedstawienia w Clusone.

Malowidła zostały mocno uszkodzone w XVII stuleciu w wyniku dobudowania do elewacji kaplicy schodów i nowego wejścia z portalem. Wtedy też praktycznie przestało istnieć trzecie z malowideł z przedstawieniem cnót i występków.

Triumfująca śmierć miała przerażać i na pewno przerażała. Ale przecież była czymś obecnym. Każdy się z nią spotykał. I to wielokrotnie za życia. Życie ludzkie wisiało na włosku. I to zarówno wtedy, jak i dwieście czy trzysta lat później. Śmierć noworodka, małego dziecka z powodu banalnej dziś choroby była doświadczeniem niemal każdej matki. I nie miało znaczenia, czy była prostą chłopką, czy też arystokratką.

„Memento mori” mogli powtarzać członkowie bractwa biczowników, którzy sami się umartwiali, bo ludzie przez stulecia wierzyli, że klęski żywiołowe, choroby i inne plagi to kara za grzechy. Tak naprawdę fresk pełni podwójną rolę. Z jednej strony jest manifestem politycznym namalowanym po zakończeniu zwycięskiej dla Wenecji wojny z Ferrarą. W złym świetle przedstawia wrogów Wenecji. Z drugiej strony to uniwersalna opowieść o marności życia ludzkiego. O losie, który tu na ziemi nieodmiennie kończy się śmiercią:

“Dzisiaj rozkosz i bogactwo,
Jutro ropa i robactwo.
Świat światełko,
Śmierć miotełką
Wraz wymieci
Twe rupieci
Próżność świata bąbel dęty,
Prędzej niknie niż wir kręty”

– pisał  z żarem dwieście lat później polski duchowny i wierszokleta, ksiądz Józef Baka.

Malowidła na ścianie oratorium w Clusone są malarskim wyrazem bezradności człowieka w obliczu Boga i natury. Pozostaje modlitwa, żal za grzechy i poddanie się boskiej woli. W luźny sposób odwołują się też one do popularnej w średniowieczu legendy o trzech żywych i trzech umarłych.

Clusone. Oratorio dei Disciplini. Triumf Śmierci. Fot. Jerzy S. Majewski
Clusone. Oratorio dei Disciplini. Triumf Śmierci. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Triumfująca Śmierć w koronie i królewskim płaszczu, ale i błazeńskiej pozie fałszywej królowej. Fot. Jerzy S. Majewski
Triumfująca Śmierć w koronie i królewskim płaszczu, ale i błazeńskiej pozie fałszywej królowej. Fot. Jerzy S. Majewski

Na obrazie śmierć nie działa bezpośrednio. Towarzyszą jej dwa szkielety. Strzelają z łuku i arkebuza. Jedna ze strzał przebija jeźdźca. Inna trafia w szyję błagającego o litość dostojnika kościoła. Bo ludzie chcą żyć. Modlą się, błagają, pragną przekupić śmierć złotem i kosztownościami. Na nic te zabiegi. Śmierć jest nieubłagana.

Triumfująca śmierć. Szkielet strzelający do ludzi z łuku. Fot. Jerzy S. Majewski
Triumfująca śmierć. Szkielet strzelający do ludzi z łuku. Fot. Jerzy S. Majewski

 

 Triumf Śmierci. Jeździec ugodzony strzałą śmierci. Fot. Jerzy S. Majewski
Triumf Śmierci. Jeździec ugodzony strzałą śmierci. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Triumf Śmierci. Król proszący o litość. Fot. Jerzy S. Majewski
Triumf Śmierci. Król proszący o litość. Fot. Jerzy S. Majewski

Jeden z klęczących usiłuje wręczyć śmierci ogromny pierścień z diamentem. To sojusznik Sykstusa IV, książę Ferrary Ercole d’Este. Obok klęczy jego wróg – doża wenecki Giovanni Mocenigo. Jego wizerunek znamy z obrazu Gentile Belliniego. Walczył ze zdobywcą Konstantynopola, Sułtanem Mehmedem II, a także z księciem Ferrary. Zmarł w 1485 r., otruty podczas gry w szachy.

Odnajdziemy tu też żyjącego wtedy następcę Sykstusa IV – Innocentego VIII, który pławił się w rozpuście, a żywił pod koniec życia wyłącznie kroplami mleka z piersi młodych matek.

Triumf Śmierci. U dołu po lewej klęczy książę Ferrary Ercole d’Este. Obok z prawej doża wenecki Giovanni Mocenigo. W sarkofagu spoczywa Sykstus IV. Fot. Jerzy S. Majewski
Triumf Śmierci. U dołu po lewej klęczy książę Ferrary Ercole d’Este. Obok z prawej doża wenecki Giovanni Mocenigo. W sarkofagu spoczywa Sykstus IV. Fot. Jerzy S. Majewski

Teraz spójrzmy poniżej na zachowany mniej więcej w połowie fresku Taniec Śmierci. Nie przypomina znanych nam barokowych tańców śmierci z klasztorów bernardyńskich. W gruncie rzeczy to nie taniec, lecz procesja. Paradoksem jest to, że konwojowany przez szkielety wiele mówi o życiu – bo przedstawia zwykłych ludzi z tamtych czasów.

Spójrzmy na postaci prowadzone przez kościotrupy. Pierwsza z nich patrząc od lewej wyłania się z sali pełnej ludzi. To dama o pięknej, regularnej twarzy. W bogatej sukni. Młoda i atrakcyjna. Takie damy można było spotkać na renesansowym dworze Sforzów w Mediolanie, czy podczas uroczystości w pałacu dożów w Wenecji. W ręku trzyma lustro. Lusterko, symbol wieloznaczny. W tym przypadku pomaga przyjrzeć się własnemu życiu. Dokonać rachunku sumienia.

Taniec Śmierci. Fot. Jerzy S. Majewski
Taniec Śmierci. Fot. Jerzy S. Majewski

Tuż przed modną damą, w towarzystwie szkieletów podążą członek bractwa biczowników, które wzniosło Oratorio dei Disciplini. Zakryta głowa, strój mnisi, dyscyplina, którą uderza się po plecach. Uderzeń nie amortyzuje habit, bo to, czego nie widzimy na fresku, to wycięty na plecach otwór.

Taniec Śmierci. Członek bractwa biczowników w habicie. Fot. Jerzy S. Majewski
Taniec Śmierci. Członek bractwa biczowników w habicie. Fot. Jerzy S. Majewski

Biczownik w kapturze na głowie sprawia o wiele bardziej upiorne wrażenie od prowadzących go kościotrupów. Członkowie takich bractw docierali w późnym średniowieczu i do miast Królestwa Polskiego. W stołecznym Krakowie nie znajdowali jednak zrozumienia. Także, a może nawet przede wszystkim w oczach duchowieństwa.

„Ludzie do tego bractwa należący, chodzili procesjami z zakrytymi głowami na kształt mnichów, a obnażając się po pas, smagali jedni drugich po plecach bi­czyskami kręconymi z poczwórnych rzemyków, mających na końcach węzełki. Obchodzili stacje, odpusty i czynili dziwne nabożeństwa, śpiewając pieśni, każdy w swoim języku, niesforne i grube. Była to bowiem hałastra ludzi rozmaitego plemienia i języka. Sami się nawzajem, nie będąc księżmi, słuchali spowiedzi i odpuszczali sobie największe grzechy” – pisał z oburzeniem kronikarz i kanonik krakowski Jan Długosz. Biskupi w Polsce zakazywali tego rodzaju procesji i wypędzali wędrujących po Europie biczowników z miasta.

Biczownika poprzedza rolnik. To człowiek ubogi, ciężko pracujący – o czym może przekonywać dziura w spodniach na kolanie.

Taniec Śmierci. Rolnik. Fot. Jerzy S. Majewski
Taniec Śmierci. Rolnik. Fot. Jerzy S. Majewski

Postać czwarta w kolorowych portkach i z konwią w ręku, to karczmarz. Wcale nie jest starcem o złośliwych oczkach i chciwym wyrazie twarzy. Wygląda raczej jak młody Alan Rickman, wcielający się w postać Tybalda w spektaklu “Romeo i Julia” Teatru Telewizji BBC z lat 70. XX w. W tak prezentującym się Rickmanie w końcu lat 70. zakochiwały się moje koleżanki.

Taniec Śmierci. Karczmarz. Fot. Jerzy S. Majewski
Taniec Śmierci. Karczmarz. Fot. Jerzy S. Majewski

Szczególną uwagę warto zwrócić na piątą z postaci w nakryciu głowy, zielonych spodniach i skórzanych butach w typie niemieckim. Przedstawia weneckiego urzędnika sądowego. Symbolem jego władzy jest pałka. Jego postać nie pozostawia wątpliwości, pod czyim panowaniem była wtedy ta część Lombardii z Bergamo.

Postać szósta (niestety nie sfotografowałem jej) to zapewne kupiec lub lichwiarz. Bogato ubrany, z sakiewką na pieniądze.

 

Taniec Śmierci. Wenecki urzędnik sądowy. Fot. Jerzy S. Majewski
Taniec Śmierci. Wenecki urzędnik sądowy. Fot. Jerzy S. Majewski

Modnym młodzieńcem jest też siódma z postaci. Pióro w dłoni, zapisany zwój. To atrybuty uczonego, choć młody wiek raczej przemawia za interpretowaniem go jako studenta jednego z włoskich uniwersytetów. Może tego w weneckiej Padwie. Dzięki protekcji republiki w dużym stopniu niezależnego od wpływów Kościoła.

Wreszcie ósma, ostatnia z zachowanych postaci przedstawia kolejnego dobrze ubranego człowieka. Na skutek zniszczenia fresku utraciła jednak atrybut i trudno ją zidentyfikować.

 

Taniec Śmierci. Student lub uczony. Fot. Jerzy S. Majewski
Taniec Śmierci. Student lub uczony. Fot. Jerzy S. Majewski

 

Biczownicy na niewielkim zachowanym fragmencie trzeciego z przedstawień na elewacji Oratorio dei Disciplini w Clusone. Fot. Jerzy S. Majewski
Biczownicy na niewielkim zachowanym fragmencie trzeciego z przedstawień na elewacji Oratorio dei Disciplini w Clusone. Fot. Jerzy S. Majewski

Na zakończenie rada, jak dotrzeć do Clusone, gdy nie mamy własnego samochodu. Najprościej autobusem z dworca autobusowego w Bergamo, usytuowanego przy placu na przeciwko dworca kolejowego. Podróż trwa około godziny.