Gdy w drugiej połowie lat 30. XX wieku prezydentem Warszawy był Stefan Starzyński, chciał, by w mieście budowano trwale. W centrum miasta elewacje nowych gmachów okładano kamiennymi płytami. Na Pradze (bez Saskiej Kępy), gdzie budowano najtaniej w całej Warszawie, stosowano imitujące kamień tynki szlachetne.
Tynki szlachetne były, w uproszczeniu, nakładanymi na mokro masami mineralnymi z przygotowanej fabrycznie suchej mieszanki cementu, piasku oraz kruszywa z mączki kamiennej. Dobrze położone przez wprawnych mistrzów tynkarskich, znakomicie imitowały kamienne płyty. Nawet obrzeża były wykańczane rzędami rowków, podobnie jak to miało miejsce w przypadku płyt z piaskowca.
Tynki te pozwalały na stosowanie drobnego detalu i wprowadzanie szerokiej gamy kolorystycznej. Połyskiwały w słońcu świecącymi drobinkami dodawanych do nich błyszczyków, nadając elewacjom wrażenie głębi. Jednocześnie dawały elewacjom wyraziste efekty plastyczne, podkreślając nowatorstwo stylu i nie znanej wcześniej technologii. Były też trwałe. Wykonywano z nich boniowania płytowe, ciosy kamienne, tworzono dekoracje obramień okiennych, portale, gzymsy i cokoły.
Tynki te dostarczane były i często wykonywane przez wyspecjalizowane, konkurujące ze sobą firmy. Do najbardziej znanych w Warszawie należały Zakłady Przemysłowe „Terrazyt” z biurem przy Chmielnej 77, oferujące wyprawy fasadowe pod tą samą nazwą. Następnie firma „Felzytyn i Trocal” z biurem przy Hożej 48, wykonująca wyprawy fasadowe „Felzytyn” i sztuczny kamień „Skalenit”. Przedsiębiorstwo „Artezyt i Bezet” z biurem przy Koszykowej 32, oferujące wyprawy szlachetne „Artezyt” i „Granit” czy mniej znana w stolicy firma „Litozyt” z fabryką w Krzeszowicach i biurem przy Krakowskim Przedmieściu 3. W rezultacie tynki szlachetne cechowała duża różnorodność rozwiązań zarówno technologicznych, jak i plastycznych.
Niestety uszkodzone działaniami wojennymi, odparzone w trakcie pożarów budynków, naruszone uderzeniami odłamków i pocisków, po wojnie były bardzo często niszczone w trakcie remontów elewacji. Nie dostrzegano w nich szczególnych wartości. Zarówno na lewym, jak i na prawym brzegu Wisły fala dewastacji przedwojennych tynków szlachetnych zaczęła się w latach 70., gdy masowo tynkowano elewacje budynków. Pokrywano je tynkami typu baranek lub innymi gładkimi wyprawami zacierającymi pierwotny, często wyrafinowany efekt plastyczny. Starannie zaprojektowane elewacje w wyniku prymitywnie przeprowadzanych remontów zamieniały się w płaskie ściany bez wyrazu. Pod względem technologicznym było to cofnięcie się o epokę.
Kolejna fala dewastacji nadeszła już u progu XXI wieku wraz z termoizolacją budynków. Tynki szlachetne znikają pod grubą warstwą styropianu, na którą nakładane są współczesne wyprawy tynkowe – zwykle płaskie i nie próbujące nawet odtwarzać pierwotnego detalu. Bardzo to utrudnia dziś właściwą ocenę pierwotnej architektury. Po dokonaniu termoizolacji fasad, wiele szlachetnie prezentujących się niegdyś elewacji zamieniło się w karykaturę siebie samych. Zjawisko to dotknęło w prawobrzeżnej Warszawie całe pierzeje ulic, takich jak Grochowska czy al. Waszyngtona.
Na Pradze, gdzie jak wspomniałem, budowano taniej niż w Śródmieściu, na Górnym Mokotowie czy Ochocie tynki szlachetne stosowano przed 1939 r. w mniejszym zakresie niż w nowoczesnych, lewobrzeżnych dzielnicach Warszawy, a wykonany w nim detal architektoniczny był z reguły skromniejszy, choć zdarzały się przykłady bardzo starannego i drogiego wykończenia. Chyba najlepiej prezentuje się dziś oczyszczona i oryginalna szlachetna wyprawa elewacji kamienicy przy Zamoyskiego 26A (pomimo prymitywnej nadbudowy piętra) z lat 1936-1937 (projekt Józef Napoleon Czerwiński). Fasada budynku ożywiona trójkątnymi wykuszami na całej wysokości wyprawiona została szarym tynkiem szlachetnym imitujących płyty kamienne o zmiennych kształtach i rozmiarach. Z tynku wykonano też dekoracyjny fryz ponad parterem w postaci meandra. Szlachetnym tynkiem mineralnym „Felzytyn” (barwna, gładka wyprawa szlachetna) w roku 1937 wykończona też została fasada kamienicy, stojącej po przeciwnej stronie ulicy, przy Zamoyskiego 43 (lekko zaokrąglona na łuku ulicy). Imituje naturalny kamień. Niestety na fasadę tego domu w PRL-u nałożono nowy tynk niskiej jakości. Oryginalną wyprawę oglądać można dziś jedynie w przejeździe bramnym. Pomimo zaniedbania tynki te nadal imponują swoją jakością.
W podobnym czasie szlachetne tynki użyte zostały w elewacji kamienicy przy Ząbkowskiej 38. W porównaniu z budynkami Śródmieścia nie była to kamienica luksusowa, lecz do dziś zachwyca staranność, z jaką opracowano wykonaną w tynku fasadę. Tynki szlachetne użyte zostały od poziomu pierwszego pietra w górę. Przyziemie obłożono klinkierem. Elewacje ożywia minimalnie nadwieszony od pierwszego piętra, środkowy pseudoryzalit. Tynki szlachetne imitują płyty kamienne o starannym rysunku. Kwadratowe i prostokątne w układzie poziomym eksponującym słupki międzyokienne. O jakości tynku świadczy doskonały stan ich utrzymania pomimo pocięcia elewacji śladami po pociskach z czasów drugiej wojny światowej, a także nieremontowania jej od chwili powstania w końcu lat 30. XX wieku. W moim przekonaniu wyprawa tej kamienicy dziś zasługuje na bezwzględną ochronę prawną.
Bardzo wysokiej klasy tynki szlachetne zastosowano przy wykończeniu parteru fasady eleganckiej jak na Pragę kamienicy Stanisława Turkowskiego przy Stalowej 16A z 1936 r. W tynku wykonany został efektowny portal ujmujący główne wejście do budynku oraz boniowanie płytowe. Tynki szlachetne kamienicy przy Stalowej 16A poddane zostały w ostatnich latach starannej i prawidłowej renowacji, podobnie jak miało to miejsce w przypadku wyprawy z tynku szlachetnego pięknej fasady kamienicy braci Cukiermanów przy Grochowskiej 282, ukończonej w 1938 r. (Projekt J. Krantz).
Z równą starannością położone tynki szlachetne imitujące płyty kamienne ozdobiły przyziemie fasad trzech sąsiadujących ze sobą kamienic zaprojektowanych dla siebie przez architekta Artura Jerzego Spitzbartha juniora. Powstały one przy Wileńskiej 63, 65 i 67 w 1937 r. Doskonale zachowały się nie tknięte od wojny tynki trzypiętrowej kamienicy czynszowej Łąckiego przy Folwarcznej 7 na Szmulowiźnie, układające się w boniowanie płytowe (projekt Zygmunt Dzierżawski, realizacja 1936-1937). Pomimo zaniedbania nadają budynkowi wrażenie elegancji. Oczywiście takich przykładów jest na Pradze znacznie więcej. Warto je choćby zinwentaryzować, zanim znikną na zawsze pod współczesnymi tynkami lub styropianem.