Historia Woli zapisana współczesnym językiem, mistrzowskie wtopienie w krajobraz kulturowy i jednocześnie wyrazisty element wizualnej tożsamości miasta. Neony na trzech wolskich stacjach warszawskiego metra to rozwiązanie o randze artystycznej op-artowskich mozaik ceramicznych na stacji linii średnicowej Warszawa Śródmieście z lat 60. XX w., a zrealizowanych według projektu Wojciecha Fangora.
Julia Majewska, Jerzy S. Majewski
Przypomnijmy tu, że Fangor jest też autorem ogromnych kompozycji zamontowanych na ścianach pierwszego odcinka drugiej linii warszawskiego metra, funkcjonującego od roku 2015.
Najnowsze, trzy stacje wolskiego odcinka metra otwarte zostały latem ubiegłego roku. Neony są najbardziej znaczącym i zapadającym w pamięć wyróżnikiem ich designu. Projekty ich wystroju architektonicznego autorstwa Biura Projektów Kazimierski i Ryba zostały wyłonione w konkursie. Metro już w programie konkursowym określiło, jak stacje mają wyglądać. Modernistyczne neony o lapidarnym kształcie na stacjach metra potwierdzają uświadomienie sobie przez władze miasta, że te eteryczne dekoracje świetlne są jednym z elementów tożsamości nowoczesnej Warszawy. Są one tym dla stolicy, czym jest młodopolski witraż dla Krakowa.
Stacja Młynów
Zacznijmy od środkowej spośród trzech stacji, czyli Młynowa. Jak czytamy na stronie pracowni Kazimierski i Ryba, motyw neonowych kół pojawiający się konsekwentnie w innych elementach wystroju, to odwołanie do motywu przewodniego, jakim jest woda, powietrze i ich wzajemne relacje. Pierwotnie stacja miała nosić nazwę stacji „Moczydło”, sugerując bliskość nie tak znowu bliskiego parku, zaczynającego się kilkaset metrów dalej. Stacja nie znajduje się jednak na Moczydle, i dobrze, że zmieniono jej nazwę. Jak czytamy na stronie pracowni: „Znajdujące się koła w stropie mają przywodzić na myśl stawy z pobliskiego parku na Moczydle oraz bąble powietrza wędrujące pod powierzchnią lodu”.
My jednak dopatrujemy się w kształtach, barwach innych odniesień, znacznie lepiej odnoszących się do historii miejsca. Młynów przez kilkaset lat wiązano z młynami. W jego panoramie dominowały dziesiątki wiatraków. Niebieskie koło neonu budzi w nas skojarzenia nie tyle z bąblami w wodzie, co kołami lub kamieniami młyńskimi, zaś biel dominująca w wystroju stacji – z mąką.
Ale warszawsko-wolskie skojarzenia idą dalej. Kształt koła zawiera w sobie (być może przypadkowo) aluzję do innej nazwy tej części Woli, czyli Koła właśnie. Zapisana jest w niej pamięć o polu elekcyjnym zlokalizowanym w rejonie ulicy Obozowej, Młynarskiej i Ostroroga (czyli tuż obok stacji). Nazwa Koło, gdzie od XVI wieku szlachta obierała kolejnych królów Polski, nawiązuje do Koła Rycerskiego, czyli przestrzeni, w której stawało zgromadzenie posłów ziemskich.
O tym, że wiatraki zaczęto wznosić na polach Woli w rejonie obecnego Młynowa i Koła, zadecydowało nie tylko położenie na lekkim wzniesieniu. Obszar wokół pola elekcyjnego, na które co kilkadziesiąt lat zjeżdżała szlachta był, z powodów praktycznych niezabudowany i pozbawiony drzew. Wiejącym wiatrom nic nie stało tu na przeszkodzie. Dla młynarzy miejsce wymarzone. Wśród wolskich wiatraków dominowały koźlaki. Dość proste, czworoboczne konstrukcje drewniane osadzone na słupie. Miały śmigła o czterech łopatach. Ustawiano je najczęściej na niewielkich nasypach ziemnych. Wiatraki dotrwały niemal do schyłku XIX w. W latach 70. XIX w. ich liczba zaczęła spadać. Zadecydowała o tym nie tylko coraz bardziej intensywna zabudowa Woli, ale też postępująca mechanizacja w przemyśle młynarskim. Innymi słowy, przed 1939 r. w rejonie Młynowa wiatraków już nie było, ale przemysł młynarski funkcjonował tu nadal.
A jednak jezioro w rejonie wolskich stacji metra było! I to całkiem potężne. Rynna polodowcowa, wąska na kilkaset metrów, za to bardzo długa: ciągnąca się od Żoliborza po Okęcie. Tyle tylko, że nikt jej nie pamięta. Istniała jakieś 120 tysięcy lat temu, pomiędzy kolejnymi zlodowaceniami, gdy klimat nieco zbliżony był do dzisiejszego, zaś krajobraz przypominał jakieś pojezierze (interglacjał eemski).
Stacja Płocka
O jeziorze przypomnieli archeolodzy, którzy w trakcie wykopów pod budowę stacji Płocka natknęli się na kości słonia leśnego, który być może zimą wszedł na zamarznięte jezioro. Lód pod nim się załamał, a kości dotrwały do naszych czasów. Dziś kości słonia umieszczone są w kapsule pod posadzką i nakryte szklaną szybą. Być może gdyby zostały odnalezione wcześniej, mogły stać się inspiracją do projektowania wystroju stacji Płocka. Odwołano się jednak do znacznie młodszej przeszłości, gdy na Woli działały Zakłady Radiowe Kasprzaka.
Miasto w programie konkursowym zażyczyło tu sobie wyraźnego odniesienia do historii przemysłu wolskiego i licznych tu niegdyś fabryk. Architekci odwołali się do historii Zakładów Radiowych im. Marcina Kasprzaka, które działał dość daleko od obecnej stacji Płocka, za to w pobliżu Ronda Daszyńskiego. Przypomnijmy, że w sąsiedztwie obecnej stacji Płocka działała inna duża fabryka, J. Franaszek S.A i jej dział produkcji fotochemicznej „Foto”. W PRL-u w miejscu dawnego Franaszka działały Warszawskie Zakłady Fotochemiczne FOTON. Dodajmy tu, że FOTON miał w Warszawie neony z łatwo rozpoznawalna nazwą FOTON o charakterystycznym liternictwie.
Projektanci stacji metra Płocka nie nawiązywali jednak bezpośrednio do tej tradycji miejsca. Na stacji mamy się poczuć trochę tak, jakby nas zminiaturyzowano i przeniesiono do wnętrz radioodbiornika lub radiomagnetofonu na kasety, będącego jednym z charakterystycznych przedmiotów życia codziennego schyłku lat 70. Jak czytamy na stronie architektów, ich głównym pomysłem było odwołanie się do urządzeń elektronicznych i układów scalonych produkowanych w zakładach Radiowych im. Marcina Kasprzaka. Stąd na ścianach zostały zamontowane miedziane płyty, a na stropie panele szklane z naniesionymi układami graficznymi, nawiązujące do wyglądu schematu układu scalonego.
Stacja Księcia Janusza
Wreszcie ostatnia stacja Księcia Janusza, zlokalizowana pod ulicą Górczewską.
Na powierzchni to jedno z najbardziej paskudnych miejsc w Warszawie z pawilonami handlowymi i bieda modernistycznymi blokami z lat 60. Jednak kilkaset metrów od tego miejsca, na Ulrychowie (dawnej kolonii Górce) od schyłku XIX wieku działał, przeniesiony z ulicy Ceglanej (dziś Pereca) największy warszawski zakład ogrodniczy pod firmą „C.Ulrich”. Dziś w miejscu, gdzie niegdyś były szklarnie, zaś w szkółkach rosłych drzewa owocowe i ozdobne, wznoszą się żelbetowe konstrukcje galerii handlowej „Wola Park”.
Do tradycji dawnych ogrodów Ulrichów nawiązali projektanci stacji Księcia Janusza. „Kolor zielony to próba nawiązania do żywej zieleni, a geometryczne przechodzące między sobą formy, to próba połączenia kształtów arboralnych z przeszkleniami szklarni z lat przedwojennych. Użytkownik, wędrując wzdłuż peronu i spoglądając na sufit, będzie odnosił wrażenie przenikania promieni słonecznych poprzez gęsty układ drzew i gałęzi ponad nim” – czytamy na stronie projektantów. Neon o mocnej zieleni może kojarzyć się z rzędami roślin lub stylizowanych drzew w szkółce, w które wpisane zostały litery z nazwą stacji.
Sama architektura stacji i peronu zaprojektowana została bardzo konsekwentnie. Stanowi to ogromny kontrast z widokiem na powierzchni.
Nowe neony drugiej linii metra wyrastają z „przed transformacyjnej” tradycji funkcjonowania neonów jako dzieła sztuki, autonomiczne byty artystyczne, pełniące przede wszystkim rolę ornamentu miejskiego – nie narzędzia w konkurencyjnej walce, a więc reklamy. Zredefiniowanie funkcji znaków świetlnych po 1989 roku jest szalenie istotne, bowiem mamy do czynienia z zupełnie innymi przedmiotami interpretacyjnymi, innym sposobem percepcji elementów dekorujących miasto. Warszawskie neony drugiej połowy lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych nie funkcjonowały w przestrzeni miejskiej jako reklamy, nie pełniły funkcji komercyjnych, stanowiły raczej znak wizualny, dekoracyjnie doświetlający budynek. Taką też rolę zdają się pełnić nowe neony stacji drugiej linii metra.
Należałby jednak przyjrzeć się bliżej pewnej sprzeczności formalnej i treściowej definiującej te neonowe instalacje. Choć oderwane od funkcji reklamowej, pod względem formalnym reprezentują nowy nurt sztuki komercyjnej neonu. Z jednej strony posiłkują się współczesnym językiem formalnym przypisywanym reklamom czy logotypom wykorzystywanym do realizacji instalacji LED-owych, z drugiej zaś nie tracą przy tym artystycznego charakteru.
Posługując się komercyjną, powtarzalną, współczesną formą, są jednocześnie neonami czysto dekoracyjnymi, pełniącymi funkcję ornamentalno-informacyjną. Fakt ten każe łączyć je w stopniu znacznym z dawną tradycją neonów rozumianych jako dzieła sztuki.
To, co szczególnie urzeka pod względem formalnym, to płynne przechodzenie napisu w znak graficzny, potęgujące artyzm neonowej instalacji. Czcionka zamienia się w ornament, a kompozycja nabiera wówczas charakteru czysto dekoracyjnego. Zabieg ten był chętnie stosowany w procesie projektowania neonów z czasów PRL-u, co po raz kolejny świadczy o artystycznym charakterze tych świetlnych znaków i odwoływaniu się do dekoracyjnej tradycji dawnych polskich neonów.
Jest jeszcze jeden aspekt, każący łączyć te instalacje z dawnymi znakami świetlnymi, i który wynika z pełnionej przez nie funkcji. Neony stanowią subtelne, ale jasne nawiązanie do komunikacyjnej roli metra. Metro jako środek transportu pozwala dotrzeć do wybranego miejsca, odnaleźć się w przestrzeni miasta, podobnie jak neon – świetlny drogowskaz – wyznacza niejako topografię, przyjmuje rolę przewodnika w miejskiej błąkaninie, orientuje. Funkcja neonu i funkcja metra zazębiają się, wzajemnie uzupełniają. Tworzą rodzaj harmonii funkcjonalnej, a przez to znaczeniowej – odbiorca podświadomie godzi się na to połączenie, bo odnajduje w nim opozycję wobec miejskiego chaosu. Funkcja ta wyrasta przecież z dawnej tradycji neonu peerelowskiego rozumianego jako punkt orientacyjny. „Podobnie jak drogowskazy, te lśniące pochodnie pejzażu miejskiego miały być użytecznymi, charakterystycznymi znakami, dzięki którym mieszkańcy i turyści mogliby odnajdywać drogę w szybko rozrastającym się mieście” (D. Crowley, Życie po zmroku [w]: I. Karwińska, Warszawa. Polski neon, Warszawa 2008, s. 11.). Pełnią więc funkcję reprezentacyjną, kładąc indywidualizujący akcent na stacje metra, które siłą rzeczy wyznaczają topografię miasta.
Istotną inspirację, wynikającą niejako z orientacyjnej roli zarówno metra, jak i neonu, stanowi problem ruchu, wybrzmiewający w graficznej części neonowych kompozycji.
Zarówno powtarzalne, narastające kręgi neonu stacji Młynów, jak i stylizowany układ scalony obecny w neonie stacji Płocka, a także zgeometryzowane formy przypominające roślinność i pawilony szklarni, tworzące neon stacji Księcia Janusza odwołują się do rytmu. Są wizualną reprezentacją jednostajnego, rytmicznego ruchu pociągu. Wizualnie nawiązują do powtarzalności i rytmiczności pokonywanych interwałów, odcinków trasy metra. Stacja – droga – stacja. Neony ilustrują akt jazdy, bo są ruchem same w sobie. Zaprzeczają bezruchowi, pozostają w nieustannej metamorfozie – są bowiem światłem. A światło jest ruchem.
Jednak omawiane neony podwójnie odwołują się do tematyki ruchu – poza skalą mikro, a więc wspomnianym nawiązaniem do ruchu pociągu, można na nie patrzeć z szerszej perspektywy, w skali makro i dostrzec płynne wpisanie neonów w przestrzenie ruchome, w paradygmat nieustannego ruchu miasta. Ta szersza perspektywa nie odnosi się konkretnie do opisywanych neonów, ale do instalacji neonowych w ogóle – świetlnych kompozycji, które istnieją w przestrzeni miejskiej. W tym przypadku, poprzez to podwójne nawiązanie, ich poruszona rola wybrzmiewa w stopniu znacznie większym niż w przypadku innych neonów, dekorujących na przykład wejścia do sklepów czy barów.
Neonowe kompozycje nowych stacji drugiej linii metra stanowią więc zarówno element orientujący w przestrzeni, element czerpiący z historii miejsca, w którym się znajdują, a także element kontynuacji tradycji dawnych neonów funkcjonujących jako dzieła sztuki. Okazuje się więc, że neon jest potężnym medium, które wielopłaszczyznowo komunikuje określone wartości, co więcej, ma moc aktualizowania przeszłości i zakorzeniania teraźniejszości w historii. Przede wszystkim jednak jest pięknym przedmiotem operującym światłem i ruchem – sprawia, że bycie w mieście, poruszanie się po nim jest przyjemnością.
Pulchritudo in motus! Piękno w ruchu!
Neon to byt eteryczny. Wymaga stałej pielęgnacji. Obecnie, po blisko roku od otwarcia wolskich stacji metra neony działają bez zarzutu. Trudno jednak powiedzieć, jaki los je czeka za 20 czy 50 lat. Jeżeli przetrwają (a mamy nadzieję, że tak będzie), być może będą należały do najbardziej zapamiętywanych osiągnięć projektowych Biura Projektów Kazimierski i Ryba znanego z realizacji. Tymczasem kolejna seria neonów szykuje się na stacjach realizowanego obecnie odcinka metra na Bródnie.