Kamienicę przy Siennej 57 zbudował dla siebie Jerzy Gelbard – jeden z najbardziej wziętych architektów warszawskich lat trzydziestych ubiegłego wieku. W czasie wojny, po utworzeniu przez Niemców getta, luksusowe mieszkanie stało się dla niego więzieniem.
Już na pierwszy rzut oka widać, że to dom własny architekta. Niby nie różni się zbytnio od innych modernistycznych kamienic powstałych pod urokiem funkcjonalizmu, lecz przeznaczonych dla ówczesnej klasy średniej. Jest jednak nieco inny.
Jerzy Gelbard prowadził pracownię do spółki z Romanem i Grzegorzem Sigalinami. Z ich pracowni przy ulicy Hożej wychodziły m.in. projekty lokali rozrywkowych, kin oraz dziesiątków kamienic czynszowych. Także tych bardzo luksusowych, o nowocześnie urządzonych mieszkaniach, elewacjach wyłożonych płytami piaskowca, holami zdobionymi marmurem czy alabastrem. Do najbardziej luksusowych należą m.in. kamienice Józefa Glassa przy Kredytowej 6 oraz Lwowskiej 7, a także dom Gustawa Pala w Al. Jerozolimskich 95.
Te budynki to był sam czar przedwojennego życia. Wizytówką architektów do dziś są trójścienne mocno przeszklone wykusze, choć wcale nie projektowali ich we wszystkich kamienicach. Wykusze stosowali też inni architekci – ale te Gelbarda i Sigalinów mają w sobie to coś.
Pomysł nie był oczywiście nowy. Podobnie opracowane, trójboczne wykusze można oglądać w kamienicach budowanych w tym czasie w Paryżu czy Brukseli. Międzywojenna prasa architektoniczna wskazywała nawet na bezpośrednie inspiracje twórczością paryskiego architekta Michaela Roux Spitza. Nie dziwi to, bo Jerzy Gelbard przed 1914 r. studiował w paryskiej Ecole Nationale des Beaux-Arts, a po skończeniu wydziału architektury warszawskiej w 1922 r. przez wiele lat mieszkał w Paryżu. Do Warszawy powrócił przed 1929 r.
Spółka Gelbard Sigalinowie operowała też ulubionym repertuarem detalu architektonicznego. Należą do niego m.in. rzędy drobnych wałeczków pod oknami – tworzące rodzaj fryzu, kanelowane lizeny, czy ryflowane partie muru pomiędzy oknami. Ulica Sienna, gdzie Gelbard zbudował swój dom uchodziła za lepszą od równoległej do niej Pańskiej czy Śliskiej. Była też o wiele sympatyczniejsza do mieszkania od ruchliwej Złotej, którą jeździł tramwaj.
Na Siennej już przed 1914 r. powstawały duże, dość eleganckie domy czynszowe. W latach 30. przy ulicy wzniesiono kilka nowoczesnych budynków mieszkalnych. Gelbard z Sigalinami zaprojektował tu m.in. w latach 1936-1937 dwie kamienice pod numerami 43 i 43a oraz po 1937 r. dwa interesujące nas domy pod nr 55 i 57. Ten pod numerem 55 jest skromniejszy. Ma też bardziej standardowy wygląd z jednoosiowymi słupami wykuszy. Wykusze usytuowane z boków elewacji na wysokości przedostatnich osi harmonijnie zamykają kompozycję fasady. Doskonałe proporcje – to też jedna z cech tej spółki architektonicznej.
Domy projektowane w stolicy przez Gelbarda i Sigalinów mają z reguły więcej elegancji i lekkości od kamienic w Krakowie czy Katowicach. Choć może to tylko moje subiektywne odczucie. Kamienica pod nr 55 ma też piękna kratę głównej bramy o stylistyce charakterystycznej dla sztuki polskiej lat 30. Budynek stanął w latach 1937-1939 r. jako dom czynszowy przedsiębiorców Henryka Isersa oraz Stanisława Borowika.
Sąsiednia kamienica pod nr 57 powstała dla Gelbarda w latach 1937-1938 i jest inna. Kompozycja jej elewacji w gruncie rzeczy nie znajduje analogii w Warszawie. Tu wykusz znalazł się pośrodku elewacji. Jest bardzo szeroki i mocno przeszklony (z obowiązującymi wałeczkami pod oknem – a jakże!). Podkreśla silny horyzontalizm fasady i nadaje jej wrażenie lekkości. Przez wiele powojennych lat elewacja ta była nieremontowana. Gdy odnowiono ją przed kilku laty, nabrała nowego życia. Choć nie jest wyłożona kamieniem, to i tak należy do najpiękniejszych fasad kamienic z lat 30.
Za to z marmuru wykonany został portal wejścia od ulicy. Kamień ozdobił też hol wejściowy budynku. Dziś jego wystrój jest tylko echem tego, czym był pierwotnie, ale nadal ocalały tu opaski z kawowego kamienia.
Obydwa budynki od kilku lat mają odnowione elewacje. Niestety pod powojennymi wyprawami znikły przedwojenne tynki szlachetne – jakże charakterystyczne dla architektury lat 30. w Polsce.
Przed 1939 „Był to dom nie byle jaki! Nie tylko na ulicy Siennej mógł zwrócić uwagę niebanalnymi proporcjami i komfortowym wykończeniem wnętrza. Twórca jego i właściciel, był wziętym architektem i zdolnym amatorem malarzem. Żona architekta gromadziła w swoim domu cenne obiekty sztuki i chętnie zapraszała utalentowanych twórców obok rzetelnych pracowników kultury” – czytamy w książce „Warszawa mego dzieciństwa” Stefani Podhorskiej-Okołów.
Żoną Gelbarda była Bella (Izabella Stachowicz), słynna „Czajka”, autorka wspomnień skandalizujących i nie wolnych od konfabulacji. Pod koniec wojny wstąpiła do partyzantki AL. Jeszcze przed zakończeniem wojny w stopniu kapitana UB zaangażowała się w odzyskiwanie zrabowanych przez Niemców dóbr kultury i ochraniania przed bezpieką wielu artystów.
Czajka była córką Wilhelma Szwarza i stryjeczną wnuczką żydowskiego myśliciela Izuchera Mosze ze Zgierza. Gelbard był jej drugim mężem (pierwszym Aleksander Hertz). Przyjaźniła się z Witkacym i Gombrowiczem. W ”Pożegnaniu jesieni” Czajka jest pierwowzorem Heli Bertz, określanej jako ”Święta Teresa zmieszana pół na pół z żydowską sadystką, mordującą w kokainowym podnieceniu białogwardyjskich oficerów”.
Sama debiutowała w roku 1937, tym samym, kiedy rozpoczęto budowę kamienicy. W czasie okupacji, w getcie mieszkała w kamienicy przy Siennej.
Gdy we wrześniu 1939 r. padały bomby, widać było pożary na Siennej. Dom Gelbardów jednak nie ucierpiał. Mroźną zimą z 1939 na 1940 r. znów zbierano się w gościnnym mieszkaniu Gelbardów, przezornie ogołoconym jednak z drogich przedmiotów i dywanów.
„Centralne ogrzewanie nie działało. Żelazny piecyk z rurą wpuszczoną do kominka, który w pokoju miał służyć raczej do ozdoby, stanowił jedyne źródło ciepła dla mieszkania. Pan domu w kożuchu i słomianych kaloszach, jakie wdziewają na mróz wartownicy, malował w swej pracowni martwe natury i kopiował mistrzów włoskich. Pani krzepiła się lekturą Heinego” – wspominała pani Stefania Podhorska-Okołów.
Jesienią 1940 r. gdy wiadomo było już, że Niemcy utworzą w Warszawie getto i po wyznaczeniu jego obszaru, stało się jasne, że kamienica wraz z jej właścicielami zostanie zamknięta w jego granicach. „Pamiętam dżdżystą i błotną niedzielę listopadową. Ostatnią niedzielę przed zamknięciem getta, kiedy poszłam pożegnać się z mymi przyjaciółmi na Sienną” – pisała Podhorska-Okołów. Dom pełen był znajomych, którzy tego dnia odwiedzali, może po raz ostatni, gospodarzy, mających być może zostać od następnego ranka dożywotnimi więźniami getta.
„Wydawali się raczej podnieceni niż zdenerwowani. W tym chaosie pytań, odpowiedzi, relacji i projektów nie było miejsca ani na patos, ani na rzewność, a nie na rozczulanie się. Pożegnaliśmy się jak ludzie, którzy rozjeżdżają się w dwa przeciwne kierunki i mało jest prawdopodobne, aby mieli się prędko zobaczyć” – czytamy. Wśród intelektualistów żegnający się tego dnia z Gelbardami – Stefania Podhorska-Okołów wspominała pisarza Karola Irzykowskiego.
Kilka dni później kamienica była już w getcie. Granica tego więzienia dla kilkuset tysięcy ludzi przebiegła tuż obok domu Gelbardów. Na tyłach posesji. Kamienice przy Złotej stały już w tzw. dzielnicy aryjskiej. Granica getta załamywała się i na wysokości posesji pod nr 53 dochodziła niemal do Siennej. Pomiędzy podwórkiem kamienicy pod nr 55 a szkołą pod nr 53 ocalał relikt muru i dziś jest celem licznych wycieczek.
Izabella Gelbardowa była osobą tak charakterystyczną i tak zaangażowaną w życie kulturalne, że mieszkańcy zamkniętej w getcie ulicy Siennej łatwo ją rozpoznawali. Wspominała ją w swoim pamiętniku Mary Berg, która z matką przyjechała do Warszawy z Łodzi i zamieszkała na Siennej kilkadziesiąt metrów dalej.
„Pani Bella Gelbard, wysoka, pulchna, elegancka kobieta o gładkich, czarnych włosach lekko przyprószonych siwizną. Chodzi powoli starając się dostosować do drobnych kroczków czarnego pieska. Codziennie o tej samej porze wychodzi z nim na spacer, czasami otoczona przez uczniów naszej szkoły, którymi szczególnie się interesuje, jako patronka sztuk pięknych. Prowadzi z nimi ożywione dyskusje i w towarzystwie młodzieży czuje się młodsza, choć dobiega już pięćdziesiątki” – notowała Mery Berg.
Jerzy Gelbard nie miał szans na projektowanie w getcie. Uciekał od rzeczywistości w malarstwo. W książki. Niestety nic z jego ówczesnego dorobku nie pozostało. Wykładał też wraz z innym architektem, Maksymilianem Goldbergiem w szkole, ucząc m.in. rysunku architektonicznego.
Warto tu dodać, że Sienna, dość spokojna, usytuowana na południowym krańcu Małego getta i zabudowana solidnymi kamienicami różniła się od większości innych ulic w getcie. Tu mieszkali przedstawiciele przedwojennej burżuazji i zamożnych niegdyś wolnych zawodów. Teraz wyprzedawali się, ale ich sytuacja bytowa w getcie była bez porównania lepsza od ludzi z niedalekiej Krochmalnej, Waliców czy Dużego getta. Tutaj znajdowały się najdroższe restauracje getta (m.in. na rogu z Sosnową), a w zaprojektowanej przez Gelbarda i Sigalina kamienicy pod nr 55 przez jakiś czas mieściła się kawiarnia Cafe-Bar Capri – dla „lepszego towarzystwa” z getta.
Sytuacja wielu mieszkańców Siennej uległa dramatycznej zmianie w chwili, gdy nieparzysta strona ulicy wraz z domem Gelbardów została wyłączona z getta i przyłączona do dzielnicy aryjskiej. Gelbardom udało się uciec z getta. O późniejszym losie Czajki już wspomniałem. Jerzy Gelbard po stronie aryjskiej ukrywał się pod nazwiskiem Kwiatkowski. Nie miał rysów semickich. Niemcy aresztowali go w 1943 r. jako Polaka za ukrywanie Żydów. Trafił na Pawiak, gdzie przesiedział blisko rok. Potem zesłano go do obozu koncentracyjnego w Majdanku.
Tam poniósł śmierć pod przybranym nazwiskiem Kwiatkowski, zastrzelony w czasie ewakuacji obozu w 1944 roku.
Na zakończenie dodajmy, że kamienice, które po zmniejszeniu terenu getta znalazły się po stronie aryjskiej, mają swój epizod z czasów Powstania Warszawskiego. W domu pod nr 55 znajdowała się kwatera II plutonu Kompani „Chrobry” II. Wydarzenie to upamiętnia tablica z fotografią.
Niestety nic nie upamiętnia Jerzego Gelbarda budowniczego i pierwotnego właściciela kamienicy, wybitnego architekta, malarza oraz, o czym mało kto wie – ochotnika w wojnie 1920 r.
Jerzy S. Majewski