Wzniesione jeszcze w XIX w. grupy filtrów powolnych na terenie Centralnej Stacji Filtrów przy Koszykowej w Warszawie są jednym z najbardziej fotogenicznych miejsc w stolicy. Przypominają zalane wodą do połowy wysokości dziesiątki naw kościelnych o ceglanych sklepieniach wspartych na lesie kamiennych filarów. Jednak to nie one, lecz Zakład Filtrów Pospiesznych wzniesiony w latach międzywojennych zawsze wywiera na mnie największe wrażenie.
Gdy idąc ulicą Filtrową, oglądamy budynek z zewnątrz, zza ogrodzenia sprawia wrażenie znakomicie wpisanego w kompleks znacznie starszych od niego, ceglanych budynków. Nie ma jednak w nim nic wyjątkowego. Dopiero wchodząc do środka, można odnieść wrażenie, że wchodzimy do świata jakby przeniesionego z przedwojennych hollywoodzkich filmów o przyszłości, albo wizji pokazywanych w 1939 r. podczas słynnej nowojorskiej, międzynarodowej wystawy World’s Fair, zorganizowanej pod hasłem „Budowa Świata Jutra”.
Zakład Filtrów Pospiesznych był takim światem jutra zbudowanym w Warszawie już teraz, czyli w latach 1930-1933. W chwili powstania był nie tyle najnowocześniejszy w całej Europie, co pionierski i jedyny. Skojarzenie z wystawą w Nowym Jorku jest tu jak najbardziej na miejscu. Powstał zgodnie z najbardziej wówczas zaawansowaną technologią amerykańską.
Wnętrze musiało zachwycać od samego początku. Sterylna czystość, jednostajny szum pomp, ogromna tablica rozdzielcza, niczym wyrób jubilerski oprawiona w błyszczący metal i czarny marmur. Pełna tajemniczych dla laika wskaźników, zegarów, kolorowych lampek, przycisków i wajch. Zbiorniki z wodą i marmurowe stoły operacyjne (regulacyjne) ze wskaźnikami. Niegdyś we wnętrzu pracowały dziesiątki ludzi. Stali przy wodomierzach i wpatrywali się we wskaźniki w formie okrągłych zegarów.
Dziś ludzi zastąpiły komputery, ale wszystkie dawne tablice rozdzielcze i stoły operacyjne (regulacyjne) istnieją nadal, będąc unikatowymi zabytkami techniki sprzed ponad dziewięćdziesięciu lat, choć ich układ jest nieco inny niż pierwotnie.
Pierwsze pomysły budowy Filtrów Pospiesznych zrodziły się już w 1922 r.
Zanim przystąpiono do projektowania i budowy Filtrów Pospiesznych Warszawy, specjaliści od wodociągów wybrali się w podróż po świecie. Oglądali najnowocześniejsze systemy wodociągowe. Wertowali dziesiątki projektów nadsyłanych z Europy i Ameryki. Przeglądali kilogramy dokumentacji technicznych. Dopiero uzbrojeni w wiedzę – jak ma wyglądać prawdziwie nowoczesny obiekt, przystąpili do wyboru właściwego rozwiązania. Ludzie, którzy decydowali o przyszłości filtrów sięgali po najnowocześniejsze rozwiązania obliczone na przyszłość. Tu nie było prowizorki. Zadecydowała kompetencja i znajomość tematu.
Przygotowania do budowy, wybór projektu oraz szczegółowe opisy budowy i działania filtrów pospiesznych zostały opisane w kilku sążnistych rozdziałach w książce „Wodociągi i Kanalizacja m.st. Warszawy”, opublikowanej w 1937 r.
W roku 1928 związany z filtrami inżynier Zdzisław Wendrowski opracował koncepcyjny projekt generalny Zakładu Filtrów, przedstawiając go ówczesnemu prezydentowi Warszawy Zygmuntowi Słomińskiemu. Koncepcja ta miała stanowić podstawę do projektu realizacyjnego zamawianego w Ameryce. Po wstępnym odsiewie rozważano dwie oferty. Firmy amerykańskiej z Chicago i kanadyjskiej z Montrealu. Wybrano technologię kanadyjską, w tamtym czasie najbardziej zaawansowaną na świecie. Ostatecznie projekt warszawskich filtrów pospiesznych, na podstawie wytycznych Wendrowskiego sporządziła Spółka Inżynierska Charles des Bailles & Michael Karol Morssen z Montrealu.
Kanadyjczycy zaprojektowali ciągi technologiczne i oprawę architektoniczną budynku. Zakładali użycie materiałów krajowych, a elewacje budynku miały nawiązywać do ceglanych budynków Centralnej Stacji Filtrów z czasów Lindleyów.
Propozycja architektury zewnętrznej w tamtym czasie wydała się zbyt anachroniczna. A może zwyczajnie nie podobała się. Projekt elewacji powierzono zatem architektowi warszawskiemu Antoniemu Jawornickiemu. Unowocześnił je, choć jest to umiarkowana nowoczesność.
Węższe elewacje frontowe obłożył kamiennymi płytami. Ozdobił płaskorzeźbami i nadał im pewien monumentalizm. Za to boczne elewacje niższej części budynku, chociaż mają rytm lizen, zachowały zdecydowanie przemysłowy charakter.
Spójrzmy jeszcze na płaskorzeźby dłuta Jana Golińskiego, absolwenta Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej oraz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Płaskorzeźby te utrzymane są w duchu art déco. Na wąskiej elewacji od strony Krzywickiego (wschodniej) ujrzymy heraldyczną syrenę warszawską. Ta część budynku wraz z dwoma przęsłami hali i komorami filtracyjnymi została dobudowana już w latach 50. XX w. (pierwotnie hala miała osiem przęseł, obecnie jest ich dziesięć). Została jednak zrealizowana z tak ogromnym szacunkiem do zastanej architektury, że zarówno na zewnątrz, jak i w środku trzeba o tym wiedzieć, aby w ogóle zauważyć jakąkolwiek różnicę. Wydaje się, że sama płaskorzeźba Golińskiego, w trakcie rozbudowy została zdemontowana i zamontowana na nowo.
Z kolei fasadę po drugiej, zachodniej stronie budynku zdobią dwie wystylizowane płaskorzeźby odwołujące się do symboliki wody. Alegoria pragnienia, wyobrażająca półnagiego mężczyznę pijącego wodę z czary ukazana tu została w towarzystwie nagiej, kobiecej alegorii czystości biorącej prysznic w nowoczesnym domu. Że to niewiasta nowoczesna, przekonuje nie tylko jej nagość, co modne uczesanie. Tymczasem falujące pręgi są tu próbą oddania żywiołu wody.
Zacytujmy tu jeszcze fragment artykułu Anny Kostrzyńskiej-Miłosz „Jan Goliński – Rzeźbiarz-Architekt”: „Goliński przyjął bardzo typową dla rzeźby lat 30. stylistykę; geometryzacje formy, rytmiczność powtarzających się linii pionowych i poziomych. Ta geometryzacja jest jeszcze lepiej widoczna w płaskorzeźbie syrenki (…) Rybi ogon syreny wypełniony jest walkami tworzącymi ‘kasetony’, części półokrągłe zawierają formy krystaliczne, stosowane przez Golińskiego w architektonicznym projekcie Hut Szklanych na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu”.
Historyzująca architektura zewnętrzna budynku nie jest dziełem konstruktywizmu czy funkcjonalizmu. Jednak gdy spojrzymy na rytm lizen opinających bardzo wydłużone elewacje boczne, to nawet bez wchodzenia do wnętrza uświadamiamy sobie rozkład słupów konstrukcyjnych budynku. To na nich wspiera się żelbetowa konstrukcja budynku uwidoczniona wewnątrz. Wszystkie elementy konstrukcyjne w dolnych partiach wykonano z pełnego (dziś powiedzieli byśmy monolitycznego) wodoszczelnego żelbetu, zaś górnych z żelbetowego szkieletu wypełnionego ścianami z cegły, całość zaś wspiera się na dwóch oddzielnych, żelbetowych ławach fundamentowych. Dźwigary dachowe są ze stali. Płaski strop dla lepszej izolacji pokryty został od zewnątrz warstwą modnego wówczas materiału izolacyjnego, jakim był celolit, na który dopiero położono cztery warstwy papy, na nich warstwę asfaltu posypanego żwirem.
Wnętrze składa się z dwóch połączonych ze sobą hal. Niższej, podłużnej, siedmionawowej hali filtrów z komorami filtrów pospiesznych i wyższej, częściowo pogrążonej w ziemi, trzykondygnacyjnej hali pomp. Tę drugą otaczają pomieszczenia laboratoryjne.
Jak czytamy w książce „Wodociągi i kanalizacja…”, w hali pomp znalazły się przewody ssawne do wody wstępnie przefiltrowanej. Halę pomp od góry doświetla szklany świetlik (systemu Wema). Zastosowano tutaj też technologię powszechnie stosowaną we współczesnej architekturze, czyli sufity podwieszone. Co ciekawe już wówczas używano tego terminu!
Wzdłuż nawy środkowej hali filtrów stanęły w dwóch rzędach stoły operacyjne (regulacyjne) z białego marmuru o wnętrzach widocznych za szklanymi ściankami, zwieńczone zegarami pomiarowymi. Gdyby nie zegary i urządzenia pomiarowe, sprawiałyby wrażenie bocznych ołtarzy w kościele. Pierwotnie były bardziej zróżnicowane niż dziś i pełniły kilka funkcji. Służyły zatem do obsługi znajdującej się na górnym pomoście hali pomp, do kierowania działaniem każdego filtru oraz do kierowania wszystkimi mechanizmami znajdującymi się w galerii rur na dolnej kondygnacji.
Za nimi, w nawach bocznych znalazły się otwarte od góry komory filtracyjne. Jest ich obecnie dwadzieścia i mają ma formę żelbetowej skrzyni o wymiarach ponad 15 na 8 metrów i głębokości 4 metrów 20 centymetrów. Na dnie każdej skrzyni znajduje się drenaż ułożony współcześnie z rurek PCV. Na nim spoczywają warstwy żwirów podtrzymujących złoże filtracyjne. To ostatnie ma grubość 95 centymetrów. Współcześnie usypane są z kwarcowego piasku o średnicy ziaren od 0,4 do 0,8 milimetrów.
Woda oczyszcza się tu przepływając przez ten piasek z prędkością siedmiu metrów na godzinę. Oczyszczona woda ma teraz dużo mniejszą zawartość amoniaku, manganu i żelaza. Usuwany jest plankton i zawiesiny, które pojawiają się zwłaszcza wówczas, gdy awaryjnie woda do stacji filtrów pobierana jest z osadnika Czerniakowskiego.
Zanieczyszczenia pozostające w złożu powodują jego zapchanie. Aby warstwę odetkać przywracając właściwe ciśnienie w złożu filtracyjnym, trzeba poruszyć złoże strumieniem sprężonego powietrza wtłaczanym w kierunku przeciwnym do procesu filtracji. W ten sposób pod ciśnieniem wypłukiwane są zanieczyszczenia, które spływają do specjalnego zbiornika i dalej do kanalizacji.
Między halą maszyn a halą filtrów pospiesznych dwanaście białych lampek zapalało się i gasło w obudowie pięknego, metalowego zegara. Zegar istnieje nadal, sprawiając wrażenie czasomierza na poczcie lub dworcu kolejowym z lat 30. Nie mierzył jednak czasu. Każdy z pracowników stojących przy wodomierzu spoglądał pilnie na lampki otaczające tarczę zegara. Gdy któraś gasła, alarmowała, że niebezpiecznie spada ciśnienie i konieczna jest natychmiastowa interwencja – wyjaśnia przewodniczka i dodaje, że dziś lampki w zegarze to tylko ozdoba. Na pierwszy rzut oka wszystko jednak wygląda tak, jak w dniu oddania budynku do użytku. Zegar sygnalizował poziom wody w zbiorniku płuczącym. W dodatku czerwona lampka poniżej tarczy sygnalizowała przerwanie dopływu sklarowanej wody do filtra, co miało zazwyczaj miejsce przy płukaniu filtra.
Tuż obok zegara widnieją dwie marmurowe tablice z czasów powstania budynku. Informują, że gmach zbudowano za prezydentury prof. dr. Ignacego Mościckiego, gdy marszałkiem Polski był Józef Piłsudski, premierem Rajmund Jaworowski, prezydentem miasta Zygmunt Słomiński, a przewodniczącym zarządu Wodociągów i kanalizacji m.st. Warszawy Mojżesz Koerner.
Ignacy Mościcki osobiście uczestniczył w otwarciu Zakładu. Nie był tu jednak jedynie bezmyślnym oficjelem od przecinania wstęg! Zanim został kiepskim prezydentem, był wybitnym naukowcem, współtwórcą polskiego przemysłu chemicznego i m.in. wynalazcą pionierskiej metody pozyskiwania z powietrza kwasu azotowego. Musiał autentycznie interesować się technologią zastosowaną w filtrach pospiesznych i rozumieć ich działanie.
W chwili otwierania zakładu prezydent Mościcki zatrzymał się przed marmurowym stołem operacyjnym ze skrzynią rozdzielczą na balkonie w hali pomp. Wcisnął guzik na tablicy rozdzielczej, potem zaś przesunął rączkę na stole operacyjnym i puścił w ruch pompy tłoczące nieczyszczoną wodę surową, dostarczoną tu ze stacji Pomp Rzecznych na dolnym Czerniakowie.
Warto tu jednak dodać, że po uruchomieniu fabryki wody prace w jej wnętrzu trwały jeszcze przez wiele miesięcy, aż do końca 1933 r. Jak czytamy w książce „Wodociągi i kanalizacja…”, ostateczne wykończenie wnętrz hal trwało do końca 1933 r., zaś zewnętrzne prace regulacyjne i plantacyjne przeciągnęły się do roku 1934.
Powróćmy jednak do tablic. Widnieją na nich szeregi wykonawców i dostawców urządzeń. I tak kierownictwo budowy ze strony inwestora powierzono sprawcy powstania Zakładu, czyli inżynierowi Zygmuntowi Wendrowskiemu. Prace budowlane prowadziły: Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych i Budowlanych W. Paszkowski, E. Próchnicki i ska z Warszawy. W bardziej specjalistycznych pracach uczestniczyli m.in. Jewell Export Folter Company z Londynu, Zakład Budowy i Sprzedaży Aparatów „Ekonomia” z Bielska, Zakłady Mechaniczne inż. Stefan Twardowski, Towarzystwo Elektryczne „Bezet” z Warszawy, Polskie Towarzystwo Zakładów Skody, Towarzystwo Przemysłu Metalowego Rudzki i Ska, Fabryka Hydrauliczna Wisła Strasburger i Saski, Fabryka dźwigów bracia Jenike, Zakłady wyrobów metalowych Konrad Jarnuszkiewicz. – wszystkie z Warszawy oraz zakłady „Przetwory kamienne” z Tomaszowa Mazowieckiego.
Przed kilkunastu laty w budynku oglądałem zamurowaną windę towarową. Pozostał po niej jedynie szyb. Zachowała się jednak tabliczka z napisem „Bracia Jenike, fabryka dźwigów, Sp. Akc. Warszawa, udźwig 1250 kg, jazda ludziom wzbroniona”, a tuż obok wciąż tkwiące w ścianie przyciski i lampka.
Od początku pandemii Zakład Filtrów Pospiesznych jest niedostępny dla zwiedzających. Obecnie dodatkowe obostrzenia wprowadzone są w związku z agresją Rosji na Ukrainę. Wcześniej raz na jakiś czas MPWiK organizowało z różnych okazji wycieczki na teren Centralnej Stacji Filtrów. Można mieć tylko nadzieję, że złe czasy dobiegną końca.