Na tarasie imponującej rezydencji Iwana Paskiewicza w Homlu na Białorusi przez kilkadziesiąt lat stał pomnik księcia Józefa Poniatowskiego – dłużej niż stoi on na Krakowskim Przedmieściu.
– Moja babcia przed 1914 r. mieszkała w Warszawie – mówi Tatiana Litwinowa. Gdy oprowadza nas po pałacu Iwana Paskiewicza w Homlu, wskazuje przedmioty mające związek z Warszawą. Jest ich mnóstwo.
Od fortepianu pochodzącego z wytwórni Kerntopf & Fils, poprzez obrazy malowane przez warszawskich artystów, takich jak Marcin Zaleski (m.in. widok Pałacu na Wyspie w Łazienkach), po elementy architektoniczne w parku.
Z Aleksiejem Matiuszonkiem z Instytutu Polskiego w Mińsku w homelskim pałacu montujemy wystawę „Jak Feniks z popiołów” o zniszczeniu i odbudowie Warszawy. Wystawa, przygotowana przez Dom Spotkań z Historią dla MSZ-tu (stworzona przez Monikę Cichocką z komentarzami Tomka Markiewicza i moimi), jeździ od roku po Europie i Bliskim Wschodzie, docierając nawet do zniszczonego trzęsieniem ziemi Skopje czy zdewastowanego wojną Bejrutu.
W Homlu można ją było zobaczyć w galerii łączącej główny korpus pałacu z wieżą. Obok tej wieży, na tarasie wznoszącym się ponad głęboko wciętym wąwozem, stał pomnik księcia Józefa dłuta Bertela Thorvaldsena.
Pomnik miał stanąć w Warszawie w 1831 r. Był kolejnym, po Koperniku, klasycystycznym monumentem artysty, mającym ozdobić centrum Warszawy. Już sam fakt zamówienia go u Bertela Thorvaldsena, najwybitniejszego obok Canovy rzeźbiarza w ówczesnym świecie, wiele mówi o guście, kontaktach i możliwościach finansowych ówczesnej arystokracji i mieszczaństwa warszawskiego.
Model pomnika powstał w Rzymie, gdzie mieszkał duński rzeźbiarz, a na obrazie Hansa Ditleva i Chrystiana Martensa zobaczyć można papieża Leona XII w rzymskiej pracowni Thorvaldsena. Obok całej masy posągów antycznych bóstw widać konny model księcia Józefa.
Odlewanie pomnika w brązie na miejscu w Warszawie zaczęło się na kilka miesięcy przez wybuchem powstania listopadowego, 8 sierpnia 1830 r. W uroczystości uczestniczyło wiele osób. Prace powierzono warszawskim odlewnikom Klaudiuszowi i Emilowi Gregoire, którzy przejęli zakład po Norblinie i Zieherze przy ul. Długiej.
Tu trzeba dodać, że proces odlewu tak dużej rzeźby z brązu był wówczas długotrwały i kosztowny. Przewidziano go na trzy lata. Przez ten czas komitet budowy pomnika zobowiązał się do postawienia w mieście cokołu. Mikołaj I, car i król Polski w trakcie pobytu w Warszawie w czerwcu 1829 r. zatwierdził lokalizację monumentu na dziedzińcu przed Pałacem Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu, czyli dokładnie tam gdzie wznosi się on dziś.
Jak pisała Hanna Kotkowska-Bareja w książce o Pomniku Poniatowskiego, dzień po wybuchu powstania listopadowego – 30 listopada 1830 r. Julian Ursyn Niemcewicz pisał w liście do księcia Czartoryskiego, że na skutek zawieruch na świecie należy się śpieszyć z odlewem i ustawieniem monumentu.
11 miesięcy później, już po zdobyciu Warszawy przez wojsko rosyjskie dowodzone przez Iwana Paskiewicza, odlew księcia był gotowy. Dopiero jednak zabierano się za odlewanie konia. Prace szły wolno, bo w 1831 r., gdy trwałą wojna z Rosją, ważniejsze było odlewanie armat niż pomnika.
Ostatecznie odlew księcia i konia gotowy był w sierpniu 1832 r. Ale nad Warszawą zapadła noc paskiewiczowska. Trwały represje popowstaniowe. Wygaszanie konstytucji, zamykanie polskich instytucji naukowych i kulturalnych. Konfiskata ich zbiorów i wywóz do Petersburga. O ustawieniu pomnika przed Pałacem Namiestnikowskim nie można było nawet marzyć.
10 października 1834 r. na rozkaz Mikołaja I odlew wraz z modelem miał być przewieziony do twierdzy w Modlinie. Jak pisała Kotkowska-Bareja, planowano przerobienie księcia na św. Jerzego, który stał się patronem Modlina, przemianowanego teraz na Nowogieorgiewsk. Czy do pomnika zamierzano dodać jeszcze odlew smoka – nic na ten temat nie wiadomo.
Nic z tego nie wyszło i rzeźba rozebrana na części przewieziona została do Modlina w 10 skrzyniach. Zapomniano o niej na blisko dziesięć lat. Gdy żołnierze na nowo ją „odkryli” w 1840 r., sądzili, że jest to pomnik króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Komendant twierdzy gen. Iwan Dehn kazał go zmontować i czekał na spodziewany przyjazd cara Mikołaja I.
„Car przybył, nie zaszczycił jednak pomnika oględzinami, wydał jedynie rozkaz: razbit i zapisat w łom, i na tym byłaby się sprawa zakończyła, gdyby nie zachłanność Paskiewicza. Książę poprosił, aby car podarował mu pomnik. Otrzymał go wraz z Dęblinem. Tam też go tymczasowo umieścił” – pisze Hanna Kotkowska-Bareja.
– Dróg żelaznych jeszcze w tym czasie nie było. Skrzynie z pomnikiem transportowano rzekami: Wisłą z Dęblina, w górę Bugiem do Muchawca, Kanałem Królewskim i dalej Prypecią do Dniepru. Potem ponownie w górę tej rzeki do Sożu, nad którym położony jest Homel. Transport trwał wiele miesięcy – słyszę w pałacu.
W Homlu pomnik ustawiono w roku 1842. Stał tu przez blisko 80 lat.
Soż uchodzący do Dniestru na wysokości Homla jest szeroką rzeką nizinną. Pałac wznosi się na wysokiej skarpie poprzecinanej wąwozami. Jeden z takich wąwozów, sztucznie ukształtowany przez warszawskiego architekta Adama Idźkowskiego, przecina na dwie części park otaczający dawną rezydencję Paskiewicza.
To na skraju tego wąwozu znajduje się taras, na którym stał pomnik księcia. Widok był stąd pełen uroku, choć sam pomnik pozbawiony odpowiedniego cokołu i przestrzeni wokół – sprawiał dziwaczne wrażenie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że znajdował się na wygnaniu.
Pałac w Homlu został zszyty z dwóch części. XVIII-wiecznego pałacu Rumiancewa, wzniesionego w duchu petersburskiego klasycyzmu oraz XIX-wiecznej, malowniczej budowli zaprojektowanej przed Adama Idźkowskiego dla księcia warszawskiego Iwana Paskiewicza.
Spalony przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej, został odbudowany w socrealistycznym smaczku, który, pomimo prac renowacyjnych odczuwa się do dziś.
Z Tatianą Litwinową stajemy przed modelem miasta z końca XVIII stulecia. Homel w granicach Rosji znalazł się po I rozbiorze Rzeczypospolitej w 1772 r. Stał się miastem powiatowym guberni białoruskiej.
To caryca Katarzyna II podarowała miasto swojemu faworytowi, feldmarszałkowi Piotrowi Rumiancewowi. Był bez wątpienia wybitnym dowódcą. Wsławił się w czasie wojny siedmioletniej z Prusami, wielkie zwycięstwa odnosił nad Turkami. Jako gubernator Ukrainy (a w zasadzie gubernator małorosyjski) likwidował ostatnie przejawy hetmańskiej niezależności, dążąc do zamiany kraju w zwykłą rosyjską prowincję. Rumiancew swój pałac wzniósł na wysokim brzegu Sożu w latach 1777-1796, w miejscu pozostałości dawnego zamku Czartoryskich.
To budowla klasycystyczna, z reprezentacyjnym parterem i imponującą, dwukondygnacyjną salą balową na osi. Elewacje ożywiły portyki kolumnowe, a ponad korpusem środkowym nad Salą Kolumnową (balową) umieszczona została kopuła.
– Badacze uważają, ze pałac mógł projektować znany petersburski architekt doby klasycyzmu Iwan Jewgieniewicz Starow, budujący wiele dworów i pałaców na prowincji – mówi Tatiana Litwinowa. Dodajmy, że w Petersburgu Starow był m.in. współprojektantem imponującego pałacu Taurydzkiego.
Tak czy owak architektura rezydencji gubernatora małorosyjskiego w Homlu znajduje sporo analogii do ówczesnych budowli petersburskich. Zarówno w sposobie ukształtowania zewnętrznego, jak i Sali Kolumnowej. Pobrzmiewają w niej też echa stylu palladiańskiego, rozlewającego się na północy Europy, od Anglii przez Niemcy i Polskę po Rosję.
Tatiana Litwinowa wskazując na model zwraca uwagę na podporządkowanie rezydencji miasta. Pałac stanowił bowiem centrum założenia urbanistycznego i wielkiego ośrodka ekonomicznego Rumiancewa. Rozległe dobra przynosiły dawnemu faworytowi Katarzyny ogromne dochody.
U progu XIX wieku, gdy Europę ogarnia moda na sentymentalizm, do Homla dociera angielski architekt John Clark, który dla kolejnego z Rumiencewow – Mikołaja dobudowuje po bokach skrzydła z portykami kolumnowymi.
Iwan Paskiewicz kupił Homel w 1834 r. za cztery i pół miliona rubli. Od trzech lat twardą ręką rządził w Królestwie Polskim, a w 1832 w nagrodę za zdobycie Warszawy otrzymał od Mikołaja I tytuł księcia Warszawskiego. W Warszawie rezydował na Zamku Królewskim. Często przebywał i wydawał bale w Pałacu na Wyspie w Łazienkach. W tym czasie Łazienki wraz z Belwederem stały się rezydencją cesarską.
Jak pisze Tatiana Litwinowa, wielka rozbudowa pałacu w Homlu miała miejsce w latach 1837-51. Prace projektowe powierzono warszawskiemu architektowi Adamowi Idźkowskiemu. Tatiana Litwinowa podkreśla udział Idźkowskiego w tworzeniu projektu. Idźkowski w Warszawie zasłynął z przebudowy w duchu gotyku angielskiego katedry św. Jana. Był też autorem przebudowy Pałacu Saskiego. Projekty jego przekształcenia przedstawiał już w 1829 r.
Bez popadania w przesadę można uznać, że po upadku powstania listopadowego, szukając dla siebie pracy Idźkowski kolaborował z władzą carską. Na zlecenie przekształcił m.in. w cerkiew kościół św. Wawrzyńca na wolskim szańcu. Wiele też projektował dla Paskiewicza.
Dodajmy, że architekt urodzony w 1798 r. był zbyt młody, by zrobić karierę przed wybuchem powstania listopadowego, choć jego nazwisko było już znane. Gdyby nie Powstanie być może dołączyłby do czołówki najwybitniejszych architektów europejskich epoki.
Projekt przebudowy pałacu w Homlu z asymetrycznie usytuowana wieżą, ulokowaną nad skarpą mocno przypomina niezrealizowany projekt tego samego architekta dla zamku Cesarskiego w Warszawie. Stanąć on miał na skarpie w Łazienkach w pobliżu Alej Ujazdowskich pomiędzy Belwederem a Obserwatorium Astronomicznym. I choć pałac cesarski w Łazienkach miał mieć zewnętrzny kostium w stylu gotyku angielskiego, to na rysunkach widzimy to samo co w Homlu zamiłowanie do asymetrii, formowania romantycznej siedziby o zagmatwanym rzucie, wydłużonych skrzydłach, galeriach, wieżach, tarasach.
Podstawowa różnica polegała na tym, że warszawska rezydencja carów miała być budowana od podstaw. W Pałacu Paskiewicza chodziło jedynie o romantyczna rozbudowę. To z tego powodu pałac w Homlu jest mniej elegancki, mniej czysty stylistycznie od projektu rezydencji w Warszawie.
Pałac w Warszawie miał być siedzibą Mikołaja I, jednak Idźkowski zlecenie to otrzymał od Paskiewicza. W Homlu Idźkowski nie ograniczył się do projektowania pałacu. Zakomponował też na nowo park. Po pożarze wnętrz w 1851 r. z Warszawy do Homla przybył też kolejny, znany architekt warszawski Andrzej Gołoński.
Podczas spaceru wokół pałacu Tatana Litwinowa wskazuje na ogromne, klasycystyczne wazy, czy też wazony ustawione z boków tarasu od strony ogrodowej pałacu wychodzącej na skarpę. – Są one kopią waz w Łazienkach – mówi badaczka. Gdy wracam do Warszawy, fotografuję wazy ustawione na murze okalającym ogród (dziś holenderski) przed Starą Pomarańczarnią w Łazienkach.
Jak pisał prof. Marek Kwiatkowski w „Wielkiej Księdze Łazienek” wazy na ogrodzeniu oranżerii stanęły po 1787 r. W środkowej części ogrodzenia wejścia strzegą dwa sfinksy odkute przez Franciszka Pincka. Czyżby i on modelował obie wazy?
Marek Kwiatkowski w Wielkiej Księdze publikuje projekt ogrodzenia z wazami autorstwa Jana Griesmayera z 1787 r. Na murze na przemian miały być ustawione rzeźby satyrów i bóstw antycznych oraz drzewa w koszach. Gdzie indziej pisze: projekt wykonany był przez Griesmayera lub Jana Chrystiana Kamsetzera, współtwórcę Pałacu na Wyspie. Wazy w Homlu są zapewne kopią tych warszawskich.
– Także do wnętrz Paskiewicz zamawiał w Warszawie wiele mebli, elementów dekoracyjnych czy obrazów malowanych przez polskich artystów – podkreśla Tatiana Litwinowa. Za jego czasów był to zatem bardzo warszawski pałac.
W trakcie pierwszej wojny światowej do Homla, daleko na wschód dotarły okupacyjne wojska niemieckie. Jak czytamy w broszurze Litwinowej Niemcy wystawili wartę, by chronić pałac wraz ze zgromadzonymi w nim dziełami sztuki.
Wiosną 1919, już po wycofaniu się Niemców, pałac zajmowany był przez siły opozycyjne do nowej władzy sowieckiej i został ostrzelany przez Amię Czerwoną. Korpus środkowy ucierpiał wtedy od pożaru.
W czasach sowieckich rezydencja przechodziła różne losy. Bolszewicy skonfiskowali ją spadkobiercom księcia warszawskiego. Ostatnia dziedziczka rezydencji Irina Paskiewicz została wyeksmitowana do małego mieszkanka. I tak miała wiele szczęścia, bo przeżyła. Choć w wieży ulokowane zostało małe muzeum, to wyposażenie rezydencji uległo rozproszeniu. Część przedmiotów trafiła do Moskwy i Leningradu, skąd nigdy już nie powróciły. Część do Mińska. Władze przez wiele dni wywoziły z pałacu do muzeum historycznego sto pudów złota i srebra (jeden pud to 16,8 kg).
W pałacu ulokowały się rozmaite instytucje, takie jak teatr lalki, biblioteka okręgowa, kilka urzędów i zwykłe mieszkania obywateli. Rezydencja coraz bardziej podupadała. Trwała jednak. Aż do kolejnej wojny, kiedy to Niemcy spalili ją.
Odbudowa trwała aż do 1969 r. W żaden sposób nie można uznać jej za udaną. Nadała ona socrealistyczny smaczek budowli przeznaczonej na Pałac Pionierów, choć na pozór pałac aż tak bardzo się nie zmienił.
Dopiero od 2003 r. mieści się tu muzeum i prowadzone są prace mające przywrócić budowli dawny kształt. Droga do ich zakończenia jest jednak daleka, choć należy docenić starania nowych użytkowników rezydencji.
Wróćmy na zakończenie do losów pomnika Poniatowskiego. Jak pisała Kotkowska-Bareja, już w 1861 r. podejmowano pierwsze próby odzyskania monumentu. Starania czyniła Anna z Tyszkiewiczów Potocka-Wąsowiczowa, która przekształciła pałac w Jabłonnie w muzeum księcia Józefa. Niestety bez rezultatów, choć jak pisze autorka, spadkobiercy Paskiewicza nie mieli wielkich zastrzeżeń.
W 1917 r. książę Czesław Światopełk Mirski prowadził pertraktacje w sprawie zakupu pomnika od właścicieli pałacu w Homlu. Sytuacja na froncie była jednak płynna. Magistrat Warszawy wystąpił wówczas z propozycją wymiany monumentu na pomnik Paskiewicza, ustawiony w latach 70. XIX w. przed Pałacem Namiestnikowskim, czyli tam, gdzie pierwotnie miał stać pomnik Poniatowskiego. Kolejne próby podejmowano w 1918 r. Wydawało się, że sprawa jest bliska finalizacji. Ale tak się nie stało.
Ostatecznie pomnik wrócił do Warszawy w 1922 r. na mocy XI artykułu traktatu ryskiego zawartego pomiędzy Polską a ZSRR i przewidującego rewindykację do Polski zagrabionych dzieł sztuki. Tym razem rzeźba rozłożona na cztery części zapakowana została w skrzynie i przywieziona do Warszawy koleją. Do stolicy Polski dotarła 17 marca 1922 r.