Neogotyckie kościoły z przełomu XIX i XX w. wciąż są w moim przekonaniu jednym z najpiękniejszych elementów pejzażu architektonicznego polskiej wsi. Zwłaszcza na terenach nizinnych.
Widać je z daleka. Ich wieże wyłaniają się zza drzew, ponad łąkami, w dalekich perspektywach. Migoczą zza okien pociągu czy szyb samochodu. Często ceglane, rysują się na tle mocnej zieleni, choć większość z nich została oszpecona przez usunięcie dachówki i zamianę jej na pokrycia blaszane.
Neoromańskie kościoły znajdziemy w całej Polsce. Katolickie i ewangelickie. Jednak w zaborze rosyjskim katolickie świątynie o architekturze nawiązującej do gotyku miały przekonywać, że są to ziemie polskie. Były orężem walki z rusyfikacją oblicza architektonicznego Królestwa Polskiego. W miastach władze zaborcze wznosiły liczne cerkwie, których kopuły miały dominować nad zabudową. Cerkwi nie budowano jednak w małych miasteczkach czy wsiach, gdzie nie było ludności prawosławnej, większej liczby rosyjskich urzędników czy garnizonów wojskowych.
W miejscowościach Królestwa Polskiego, jak Osieck niedaleko Otwocka, Tczów koło Radomia, Przybyszew nad Pilicą, czy Złaków Kościelny koło Łowicza ogromne neogotyckie kościoły o wyniosłych, dwuwieżowych fasadach są niczym katedry wiejskie. Nierzadko współfinansowane przez okolicznych ziemian, często projektowane były przez specjalizujących się w tego rodzaju budownictwie warszawskich architektów (m.in. Jarosław Wojciechowski, Józef Pius Dziekoński, Stefan Szyller, Hugon Kudera). W wielu miejscowościach budowa wielkiej świątyni miała przypominać, że niegdyś były one miastami Korony Królestwa Polskiego, pozbawionymi zwykle praw miejskich na skutek represji po powstaniu styczniowym 1863 r.
Architektura neoromańskich i neogotyckich kościołów ewoluowała. Na przełomie XIX i XX w. architekci kopiowali niemal dosłownie wzory budowli z czasów średniowiecza, posiłkując się licznymi publikacjami. I choć wiele tych świątyń wznoszonych w Kongresówce czy Galicji określano jako zbudowane w stylu „wiślano-bałtyckim”, to tak naprawdę stanowiły one zazwyczaj eklektyczny zlepek motywów: od schematu francuskich katedr, poprzez średniowieczne kościoły niżu bałtyckiego, po wzory zaczerpnięte z kościoła Mariackiego w Krakowie. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, tym bardziej, że efekt był zazwyczaj niezwykle malowniczy.
Gdy przed pierwszą wojną światową pojawił się wczesny modernizm i secesja, wielkie neogotyckie kościoły zmieniły proporcje na bardziej przysadziste, zamiast cegły produkowanej maszynowo zaczęto stosować cegłę ręcznie wykonaną, na pozór niedoskonałą. Jeśli już mowa o cegle, to w Kongresówce nie stosowano aż tylu rodzajów specjalnie wykonanych, ceglanych kształtek, ani równie dobrej jakości cegły klinkierowej co w granicach Cesarstwa Niemieckiego. Ale może właśnie ta niedoskonałość dziś sprawia, że świątynie te mają w sobie tak wiele architektonicznego uroku.
O kościołach neoromańskich i głównie jednak neogotyckich w pejzażu dawnej Kongresówki można napisać wielotomowe dzieło. Ja poniżej chcę jedynie pokazać kilkanaście przykładów świątyń, o których istnieniu poza paroma przykładami nie miałem pojęcia i natrafiłem na nie w trakcie rowerowych wycieczek. Dwie z nich po raz pierwszy ujrzałem dopiero w połowie czerwca w trakcie wycieczki rowerem wzdłuż Pilicy.