Zwiedzając Stare i Nowe Miasto w Toruniu, wyszukaj smoka, Krzyżaka… i tomik Herberta!
W najmniej oczekiwanych miejscach można tu natrafić na ceramiczne postaci zaczerpnięte ze średniowiecznych obrazów, murale z rycerzami, kamienne tablice w chodnikach z gmerkami patrycjatu, witraże i elementy rzeźbiarskie. Spośród wszystkich miast w Polsce Toruń może się pochwalić chyba największą liczbą drobnych, współczesnych elementów wypełniających historyczną przestrzeń miasta.
I nie są to kiczowate, brązowe odlewy postaci w skali 1:1, które coraz liczniej zaludniają polskie deptaki, lecz niezwykle urozmaicone drobiazgi. Pełne uroku, inspirujące i najczęściej reprezentujące przyzwoity, a czasem bardzo wysoki poziom artystyczny.
Wykonano je z ceramiki, szkła, kamienia i metalu. Opowiadają o dziejach miasta. Bawią, inspirują do dalszych poszukiwań. Świadczą o wyjątkowości Torunia, duchu miejsca, ale też jego pozycji na mapie artystycznej Polski. Dodają mu urody, ale i tajemniczości.
Część z tych drobiazgów (choć daleko nie wszystkie), to elementy rozpoczętego w 2010 r. projektu „Toruń – Hanza nad Wisłą”. Był on w dużym stopniu finansowany z funduszy unijnych i miał na celu stworzenie czegoś, co brzydko się nazywa „produktem turystycznym związanym z historią dawnego Torunia”. Rzecz w tym, że jest to produkt bardzo, ale to bardzo udany! Chce się w nim zwyczajnie być i przyciąga on tłumy turystów zarówno na Starym, jak i (równie starym) Nowym Mieście.
Zróbmy zatem pobieżny przegląd tych elementów:
Witrażowe herby rodów patrycjuszowskich i znaki cechowe wzdłuż ulicy Szerokiej
Gdy w końcu lat 80. pracowałem w PKZ-tach, jeździliśmy do Torunia, żeby zwiedzać pracownię witrażowniczą. To właśnie w Toruniu byli najlepsi w Polsce specjaliści od witraży i gotyckiej cegły. Licząca ponad siedemset lat tradycja zobowiązuje. Warto przypomnieć, że w prezbiterium dawnej fary św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty zachowały się fragmenty najstarszych witraży z pierwszej połowy XIV stulecia.
Dziś kamienice wzdłuż Szerokiej zdobią wykonane kilka lat temu witrażowe szyldy ze znakami cechów oraz herbów toruńskich patrycjuszy. W moim przekonaniu jest to jedna z najpiękniejszych tego rodzaju dekoracji zdobiących wnętrze zabytkowej ulicy. Szyldy z herbami patrycjuszy mają zresztą swoje szacowne odpowiedniki w zbiorach Muzeum Okręgowego w Toruniu w Ratuszu Staromiejskim. Na stałej wystawie „Dawny Toruń, Historia i rzemiosło artystyczne 1233-1793 można znaleźć m.in. herby rodów Mochinger czy von der Linde. W nowej wersji wróciły one i na ulicę Szeroką.
Ceramiczni ludzie i zwierzęta
To już prawdziwy tłum. Ceramiczne postaci ujrzymy wysoko na ceglanych murach obronnych, ościeżach okien, niewysokich dachach, ale też we wnętrzach budynków. Są tu i rycerze zakonni, i toruńscy mieszczanie, i współczesne elegantki, dziewczęta zaczytane w lekturze, koty, kury, smok i Bóg jeden wie, co jeszcze.
Można je odnajdywać, tak jak we Wrocławiu odnajduje się krasnale, kryjące się w różnych zakamarkach centrum. Są to autentyczne dzieła sztuki. Wszystkie zasługują na odrębne opisanie, a nawet stworzenie przewodnika wiodącego ich śladem. Kryją się zresztą w tych postaciach rozliczne historie.
Zaczęło się w 2007 r., gdy na gotyckim murze przy Podmurnej (mur ten dzieli Stare Miasto od Nowego Miasta) rzeźbiarz Dariusz Przewięźlikowski stworzył galerię ceramicznych postaci. Nadał w ten sposób trzeci wymiar postaciom namalowanym przez nieznanego autora na ołtarzu pasyjnym w nowomiejskim kościele św. Jakuba. To ludzie wieku XV. Elegantki AD 1410, czy z czasów przed wojną trzynastoletnią: Krzyżak i rycerz, mieszczanie. Potem ceramiczne postaci zaczęły zaludnić kolejne ulice. Ale żeby je dostrzec, trzeba minimum uwagi i wysiłku zadarcia głowy do góry…
Smok latający (draco volans)
Ceramiczny smok opadł u stóp kamienicy u zbiegu Podzamcza i Szerokiej i od przechodniów jest chroniony metalową balustradą. Choć ma kły i błyszczy wieloma odcieniami zieleni, nie wydaje się być groźny. Raczej przypomina smoczycę ze „Shreka” zakochaną w ośle. Ale kryje się w tej figurce coś ciekawszego.
Smakowita historia, kiedy to w roku 1746 dwoje świadków, Johann Georg Hieronim i Kataharina Stochrin, zeznało w kancelarii miejskiej, że na własne oczy widziało smoka frunącego nad Toruniem w rejonie Podzamcza. Rzekomy smok latający (draco volans) był bardzo umiarkowanych rozmiarów – według zeznań świadków miał zaledwie dwa metry długości i był bardziej szary i brązowy niż zielony.
Być może świadkowie cynicznie zmyślili całą historię. Kataharina, jako żona miejskiego żołnierza zapewne nie wzbudzała wielkiego zaufania rajców. Wyobrażam ją sobie, jak paple trzy po trzy na targu.
Ale Johann Georg?! Solidny rzemieślnik, mistrz ciesielski, to już potencjalnie co innego! Choć może i jego poniosła wyobraźnia? Tak czy owak zeznanie w księdze miejskiej wiele mówi o ówczesnych wyobrażeniach o świecie i wierze w straszliwe stwory zaludniające ziemię, wodę i powietrze.
W końcu kanceliści, którzy zeznanie z całą powagą zapisali, też byli poważnymi ludźmi. Być może aż tak bardzo poważnymi, że nie wyściubiali nosa poza dom, kościół i ratusz? Rok 1746! Lada chwila zacznie się oświecenie, w Anglii wybuchnie rewolucja techniczna, a tu kancelista zapisuje w księdze miejskiej historię o smoku!
Ale co tu się dziwić takiej wierze, skoro życie było ciężkie. Natura przytłaczała. Ludzkie życie chwiało się, jak pożółkły liść na gałęzi. Ileż rzeczy groziło śmiercią. Wojny! W końcu król Prus Fryderyk II Hohenzollern tuż za miedzą kroczył od podboju do podboju po zwycięstwo. A jeszcze epidemie, choroby, dziś błahe, a wówczas nieuleczalne, niedostatek i głód, nawet w mieście tak bogatym jak Toruń.
Przy tych zagrożeniach dnia codziennego dwumetrowy smok, mniejszy od niedźwiedzia to drobiazg. Nie aż tak bardzo groźne zwierzę, które i tak odfrunęło w siną dal…
I ten smok dziś czai się na Podzamczu, stanowiąc jeden z najzabawniejszych elementów ceramicznej dekoracji miasta.
Aleja Gmerków
Depczemy po nich idąc po równym jak stół granitowym chodniku ulicy Żeglarskiej naprzeciw gotyckiego kościoła świętych Janów. Autorem kompozycji jest toruński artysta Tadeusz Porębski. W chodnik Żeglarskiej są inkrustowane nie tyle herby, co metalowe gmerki. Jest ich 25. Były osobistymi lub rodowymi znakami toruńskich kupców, którymi znakowano towary.
A swoją drogą deptanie nie tyle gmerków, co herbów rodowych patrycjuszy w takich miastach jak Toruń, Elbląg czy Gdańsk nie było niczym nadzwyczajnym. To przecież płytami nagrobnymi wykładano posadzki wielkich, gotyckich świątyń. Herby na kamiennych płytach leżących na posadzce sąsiedniego kościoła świętych Janów są dziś tak wytarte stopami całych pokoleń wiernych, że dawno przestały być czytelne.
Herby miast hanzeatyckich
Już w 1280 r. Toruń stał się członkiem Ligi Hanzeatyckiej, czyli związku miast handlowych Europy Północnej. 22 duże herby miast hanzeatyckich oraz kilku miast, w których znajdowały się kantory Hanzy, wtopiono w 2009 r. w kamienny bruk ulicy Szerokiej.
To kolejna praca Tadeusza Porębskiego. Inspiracją dla galerii herbów miast hanzeatyckich stała się rycina Steinera ukazująca elewację nieistniejącego już dzisiaj Dworu Artusa. Na fasadzie widnieje fryz heraldyczny z herbami miast hanzeatyckich. I to one zostały zrekonstruowane w posadzce ulicy.
Panele z rycinami
Podświetlane nocą, szklane panele z reprodukcjami dawnych widoków Torunia kojarzą mi się nieco ze szklanymi kubikami z reprodukcjami obrazów Canaletta na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Nie przedstawiają jednak obiektów in situ, jak ma to miejsce w Warszawie, lecz zostały zgromadzone przy narożnikach pryncypialnej ulicy Szerokiej.
Piernikarka, Przekupka, Filuś profesora Filutka i Złowrogi osioł
Rzecz jasna, w Toruniu nie mogło zabraknąć i pełnoplastycznych rzeźb ze spiżu. Są one jednak dobrej klasy. Zacznijmy od ustawionej w 2011 r. rzeźby toruńskiej piernikarki dłuta Tadeusza Porębskiego. Stoi u zbiegu Królowej Jadwigi i Małych Garbar. Ukazuje kobietę z koszem pełnym pierników.
Przy jej stawianiu nie obyło się bez problemów. Rzeźbiarzowi pękła forma, a wylewający się z niej brąz widowiskowo tryskał aż na sufit. To spowodowało opóźnienie, za które miasto obciążyło artystę karą finansową. Warto było jednak czekać, ponieważ rzeźba jest piękna. Upamiętnia nie tyle nadobną piernikarkę, co znaną niegdyś piernikarnię założoną w 1751 r. na Małych Garbarach przez Gustawa Weese.
Rzeźba przekupki na Rynku Nowego Miasta (z koszem jaj i gęsią) nie ma już w sobie tyle powabu. Kojarzy mi się zresztą z podobnymi, nieco wulgarnymi figurami w takich miastach, jak Brema czy Lubeka. Rzeźba jest dziełem Anety i Macieja Jagodzińskich-Jagenmeer – zwycięzców rozpisanego przez miasto konkursu na staromiejskie aranżacje.
Najstarszą (z 2005 r.) z opisywanych rzeźb ulicznych jest urokliwa kompozycja z metalu, upamiętniająca karykaturzystę Zbigniewa Lengrena (autor Zbigniew Mikielewicz). Kto zaczytywał się przez lata w ostatniej stronie „Przekroju”, nie ma problemów z odbiorem pomnika. Jest to pies Filuś z melonikiem profesora Filutka w pysku i osamotniona parasolka. Urocze!
Jest wreszcie osioł ustawiony w 2007 r. na Rynku Staromiejskim u zbiegu z Żeglarską obok dawnego odwachu (autorzy Karol Furyk, Małgorzata Więcławska). Nie jest on jednak milutkim osiołkiem w rodzaju kłapouchego, tylko rekonstrukcją XVIII-wiecznego pręgieża w kształcie drewnianego osła o grzbiecie obitym blachą. Sadzano na nim skazańców, którymi w tym przypadku byli żołnierze miejscy. Skazany żołnierz nie dość, że był narażony na kpiny gawiedzi, to cierpiał od blachy ostro wcinającej się mu w siedzenie.
Dziś osioł pieszczotliwie jest nazywany osiołkiem i każdy przeciętny turysta pragnie się na nim sfotografować. Patrząc na te tłumy, nie dziwię się wysokiej frekwencji widzów rozmaitych egzekucji publicznych w odległej przeszłości.
Mural wieków średnich
Na zakończenie nie mogę pominąć muralu namalowanym na ścianie ciągnącej się wzdłuż Podzamcza. Ożywa na nim jakaś romantyczna legenda o miastach średniowiecza. Jak w bajce. Są rycerze, piękne dziewice, okręty o wydętych żaglach, muzykanci i żołnierze biesiadujący przy piwie. Są zioła i róże z ogrodu klasztornego, i, rzecz jasna, smok zabijany przez św. Jerzego, gdyż jak pisał Jan Kasprowicz:
„Święty Jerzy,
Najpierwszy z rycerzy,
Na swoim rumaku
Pędzi do ataku”