Kamień „pietra serena” w renesansowych budowlach tworzy misterną siatkę podziałów architektonicznych. Kontrastując z bielą tynków i marmurów nadaje florenckim budowlom wrażenie elegancji. Jest to efekt bliski odczuciom estetycznym ludzi przełomu XX i XXI wieku.
San Lorenzo Filippo Brunelleschiego był pierwszym renesansowym kościołem Florencji, do którego wszedłem. Uczyłem się o nim. Musiałem znać jego architekturę na egzaminach. Przez kolejne lata przeczytałem wiele książek o włoskim renesansie, ale na szarość nie byłem przygotowany.
Zdjęcia w książkach, z których niegdyś uczyłem się florenckiego renesansu nie były przecież kolorowe. Na nich wszystko było w bielach, czerniach i szarościach. To było lata temu.
Opasłe tomy Propyläen Kunstgeschichte, nad którymi spędzałem godziny w czytelni Sztuki Biblioteki Publicznej przy Koszykowej, czy klasyczna dziś historia architektury europejskiej Nikolausa Pevsnera – pełne są czarnobiałych fotografii. Dają pojęcie o formie, ale nie kolorze. To one ukształtowały we mnie obraz florenckiego renesansu. I choć potem mijały lata i dekady, a każdy budynek można było obejrzeć na tysiącach zdjęć wrzuconych do internetu, to ten obraz się nie zmieniał. Obraz o bliżej niesprecyzowanych barwach, ale na pewno nie takich jakie w końcu ujrzałem w stolicy renesansu.
Pevsner pisząc o San Spirito wzniesionym przez Brunelleschiego w 1436 r. w kilku zaledwie zdaniach oddał istotę architektury kościoła. Jego zdania skonstruowane jasno i logiczne niczym renesansowa budowla w równym stopniu odnoszą się też do San Lorenzo (kościoła parafialnego Medyceuszy):
„Kosciół S. Spirito jest (…) bazyliką o półkoliście zamkniętych arkadach i płaskim stropie – można by powiedzieć, że w swych podstawowych elementach jest romański. A jednak bazy i kapitele korynckich kolumn, a także fragmenty belkowania powyżej są rzymskie, opracowane prawidłowo i ze zrozumieniem ich siły i żywotnego piękna, co wykraczało poza możliwości architektów protorenesansu. (…) Wyraz przestrzenny jest całkowicie nowy i zawiera całą pogodę wczesnego renesansu. Wysokość nawy równa się jej podwójnej szerokości. Kondygnacja dolna i kondygnacja okien w nawie głównej są równej wysokości. Nawy mają kwadratowe przęsła o wysokości równej podwojonej szerokości. Powierzchnia nawy daje się dokładnie podzielić na cztery i pół kwadratu, i ta niezwykła połowa miała specjalne przeznaczenie.” – pisał Pevsner (w tłumaczeniu Agnieszki Morawińskiej i Hanny Pawilikowskiej) i uświadamiał, że entuzjazm wczesnego renesansu do prostych matematycznych stosunków przestrzennych zbiegał się z odkryciem przez malarzy florenckich praw perspektywy.
Trudno nie pomyśleć o tym stojąc wewnątrz obydwu świątyń. Ta wiedza okazała się jednak dla mnie niewystarczająca aby nie zostać zaskoczonym po wejściu do San Lorenzo (Brunelleschi przebudował ją w 1419 r.).
Szarość nadaje piaskowiec „pietra serena” użyty do budowy kolumn międzynawowych, gurtów (łuków sklepiennych) gzymsów, pilastrów, belkowań, balustrad balkonowych, łuków arkad. Wszystkie te elementy tworzą wyraźną siatkę podziałów pionowych i poziomych niczym wyeksponowane żelbetowe konstrukcje architektury modernizmu. Tło jest białe. Wymalowane sklepienie pozornej kopuły na skrzyżowaniu naw San Lorenzo wydaje się być kolorystycznym wybrykiem. Wrażenia szarości nie burzą zgromadzone wewnątrz dzieła sztuki, brązowe ambony Donatella, obrazy czy strop o wyzłoconych kasetonach.
Szarość zaskoczyła mnie we Florencji po raz kolejny gdy wstąpiłem na schody w przedsionku Biblioteki Laurenziana, zbudowanej blisko sto lat po powstaniu budowli Brunelleschiego. I tutaj z tego samego kamienia Michał Anioł wyczarował stopnie schodów niczym strumień lawy wylewającej się z wnętrza biblioteki (po 1524). To już dzieło manieryzmu o parach kolumn absurdalnie zatopionych w ścianach. I tu detal architektoniczny zdaje się tworzyć szkielet, na tle bieli ścian. Szare, kamienne obramienia ślepych okien sprawiają wrażenie pozbawionych ciężaru i zawieszonych w powietrzu. Najbardziej jednak zaskakująca była dla mnie skala wnętrza. Na zdjęciach sprawia wrażenie przeznaczonego dla cyklopów. Tymczasem odpowiednie jest raczej dla Hobbitów.
Na zakończenie jeszcze jedno słynne wnętrze zaprojektowane przez Michała Anioła z gęstą siatką podziałów architektonicznych z szarego kamienia „pietra serena”. To kaplica Medyceuszy. Mikroskopijna w porównaniu z sąsiednią, barokowa i mało harmonijną Cappella dei Principi. Za to niewiarygodnie elegancka. Michał Anioł przy jej ścianach ustawił marmurowe grobowce Medyceuszów. Stworzył arcydzieło, choć go nie dokończył. Nigdy też nie zbudował zaprojektowanej przez siebie w 1517 fasady kościoła San Lorenzo. Zapewne i tu podziały architektoniczne wyznaczałby szary kamień. Tworzy on za to szarą ramę architektoniczną innej prestiżowej budowli florenckiej – Ufizzi wzniesionych w latach 1560-80 wg projektu Giorgio Vasariego na siedzibę administracji księcia Cosimo I.