W idealnym środku fasady budynku przy Piotrkowskiej 96 widnieje odcisk po napisie „SIEMENS”. Był to niegdyś łódzki dom Towarzystwa Akcyjnego Polskich Zakładów Elektronicznych Siemensa, zaś zaraz po drugiej wojnie światowej siedziba „Czytelnika”, który w 1946 r. przeniósł się do Warszawy na ul. Wiejską.
Budynek zawsze przykuwał moją uwagę kamienną elewacją. Kamień, czarny od stuletniego brudu wyróżnia elewację spośród reszty zabudowy ulicy. Wbrew pozorom nie ma go jednak zbyt wiele. Fasada tej nowoczesnej budowli jest bowiem silnie przeszklona, nieomal pozbawiona ściany. Była to nie tyle kamienica, co dom biurowo-handlowy i składowy polskiego „Siemensa”.
Warto tu dodać, że po 1910 r. kilka tego rodzaju budowli wzniesiono w Warszawie w rejonie Długiej i Bielańskiej (m.in. domy składowe Horona i Szlucborga przy Długiej 39 z lat 1913-14 projektu Michała Kossowskiego, pod nr 42 dom Edwarda Ahrensa z 1911 r. projektu Stefana Szyllera, czy przy Bielańskiej 18 dom składowy Pawła Tarasowicza projektu Franciszka Lilpopa i Karola Jankowskiego z lat 1912-13).
Miały one żelbetowe konstrukcje szkieletowe, ogromne okna likwidujące praktycznie ścianę w fasadzie oraz wysokie elewacje. W tym samym czasie podobnie projektowane domy składowe budowano też w Petersburgu i Moskwie, a w miastach cesarstwa niemieckiego zbliżone konstrukcje i silnie przeszklone ściany frontowe miały masowo wznoszone domy handlowe.
Także w łódzkim budynku „Siemensa” ściana w elewacji frontowej praktycznie zredukowana jest do kratownicy utworzonej głównie przez słupy konstrukcyjne i stropy. Resztę wypełniły okna ciągnące się niemal od posadzek po sufit. Przy czym w dwóch dolnych kondygnacjach były to wielkie tafle szkła witryn sklepowych. Wyżej na ścianę nałożona została dość oszczędna dekoracja. M.in. dwie kolosalne półkolumny o stylizowanych głowicach jońskich, meander we fryzie pomiędzy oknami drugiego i trzeciego piętra, czy ujmujący bramę portal z nieistniejącym już dziś zegarem w naczółku.
Całość zwieńczył trójkątny szczyt wypełniony kartuszem z wyobrażeniem pracowitej pszczoły i zwieńczony po bokach wazami. Pomimo ogromnych przeszkleń tympanon nadaje fasadzie wrażenie pewnej ciężkości, chociaż być może inaczej będziemy odbierać elewację, gdy w trudnej do określenia przyszłości z kamienia usunięta zostanie gruba warstwa brudu i całość zmieni kolorystykę.
Budynek nakrył wysoki dach przykryty pierwotnie dachówką, dziś zaś oszpecany solidnie skorodowaną blachą. Pośrodku elewacji błyszczały odbijające się w słońcu, wspomniane już, wyzłocone litery SIEMENS.
Zanim przystąpiono do realizacji, zabudowana posesja należała do rodziny Czamańskich. W 1910 r. sprzedał ją Siemensowi Natan Czamański.
Pod marką „Siemensa” kryło się w tym czasie w Królestwie Polskim Towarzystwo Akcyjne Polskich Zakładów „Siemens”. Powstało w wyniku fuzji biur instalacyjnych petersburskiej firmy Siemens & Halske oraz łódzko-warszawskiej firmy Hordliczka i Stamirowski. Trudno powiedzieć, czy było to przejęcie firmy Hordliczka i Stamirowski przez petersburski oddział Siemensa. Chyba nie, gdyż w reklamach Towarzystwa Akcyjnego Polskich Zakładów „Siemensa” wyraźnie podkreślano ich całkowicie polski charakter.
Na czele zarządu stanął Paweł Mackiewicz, zaś dyrektorem firmy został Anton Stamirowski. Przy czym na czele oddziałów znaleźli się dyrektorzy Sułkowski w Łodzi, Pobóg-Krasnodębski w Sosnowcu i Rzewnicki w Warszewie. Firma prowadziła też swoje przedstawicielstwa w Kaliszu, Lublinie i Płocku. W Sosnowcu Towarzystwo miało własny budynek przy Głównej 12. W Warszawie biuro i duży sklep wynajęte zostały w kamienicy przy ul. Foksal 18 u zbiegu z Nowym Światem. Jednak tylko w Łodzi „Siemens” zbudował duży, nowoczesny budynek, co świadczy o pozycji łódzkiej firmy.
Prace przy budowie prowadzone były w 1912 r. Wydaje się, że w końcu 1913 r. budynek był już gotowy. W kwietniu 1914 na łamach warszawskiego tygodnika „Świat” pokazane zostały fotografie gotowej już elewacji oraz wnętrz sklepu Siemensa, zajmującego lokal z lewej strony bramy. Kto był projektantem gmachu, pozostaje zagadką.
Od 1899 r. architektem i kierownikiem budowy wszystkich nowych projektów budowlanych firmy Siemens & Halske został architekt Karl Janisch. W 1913 r., gdy wznoszono kamienicę Siemensa w Łodzi, Janisch kończył m.in. rozbudowę ogromnego kompleksu budynków centrali koncernu w Berlinie. On też wzniósł m.in. fabrykę kabli Siemens i Halske w Petersburgu. Jednak, jak już pisałem, łódzkie towarzystwo było firmą autonomiczną i samo prowadziło inwestycje.
Na fotografii zamieszczonej w tygodniku „Świat” oglądamy sklep Siemensa. Patrząc na to zdjęcie można odnieść wrażenie, że był to sklep głównie z lampami. Z sufitu zwisały dziesiątki, jeśli nie setki lamp i żyrandoli. Na półkach spoczywały lampki stojące. Ale na fotografii widać też różnego rodzaju aparaty telefoniczne, wiatraki, dzwonki, gniazdka elektryczne i włączniki do światła. Podobnie prezentowały się wnętrza sklepu przy ul. Foksal w Warszawie.
Z czasem w innym lokalu na parterze kamiennicy ulokowały się znane, łódzkie delikatesy Braci Fryderyka i Gustawa Ignatowiczów, będących czymś w rodzaju odpowiednika warszawskich delikatesów braci Hirszfeld czy też braci Pakulskich. Interes Ignatowiczów musiał się dobrze kręcić, skoro lokując pieniądze z zysków w latach 1937-38 zbudowali nowoczesną, funkcjonalistyczną kamienicę przy Piotrkowskiej 196 u zbiegu z obecną ul. Wigury.
Firma specjalizowała się m.in. w handlu kawa i herbatą. Mieszanki tej ostatniej konfekcjonowane były na miejscu i sprzedawane we własnych opakowaniach. Sprzedawano wina i rozmaite smakołyki „kolonialne”. Jak czytamy na wzorowo prowadzonej, poświęconej Piotrkowskiej stronie internetowej piotrkowska-nr.pl w latach dwudziestych XX w. Siemens sprzedał obiekt Bankowi Handlowo-Przemysłowemu. Sklep Siemensa w budynku jednak pozostał.
Do dziejów literatury w Polsce dom Siemensa przeszedł jednak dzięki krótkiemu epizodowi z lat 1945-46. W roku 1945, gdy Warszawa leżała w gruzach, do Łodzi na krótko przeniósł się ze zburzonej stolicy literacki Parnas. Wystarczy wymienić niektóre tylko nazwiska: Zofia Nałkowska, Pola Gojawiczyńska, Jan Brzechwa, Tadeusz Peiper, Władysław Broniewski, Jerzy Wyszomirski, Stanisław Jerzy Lec, Eryk Lipiński i wielu, wielu innych. W Łodzi lokowały się redakcje czasopism. Zabawnie pisał o tym rysownik i karykaturzysta Jerzy Zaruba w książce „Z pamiętników bywalca”: „Duże, nie zniszczone niemal zupełnie miasto mogło dać gościnę licznym pozbawionym dachu nad głową muzom i ich adeptom” – czytamy.
Budynek Siemensa zajmuje z imieniu „Czytelnika” kapitan Mikułko. „Gmach Czytelnika począł rozbrzmiewać charakterystycznym gwarem. Szum, wodogrzmotów polskiego «Manchester Guardian» (Dziennik Łódzki) na próżno usiłuje zagłuszyć huki sierpów i młotów «Kuźnicy». Trzecie piętro (prawa oficyna) – zabezpieczywszy wpierw groźnymi napisami: Nie wchodzić, miny – zajęły «Szpilki». Zza tych to drzwi dochodził wnikliwy i subtelny dźwięk piły satyrycznej, z lekka posmarowanej wazeliną. Pierwsze piętro dygotało od tupotu «Chłopów ze wsi», co nie przeszkadzało jednak słyszeć uwodzicielskiego tembru głosu radcy prawnego «Czytelnika» mecenasa Lesmana (Brzechwy), podpisującego któryś tam z rzędu raz umowę ze znanym poetą Janem Brzechwą (Lesmanem)” – wspominał „Zaruba”.
Warto tu przypomnieć, że Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik”, wydawnictwo literackie założył w 1944 r. w Lublinie Jerzy Borejsza. „Czytelnik” pod wodzą Jerzego Borejszy (Beniamina Goldberga), postaci mocno niejednoznacznej, publicysty, propagandzisty i działacza komunistycznego, a zarazem autentycznego animatora kultury − zamienił się w koncern wydawniczo-kulturalno-oświatowy. Był państwem w państwie.
Już w styczniu 1945 r. Borejsza, na łamach założonej przez siebie „Rzeczpospolitej”, opublikował programowy artykuł „Rewolucja łagodna”, w którym to składał polskiej inteligencji propozycję współpracy w budowaniu życia kulturalnego. I trzeba przyznać, że robił to inteligentnie. Z drugiej strony już w 1947 r. Komitet Centralny PZPR zarzucił Borejszy i środowisku „Czytelnika” wzrost niekontrolowanej inicjatywy na rynku wydawniczym oraz publikowanie pozycji mających być wyrazem „wojującego katolicyzmu”. W 1948 Borejsza zostanie nieoczekiwanie odwołany z funkcji prezesa.
„Borejsza był fenomenem, którego nie potrzebowała tamta epoka, był swego rodzaju geniuszem, którego nie chciał jego własny system. Borejsza był skazany na upadek już w tym pierwszym momencie, kiedy wchodził na stopnie tronu stworzonego przez siebie imperium” – oceniał Tadeusz Konwicki w książce „Nowy Świat i Okolice”. Jednak w 1945 r., gdy „Czytelnik” lokował się w łódzkim gmachu Siemensa, dopiero zaczynało się budowanie jego imperium.
Łódzkie czasy „Czytelnika” w Siemensie wspomina Irena Szymańska w książce „Miałam dar zachwytu”. W redakcji pracowała jako goniec i p.o. sekretarki w biurze wydawniczym kierowanym przez potomka rodziny warszawskich wydawców Zbysława Arcta. Korzystała z maszyny do pisania z sąsiedniej redakcji „Szpilek”, gdyż, jak wspominała, panowie Eryk Lipiński, Leon Pasternak i Stanisław Jerzy Lec w redakcji bywali rzadko.
Jak pisała, po Siemensie w budynku pozostało mnóstwo garnków, patelni, elektrycznych żelazek i rozmaitego sprzętu AGD. „Z tymi resztkami po Siemensie była moja przygoda ze światem literatury. Siedzieliśmy we czwórkę w niewielkim pokoju. Szef (…), Marysia Szletyńska, siostra znanego aktora Mariana Szletyńskiego i panna Bursche z rodziny znanych pastorów ewangelickich. Nagle dotarły do nas z korytarza podniesione głosy. (…) Wyjrzałam i zobaczyłam niską i siwą panią, z włosami przyciętymi w grzywkę, z bielmem na jednym oku, z wypiekami na policzkach, mówiąca z irytacją do woźnej: − Powiedziano mi, że mogę dostać jakieś kuchenne utensylia. Do kogo mam się zwrócić? Zorientowała się chyba, że powinna udzielić jakiś informacji o sobie i dorzuciła wyniośle i gniewnie: − Nazywam się Maria Dąbrowska. Omal nie zemdlałam. «Noce i dnie» należały do moich ulubionych powieści i ledwie śmiałam marzyć o osobistym zetknięciu z autorką, a tu nagle mi się objawiła. (…) Pani Maria nie cierpiała występować w charakterze petenta. Prosić o garnki obcych ludzi i to w podejrzanej dla niej zarówno instytucji, jak i w nie mniej podejrzanych układach nowej rzeczywistości, wydawało się jej wręcz upokarzające i musiała na to reagować aroganckim rozdrażnieniem. Oczywiście zajęłam się wszystkim najgorliwiej, uzyskałam zgodę na zaprowadzenie pani Marii Dąbrowskiej do magazynu Siemensa i danie jej do wyboru wszelkiego rodzaju naczyń kuchennych. Pani Maria dostrzegła moje uwielbienie i może dlatego przez wiele późniejszych lat odnosiła się do mnie z pewną sympatią i zaufaniem” – czytamy.
Ostatecznie w 1946 r. „Czytelnik” przeniósł się z Łodzi do Warszawy, do kamienic przy ul. Wiejskiej. Po opuszczeniu budynku przez „Czytelnika” przez wiele kolejnych lat mieściły się tu redakcje łódzkich gazet: „Karuzeli”, „Dziennika Łódzkiego”. Expressu Ilustrowanego”, zaś na pierwszym piętrze znajdował się Klub Dziennikarza. Budynek nazywano Domem Prasy i jako taki wymieniany jest m.in. w przewodniku po Łodzi z 1982 r. Bez wątpienia był to ważny adres na mapie kulturalnej miasta w czasach PRL-u.
Niestety dziś budynek stoi pusty. Ponad 10 lat temu za 16 milionów zł kupiła go wrocławska spółka Verity Development, której udziałowcami miała być m.in. królewska rodzina saudyjska. Budynek miał został odrestaurowany i zmodernizowany z przeznaczeniem na nowoczesne biura i apartamenty. W ubiegłym roku Wydział V do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu prowadził śledztwo w sprawie dotyczącej podejrzenia prania przez spółkę pieniędzy. Nie była to pierwsza kontrola spółki Verity Development. Nie dopatrzono się jednak żadnych nieprawidłowości i postępowanie przygotowawcze związane z rzekomym praniem brudnych pieniędzy zostało umorzone. Tymczasem w opustoszałym budynku Siemensa nic się nie dzieje, a na witrynach parteru zalepionych widnieje napis „Nieruchomość na sprzedaż”.