Przejdź do treści

Tadeusz Kuntze na Wawelu

Ależ mi żal! Jakaż wielka szkoda, że Tadeusz Kuntze, ze swoim niezwykłym talentem i zmysłem obserwacji nie pozostał dłużej w Polsce!

Tadeusz Kuntze. Wizyta u lekarza. Lata 80. XVIII w. w Rzymie. Rysunek. Zbiory Marii i Tobiasza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

Gdybyż po śmierci swego protektora, światłego biskupa Andrzeja Stanisława Kostki Załuskiego pozostał w Krakowie, a jeszcze lepiej, gdyby kilka lat później został ściągnięty do Warszawy przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, być może pozostawiłby po sobie dziesiątki kapitalnych rysunków, ukazujących ludzi ulicy w Warszawie, Krakowie i innych miastach Rzeczpospolitej. Cóż to byłby za kapitalny dokument! Prawdziwa brama w przeszłość.

Niestety tak się nie stało. Wydaje się, że po śmierci Załuskiego został zwyczajnie „wygryziony” z Krakowa przez swoich konkurentów. Był zbyt niezależny i zbyt zdolny jak na ówczesne środowisko artystyczne miasta, które wyraźnie traciło swoje znaczenie w Rzeczpospolitej, a czego wymownym przejawem była dokonana kilka lat później (w roku 1764) koronacja Stanisława Augusta nie na Wawelu, lecz w Warszawie.

Tadeusz Kuntze. Przyjęcie u hrabiny. Fragment. Zdaniem autorów wystawy być może chodzi tu o hrabinę Francescę Gherardi Cheruffini, mieszkającą od 1775 r. w pałacu przy Piazza Pilotta w Rzymie. Po 1782 r. Rysunek. Kolekcja Marii i Tobiasza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Przyjęcie u hrabiny. Całość. Po 1782 r. Rysunek. Kolekcja Marii i Tobiasza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

W latach 80. XVIII wieku Tadeusz Kuntze portretował ulice i mieszkańców miasta. Tyle tylko, że nie Warszawy czy Krakowa, lecz Rzymu. W Wiecznym Mieście spędził większą część swego twórczego życia. W Rzymie i jego okolicach znajduje się dziś większość jego dorobku artystycznego. Prace artysty zdobią m.in. wnętrza kościołów oraz pałaców. Można je zobaczyć na wystawie „Oko malarza, Tadeusz Kuntze (1727-1793)”, trwającej do marca 2025 r. w Zamku Królewskim na Wawelu. Jego sztuka jest – jak pisał Mariusz Karpowicz – świetlista, pastelowa i przejrzysta[1]”.

Dla mnie jako mieszkańcowi Warszawy Tadeusz Kuntze kojarzy się z trzema obrazami, które nieskończoną ilość razy oglądam od dzieciństwa. To alegorie „Sztuki” i „Fortuny”, przechowywane dziś w Muzeum Narodowym w Warszawie oraz obraz Nawiedzenia w ołtarzu głównym barokowego kościoła Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu.

„Sztukę” i „Fortunę” ujrzymy na samym początku wystawy (sala na prawo od wejścia). Oba płótna powstały na zamówienie mecenasa malarza, biskupa Andrzeja Stanisława Kostki Załuskiego (1695-1758). Załuski, wcześniej kolejno biskup płocki, łucki i chełmiński, pełnił od 1747 r. godność biskupa krakowskiego. Pomijając jego zaangażowanie w politykę i naprawę ustroju Rzeczpospolitej w czasach panowania Augusta III, trzeba wspomnieć o ogromnej roli, jaką odegrał on w ówczesnym życiu kulturalnym i naukowym Polski. Dziś uważany jest za jednego z pionierów oświecenia w Polsce. Wystarczy tu wspomnieć, że wspólnie ze swym bratem Józefem Andrzejem Załuskim, biskupem kijowskim założył w Warszawie bibliotekę Załuskich. Pionierską w Polsce, jedną z największych w ówczesnym świecie, mającą w swych zbiorach w chwili otwarcia dwieście tysięcy druków i dziesięć tysięcy rękopisów.

Biskup podejmował prace nad reformą Akademii Krakowskiej, gdzie m.in. utworzył katedrę prawa natury i narodów, wykłady z hebraistyki, czy wreszcie na wydziale filozoficznym kurs nauk matematyczno-fizycznych. Ordynata Tadeusza A. Zamoyskiego namawiał do wprowadzenie wykładów z fizyki eksperymentalnej w jego Akademii Zamoyskiej, wspierał finansowo słynne pijarskie Collegium Nobilium w Warszawie.

Wreszcie obok szeregu innych inicjatyw wraz z bratem przystąpił do zakładania Akademii Nauk i Sztuk na wzór paryskiej Académie des Sciences et des Belles Lettres. Jej siedzibą miał być gmach biblioteki przy obecnej ul. Daniłowiczowskiej. To dla Akademii przeznaczono oba alegoryczne obrazy, zamówione przez Załuskiego u Tadeusza Kuntze, który namalował je w 1754 r. w Rzymie. Mariusz Karpowicz określił oba płótna jako najlepsze obrazy świeckie czasów przedstanisławowskich, jakie przetrwały do dziś. Oba cechuje klarowny program moralizatorski. „Człowiek podlega niestałości i kaprysom losu (Fortunie), ale może budować wartości niezniszczalne, trwałe – Sztukę opartą na nauce, która jest najlepszym przeciwieństwem zmienności Fortuny” – pisał Karpowicz.

Tadeusz Kuntze. Fortuna. 1754. Zbiory Muzeum w Warszawie. Postać nagiej bogini o przepasanych oczach pędzi na błękitnej kuli, tratując ludzi żądnych jej darów. Kula symbolizując z jednej strony władzę nad światem, tocząc się jest zarazem symbolem nietrwałości. Bogini w swych rękach trzyma berło, koronę i klejnoty. Czytelny dla wszystkich symbol władzy i bogactwa. Uwagę zwraca postać z oślimi uszami. Jest personifikacją Ignorancji. Obłapia ją mężczyzna symbolizujący Gniew. Skulona postać w zbroi z prawej symbolizuje Cnotę pokonaną przez fortunę i opłakującą ulegających jej ludzi. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Sztuka. 1754. Zbiory Muzeum w Warszawie

Tadeusz Kuntze. Sztuka. 1754. Zbiory Muzeum w Warszawie. Z prawej, za postacią młodzieńca pijącego z czary podanej mu przez Sztukę sportretował się sam Tadeusz Kuntze. Fot. Jerzy S. Majewski

Kariera Tadeusza Kuntze zaczęła się dzięki biskupowi Andrzejowi Stanisławowi Kostce Załuskiemu. Zgodnie z legendą przyszły malarz miał zaczynać jako kuchcik na dworze biskupim. Załuski, kolekcjoner i mecenas sztuki poznał się na talencie młodzieńca i w 1748 r. wysłał go na naukę do Rzymu. Przypomnijmy, że działo się to rok po objęciu przez Załuskiego tronu biskupiego w Krakowie. Jak pisał Karpowicz, Kuntze nad Tybrem kształcił się w Akademii Francuskiej, w pracowni wprawdzie drugorzędnego malarza rzymskiego Lodovico Mazzantiego, jednak w gruncie rzeczy uczyła go „cała artystyczna przeszłość i atmosfera Wiecznego Miasta”. Uczył się też w Scuola del Nudo na Kapitolu. Tutaj jego mistrzem był rzeźbiarz Francisco Vergara Bartual. Jak można dowiedzieć się na wystawie, w szkole tej doskonalono się m.in. w aktach męskich malowanych z żywych modeli.

Do Polski najprawdopodobniej powrócił w 1757. Załuski zatrudnił go na swoim dworze, zlecając mu cały szereg prac. Wykonywał m.in. obrazy dla kościoła Misjonarzy na Stradomiu oraz kilku innych prac rozsianych po klasztorach i świątyniach krakowskich. Jego ostatnią pracą w kraju był obraz przeznaczony do ołtarza głównego kościoła Wizytek w Warszawie. Tadeuszowi Kuntze w Krakowie zrobiło się za ciasno po śmierci jego protektora. Ruszył początkowo do Hiszpanii, mianowany malarzem nadwornym króla Hiszpanii Ferdynanda VI. Nie pozostał tam jednak na dłużej, wracając w 1765 r. do Rzymu. Tam ożenił się i pracował do końca życia, sam siebie nazywając „Taddeo Polacco”.

Tadeusz Kuntze. Cud św. Jana Kantego. Po 1760 r. Muzeum Narodowe Kraków. Kuntze namalował kilka obrazów odwołujących się do legendy Jana Kantego. Ten święty polski, absolwent i potem wykładowca na Akademii Krakowskiej, żyjący w XV w., zwolennik koncyliaryzmu, czyli wyższości soboru nad papieżem, szczególnym kultem cieszył się w drugiej połowie XVII i XVIII stuleciu. Już po śmierci biskupa Andrzeja Stanisława Kostki Załuskiego Jan Kanty został beatyfikowany w 1680 r. przez papieża Innocentego XI, zaś 16 lipca 1767 r. kanonizowany przez Klemensa XIII. Malując obraz, Kuntze nawiązał do żywota świętego. Widząc płaczącą dziewczynę, której rozbił się dzban, zebrał jego skorupy i siłą modlitwy sprawił, że dzban się zrósł. Fot. Jerzy S. Majewski

Kraków. Kościół św. Anny. Konfesja nad grobem św. Jana Kantego w prawym ramieniu transeptu. Nowy, barokowy kościół św. Anny został wzniesiony na przełomie XVII i XVIII w. dla uczczenia beatyfikacji świętego. Jego sarkofag dźwigają personifikacje wydziałów Akademii Krakowskiej. Po kanonizacji Jana Kantego w 1767 r. miała miejsce uroczysta procesja z jego relikwiami. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Ołtarz główny kościoła Wizytek. W ołtarzu obraz nawiedzenia pędzla Tadeusza Kuntzego. „Jest to ostatnie dzieło artysty w Polsce, gorączkowo kończone, czy nawet, jak chce tradycja klasztorna, niezupełnie skończone z powodu wyjazdu Kuntzego do Hiszpanii. Żadnego jednak pośpiechu w poziomie wykonania tego świetnego płótna nie widać. Cztery główne postacie ustawione są po dwie. (…) Na tych postaciach skupia się światło i kolor. Reszta obrazu, architektura na dalszym planie to tylko tło. Jak zawsze u Kuntzego kompozycja przemyślana jest do najdrobniejszego szczegółu” – pisał Mariusz Karpowicz. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Portret Charlesa Josepha Natoira namalowany nie z natury, lecz według pastelu Gustafa Landberga. 1756. Muzeum w Wilanowie. Kuntze nie należał do wybitnych portrecistów. Postaci, ich stroje oddane są bez najmniejszych zarzutów, z całym mistrzostwem. Malarza nie interesowała jednak osobowość portretowanych postaci. Zdają się być one nieobecne. W portretach Kuntzego raczej nie dostrzegamy pogłębionej analizy malowanych postaci. Fot. Jerzy S. Majewski

Jak można przeczytać na wystawie, w swoim warsztacie malarskim artysta używał farb mieszanych ręcznie, które powstawały z połączenia barwnika i spoiwa, mającego za zadanie wiązać wszystkie składniki. Farby te były też ręcznie ucierane przez malarzy lub ich czeladników.

Na wystawie proces produkcji farb został opisany. Ujrzymy na niej kilkanaście obrazów. Jednak uwagę przyciągają głównie rysunki i gwasze pełne fantastycznych scenek rodzajowych powstałych głównie w Rzymie w latach 80. XVIII w. Układają się w pasjonująca opowieść o mieszkańcach miasta. To dobra okazja, by je zobaczyć w jednym zbiorze. Są one bowiem rozproszone m.in. w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie, w Warszawie oraz w zbiorach prywatnych.

Tadeusz Kuntze. Golibroda wędrowny. Gwasz. 1760-1770. Muzeum Narodowe w Warszawie. Cała seria gwaszy znajdowała się przed wrześniem 1939 r. w rękach rodziny hrabiów Szeptyckich. W czasie drugiej wojny zostały sprzedane i uległy rozproszeniu. Na wystawie pokazano czarno-białe fotografie szeregu gwaszy, wykonane na początku XX w. przez zamojskiego fotografa Jana Strzyżowskiego. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Architekt przyjmujący od wieśniaka wino i dziczyznę. Gwasz. 1788. Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Sprzedaż owoców na ulicy w Rzymie. Gwasz. 1788. Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Zakonnik i monsignore. Lata 80. XVIII w. w Rzymie. Rysunek. Muzeum Narodowe w Krakowie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Być może rysunek ten przedstawia skupiającą artystów Caffe Greco przy via Condotti w Rzymie. Lata 80. XVIII w. Rysunek. Kolekcja Marii i Tadeusza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Karnawał rzymski na Via del Corso. Lata 80. XVIII w. Kolekcja Marii i Tobiasza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Nierządnica wieziona na ośle. Rzym. Lata 80. XVIII w. Kolekcja Marii i Tadeusza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Sprzedawcy i kupujący na Piazza Navona w Rzymie. Lata 80. XVIII. Rysunek. Muzeum Narodowe w Krakowie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Rodzina chłopska. Rzym. Lata 80. XVIII w. Muzeum Narodowe w Krakowie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Chłopi z Castelli Romani. Lata 80. XVIII w. Muzeum Narodowe w Krakowie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Wieśniaczki. Lata 80. XVIII w. Muzeum Narodowe w Krakowie. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Dwie damy przed okrągłą budowlą w ogrodach willi Borghese. Rysunek. Po 1789 r. Zbiory Marii i Tobiasza Kowalczyków. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Scena z Rzymu. Posłańcy niosą na głowach „dary papieskie”. Jest to szczególny dokument ukazujący zwyczaj przekazywania przez papieża stu wiktuałów przybywającym do Rzymu książętom krwi. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Cudowne rozmnożenie chleba i ryb. Fragment. 1777. Muzeum Narodowe Warszawa. Fot. Jerzy S. Majewski

Tadeusz Kuntze. Chrystus bierze krzyż na swoje ramiona. Rysunek. 1770-80. Zamek Królewski w Warszawie. Fot. Jerzy S. Majewski

[1] Mariusz Karpowicz, Sztuka polska XVIII w. Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1985, s. 246.