Wieżowcem mieszkalnym doby renesansu jest kamienica Dirka Lygle przy ul. Chlebnickiej 16 w Gdańsku. Powstała w latach 1568-70 według projektu pochodzącego z Drezna architekta Hansa Kramera. Budynek miał aż osiem naziemnych kondygnacji, a wysoki dach wieńczyła wysmukła sygnaturka.
Dzięki Kramerowi silne związki artystyczne Gdańska ze stolicą Saksonii są o ponad sto lat starsze niż reszty ziem Rzeczypospolitej. Kramer uważany jest za jednego z najwybitniejszych architektów w dziejach Gdańska. Tak jak przybysze z Niderlandów przeszczepiali na Pomorze formy północnego manieryzmu, tak Kramer wyeksportował do Gdańska formy renesansu włoskiego. Nie czystego, ale przetransponowanego przez saskich architektów.
Zanim Kramer przyjechał nad Motławę, w latach 1444-65 był nadwornym kamieniarzem na dworze elektora saskiego, zastępując na stanowisku swego ojca Bastiana. Do 1556 r. uczestniczył w budowie zamku elektorów saskich, a w latach 1554-1556 zbudował tam kaplicę zamkową. Wzniesiona w formach renesansu włosko-saskiego otrzymała m.in. wykonany przez niego efektowny portal ujęty po bokach przez pary pilastrów z wysuniętą kolumną pośrodku.
W roku 1565 w Gdańsku poszukiwano kandydata na stanowisko budowniczego miejskiego. Swoją propozycję złożył Kramer. Jego oferta została przyjęta, tym bardziej że był już znany dzięki pracom dla elektora saskiego. Do jego zadań w Gdańsku należała dbałość o wznoszenie obiektów fortyfikacyjnych i inżynieryjnych. Miał jednak prawo do projektowania też domów prywatnych. Jednym z takich prywatnych budynków była kamienica należąca do Dirka Lygle przy ul. Chlebnickiej 16. Dodajmy, że ulica nosząca niemiecką nazwę Brotbänkengasse słynęła z ustawianych tu ław chlebowych. O poranku musiało na niej pięknie pachnieć.
Dirk Lygle, podobnie jak Hans Kramer, był w Gdańsku przybyszem. Pochodził z Westfalii. Nad Motławą zrobił błyskotliwą karierę finansową, a małżeństwo z Elżbietą z Rosenbergów, pochodzącą z jednego z najznamienitszych rodów gdańskich pomnożyło jego majątek. Jak pisze Jacek Freidrich w książce „Gdańskie zabytki architektury”, dom Lygla powstał na planie zbliżonym do kwadratu o wymiarach 15,3 na 15,6 m. Miał wysokość ponad 30 metrów. Zatem wysokość była dwukrotnie większa od szerokości i głębokości. Rzecz jasna w środku nie było wind, ani znanych nam powszechnie urządzeń cywilizacyjnych wymyślonych w XIX i XX w. Wyobrażam sobie, jak musiały skrzypieć drewniane schody wiodące z parteru aż pod dach.
Tak jak w tradycyjnych kamienicach gdańskich, najniższa spośród ośmiu kondygnacji mieściła obszerną sień. Jak zwraca uwagę Friedrich, nie była to jednak klasyczna sień gdańska nakryta stropem. Zamiast niego architekt założył w niej sklepienie krzyżowe, co z całą pewnością mieszkańcom Gdańska musiało imponować. Imponowały też same rozmiary sieni, w której zgodnie ze zwyczajem znalazła się też kuchnia oraz kantor kupiecki Lygla. „Wyższe piętra przeznaczono na dodatkowe kantory, reprezentacyjne salony i pokoje gościnne oraz oczywiście, pokoje mieszkalne właścicieli” – pisał Friedrich.
W takim wieżowcu o drewnianych stropach zapewne pilnie przestrzegano przepisów przeciwpożarowych. Otwarty ogień palono w kuchni. Być może ciepło z komina rozchodziło się po innych pomieszczeniach. Zimą na ostatnich kondygnacjach zapewne nie było zbyt ciepło, choć mieszkający tu ludzie z pewnością nie cierpieli podobnych katuszy, jak hanzeatyccy kupcy w całkowicie drewnianych domach w norweskim Bergen. Tam z obawy przed wybuchem pożaru w ogóle nie wolno było używać ognia. A to oznaczało zarówno brak ogrzewania, jak i światła nocą.
Przeczytaj: Bergen. Domy bez światła tylko dla facetów. Zabudowa Bryggen
My jednak, pozostając w poetyce „Albumu renesansu”, skupmy się na fasadzie. Od strony ulicy architekt zaprojektował typowe dla Gdańska przedproże, czyli wysunięty w stronę ulicy taras, na którym w ciepłe dni skupiało się życie rodzinne mieszkańców domu. Tutaj też znajdowało się wejście do piwnic pod budynkiem. Mieściły one magazyny. Poszczególne kondygnacje elewacji dzielą poziome pasy belkowań oraz wystających ponad nie gzymsów. Belkowania wsparte są na parach pilastrów rozdzielających też okna. Całość wieńczy trójkondygnacyjny szczyt z trójkątnym tympanonem.
Podobny podział elewacji za pomocą par pilastrów kilkadziesiąt lat wcześniej został zastosowany w jednej z elewacji skrzydła „Jerzego” na renesansowym Zamku w Dreźnie. Było ono budowane od 1530 r., a Hans Kramer uczestniczył w jego wznoszeniu. Z kolei imponujący portal kamienicy Lygla w formie rzymskiego łuku tryumfalnego ma sporo wspólnych cech z portalem „Georgentor„ na zamku drezdeńskim, odkutym w 1534 r. Obydwa portale ujmują po bokach kolumny wysunięte przed parę pilastrów. Portal w Gdańsku jest skromniejszy od drezdeńskiego, ma jednak o wiele bardziej doskonałe proporcje i moim zdaniem więcej elegancji.
Detal architektoniczny kamienicy jest wyrafinowany. Zarówno lizeny, jak i pilastry mają żłobkowania. W partiach cokołowych znalazły się maski lwów oraz bóstw antycznych. Belkowania zdobią fryzy o pozłacanej dekoracji roślinnej. W partii szczytowej zamiast pilastrów dzielących okna architekt zaprojektował hermy. Sam szczyt po bokach podtrzymują spływy w kształcie delfinów oraz sfinksów. Wreszcie nie zapomniał architekt o wzbogaceniu zwieńczenia kamienicy postaciami rycerzy trzymającymi tarcze z herbami Dirka Lygle oraz jego żony Elżbiety z Rosenbergów. Całość ponad tympanonem zwieńczyła figura anioła. To od niej zaczęto nazywać kamienicę Domem Anielskim. Na tym wystrój się nie kończył. Elewację pierwotnie zdobiły jeszcze sgraffita.
Dirk Lygle był właścicielem tej prawdziwie królewskiej kamienicy zaledwie przez kilka lat. W roku 1586 zbankrutował i musiał się wyprowadzić. Odtąd dom przechodził w różne ręce, należąc m.in. do patrycjuszowskiej rodziny Ferberów. Przez wiele lat kamienica była własnością rodziny Rogge, zaś w latach 1640-90 w sieni Domu Anielskiego nazywanego odtąd też Domem Angielskim spotykali się kupcy z Anglii i Szkocji.
Kilka dekad później, od lat 20. XVIII w. w budynku działał Hotel Angielski, który przetrwał tu aż do początku XX stulecia. Chyba pozostawiał sporo do życzenia, skoro matematyk i fizyk szwajcarski Johann Bernoulli, pisał około 1778 r., że z jedzenia był dość zadowolony, ale życzyłby sobie więcej czystości. Kilkadziesiąt lat później w tym samym miejscu zatrzymała się młoda wówczas, bo zaledwie 24-letnia Jadwiga Łuszczewska (Deotyma). W mieście trwał Jarmark Dominikański i przyszłej wieszcze ledwo udało się wynająć pokój na trzecim piętrze. Wiele lat po tej wycieczce, kiedy zwiedzała niezliczone zabytki Gdańska, napisała powieść romansową „Panienka z okienka”. Powieść ukończona została w 1891 r. (w 1964 r. miała miejsce jej ekranizacja). W pokoju Hotelu Angielskiego spisywała notatki, które po latach wykorzystała. W czasie gdy w hotelu mieszkała Deotyma, jego wnętrza połączone były już z budynkiem przy Długim Targu 30.
Tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej dawny Dom Anielski zamierzano rozebrać pod budowę nowego budynku. Do rozbiórki nie dopuścili miłośnicy gdańskich zabytków. Kamienica została wykupiona, a w latach 20. XX w. doczekała się prac restauracyjnych renesansowej fasady. Zagładę przyniósł pożar miasta w początku 1945 r. Budynek całkowicie spłonął, a jego mury runęły. Zachowało się jedynie przedproże i cztery dolne kondygnacje fasady z imponującym portalem. Na fotografii z 1953 r., kiedy to już odbudowano wiele budynków wzdłuż Długiego Targu, widać resztki fasady Domu Anielskiego podparte od tyłu drewnianą konstrukcją. Chroniła ocalały relikt przed runięciem. Do rekonstrukcji przystąpiono dość późno, dopiero w latach 70. XX w. W zasadzie prace rekonstrukcyjne ograniczyły się do samej fasady. Udało się wówczas uratować m.in. autentyczny portal. Jednak w środku znajdujemy współczesny obiekt w stylu późnego Gierka, mieszczący dziś akademik oraz wydział grafiki ASP w Gdańsku. Za to w ostatnich latach odbudowana fasada poddana została ponownej renowacji. Odtworzono jej pełną elegancji kolorystykę z pozłacanymi elementami dekoracji architektonicznej.