Dziwna sprawa. W trakcie kilku pobytów w Berlinie w ostatnich latach zrobiłem kilka tysięcy fotografii. Wśród nich nie ma ani jednej współczesnej fotografii Bramy Brandenburskiej. Jak to możliwe? Sam się sobie dziwię. Ale Bramę Brandenburską fotografowałem wiele lat temu, wczesną jesienią 1989 roku. Właściwie Brama jest jedynie w tle. Fotografowałem mur od strony Berlina Zachodniego.
Coś mnie wtedy podkusiło. Wsiadłem w pociąg i pojechałem z Warszawy do Berlina. Właściwie z powodu tego jednego tylko zdjęcia. Zabrałem ze sobą statyw, światłomierz i masywny, enerdowski aparat fotograficzny „Pentacon six TL”. Mam go zresztą do dziś, tyle że leży bezproduktywnie w szafie.
Warto tu dodać, że ten zabytek z czasów Niemieckiej Republiki Demokratycznej, produkowany do roku 1990, jest jednoobiektywową lustrzanka średnio obrazkową. Nie ma wymiennej kasety na film, który wkłada się do środka na szpuli. Na błonie fotograficznej można było zrobić maksymalnie 12 zdjęć o kwadratowym formacie 56×56 mm.
Do Berlina z „Pentaconem” w plecaku pojechałem, aby sfotografować mur, na którym sam coś piszę. Czarną farbę w sprayu kupiłem w domu towarowym Quelle, firmie, która dwadzieścia lat później ogłosiła upadłość. Na przełaj przez park Tiergarten ruszyłem w stronę Bramy Brandenburskiej. Od strony NRD do Bramy oraz do samego muru nie można było podejść. Tymczasem od strony Berlina Zachodniego nie było żadnych przeszkód w dotarciu do niego. Przypomnijmy tu, że zbudowany został on w roku 1961 i miał 156 kilometrów. Oddzielał zachodnie strefy okupacyjne Berlina od dawnej strefy sowieckiej, a w chwili budowy muru od stolicy NRD. Był bez wątpienia jednym z symboli żelaznej kurtyny, zimnej wojny i powojennego podziału Niemiec.
Patrząc od zachodu, Brama Brandenburska znalazła się za murem. Mimo to była celem wycieczek przyjeżdżających do Berlina Zachodniego. Można było na nią popatrzyć z rampy widokowej wzniesionej na osi Bramy.
Od tamtego czasu minęło 30 lat i już nie pamiętam dokładnie, co napisałem. Nigdy wcześniej i nigdy później nie bazgrałem sprayem po jakiejkolwiek ścianie. Muszę też w tym miejscu wyjaśnić, że napis ten nie miał nic wspólnego z polityką, dokonującymi się w tym czasie zmianami, czy jakimkolwiek kombatanctwem, ale z rozstaniem z dziewczyną i głębokim zawodem miłosnym, który, jak wiadomo, rozsądnych ludzi zamienia w kompletnych szaleńców. Ustawiłem zatem aparat na statywie, włączyłem samowyzwalacz i stanąłem z puszką przed murem. Tak powstała ta fotografia.
Minęło zaledwie kilka tygodni, gdy 9 listopada 1989 roku tłum berlińczyków ze wschodu i zachodu ruszył w stronę muru, doprowadzając do otwarcia w nim przejść granicznych. Około północy przez granicę przeszły już tysiące ludzi, a wiele osób zaczęło się na mur wdrapywać i rozbijać go. Na całym świecie na ekranach telewizorów można było zobaczyć ludzi wdzierających się na mur tuż obok Bramy Brandenburskiej z moim bezrozumnym napisem, który nabazgrałem kilka tygodni wcześniej.
Na koniec jeszcze krótka refleksja. Nie od zburzenia muru, ale od Okrągłego Stołu na Węgrzech i w Polsce, a także od polskich wyborów 4 czerwca 1989 r. zaczął się upadek komunizmu w Europie. Warto o tym przypominać, w chwili gdy rządzący w naszym kraju w imię polityki historycznej, zmanipulowanej i podporządkowanej doraźnym interesom partyjnym usiłują tę pamięć zabić.