Przejdź do treści

Długa 26. Pałac księżnej pani z literaturą i sztuką

Filigranowa, XVIII-wieczna rezydencja Marii z Lubomirskich Radziwiłłowej przy Długiej 26 była jednym z najbardziej fascynujących miejsc na mapie stanisławowskiej Warszawy. Urządzano tu m.in. Théâtre de Société. Wszystko to dzięki niezwykłej osobowości właścicielki pałacyku. Po drugiej wojnie światowej w zrekonstruowanym zabytku ulokował się Instytut Sztuki PAN.

Warszawa. Ulica Długa. Pośrodku dawny pałac Marii z Lubomirskich Radziwiłłowej wciśnięty pomiędzy sąsiednie budynki. Z lewej budynek wzniesiony po wojnie w miejscu dawnego zajazdu Na Lasockiem, będącego dość swobodną interpretacją dawnej zabudowy, odbudowany bez położenia tynków w latach 1952-54, zgodnie z projektem Anny BoyéGuerquin. Tynki zgodnie z projektem PKZetów, uproszczonym w stosunku do pierwotnego planu odbudowy położono dopiero w latach 1961-63. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Ulica Długa. Fragment budynku przy Długiej 28 zajmowanego dziś przez Instytut Sztuki PAN, a wzniesionego w miejscu zajazdu Na Lasockiem. Za nim oficyny i ogrodzenie dawnego pałacu Marii z Lubomirskich Radziwiłłowej. Fot. Jerzy S. Majewski

Złoty wiek pałacu miał początek na przełomie czasów saskich i stanisławowskich wraz z pojawieniem się w nim księżnej miecznikowej i trwał do jej śmierci w 1795 r. Przy nim wcześniejsze dzieje budowli bledną i nie wydają się zbyt frapujące.

Przytoczmy je zatem, jedynie pokrótce. Najsumienniej zrekonstruowała je Anna Oleńska w książeczce poświęconej siedzibie Instytutu Sztuki PAN[1]. Autorka prostuje wciąż powielane przypuszczenia prof. Marka Kwiatkowskiego, że pałacyk powstał przed rokiem 1732 na zlecenie Jana Michała Dąbrowskiego – kawalera maltańskiego[2]. Tymczasem, jak ustaliła badaczka, posesja przy dzisiejszej Długiej 26 zabudowana była już w połowie XVII w. i przez dłuższy czas należała do Baryczków, patrycjuszowskiej rodziny Starej Warszawy. Zabudowa była niszczona w dobie potopu szwedzkiego i odbudowywana. Rozciągał się tam duży ogród i stał dwór. Został on wspomniany w Rewizji z 1669 r. Nie wdając się w zawiłości prawne, po 1670 r. następnymi właścicielami byli kolejno Franciszek Kazimierz Pląskowski, podczaszy trembowiecki, także pełniący godność pisarza koronnego, po nim zaś wielki pan Krzysztof Pac, kanclerz wielki litewski.

Jak pisze Anna Oleńska, w rękach dwóch pokoleń Paców dwór przy Długiej pozostawał do 1719 r., kiedy to został przekazany w zastaw pożyczki Janowi Michałowi Dąbrowskiemu. I to z tego czasu pochodzi najstarszy, zachowany inwentarz budowli. Dowiadujemy się z niego, że pałacyk, czy też raczej dwór stał w głębi posesji i był w typie „entre cour et jardin”, czyli pomiędzy dziedzińcem a ogrodem. Dziedziniec od ulicy ujęty był po bokach oficynami i brukowany kamieniem. Pałac był parterowy z użytkowym poddaszem, centralnie usytuowaną sienią o posadzce wykładanej kamiennymi płytami. Po bokach rozlokowane zostały cztery komnaty, sklepiony skarbiec i duża izba stołowa. Miał też piwnice, a izby ogrzewane były piecami. Główne wejście ujmował kamienny portal. Z kolei w tylnej elewacji korpusu znajdowało się wejście do ogrodu pałacowego, ciągnącego się aż do ogrodu pałacu Krasińskich. Całość kryta była dachówką.

Wiemy też, że w czasie bezkrólewia po śmierci Augusta II w 1733 r. pałac został splądrowany przez wojska rosyjskie. Wreszcie w 1738 r. użytkownikiem budowli został pod zastaw 20 tys. zł. w złocie Kazimierz Dąbski, wojewoda sieradzki i stronnik króla Stanisława Leszczyńskiego. Zgodnie z umową pałac remontował, ale nie wolno mu było wznosić w nim żadnych nowych murów. Ostatni remont przeprowadził w 1763 r., czyli w czasie gdy w historii budowli pojawia się już księżna Maria Karolina z Lubomirskich Radziwiłłowa.

Zdaniem Anny Oleńskiej historia ta przekonuje, że struktura budowli pochodziła jeszcze z XVII stulecia i w swoim układzie pomiędzy dziedzińcem a ogrodem w chwili powstania była dość nowoczesna[3]. Nie znamy jej projektanta, nic też nie wiemy o tym, co najciekawsze. Życiu codziennym mieszkańców pałacu oraz jego wyposażeniu.

Księżna Maria Karolina z Lubomirskich Radziwiłłowa nabyła pałac w 1764 r. Jednak wprowadziła się do niego już w 1762 r., jeszcze w Warszawie saskiej, za panowania Augusta III. Niebawem, w dobie kolejnego bezkrólewia zakończonego elekcją Stanisława Augusta, pałac zajaśniał pełnym blaskiem elokwencji i talentów towarzyskich właścicielki. W imieniu księżnej transakcje z Tadeuszem Dąbrowskim oraz z dzierżawcą Kazimierzem Dąbskim przeprowadził Marcin Matuszewicz. Księżna zapłaciła im łącznie 115 tys., zaś od Paców wykupiła za trzy tysiące dukatów prawo dziedziczne[4]. Księżna pewnie już w 1762 r. zabrała się za urządzanie wnętrz rezydencji podług własnego gustu, zaś z chwilą gdy została jej właścicielką mogła już ją przekształcać bez ograniczeń. Na razie jednak cieszyła się wolnością.

Portret Marii Karoliny z Lubomirskich Radziwiłłowej. W zbiorach pałacu w Wilanowie. Ilustracja z Wikipedii

Warszawa. Długa 26. Rokokowe putto ze słupka bramy pałacowej. Jak opowiada znawca sztuki baroku dr Jakub Sito, powstały one na zlecenie księżnej Marii Radziwiłłowej, a ich autorem był zapewne jeden z warszawskich rzeźbiarzy pochodzenia niemieckiego. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Długa 26. Rokokowe putto ze słupka bramy pałacowej. Fot. Jerzy S. Majewski

Maria Karolina, córka Urszuli z Branickich i starosty bolimowskiego Jana Kazimierza Lubomirskiego urodziła się w 1730 r. w Głogowie Małopolskim. Jak pisał Stanisław Wasylewski, znawca losów dam epoki rokoka i klasycyzmu – jej ojciec, zmarły już w 1736 r., do wielkich zaszczytów nie doszedł. Niezbyt bogaty, pomimo rodowych ambicji nie należał też do grona wielkich panów. Co innego jej matka Urszula. Była siostrą jednego z najbogatszych magnatów, polskich hetmana Jana Klemensa Branickiego.

Maria zwana też Marianną, czy też Marychną wychowywała się zatem na opływającym w zbytki, mocno sfrancuziałym dworze Branickich w Białymstoku[5]. Było to miejsce, gdzie uczyła się kindersztuby, chłonęła sztukę, poznawała artystów i wielkie persony czasów saskich. Tam też z kalkulacji politycznych rodzina Branickich podjęła decyzję o wydaniu jej za mąż za osławionego warchoła, hulakę i rozpustnika Karola Stanisława Radziwiłła, zwanego „Panie Kochanku”. Pomimo wspaniałych uroczystości ślubnych relacjonowanych ówcześnie na łamach prasy, mariaż zaczął się fatalnie. „Pan młody nie podobał się od pierwszego wejrzenia. Oczy wprawdzie błękitne, za to włosy rude. Krok jak u klaczy tatarskiej, tabaki pełno na palcach. Mimo trzystu par sukien jakiś taki niedorobiony: ręce od ucierania nosa błyszczą niczym marmur, kapłona rozerwał ręką, pulardę jada palcami i nawet nie wie, że na czoło wypada kawalerowi plaster smołowy przylepić, aby nie było zarośnięte jak kwadrat. W językach słaby, z okrzesaniem nietęgo. Nie taki wprawdzie głupi, jak ten Hieronim Sanguszko, co trzech żon swoich na palcach zliczyć nie umiał, ale zawsze. A gdzie tknąć, mówią o nim jak najgorzej. Pono hulaka, raptus i pijanica. Podchmielony, po tatarsku wydziwia, rąbie i pali naokoło. Po co mu tam małżonka dostojnie urodzona, skoro co wieczór dziewce żadnej we wsi nie przepuści” – pisał Wasylewski. O młodym „Panie Kochanku” mówiono, że trzymał harem i nocą porywał z dworów młode szlachcianki, za dnia zaś chwilowo skruszony przepraszał swoją żonę, obdarowując ją podarkami. Gdyby Maria była potulna, mniej obeznana z wielkim światem, może by dawał się ubłagać i w poczuciu bezradności cierpiałaby latami. Miała jednak w sobie siłę.

Portret Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku” wg Konstantego Aleksandrowicza. Magnat przedstawiony jest w szafirowym kontuszu województwa wileńskiego z błękitną wstęga i gwiazdą Orderu Orła Białego. W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Ilustracja z Wikipedii

Dość szybko uciekła od męża, ponownie na dwór do Białegostoku i już trzy lata po zawarciu z nim związku w konsystorzu lwowskim rozpoczął się proces o jego unieważnienie. Ciągnął się on przez szereg lat, lecz spór w sądzie dotyczył wyłącznie spraw pieniężnych. Sprawa sfinalizowana została w 1760 r. Radziwiłł wypłacił swej małżonce 228 tys. zł. jako odszkodowanie i alimenty za czas małżeństwa. Zabawne, że w trakcie sprawy rozwodowej „Panie Kochanku” cynicznie oświadczył, że związek z Marią Radziwiłłową pchnął go ku pijaństwu i rozpuście.

Białystok. Pałac Branickich. Tu na dworze Jana Klemensa Branickiego (brata matki) wychowywała się młodziutka Maria Karolina Lubomirska. Fot. Jerzy S. Majewski

Portret Jana Klemensa Branickiego. Pałac w Choroszczy. Fot. Jerzy S. Majewski

Tymczasem na dworze Branickiego Maria zmieniała się z naiwnego dziewczątka w pewną siebie kobietę, która kazała się tytułować jako księżna miecznikowa (po francusku la princesse Marie Miesnik) „Ta mała osóbka jest zła jak tygrys, diabeł, nie kobieta!” – pisał w liście minister króla Augusta III Henryk Graf von Brühl. Nie dla wszystkich jednak taka była.

W jednej z fraszek Elżbiety Drużbackiej powstałych na dworze w Białymstoku pojawia się jako zalotna nimfa. Wdała się też w płomienny też romans z posłem króla francuskiego, François Michelem Durandem de Distroff, „światowcem doskonałego stempla, wytwornisiem dernier cri [zgodnie z ostatnim krzykiem mody], a przede wszystkim dyplomatą szkoły kardynała de Richelieu. Błyszczał fryzurą, żabotami i najmilszą edukacją. Deklamował ustępy z poematów Woltera, nawet te, które spod pras nie wyszły, znał romanse dam wytwornych, nawet te, o których jeszcze w antyszabrach nie mówiono” – pisał Wasylewski.

Po tej edukacji, już jako wolna rozwódka księżna Maria przeniosła się do Warszawy osiadając we własnym pałacyku przy ulicy Długiej. Fronton budynku demonstracyjnie ozdobiła herbem panieńskim Szreniawa Lubomirskich.

Warszawa. Długa 26. Herb Lubomirskich zdobiący tympanon w fasadzie korpusu pałacowego. Fot. Jerzy S. Majewski

Pieniądze na zakup i remont pałacyku w znacznym stopniu pochodziły z odszkodowania od byłego męża. Księżna miecznikowa zasłynęła zresztą z dbania o swoje interesy finansowe. Niemal też do końca życia procesowała się o różne, jej zdaniem należne jej spadki. Być może do wykańczania modernizowanych, a w latach późniejszych przebudowywanych wnętrz pałacowych „pożyczała” jakichś artystów i rzemieślników z dworu Branickich. Wiemy na przykład, że do wuja Jana Klemensa Branickiego w 1764 r. zwracała się z prośbą o użyczenie wapna zgormadzone przez niego przy „fabryce” jego warszawskiego pałacu. Było ono jej potrzebne do wykończenia jadalni.

Bernardo Bellotto zwany Canaletto. „Pałac Rzeczypospolitej”. 1778. Na tym fragmencie obrazu Canaletta, ukazującym Pałac Rzeczpospolitej i dziedziniec przed nim, pośrodku widać dość wysoki, czterospadowy dach rezydencji księżnej Marii Karoliny Radziwiłłowej. Bryła jest prosta, bez alkierzy. Już po tym czasie został dokonana rozbudowa pałacyku. Obraz w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie

Kryty dachówką, najeżony wysokimi kominami dach korpusu pałacowego widzimy na obrazie Canaletta „Pałac Rzeczpospolitej” z 1778 r. Korpus jest na nim zwarty, bez alkierzy, a to oznacza, że mniej lub bardziej gruntowna przebudowa rezydencji miała miejsce już po 1778 r. i zdaniem Anny Oleńskiej przed rokiem 1790. Zacytujmy badaczkę. „W efekcie przebudowy powstał klasycystyczny pałac o zwartej bryle z płytkimi tylnymi alkierzami i o oszczędnej dekoracji zewnętrznej. Był piętrowy, z drugą niższą kondygnacją w formie mezzanina, podpiwniczony, dziewięcioosiowy w fasadzie i dwunastoosiowy od ogrodu. Horyzontalność podkreślało pasowe boniowanie parteru i silne gzymsy, kordonowy i wieńczący”[6].

Warszawa. Długa 26. Elewacja tylna korpusu dawnego pałacu Marii Karoliny Radziwiłłowej. Elewacja wychodząca niegdyś na ogród ujęta jest po bokach alkierzowymi ryzalitami bocznymi, niewidocznymi jeszcze na obrazie Canaletta. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Długa 26. Elewacja tylna korpusu dawnego pałacu Marii Karoliny Radziwiłłowej. Widoczny na zdjęciu ogród z kwaterami, to dziś fragment parku Krasińskich. Został on odtworzony po drugiej wojnie światowej, w trakcie zakrojonej na dużą skalę renowacji ogrodu w drugiej połowie pierwszej dekady XXI w. Fot. Jerzy S. Majewski

Księżna przyjmowała w salonie, urządzała bale. Czy była piękna? Sądząc z jej portretu przechowywanego w zbiorach pałacu w Wilanowie, a powstałego w czasie, gdy była już w dość zaawansowanym wieku – raczej nie. Ale musiała mieć w sobie to coś. W czasie gdy kupiła pałac przy Długiej, wciąż była młoda. Była przy tym niezależna, wolna, zamożna, zadbana i interesująca intelektualnie. „Łączyła w sobie dumę Rzymianki z lekkością Francuzki”. Rozmawiała w kilku językach i obdarowana była licznymi talentami. Trudno się dziwić, że stała się obiektem zabiegów niejednego galanta. Aż doszło do najsłynniejszego z jej romansów. Oddajmy ponownie głos Stanisławowi Wasylewskiemu. Jeszcze w czasie bezkrólewia w 1764 r. ówczesny poseł dworu wiedeńskiego w Polsce, hrabia Florimont-Claude de Mercy-Argenteau wprowadził do (nie przebudowanego jeszcze) pałacu przy Długiej młodego człowieka poznanego w Petersburgu. „Zebrana w salonach socjeta usłyszała obfite i słodko brzmiące tytuły, które pan Mercy recytował: le chevalier Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre. A nikt z obecnych (…) nie wiedział, że właśnie w tej chwili jeden z najświetniejszych, przyszłych pisarzy Francji poznawał jedyną miłość swojego życia, która później przez długie lata będzie nim władała. (…) Damy osadziły z miejsca, że czuć go na milę miłością, że arcypowabnie formuje lazurowych oczu spojrzenia, że nosi piórka pachnące i zwierciadełka kieszonkowe. (Nie wiedzą, że ma w kieszeni pięć dukatów całego majątku). Nazywa się rozkosznie, och jak rozkosznie. (Nie wiedzą, że te obfite tytuły nie ze wszystkiem przynależą panu kawalerowi). Niesie ze sobą woń najpierwszych salonów Paryża i wysokiej szlachty (któżby przypuszczał, że jest synem poczmistrza z Hawru!). Damy osądziły jeszcze, że jest tak prześlicznie smutny i zmęczony. (…) Tymczasem pan kawaler zapomniał od razu o swych smutkach (…) Zakochał się jak student od pierwszego wejrzenia” – pisał Wasylewski.

Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre już w zdecydowanie starszym wieku. Ilustracja z Wikipedii

Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre, dziś znany jest jako wybitny pisarz francuski, podróżnik i przyrodnik, a także przyjaciel Jana Jakuba Rousseau, który podzielał poglądy swego sławnego przyjaciela na naturę i cywilizację. Zapewne temat ten pojawiał się w rozmowach prowadzonych przez niego w salonie pałacu Lubomirskiej.

Po latach Francuz zasłynął powieścią sentymentalną „Paweł i Wirginia”, z którą ponoć nie rozstawał się Napoleon na Wyspie św. Heleny. Cały ówczesny świat czytał historię miłości idealnej, osadzonej gdzieś na tropikalnej wyspie, a la princesse Marie Miesnik była heroiną powieści. W Polsce Saint-Pierre spędził ostatecznie dwa lata, głównie w ramionach księżnej Marii. Arystokratka umilała mu pobyt, on zaś swoje obserwacje z Rzeczpospolitej zawarł w szkicu „Podróż po Polsce”. Ostatecznie zerwała z nim, gdy jak to opisał Wasylewski „Miała już dość niebieskich oczu i cukierkowych słów pana kawalera. Zachwyty nad kwiatkiem i kamyczkiem, czułe tyrady o nieskończonej łasce przyrody, o niebiańskich słodyczach miłości zaczynały ją srodze nudzić. A przy tym zaczęto mówić o ich związku więcej niż należało. By zerwać, użyła właśnie tego argumentu: reputacja, familia, względy rodowe, mamusia! Użyła z zupełnym powodzeniem, gdyż zarówno pan Bernardin de Saint-Pierre, jak i jego przyjaciel i biograf p. Aimé Martin uwierzyli skrupułom święcie” – czytamy[7]. Z drugiej strony ze łzą w oczach pisał on później w listach o niewiernych Sarmatkach.

Księżna w pałacu mieszkała przez niemal całe panowanie Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król wraz z członkami jego dworu bywał u niej w salonie. Podzielała jego zainteresowania artystyczne, znała jego zamiłowania do kolekcjonowania rycin i sztychów. On sam musiał się nią fascynować, skoro kazał namalować jej portret nadwornemu malarzowi Ludwikowi Marteau i zawiesił go w swoim gabinecie obok portretów Ignacego Krasickiego i Adama Naruszewicza.

Warszawa. Długa 28. Ogrodzenie dawnego pałacu księżnej Marii Z Lubomirskich Radziwiłłowej. Fot. Jerzy S. Majewski

Marcello Bacciarelli. Portret Stanisława Augusta z klepsydrą. Król bywał na przyjęciach i w salonie księżnej miecznikowej przy ul. Długiej. Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot. Jerzy S. Majewski

Jak z tego widać, w pałacu księżnej raczej nigdy nie bywało nudno. Panowała w nim atmosfera intelektualna i artystyczna. Pominąwszy klasyczne śniadania, obiady czy bale. Przyjmowano też i bawiono się w ogrodzie. Urządzano w nim tak modne w XVIII wieku fajerwerki. Jedno z takich przyjęć, o których wiemy, miało miejsce 23 lipca 1764 r. z okazji imienin Krystyny Sanguszkówny.

Wreszcie w rezydencji urządzane były spektakle Théâtre de Société. Przypomnijmy tu, że pod tą nazwą kryje się instytucja prywatnych przedstawień teatralnych tworzonych i dawanych w środowiskach arystokracji. Stanowiły rodzaj zabawy towarzyskiej i artystycznej. Stały się też fundamentem dla salonów towarzyskich, artystycznych i literackich dobrze znanych z drugiej połowy wieku XVIII w. i pierwszej XIX stulecia. Księżna sama czynnie uczestniczyła w życiu towarzyskim i artystycznym stanisławowskiej Warszawy. W jednym z listów z 20 listopada 1765 r. pisała m.in. o premierze komedii „Natrętnicy”, powstałej z inicjatywy Stanisława Augusta[8].

Delafue. Miniatura w wyobrażeniem damy grającej na gitarze. 1769. Takie scenki zapewne można było ujrzeć w salonie księżnej miecznikowej. Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot. Jerzy S. Majewski

Księżna była bez wątpienia patriotką. Wspierała konfederatów barskich, a już u schyłku życia, w 1794 r. na cele insurekcji kościuszkowskiej złożyła niebagatelna sumę trzech tysięcy złotych dukatów oraz ufundowała dwanaście lanych armat. Zmarła bezdzietnie 10 stycznia 1795 r. Kilka miesięcy później ostatecznie upadła Rzeczpospolita.

Już w dobie panowania pruskiego opustoszały pałacyk księżnej pani przechodził w ręce spadkobierców. Jerzego Lubomirskiego i Amelii hr Desalleurs Boufflers, sukcesorów Henryka Lubomirskiego i Krystyny Potockiej. Potem Jana Grzymały Ostrowskiego i jego żony Teresy z Orsettich. Wreszcie w 1800 r., już w dobie panowania pruskiego dawną rezydencję księżnej nabył cukiernik Antoni Baldi[9]. Do Polski przybył ze Szwajcarii i był jednym z całego szeregu Szwajcarów, który jeszcze za czasów panowania Stanisława Augusta przyczyniali się do budowy fundamentów sztuki cukierniczej w Warszawie. Ożenił się z Polką, Zuzanną z Burskich i spolonizował się. Z ulicą Długą związany był od schyłku lat 80. XVIII w., kiedy to w pobliskiej kamienicy „Na rurach” (Długa 30) prowadził świetnie prosperujący lokal. Miejsce to upodobali sobie kupcy, zawierający w nim umowy ze szlachtą m.in. na zakup od nich zboża.

Zdaniem Antoniego Magiera, rozmowy handlowe toczono przy ponczu. U Baldiego ten aromatyczny napój podawano w ogromnych szklankach. Był on przy tym solidnie wzmocniony arakiem, czyli alkoholem o anyżowym posmaku, otrzymywanym przez destylację sfermentowanego zacieru ryżowego lub daktylowego z dodatkiem melasy z trzciny cukrowej[10]. Każdego dnia wypijano tu od dwustu do pięciuset szklanek ponczu. Jak obliczono, pewien bywalec Baldiego, Francuz Goulet w ciągu dwunastu lat miał ponoć wydać dwa tysiące dukatów, fundując niemal każdego dnia „ponczyki zasiedziałej kompanii”. Inną specjalnością cukierni były „wyborne karmelki”, po które damy posyłały do Baldiego swoją służbę. Bez wątpienia przed 1795 r. posyłała po nie także księżna miecznikowa. I to, zdaniem Magiera, ze sprzedaży tych dwóch produktów, ponczu i karmelków cukiernik uzbierał wystarczający kapitał, aby nabyć opuszczony pałac.

Po zakupieniu pałacu Baldi z domu „Na rurach” przeniósł swój lokal w nowe miejsce. Być może przez gwar kawiarnianych rozmów i pertraktacji przenikał świergot ptaków trzymanych w zawieszonych klatkach. Jan Baldi był zapalonym amatorem ornitologii i kolekcjonerem ptaków. Bywał też stałym klientem handlarza ptakami z Zapiecka, gdzie ponoć chadzał co niedzielę.

Zmiany nastąpiły też w samym pałacu. Pełen, ceglany mur dziedzińca został zastąpiony nowym ażurowym z metalowych sztachet, inspirowanym ogrodzeniem wokół ogrodu Krasińskich, zaś w zwieńczeniu bramy w kratę wtopiony został inicjał właściciela „AB” – Antoni Baldi.

Warszawa. Długa 26. Odtworzone po drugiej wojnie światowej ogrodzenie pałacu. Jego wymiana z murowanego na ażurowe, metalowe miała miejsce w czasach Baldiego. Po wojnie rozebrano też wtórny, parterowy domek stojący w miejscu ogrodzenia na prawo od bramy. Fot. Jerzy S. Majewski

Warszawa. Długa 26. Inicjał „AB” w zwieńczeniu ogrodzenia pałacu. Fot. Jerzy S. Majewski

Fragment planu Warszawy Korpusu Inżynierów Wojskowych z 1825 r. Widać plac Krasińskich z opisanym gmachem teatru oraz pałacu Krasińskich (Rzeczpospolitej) oraz za nim z ogrodem Krasińskich. U dołu, pośrodku oznaczony numerem hipotecznym 550 dawny pałac księżnej Marii Radziwiłłowej, teraz znajdujący się w rękach cukierników Baldich. Widać dziedziniec ujęty bocznymi oficynami oraz korpus z alkierzami z tyłu budynku. Za budynkiem zaznaczony niewielki ogród o czterech kwaterach. Z lewej od pałacu pod numerem hip 551 zajazd na Lasockiem, z prawej pod nr hipotecznym 549 zrekonstruowany po wojnie budynek Ceł Koronnych. Fot. Jerzy S. Majewski

W roku 1817, po śmierci Jana Baldiego lokal odziedziczył jego syn – Józef Baldi. Przejął talenta kupieckie i cukiernicze oraz zawód po ojcu, nadal prowadził kawiarnię i cukiernię. Była już ona jednak inna. Odnowił ją. Zmodernizował i zmienił nazwę na „Kawę pod Kopciuszkiem”. W środku nie było już ptasich klatek. Stanęły nowe meble oraz stoły bilardowe. Te drugie miały stać się nieodłącznym atrybutem każdej kawiarni przez niemal całe stulecie. U Józefa Baldiego znalazła się też sala zielona „dla gości nie lubiących tytoniu”, a także sala błękitna i bufetowa. Jak można się przekonać z „Kuriera Warszawskiego”, w cukierni nadal polecano słodkości i poncz. Ale można było też tutaj zjeść. Serwowano między innymi „szynkę, ozór, pekelfleisz, ser, masło młode i bułki siedleckie”. Cukiernia ta była czynna od piątej rano do późnych godzin wieczornych[11].

Jej wygląd z roku 1826 opisywał Antoni Magier: „Poszedłem do Baldiego. Pokoiki bardzo porządne, przystrojone włoskimi obrazami, kawa nie najlepsza; wziąłem gazetę do czytania, ale świca zaczęła mi migać od wiatru uwijających się dziewcząt po pokoju, chociaż prawie nie było nikogo z gości”[12]. W kawiarni wykładano wszystkie gazety wydawane w tym czasie w Warszawie. Pojawiały się też gazety zagraniczne. Chętnie je czytano, choć docierały do Warszawy z dużym opóźnieniem.

Cukiernia Baldiego w dziejach Warszawy zapisała się w tym czasie jako miejsce gremialnie odwiedzane przez aktorów, literatów, muzyków, kompozytorów. Uważana jest za bodaj pierwszą w Warszawie kawiarnię literacką. Zresztą już sama nazwa nawiązywać miała do opery Gioacchina Rossiniego do libretta Jacopo Ferrettiego „Kopciuszek, albo triumf dobroci”. Zdaniem Wojciecha Herbaczyńskiego, pomysł Józefa Baldiego był dobry. „Szyld wpadał w oko, przyciągał ludzi z wyobraźnią. Jeden z bywalców, którzy odwiedzali kawiarnię w jej najwcześniejszych czasach, opowiada, że była wypełniona od ósmej rano do dziewiątej wieczór. Schodzili się tam gracze w domino i szachy. Ale obok nich poważne grono rozprawiających i czytających gazety”[13]. Tu do najwcześniejszej publiczności kawiarni należeli członkowie towarzystwa literackiego Iksów. Działającego w latach 1815 do 1819 r. i złożonego z autorów recenzji teatralnych. Publikowali na łamach „Gazety Warszawskiej” oraz „Gazety Korespondenta Warszawskiego”. Być możne niektóre ich recenzje powstawały bezpośrednio w kawiarni Baldiego. Dodajmy, że innym miejscem, gdzie się zbierali był arystokratyczny salon literacki w pałacu ministra Tadeusza Antoniego Mostowskiego przy ul. Przejazd. Zapewne spośród członków towarzystwa Iksów w kawiarni próżno było szukać członkiń „Iksów”. pięknej Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej, właścicielki Pałacu Błękitnego, czy jej siostry Marii z Czartoryskich księżnej Wirtemberskiej. Ale zapewne bywali tu i Julian Ursyn Niemcewicz, i Kajetan Koźmian, i Tadeusz Matuszewicz z Franciszkiem Dzierżykraj Morawskim oraz Michałem Wyszkowskim.

Wówczas i w latach późniejszych przed powstaniem listopadowym bywali też inni. Wymieńmy kilka znanych nazwisk aktorów oraz tuzów ówczesnego świata muzyki i literatury warszawskiej. Bywał tu zatem poeta i krytyk literacki Kazimierz Brodziński, autor głośnej w swoim czasie rozprawy „O klasyczności i romantyczności”, Ludwik Osiński, dyrektor Teatru Narodowego, Józef Elsner, nauczyciel i przyjaciel Fryderyka Chopina, kompozytor, czy też przez pewien czas wydawca pierwszego w Polsce miesięcznika nutowego „Wybór Pięknych Dzieł Muzycznych i Pieśni Polskich”. Sam Fryderyk Chopin w końcu lat 20. XIX w. także odwiedzał Kopciuszka, skoro po swoim występie w Teatrze Narodowym 17 marca 1830 r. pisał w liście do Tytusa Woyciechowskiego, że chciałby być u Kopciuszka, by usłyszeć „debata”, jakie musiały toczyć się o jego osobę[14].

Portret Ludwika Osińskiego. Litografia Rudolfa Flecka

W Kopciuszku bywali też Karol Kurpiński, kompozytor, który do dziś jest pamiętany jako autor melodii Warszawianki, czy Ludwik Adam Dmuszewski, aktor, reżyser, dramatopisarz, przez pewien czas dyrektor Teatru Narodowego oraz dziennikarz, wreszcie od 1822 r. wydawca i redaktor naczelny „Kuriera Warszawskiego”. Dla niego „Kawa pod Kopciuszkiem” była miejscem zdobywania niejednej informacji, potem zamieszczanej na łamach należącego do niego dziennika. Zresztą i sam Baldi zamieszczał na łamach pracy anonsy reklamujące kawiarnię. Podawano w nich aktualny jadłospis.

Portret młodzieńca z 1830 r. autorstwa nieokreślonego pastelisty. Tacy młodzieńcy wypełniali przez powstaniem listopadowym warszawskie kawiarnie. Warszawa. Muzeum Narodowe. Fot. Jerzy S. Majewski

Kawiarnia pod Kopciuszkiem działała, póki żył Józef Baldi. Po jego śmierci została zamknięta. Od roku najmniej 1835 r. mieściła się tu restauracja Rogalskiego. I ona reklamowała się na łamach „Kuriera Warszawskiego”: „Jutro na śniadanie: Polędwica szpikowana, baranina à la sarna, pieczeń wołowa z rożna, kurczę pieczone, kotlety z groszkiem i rakami, kapusta faszerowane, zupa rumia. Kolacja: zrazy à la nelson z pieczarkami, kotlety bite z sosem estragonowem, klopsy” – czytamy w anonsie z 1 lipca 1835 r. Dzień później Rogalski polecał:” Jutro (w piątek) na śniadanie: jesiotr z rożna z sałatą, szczupak z sosem i smażony, sandacz z jaja, karp na szaro, węgorz z sosem tarty, pierogi gryczane ze śmietaną, mózgi cielęce smażone z marchwią, zupa rybna, barszcz ze śmietaną. Kolacja: kalafiory z sosem lub z masłem, raki faszerowane i ryby” – w piątek obowiązywał post i mięso zastępowały dania z ryb[15].

Z kolei w niedzielę: „Na śniadanie: gęsi młode z mizerią lub sałatą, kaczki młode z rożna z wiśniami, polędwica à la zając, schab z rożna, flaki, gołąbki po wiedeńsku, wątróbka cielęca szpikowana z groszkiem. Zupa rakowa, rosół. Kolacja: kotlety bite cielęce z groszkiem, kurczęta z rożna i ze śmietaną i inne potrawy[16]. Jak widać z tych anonsów, kuchnia u Rogalskiego była bardzo zróżnicowana i dość wszechstronna. Dodajmy tu jeszcze anons zamieszczony kilka lat później, w 1842 r.: „Na śniadanie kapłon z rożna, kwiczoły, pieczeń cielęca, potrawa z pulard, flaki z pieca, kotlet cielęcy, zrazy nelsońskie, rozbratel wiedeński i inne potrawy”. Dodatkową atrakcją były występy familii Hill, mającej śpiewać w czasie śniadania oraz obiadu[17]. W tym samym 1842 r. na parterze po lewej stronie działała „fruktyernia” restauratora Karola Radlińskiego[18].

Po rodzinie Baldich pałacyk należał m.in. do Wojciecha Sommera, później zaś przez wiele lat do innego znaczącego browarnika Ludwika Naimskiego. Potem jeszcze kilkukrotnie zmieniał właścicieli, należąc m.in. do Aleksandra Schellera, na przełomie XIX i XX w do Ksawerego Głodzińskiego, zaś w latach 20. XX w. do Mojżesza Kahana.

Te zmiany właścicieli z rąk księżnej pani w ręce mieszczan i kupców komentował w 1918 r. historyk Aleksander Kraushar w jednym ze swoich znakomitych, varsavianistycznych felietonów na łamach „Tygodnika Illustrowanego”: Rezydencja „podzieliła los wielu pałaców przy Canale Grande w Wenecyi, które ongi były własnością dumnych dożów, a następnie przeszły w posiadanie mniej arystokratyczne”[19].

Dawna rezydencja zmieniła się już wówczas w kamienicę czynszową z oficynami zajmowanymi przez rozmaite warsztaty. Na osi środkowej korpusu pałacowego przebity był przejazd bramny, wiodący na drugie podwórko, w jakie zamienił się dawny ogród pałacowy. Już w 1822 r. w lewej części ogrodu, szczytem do kamienicy na Lasockiem przy Długiej 28 zbudowana została duża, piętrowa oficyna. Anna Oleńska wylicza bawarnie i inne lokale wystawiające stoliki w dawnym ogrodzie. Stała tam nawet altana. I tak były to m.in.: winiarnia Józefa Wolffa dzierżawiącego od 1842 oficynę przylegająca do ogrodu, następnie od 1850 piwiarnia „Nowa Bawaria” prowadzona przez Augusta Wolffa i od 1875 winiarnia Jana Iwaszkiewicza. U schyłku XIX w. ogród przestał już zupełnie istnieć. W głębi w poprzek niego stanęła trzypiętrowa oficyna poprzeczna i z jej boków od strony drugiego podwórka dwie równie wysokie, 5-osiowe oficyny boczne. Z kolei układ przestrzenny dziedzińca został zakłócony parterowym budynkiem ciągnącym się od bramy do prawej oficyny bocznej. Przetrwała ona aż do 1944 r.

Cofnijmy się jeszcze w czasie. Od 1853 r. na posesji pałacowej działał cieszący się znakomitą opinią Zakład Litograficzno Artystyczny. Z czasem, w 1862 na tej samej posesji ulokował się zakład dagerotypowy Maksymiliana Fajansa. Działał tu przez kilka lat. W tamtych czasach działalność zakładów fotograficznych była niezwykle dochodowa i przynosiła właścicielom ogromne zyski. Marka Maksymiliana Fajansa była na tyle znana, że już w 1866 zebrał on tak wiele pieniędzy, że mógł za nie przystąpić do budowy nowej kamienicy. I to nie byle gdzie, bo przy Krakowskim Przedmieściu 52, naprzeciwko nowo wytyczonego skweru Konstantynowskiego (dziś Hoovera). Dodajmy jeszcze, że już później, w początku lat 70. Fajans zatrudniał w swoim zakładzie aż trzydziestu pracowników i miał 40 tysięcy rubli rocznego obrotu[20].

Z kolei jeszcze przed pierwszą wojną światową mieścił się tu zakład fotograficzny A. Kahana, zapewne krewnego właściciela pałacu. Czasy były już inne i zakład ten nie osiągnął nawet części tej sławy, jaką cieszył się zakład Fajansa. Wnętrze zakładu Kahana w roku 1911 zostało przekształcone zgodnie z projektem Oborskiego[21]. Tuż obok działały fabryczka obuwia czerskiego, skład przyborów wojskowych Skotnickiego. Jedną z oficyn zajmowała spora wytwórnia kajetów, ksiąg handlowych i notesów „Orzeł”. Jak zwierzał się właściciel w sponsorowanym tekście na łamach „Tygodnika Illustrowanego”, starał się on produkować stosunkowo tanie zeszyty i kajety wyłącznie z wysokiej jakości papieru krajowego. Zeszyty te sprzedawane były w cenie po 1,5 kopiejki za sztukę. „Za tak niską cenę jesteś w stanie produkować Pan kajety już w okładkach? – dopytywał dziennikarz Tygodnika T. Marecki. – „Tak jest. Otrzymując papier z pierwszych źródeł, jestem w stanie dostarczyć towar najtańszy, a zarazem najlepszy” – odpowiadał producent. Pytany o brak w jego zeszytach „premii” w postaci obrazków, kalkomanii czy pieczątek, zapewniał, że jest nieprzyjacielem stosowania tego rodzaju chwytów reklamowych. „W moich kajetach nabywca nie znajdzie nic oprócz bibuły”, oświadczał.

W latach międzywojennych w budynku mieściły się siedziby licznych firm i instytucji. M.in. biura i domy agenturalne Daniela Landaua oraz do S. Kapłuna. Istniał tu skład papieru Stefana Krygiera i spółki, magazyn bławatny Kuczyńskiego i Więckowskiego, a także handel win i towarów kolonialnych Antoniego Jaźwieńskiego (dawniej Bracia Wnorowscy)[22].

Warszawa. Długa 46. Widok na bramę oraz oficyny boczne pałacu podczas okupacji niemieckiej w 1942 r. W prawej oficynie widać witrynę sklepu z naczyniami kuchennymi. Dalej widać ciągnący się wzdłuż ogrodzenia parterowy budynek. Uwagę zwraca też nieistniejąca już dziś, szpetna ściana szczytowa kamienicy dawnego zajazdu na Lasockiem przy Długiej 28. Fot. Archiwum Państwowe Warszawy, Referat Gabarytów

Pałac został zniszczony w 1944 r. w czasie powstania warszawskiego. Budynek całkowicie spłonął. Czy stało się to jeszcze w trakcie walk, czy może już po upadku Starówki w 1944 roku? Runęły do wnętrza spalone stropy. Zawaliły się ściany wewnętrzne i ściana tylna korpusu. Przetrwała jednak wypalona fasada, zniszczona jedynie w niewielkich fragmentach. Pożar zniszczył również oficyny boczne, choć ich elewacje od ulicy nadal stały. Wreszcie ocalało ogrodzenie wraz z murowanymi słupkami bramy. Barokowe putta pozostały niemal nietknięte. Można było odnieść wrażenie, że stały na straży zabytku. Odkute w piaskowcu, były jednak bezradne nie tylko wobec ognia, który pochłonął budowlę, ale też powojennych szabrowników. Ci ukradli pochodzące jeszcze z czasów Baldiego żelazne wrota bramy. Na szczęście nie zrabowano wówczas zwieńczenia z inicjałem „AB” Antoniego Baldiego.

Warszawa. Długa 26. Pomiar zrujnowanej fasady Pałacu Marii Radziwiłłowej. 1947. Il. za Anna Oleńska, Instytut Sztuki PAN, IS PAN, Warszawa 2007., s. 55

Aż do 1947 r. budowla pozostawiona była sama sobie. Wreszcie na zlecenie Biura Odbudowy Stolicy dokonano częściowego odgruzowania budynku oraz zabezpieczenia jego murów. Stało się to z myślą o jego przyszłej odbudowie. Jak ustaliła Anna Oleńska pierwszy projekt koncepcyjny odbudowy tego fragmentu Długiej z przeznaczeniem na siedzibę Instytutu Kultury powstał wiosną 1949 r. Jego autorami byli Zbigniew Wapiński i Jerzy Gajewski. Podstawą do odbudowy stał się powstały w 1950 r. projekt Mieczysława Kuzmy, Jerzego Brabandera i Zbigniewa Kropisza[23]. Prace przy odbudowie zabytku musiały ruszyć w tymże 1950 r., skoro już w styczniu 1951 r. tygodnik „Stolica” donosił, że pałac Radziwiłłowej przeznaczony na Państwowy Instytut Sztuki stoi już pod ceramicznym dachem[24]. Lewą oficynę boczną odbudowano w latach 1952-54, zaś prawą dopiero na początku lat 60. XX w. i to na cele mieszkalne. Prace przy pełnej rekonstrukcji ogrodzenia, połączone też z rozbiórką stojącego przy nim parterowego domku ukończono około roku 1962.

Fasada korpusu głównego została zrekonstruowana z duża wiernością, na podstawie pomiarów BOS-u. Z tą jedynie różnicą, że istniejący tu przed zniszczeniem przejazd bramny na osi został jedynie zaznaczony płytką niszą, w której znalazły się drzwi do sieni. Zresztą likwidacja przejazdu bramnego, przywrócenie w niej sieni i zaprojektowanie z niej wejścia na reprezentacyjne, tzw. francuskie schody to najważniejsza zmiana w budynku. Zresztą korzystna i nadająca temu bądź co bądź biurowemu dziś wnętrzu wrażenie uroczystej reprezentacyjności. W końcu przecież był to niegdyś pałac wielkiej pani.

Warszawa. Długa 26. Środkowa część korpusu dawnego pałacu Marii Radziwiłłowej. W miejscu przedwojennego przejazdu bramnego widać półkoliście zamknięta płycinę. Widoczne zmiany w sylwetce budynku miały miejsce po 1991 r., kiedy to w rezultacie adaptacji pomieszczeń strychów na cele biurowe w dachach w miejscu delikatnych okienek powiekowych wyrosły lukarny, dość prostackie w swojej formie. Zapewne dziś mogłyby tu powstać zamaskowane pod dachówką okna połaciowe. Fot. Jerzy S. Majewski

[1] Anna Oleńska, Instytut Sztuki PAN, Zarys historii warszawskiej siedziby, ISPAN, Warszawa 2007.

[2] Marek Kwiatkowski, Architektura mieszkaniowa Warszawy, PIW, Warszawa 1989, s. 74.

[3] Anna Oleńska, Instytut Sztuki PAN, Zarys historii warszawskiej siedziby, ISPAN, Warszawa 2007, s. 33.

[4] Marcin Matuszewicz, Diariusz życia mego, t. II 1758-1764, Warszawa 1986, s. 620-621, por. też Anna Oleńska op.cit.

[5] Stanisław Wasylewski, Romans prababki (edycja współczesna), wyd. Inicjał, Warszawa 2018, s. 10-67.

[6] Anna Oleńska, Instytut Sztuki PAN. IS PAN, Warszawa 2007, s. 35.

[7] Stanisław Wasylewski, Romans prababki (edycja współczesna), wyd. Inicjał, Warszawa 2018, s. 39-40.

[8] Listy do J. Kl. Branickiego i do ks. Betańskiego. Zebrał i ułożył K. Waliszewski, Niwa, 1883, s. 463.

[9] Archiwum Państwowe Warszawy, księga hipoteczna HIP 550. Sygn. 556.

[10] Antoni Magier, Estetyka miasta stołecznego Warszawy, Wrocław, Warszawa.Kraków 1963, s. 163.

[11] „Kurier Warszawski” 1821, nr 194, s. 2

[12] Antoni Magier, Estetyka miasta stołecznego Warszawy, Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków 1963, s. 57.

[13] Wojciech Herbaczyński, W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich, Veda, Warszawa 2005, s. 75.

[14] Korespondencja Fryderyka Chopina, tom I, 1816-1831, oprac. Zofia Helman, Zbigniew Skowron, Hanna Wróblewska-Straus, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010, s. 336.

[15] „Kurier Warszawski” 1835, nr 172, s.908

[16] „Kurier Warszawski” 1835, nr 173, s. 912

[17] „Kurier Warszawski“ 1842, nr 4, s.24.

[18] Anna Oleńska, Instytut Sztuki PAN, IS PAN, Warszawa 2007, s. 48.

[19] Aleksander Kraushar, Z dziejów Warszawy, Dwa zapomniane pałace przy ul. Długiej, Tygodnik Illustrowany” 1918, nr 18, s. 209.

[20] Maria Ziętkiewicz, W służbie nowoczesności. Fotografia w Warszawie w latach 1864-1883, IS PAN, Warszawa 2024, s. 41.

[21] „Wiadomości Budowlane 1911, nr 4, s.73

[22] Spis abonentów sieci telefonicznej m.st. Warszawy P.A.S.T. Rok 1939/40, Warszawa 1939.

[23] Anna Oleńska, Instytut Sztuki PAN, zarys historii warszawskiej siedziby, ISPAN, Warszawa 2007.

[24] Ulica Długa w odbudowie i przebudowie, „Stolica” 1951, nr 2, s. 7.