Nazwisko malarza Tomasza Dolabelli kojarzy mi się głównie z obrazami o rozmiarach boiska. Siłą rzeczy na wystawie „Dolabella. Wenecki malarz Wazów”, urządzonej na Zamku Królewskim w Warszawie aż tak ogromnych płócien nie zgromadzono. Obrazy w rodzaju „Bitwy pod Lepanto” o rozmiarach 3×6,5 metra nie bardzo miałyby się gdzie pomieścić. Za to prezentacja przyniosła szereg nowych atrybucji.
Obrazy dotąd przypisywane Dolabelli zostały wykreślone z jego dorobku. Inne, nieznanego autorstwa, zostały uznane za jego prace.
Kim był Dolabella? Uważany jest za jednego z najważniejszych malarzy działających w Krakowie w pierwszych dekadach XVII wieku oraz związanych z dworem polskich Wazów (krakowskim i warszawskim), Zygmunta III, Władysława IV i Jana Kazimierza. Malarz ten wywarł duży wpływ na malarstwo w Polsce pierwszej połowy XVII stulecia. Jednoznacznie też kojarzy się z Rzeczpospolitą epoki wazowskiej, a jego wystawa zdaje się być kontynuacją znakomitych prezentacji, jakie miały miejsce na Zamku w ubiegłym Roku Wazowskim.
Przeczytaj też: Porwanie ze świata Wazów. Wystawa na Zamku Królewskim w Warszawie
Dolabella malował zarówno większe, jak i mniejsze kompozycje dla zakonów m.in. dominikanów, kamedułów czy cystersów, a także realizował zlecenia dworu, malując i wykonując m.in. bogate, drewniane stropy ramowe do rezydencji królewskich od Wawelu, poprzez podkrakowski Łobzów, po rezydencje Wazów w Warszawie. Urodził się około 1570 r. w Belluno w ówczesnym Veneto. Uczył i stał się ukształtowanym artystą w Wenecji, terminując w pracowni dość konserwatywnego epigona manieryzmu – Antonia Vassilacchiego zwanego Aliensem (ucznia Paolo Veronese i Jacopo Tintoretto).
Wiadomości dotyczące jego życia i kariery przekazał Carlo Ridolfi, który w 1648 r. opublikował dzieło poświęcone weneckim malarzom (zaprezentowane na wystawie na Zamku Królewskim). Jak pisał Ridolfi, Dolabella był ulubieńcem Vassilacchiego, który uważał go za jednego ze swoich najzdolniejszych uczniów. Jak opowiada kuratorka wystaw dr Magdalena Białonowska, potwierdzoną pracą Dolabelli sprzed jego wyjazdu do Polski jest malowidło na stropie w Sala dei Pregadi w weneckim Pałacu Dożów. Powstało w 1595 r. Kilka lat później, w 1598 r. Dolabella przybył do Krakowa zaproszony na dwór Zygmunta III Wazy z polecenia swego mistrza. Prowadził m.in. prace malarskie we wnętrzach Wawelu, projektując prawdopodobnie stropy. Jak uważa Jerzy Żmudziński, badacz twórczości malarza, zapewne spłonęły one w pożarze w roku 1702.
Pozycja Dolabelli jako malarza królewskiego była bardzo wysoka. Wyższa od pozycji członków krakowskiego cechu malarzy, a jego umiejętności zapewne bez porównania większe. Z czasem Dolabella wrósł w miejscowe środowisko. Ożenił się w 1606 r. z Agnieszką, córką Andrzeja Piotrkowczyka. Teść malarza był wydawcą i już z tego tytułu należał zapewne do inteligenckiej elity miasta, a druk okolicznościowy wydany z okazji ślubu córki uświetnił tekst polsko-łacińskiego poety Andrzeja Lechowicza. Zapewne nie jest on najwyższych lotów, ale dobrze oddaje pewien klimat intelektualny środowiska, w jakim znalazł się przybysz z Veneto.
Po tym, jak dwór Zygmunta III przeniósł się do Warszawy, Dolabella pozostał w Krakowie. Środowisko królewskie nadal jednak zamawiało u niego prace. A te największe z nich spławiano do Warszawy Wisłą. Zmarł w Krakowie 17 stycznia 1650 r. Dość szczęśliwie, bo na pięć lat przed katastrofą szwedzkiego Potopu. Dożył sędziwego jak na ówczesne czasy wieku osiemdziesięciu lat, a dominikanie, których kościół upiększał przez ponad trzy dekady, wyprawili mu pogrzeb pełen barokowej pompy. Spoczął u krakowskich dominikanów przed ołtarzem Miłosierdzia w kaplicy Jezusa Ukrzyżowanego. Niestety pożar kościoła w 1850 r. strawił nie tylko część dzieł artysty, ale też zdewastował miejsce jego pochówku.
Najnowsza wystawa na Zamku Królewskim w Warszawie jest ekspozycją problemową, osadzającą twórczość Tomasza Dolabelli w tradycji malarstwa weneckiego i w ówczesnej Rzeczpospolitej. Unikatową wartością prezentacji jest możliwość obejrzenia szeregu obrazów artysty na co dzień bardzo trudno dostępnych. Wypożyczono je na wystawę między innymi z kościoła kamedułów na krakowskich Bielanach, do którego kobiety wpuszczane są zaledwie kilka razy w roku, czy też ze zwykle zamkniętej dla zwiedzających kaplicy Montelupich w krakowskim kościele Mariackim. Wielką okazją jest też możliwość spojrzenia z bliska na obraz Ukrzyżowania, który na co dzień wisi w zwieńczeniu ogromnego, barokowego ołtarza głównego w krakowskim kościele Bożego Ciała. W dodatku tak bogato dekorowanego, że „Ukrzyżowanie” znika w powodzi wyzłoconych ornamentów.
Dla mnie jednak największą niespodzianką jest obraz Wniebowstąpienia z około 1635 r., wiszący od lat w zakrystii warszawskiego kościoła św. Krzyża tuż obok barokowych szaf zrekonstruowanych w latach 70. XX wieku. Na obraz ten, jeszcze przed konserwacją, źle zachowany, szary i ciemny musiałem patrzyć niejeden raz. Nigdy go jednak nie zauważyłem. Nie wiadomo kiedy obraz znalazł się w kościele, ani w jakich okolicznościach. Nie jest też znana historia jego powstania, a autorstwo Dolabelli przypisał mu Jerzy Żmudziński. Na wystawie obraz znalazł się już po konserwacji, nabierając żywych, barokowych barw. Dosłownie nie można od niego oderwać wzroku!
W tym miejscu warto podkreślić, że ogromną rolę w prezentacji na Zamku odgrywa znakomity projekt scenografii wykonany przez Żanetę Govenlock, wirtuozkę eksponowania dzieł sztuki za pomocą światła i celowo projektowanych konstrukcji wystawienniczych. Jak podkreśla kuratorka wystawy dr Magdalena Białonowska, obrazy te wyjęte ze swego sakralnego kontekstu stają się muzealiami, obiektami przeznaczonymi do oglądania, kontemplowania i dalszego badania. Jednym słowem na wystawie można spojrzeć świętym i aniołom prosto w oczy, co bez wykorzystania drona jest raczej niemożliwe w ogromnych wnętrzach sakralnych – stanowiących naturalne środowisko dla malarstwa sakralnego Dolabelli.
Autorem koncepcji i scenariusza wystawy jest Jerzy Żmudziński, od wielu lat prowadzący badania nad twórczością Tomasza Dolabelli. Jego esej zamieszczony w katalogu wystawy zrewidował wiele moich dotychczasowych poglądów na twórczość malarza, ukształtowanych lekturą publikacji sprzed wielu lat. Warto w tym miejscu wspomnieć kilka jego spostrzeżeń wręcz rewolucyjnych w stosunku do wcześniejszych publikacji. Jednym z nich jest poparte badaniami Marii Macharskiej przekonanie, że znaczna część inspiracji dla kompozycji malarskich Dolabelli brała się z dość masowo rozpowszechnianych grafik niderlandzkich. Innym jest zwrócenie uwagi nie tyle na kompozycje, co stosowane przez artystę rozwiązania techniczne: użyte podobrazia, grunty, pigmenty, podrysowania, sposoby nakładania farby.
Ilekroć myślę o Dolabelli, mam przed oczami wspomniany już, ogromy obraz ukazujący bitwę pod Lepanto z 1571 r. stoczoną na morzu przez flotę turecką z okrętami Ligi Świętej (dziś w zbiorach Zamku Królewskiego na Wawelu) oraz nie istniejące już dziś plafony w rezydencjach królewskich Wazów. Być może przypominały one formą nieco obraz bitwy pod Lepanto. Sceny batalistyczne, wyobrażone m.in. na stropach Zamku Ujazdowskiego musiały wywierać niemałe wrażenie. Zawsze bawił mnie opis Adama Jarzębskiego dotyczący wielkich kompozycji o charakterze polityczno-historycznych, a zdobiących niegdyś stropy Zamku Ujazdowskiego w Warszawie:
„…Jest i piękna historyja,
Malowana Victorya
Jako Fides Polski broni,
A poganin od niej stroni:
Moskwicin już pod nogami
Leży, jak bydle z rogami;
Szable wypuścił na niej prawie,
Klęcząc mówi coś łaskawie…”
Niestety niemal nic z tego malarstwa nie pozostało. Na wystawie znalazł się jednak autentyczny strop ramowy z krakowskiej kamienicy Arcybractwa Miłosierdzia pw. Bogurodzicy NMP Bolesnej. Nie jest zbyt duży. Liczy zaledwie około 4,6 na 4,7 metra, czyli znajdował się w pomieszczeniu niezbyt obszernym. Brakuje mu też malowidła w partii środkowej. Za to w jego narożnikach zachowały się cztery duże kompozycje alegoryczne inspirowane Ikonologią Cesare Ripy. Przypisywane są one teraz Dolabelli i datowane na ok. 1600 rok. Byłaby to zatem najstarsza znana nam dziś praca malarza w Polsce. Magdalena Białonowska przypuszcza, że strop ten mógł powstać pierwotnie dla którejś z komnat na Wawelu. Czy tak było?
Tak czy inaczej zabytek pokazuje, jak znakomitej klasy dzieła sztuki kryły się w rezydencjach królewskich (a i pewnie magnackich) przed katastrofalnymi dla Rzeczpospolitej wojnami ze Szwecją. Wystawa na Zamku po raz kolejny uświadamia, jak mało wciąż wiemy o ówczesnej sztuce w Polsce. Prezentacja jest moim zdaniem nie tylko okazją do obejrzenia mało znanych obrazów, ale może też stać się znakomitym punktem wyjścia do ponownego podjęcia wnikliwych badań nad twórczością artysty.
∴
Wystawa: Dolabella. Wenecki malarz Wazów. Zamek Królewski w Warszawie
Koncepcja i scenariusz wystawy: Jerzy Żmudziński
Kurator wystawy: Magdalena Białonowska
Projekt scenografii: Studio Govenlock
Wystawa czynna do 6 grudnia 2020. Zobaczymy na niej około osiemdziesięciu obiektów wypożyczonych z blisko trzydziestu instytucji.