Gmach kasyna w Otwocku ukończony w roku 1933 był tak spektakularną budowlą, że szybko odkryli go filmowcy. Już w 1935 roku nowy budynek zagrał w komedii „Manewry Miłosne, czyli córka pułku” w reżyserii Konrada Toma i Jana Nowina Przybylskiego. Dziś w budynku mieści się liceum ogólnokształcące. Jego budowa zrealizowana została z pożyczki zaciągniętej przez Otwock w Ameryce.
Film ze zdjęciami Alberta Wywerki jest czarno biały, jednak zachował się kolorowy fotos ukazujący elewację frontową kasyna. Operator pokazał w filmie fasadę budynku z kolumnowym portykiem. Gmach gra w nim rolę kasyna I Pułku Ułanów w fikcyjnym państewku Skowarii. Imponujące, wachlarzowe schody przed budynkiem, z zalanymi słońcem, zaskakującymi rzeźbami putt pojawiają się już w pierwszych scenach komedii. Wywerka nadaje im wrażenie niewiarygodnej monumentalności, fotografując je od dołu i czekając ze zdjęciami na chwilę, gdy na niebie ukażą się armady chmur. Budynek zdaje się być znacznie większy niż jest w rzeczywistości. Efekt jest piorunujący. Na widzach, który 23 grudnia 1935 r. przyszli na premierę do kina Pan przy Nowym Świecie, musiał on wywrzeć duże wrażenie.
Te same schody wraz z portykiem kolumnowym oglądamy w kolejnych scenach.
O zmierzchu pod budynek podjeżdżają limuzyny. Eleganckie pary wysiadając z aut z celebracją pną się po schodach, przed którymi prężą się ułani. Urodą i kreacją olśniewa wysiadająca z limuzyny Tola Mankiewiczówna, grającą baronową Kolmar. Pojawia się tu też jej filmowy partner Aleksander Żabczyński w roli porucznika Niko i księcia Quanti.
Zgodnie z ówczesną praktyką wnętrza budynku to już scenografie zbudowane wewnątrz hali zdjęciowej przez dyplomowanych architektów: Jacka Rotmila i Stefana Norrisa. Ciekawe, że okna jednej z sal są nieomal identyczne jak okna pierwszego piętra w elewacji ogrodowej kasyna w Otwocku.
Warto tu dodać, że scenę balu kręcono (co było wówczas rzadkością) przez kilkanaście godzin po to aby, jak zauważył Ryszard Wolański w książce „Tola Mankiewiczówna” ujęcie po ujęciu „możliwie z każdej strony” pokazać wystrój sali balowej zaprojektowanej do filmu przez Rotmila i Norrisa. W epoce, kiedy taśma filmowa była droga, kręcono sceny szybko i nierzadko bez dubli, tego rodzaju praktyka była czymś wyjątkowym.
Gdy kręcono sceny do filmu w otwockim plenerze, Tolę Mankiewiczównę pod kasyno własnym samochodem podwoził z Warszawy jej mąż Tadeusz Raabe.
Gmach kasyna idealnie nadawał się jako tło do jednej z najlepszych polskich komedii lat 30. Dostojny, na swój sposób monumentalny, elegancki i zarazem zachowawczy architektonicznie, wtapiał się w pełen czaru obraz życia w idealnym i bezpiecznym kraju (Skowarii), gdzie ludzie żyli w dostatku i pięknym otoczeniu, zaś jedynym ich kłopotem były problemy sercowe.
Kilka dni po tym, jak w lutym 2022 r. Rosja dokonała barbarzyńskiego napadu na Ukrainę, prezydent Wołodymyr Zełenski przemawiał do swojego narodu, stojąc przed jedną z najsłynniejszych budowli Kijowa – willą pod Chimerami przy ul. Bankowej. Budynek dziś uważany jest za jedną z najbardziej oryginalnych realizacji z przełomu XIX i XX w. w Ukrainie, a pokazanie się przed nim Zełenskiego zadawało kłam prymitywnej propagandzie rosyjskiej, jakoby uciekł ona z kraju. Projektantem i zarazem właścicielem domu pod Chimerami był architekt Leszek Dezydery Władysław Horodecki, pochodzący z polskiej rodziny szlacheckiej osiadłej na Ukrainie. To on zaprojektował kasyno w Otwocku.
Gmach otwockiego kasyna budzi pierwsze skojarzenia z pałacami z epoki baroku i klasycyzmu. Ma on bowiem prawdziwie pałacowy układ. Ale może też kojarzyć się z wielkimi hotelami w rodzaju Grand Hotelu w Sopocie. Wspomniane półkoliście wyginające się, wachlarzowe schody z tarasem dostawione zostały przed fasadą zaakcentowaną portykiem wspartym na czterech kolumnach o pełnych elegancji i reprezentacyjności, korynckich głowicach.
Jeszcze większy taras zaprojektowany został w tylnej elewacji od strony parku. Ponad nim na rzędzie przysadzistych kolumn toskańskich ciągnie się jeszcze kolejny taras otwarty portfenetrami na pomieszczenia trzeciej kondygnacji. Dawało to duże możliwości. Na tarasach można było organizować rozmaite wydarzenia. Mogły też one służyć do wystawienia ogródków kawiarnianych lub restauracyjnych.
Wystrój elewacji odwołuje się przede wszystkim do klasycyzmu. Nie brak tu jednak zarówno motywów renesansowych, jak i barokowych. O ile jednak fasada zdaje się być mocnym nawiązaniem do architektury historyzmu, to mocno klasycyzująca elewacja ogrodowa nosi już na sobie piętno modernizmu. Zwraca uwagę jej starannie opracowany, choć oszczędny detal architektoniczny. Iskra szaleństwa pojawia się za to w sposobie opracowania dwóch par rozbrykanych putt, ustawionych na fasadzie pałacu. Nie szukając tu bezpośrednich odwołań, przywołują mi na myśl rokokowe putta z tarasu drezdeńskiego Zwingeru lub niektórych pałaców z czasów unii polsko-saskiej.
Projektant kasyna, a także wspomnianego, kijowskiego „domu pod Chimerami” był postacią nietuzinkową. Obdarzony charyzmą, przez wielu historyków sztuki nazywany bywa kijowskim Gaudim. Właśnie kijowskim, bo budynki projektowane przez niego w Polsce były już architektoniczne znacznie mniej szalone. Nie wynikało to jednak z jakiegoś przytępienia temperamentu twórczego architekta, lecz innego profilu realizacji, zamawiającego i funkcji obiektów. Horodecki w Polsce koncentrował się bowiem na tworzeniu projektów infrastruktury miejskiej.
Zajrzyjmy jednak na chwilę do Kijowa. Gdy dom Horodeckiego pod Chimerami dopiero powstał, legenda miejska głosiła, że dzikie zwierzęta, rusałki i inne stwory postaci rodem z baśni, jakie dosłownie obsiadły elewacje budynku upamiętniają tragiczną śmierć córki architekta. Stworzono też inną, romantyczną legendę o pięknej żonie Horodeckiego, która rzekomo miała umrzeć na gruźlicę. Wszystko to jednak było jedynie opowieściami sprowokowanymi przez niezwykłą architekturę budynku.
Horodecki jeździł do Afryki i polował tam na dzikie zwierzęta, jednak poza tym jego życie toczyło się raczej spokojnymi torami. Jego córka Helena żyła w zdrowiu i mieszkała w Kijowie. Dwukrotnie wychodziła za mąż i doczekała się grona wnuków. Żona Hrodeckiego też go nie owdowiła. Przeciwnie, przeżyła wybitnego męża, który w styczniu 1930 r. zmarł w dalekim Iranie – pisał na łamach Kwartalnika Architektury i Urbanistyki kijowski badacz architektury Siergiej Kilesso.
Do Warszawy Horodecki dotarł w 1920 roku z falą polskich uchodźców i repatriantów. W Kijowie, niszczonym przez rewolucję i kolejne armie, stracił wszystko, a miał naprawdę wiele. W Warszawie rozpoczął pracę jako architekt urzędnik w Ministerstwie Robót Publicznych. W 1924 r. związał się z amerykańską firmą Ulen & Co z Nowego Jorku, udzielającą polskim miastom pożyczki na rozbudowę infrastruktury.
Horodecki projektował obiekty realizowane z amerykańskich pieniędzy. Jak pisał Krzysztof Stefański w „Kwartalniku Architektury i Urbanistyki” z 1991 r., sukces pożyczki i doprowadzenie do finału takich inwestycji jak sieć wodno-kanalizacyjna, rzeźnie i hale targowe w czterech miastach spowodowały, że w 1926 r. Amerykanie udzielili kolejnej pożyczki. Skorzystało z niej wówczas sześć polskich miast. Wśród nich Otwock. Władze miasta myślały nie tylko o zbudowaniu sieci wodociągowo kanalizacyjnej, ale też rozbudowie ratusza, nowej hali targowej, łaźni i kasyna z parkiem miejskim. Pomysł budowy kasyna, w którym miała kręcić się ruletka wydawał się zaskakujący, ale do otwocka od dawna przyjeżdżali z Warszawy hazardziści, by grać w mniej lub bardziej jawnych szulerniach rozsianych tu po pensjonatach.
Projekty architektoniczne powstawały w pracowni architektonicznej nowojorskiej firmy Ulen & Co w Warszawie. Mieściła się ona przy jednej z najdroższych ulic ówczesnej Warszawy, w Al. Ujazdowskich 37. Biuro powołane zostało do realizacji finansowanych przez nie projektów infrastrukturalnych. Pracownia opracowywała tak wiele projektów dla różnych miast w Polsce, że zatrudniono w niej szereg architektów. Horodecki, owiany już w tym czasie sławą i ceniony za ogromne doświadczenia, stał na jej czele. Pod jego kierunkiem pracowali tu znani, warszawscy architekci, tacy jak prof. Aleksander Bojemski i Feliks Michalski.
Ostatni z architektów w literaturze podawany jest jako współautor projektu kasyna w Otwocku. Sprawa wydaje się być jednak o wiele bardziej skomplikowana. Jak pisał Artur Lis w książce o architekcie Feliksie Michalskim, Horodecki pozostawiał swoim współpracownikom sporą swobodę twórczą, a ustalenie autorstwa prac powstałych w biurze Ulena nie jest łatwe. „Projekty powstałe w tej pracowni opatrzone są bowiem pieczęcią następującej treści: <opracowano przez, sprawdził, zatwierdzono przez> (…) trudno dopatrzyć się jakiegokolwiek przejrzystego systemu w funkcjonowaniu biura, gdyż np. w części rysunków z projektu kasyna w Otwocku opracowującym i sprawdzającym była ta sama osoba St. Gałęzowski. Wobec braku umowy technicznej dziś trudno dociec, kto miał decydujący wpływ na ostateczny kształt projektu” – pisał Artur Lis. Wydaje się jednak, że był nim sam Horodecki. Tymczasem, jak zauważył Artur Lis, na żadnym dwustu rysunków projektów kasyna, a przechowywanych w archiwum w Otwocku, nie widnieje podpis Feliksa Michalskiego.
Szerokie plany inwestycyjne Otwocka z 1926 r. trzy lata później pokrzyżował wielki kryzys. Jak pisała Ewa Pustoła Kozłowska na łamach Mazowsza z 1994 r., budynek magistratu przebudowany ze starej willi był ostatecznie bardzo niewielki, zaś hali miejskiej nie wzniesiono w ogóle. Z kolei budowę kasyna kryzys znacznie spowolnił.
Niebotycznie skoczyły też koszty realizacji przedsięwzięcia. Do pracy przystąpiono w roku 1927. W roku 1929 budynek był gotowy w stanie surowym, ale na resztę prac zabrakło pieniędzy. Dopiero po wielomiesięcznych zabiegach udało się pozyskać na budowę kolejną pożyczkę. Tym razem jednak od Banku Gospodarstwa Krajowego. Zastrzyk dodatkowych pieniędzy pozwolił m.in. na wykończenie wnętrz. Miasto jednak poważnie się zadłużyło. Realizację finalizowano dopiero w roku 1933.
Sam Horodecki realizacji już nie nadzorował. W 1928 r. otrzymał od firmy Ulen & Co korzystną propozycję kontraktu w Iranie. Wyjechał do Teheranu, gdzie jeszcze w latach 1928/29 r. zdołał ponoć zaprojektować gmach teatru, pałac oraz hotel. Gdy zmarł, został pochowany w stolicy Iranu.
Tymczasem w Otwocku prace dobiegały końca. Zadłużone władze miasta zamierzały odzyskać choć część pieniędzy włożonych w realizację. Ogłoszono konkurs na dzierżawę. Wtedy pojawił się Gustaw Pojsel. Kupiec cieszący się zdaniem „Dziennika Łódzkiego” nienaganną opinią handlowca, zaś według „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” hochsztapler. O tym, że Pojsel cieszył się na bruku warszawskim dobrą opinią pisał też „Tajny Detektyw” z lutego 1933 r. „Z pochodzenia Czech, lat ok. 55 (…) Był niegdyś właścicielem hoteliku Monopol przy ul. Marszałkowskiej, a następnie dyrektorem restauracji hotelu Europejskiego” – czytamy w „Tajnym Detektywie”. Jeżeli istotnie prowadził restaurację w Europejskim, musiał być uznawany za kogoś ze wszech miar godnym zaufania.
Gustaw Pojsel roztaczał przed miastem imponujące wizje przyszłości. Obiecał płacić czynszu 5 tys. zł miesięcznie i przekazywać do kasy miasta 20% obrotu. Roił o stworzeniu podwarszawskiego Monte Carlo, a przynajmniej eleganckiej jaskini hazardu na skalę kasyna w Sopocie. Jak wiadomo, w Sopocie nie mogli grać w kasynie obywatele Wolnego Miasta Gdańska, za to niejeden utracjusz z Warszawy tracił tam majątek. Wizja oficjalnej ruletki czy pokera w podwarszawskim uzdrowisku zelektryzowała prasę. Dyskretnie protestowali właściciele pokątnych szulerni w Otwocku, przerażeni wizją otwarcia w pełni legalnego i eleganckiego kasyna gry.
Chyba trudno Pojsela nazwać hochsztaplerem. Raczej był ryzykantem. Zaryzykował i nie udało się! Zapewne liczył na otrzymanie koncesji na prowadzenie ruletki i gier hazardowych w otwockim kasynie. Pojawił się jednak poważny problem. Pojsel, owszem miał wizję i nadzieję. Nie miał jednak pieniędzy. Być może czytał „Ziemię Obiecaną” Reymonta i wiedział, że pusta kieszeń nie stanowi przeszkody. Od czego są wspólnicy? Zacytujmy jeszcze raz „Tajnego Detektywa”: „Znalazł się z miejsca pośrednik. Niejaki Pines z Wilna, a ten z kolei skomunikował Pojsela z grupą międzynarodowych akcjonariuszy kasyn gry, która miała podjąć u Pojsela poddzierżawę kasyna. Tak rozpoczął się »luftgesheft« (…) Do Warszawy przybyli na wezwanie Pojsela dwaj przedstawiciele międzynarodowej grupy akcjonariuszy kasyn. Neyrat z Rygi oraz Adrianow z Douville. Wszczęli z Pojselem konkretne pertraktacje, mniemając, że ma on już w kieszeni koncesję, Pojsel wciągnął jeszcze w grę pewną damę, którą przedstawił kapitalistom jako generałową. Tymczasem magistrat otwocki, widząc, że sprawa przybiera konkretne kształty zażądał od Pojsela złożenia wadium”.
Tym razem przedsiębiorca zebrał pieniądze na wadium od osób zgłaszających się do pracy w przyszłym kasynie. Jak donosił „Tajny Detektyw”, skompletował cały personel. Zaoferował pracę krupierom zredukowanym w czasie kryzysu z kasyna w Sopocie, ale też ściągnął resztę personelu, po kucharzy fryzjerów i manikiurzystki. Każdy musiał wpłacić mu wpisowe. Tak zebrał okrągłą sumę 50 tysięcy złotych. 10 tysięcy wpłacił na wadium dla magistratu, resztę zatrzymał dla siebie. Gdy jednak postanowił podpisać umowę z akcjonariuszami kasyn, ci, nie mając gwarancji uzyskania przez niego koncesji, wycofali się. Koncesja nie nadeszła. Wadium wpłacone do kasy miasta przypadło. Nadzieje rozwiały się. Gdy kandydaci na pracowników zaczęli domagać się zwrotu pieniędzy, Pojsel nagle znikł.
Nocą w oknach zaryglowanego budynku kasyna widać było czasem przesuwając siew światła świec, co zrodziło szybko miejska legendę o nachodzącym budynek duchu rosyjskiego generała Margrafskiego, pokutującego za krzywdy wyrządzone niegdyś miejscowej ludności. Nie był to jednak duch, lecz ukrywający się przedsiębiorca. Gdy się to wydało tłum niedoszłych pracowników kasyna podjął regularne oblężenie budynku. Zamierzano wziąć Pojsela głodem. Gdy oblężenie przedłużało się, przypuszczono szturm na drzwi. Po ich wyważeniu i wdarciu się do środka oszukani pracownicy odkryli, że gmach jest pusty. Pojsel ponownie znikł. Jak się okazało, zaczął ukrywać się w lesie. „Wieśniacy przechodzący lasami hr. Jezierskiego zaczęli opowiadać o »leśnym człowieku«, który się tam pojawił. Człowiek ten miał rozwichrzone włosy i zarośnięta brodę. Żywił się jagodami, sypiał w mchu, a na widok ludzi pierzcha” – czytamy „Tajnym Detektywie”. Gdy zaczęła się jesień, podał się. Aresztowany przez policję, trafił przed sąd. Wymierzono mu karę roku więzienia. W ten sposób historia jaskini gry skończyła się zanim jeszcze się zaczęła.
Cezary Jelenta, pisarz i krytyk literacki leczący się w Otwocku cieszył się. „Ruletki nie będzie. Jej skutki, to przecież różne wyczyny kryminalne, a także panowanie »dziewczynek«. Uzdrowisko wzbogaciłoby się o niejednego kieszonkowego sportsmena i niejednego specyficznego klienta” – uważał.
Ostatecznie do otwarcia budynku doszło w czerwcu 1933. W zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego można zobaczyć zdjęcia z otwarcia, wykorzystane jednak przez ten krakowski koncern wydawniczy do ilustracji artykułu w „Tajnym Detektywie”. Przed frontem parkują limuzyny, a na schodach oraz wszystkich tarasach zarówno od frontu, jak i od parku widać tłumy ludzi. W dniu otwarcia zagrała orkiestra jazzbandowa, na parkiecie tańczyły eleganckie pary, urządzono wielką rewię mody i wybory królowej Otwocka. Musiała pięknie się prezentować na reprezentacyjnych schodach. Nocą puszczano sztuczne ognie. Inauguracji budynku towarzyszyła wystawa Polskich Fiatów.
Ostatecznie kasyno otwierano w charakterze reprezentacyjnej budowli miejskiej. Pomieściło salę teatralną, kino, restaurację, pokoje do wynajęcia, salę balową, pokoje do gier klubowych. W budynku zawsze coś się działo. Nie narzekano też na frekwencję. Budynek chętnie odwiedzali letnicy, niedzielni „turyści” z Warszawy, czy wreszcie rekonwalescenci i pensjonariusze otwockich sanatoriów. Wystarczy wspomnieć, że jedno z najbardziej eleganckich z nich, sanatorium Gurewicza, przeznaczone dla zamożnych ozdrowieńców, znajdowało się tuż obok. W kasynie urządzano uroczyste obiady, imprezy. Niestety, utrzymanie budynku generowało ogromne koszty. Jednak budynek bez domu gry nie tylko nie przynosił miastu zysków, lecz przeciwnie, generował ogromne koszty utrzymania.
Gdy w 1939 r. do polski wkroczyli Niemcy w kasynie urządzili dom żołnierza Soldatenheim. W budynku kwaterowały też dziewczęta z niemieckiej służby kobiet.
Gdy Niemcy się wycofali, okoliczna ludność niemal do szczętu rozgrabiła opuszczony budynek. Wkrótce zajęła go Armia Czerwona. W budynku enkawudziści przesłuchiwali żołnierzy polskiego podziemia. Dopiero w 1946 r. do gmachu przeniesiona zostało Miejskie Gimnazjum Koedukacyjne – założone już w 1919 r. i z czasem przekształcone w Zespół Szkół Ogólnokształcących w Otwocku z liceum im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.