Gdy przed dwudziestu laty zacząłem opisywać zachowane na murach warszawskich budynków ślady z czasów powstania warszawskiego, było ich jeszcze całkiem sporo. Nie były wprawdzie wszechobecne tak jak w czasach mojego dzieciństwa, gdy na Starym Mokotowie w końcu lat 60. XX w. naznaczony był nimi niemal każdy przedwojenny budynek. Wciąż jednak były widoczne. Dziś trzeba się nieźle wysilić, by je odnaleźć.
W trakcie remontów elewacji budynków często jako „świadkowie” pozostawiane są pojedyncze ślady. Otaczane ramkami, pomniejszane, wyrwane z kontekstu bardziej niż świadkami stają się one historycznych ornamentem. Jednak w wielu przypadkach znikają zupełnie. Dziś prezentuję tu kilka przykładów budynków, gdzie w ostatnich latach albo całkowicie zatarto ślady powstania, albo pozostawiono ich małe fragmenty. Do tego bardzo krótkiego przeglądu dodaję też kilka śladów niedostępnych – znajdujących się wewnątrz budynków.
Grójecka 38. Kościół Niepokalanego Poczęcia NMP (parafii św. Jakuba)
Przystępując do budowy świątyni w 1909 r., wykopy pod fundamenty kopano praktycznie w pustce. Kościół przy dopiero wytyczanym placu (dziś Narutowicza) był zalążkiem nowej dzielnicy, której budowa zaczęła się dopiero po zakończeniu pierwszej wojny światowej, w już niepodległej Polsce i po włączeniu Ochoty w granice Warszawy.
Ceglana architektura świątyni wyraźnie odcina się od międzywojennej zabudowy dzielnicy. Jej uproszczony romanizm składany był przez architekta na ołtarzu sztuki narodowej. Projektantem był Oskar Sosnowski, a prace trwały aż po rok 1923, choć do dziś nie zrealizowano iglicowego zwieńczenia wieży.
Jeszcze nie tak dawno z ceglanych elewacji kościoła można było czytać historię niczym ze ścian gotyckich świątyń. Południowa elewacja kościoła była dosłownie poszatkowana śladami po pociskach. Były tu rozpryski zarówno po uderzeniach artyleryjskich, pojedynczych strzałów karabinowych, jak i serii karabinów maszynowych. Miejsca silniejszych eksplozji znaczyły plamy jaśniejszej, powojennej cegły, szczególnie czytelne w wieży. Strzelano z okien akademika na Placu Narutowicza, od strony Grójeckiej, Wawelskiej, w osi ulic Uniwersyteckiej i Filtrowej. Być może w murze kościoła odcisnęły się także ślady wcześniejszych zmagań z września 1939 r., kiedy to Wojsko Polskie powstrzymało natarcie Niemców na Warszawę przy Grójeckiej w rejonie ulicy Opaczewskiej, a sam plac Narutowicza był zryty okopami.
Do roku 2022 w kilka etapach odrestaurowano elewacje świątyni. W trakcie prac większość śladów wojny została usunięta. Pozostawiono „świadków” historii na rzadko oglądanej, północnej elewacji świątyni, opatrzone tablicą informacyjną oraz ślady w kamiennych partiach cokołowych.
Ulica Barska. Antonin
Antonin przy Barskiej jeszcze przed kilku laty miał elewacje poryte śladami wojny. Mniej więcej w tym samym czasie kiedy odnawiano elewacje sąsiedniego kościoła parafii św. Jakuba, remontowano też elewacje Antonina. Dziś cegła wygląda niemal jak nowa i trzeba się naprawdę wysilić, by dostrzec na nich choćby cień śladów powstania warszawskiego.
Budynek powstawał wraz z kościołem w 1913 r. według projektu tego samego projektanta Oskara Sosnowskiego. Słabo widoczny, schowany za ogrodzeniem, sprawia nieco wrażenie wczesnomodernistycznego zamku ukrytego w tajemniczym ogrodzie. Słabo go zresztą widać od Barskiej czy Kaliskiej. Ceglane mury ewokują coś z aury architektury średniowiecza. Zawierają m.in aluzje do sztuki romańskiej. Budowla jest przysadzista, asymetryczna, rozrzeźbiona i malownicza (szczyt, wykusz, wieżyczka, szkarpy itp.). Była to już architektura zapowiadająca nadejście nowego stulecia, silnie przetwarzająca historyczne formy. Autorstwo Sosnowskiego potwierdza pozostawiona przez niego sygnatura na portalu głównego wejścia. Niestety nadbudowa dokonana kilkadziesiąt lat temu nieco zmieniła bryłę budynku.
Pierwotnie był to Dom Izb Rzemieślniczych św. Antoniego Padewskiego („Antonin”), pełniący również rolę szkoły zawodowej. Powstał z inicjatywy księdza Franciszka Toporskiego (upamiętnia go tablica nad wejściem). Chciał on zapewnić naukę dla chłopców z warszawskich przedmieść. Roztaczał opiekę nad chłopcami z rodzin ubogich, nad sierotami i tymi, którzy wstępowali już na drogę przestępstwa.
Latem 1944 budynek zajmowany był przez oddział SS. Już pierwszego dnia powstania został zdobyty przez Polaków. Niebawem całą Barską opanowali powstańcy. Głównie jednostki por. Andrzeja Chyczewskiego „Gustawa”. Niestety już czwartego dnia powstania w rejon placu Narutowicza dotarły samochody z kolaborancką brygadą RONA. Oddział „Gustawa” otoczony przez rosyjskich kolaborantów brigadefűhrera SS Bronisława Kamińskiego walczył do 10 sierpnia. „W nocy z 10 na 11 sierpnia w beznadziejnej sytuacji przebił się w sile 90 żołnierzy i dołączył do oddziałów partyzanckich w lasach Chojnowskich” – pisał Jerzy Kirchmayer w książce „Powstanie Warszawskie”. Barska niemal w całości spalona została przez opryszków Kamińskiego.
Filtrowa 60/62. Dom czynszowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS)
Był to jeden z największych na Ochocie domów mieszkalnych wybudowanych przed wojną. Powstał w latach 1936-38 według projektu Wacława Rytla. Składa się z trzech długich skrzydeł o wielu klatkach (od ulicy Filtrowej, Asnyka i Niemcewicza) oraz z bloku – oficyny, wzniesionego na obszernym dziedzińcu.
Przed wrześniem 1939 r na parterze od Filtrowej mieściła się m.in. księgarnia z czytelnią i składem materiałów piśmienniczych „XX wiek”. Stanowiła ona ważne miejsce na mapie kulturalnej dzielnicy, w której ogromną część mieszkańców stanowiła tzw. inteligencja urzędnicza. W godzinach popołudniowych nieodmiennie panował w niej tłok, a frekwencję powiększały odczyty i spotkania autorskie.
W czasie powstania warszawskiego runął półkolisty narożnik budynku. Odbudowano go zaraz po zakończeniu wojny, ale elewacje kamienicy oraz oficyny aż po początek XXI w. wciąż podziobane były dziesiątkami śladów po kulach i odłamkach. Dziś są niemal w całości odnowione, a w 2022 r. odnowiono elewacje oficyny z pozostawieniem niewielkiego prostokąta – świadka drugiej wojny światowej. Na razie nie tknięto jednak partii cokołowej z klinkieru. W elewacjach od strony podwórka aż roi się w nich od śladów po ostrzale i eksplozjach.
Słupecka 35. Kamienica Leona Maleckiego
Ten dom dobrze ilustruje wygląd wielu warszawskich kamienic przez kilka pierwszych dekad po zakończeniu drugiej wojny światowej. Zaprojektowany przez łódzkiego architekta Wiesława Lisowskiego, licowany szarą cegłą ułożoną w efektowny wątek, jest od parteru po dach podziobana śladami po pociskach. W moim dzieciństwie tak właśnie wyglądały setki przedwojennych kamienic na Starym Mokotowie, Powiślu, Starej Ochocie czy Pradze.
Jest to kamienica o dużej wartości architektonicznej, w której projektant pomysłowo rozwiązał trudne zadanie budowy kamienicy na nieforemnej, narożnej działce. Zapewne w przyszłości elewacje doczekają się remontu. Warto, aby zachować w nich nie jakiś mały fragment wojennych uszkodzeń elewacji, ale ich komplet.
Bartoszewicza 11. Modernistyczna kamienica z końca lat 30. XX w.
Kamienne elewacje wielu luksusowych kamienic wzdłuż Bartoszewicza bardzo długo nie były remontowane. Dziś trzeba się mocno wysilić, by dostrzec na nich ślady wojny. Lepiej widoczne są one w niedostępnych wnętrzach niektórych kamienic. Szczególnie efektownie prezentują się one na okładanych mosiądzem balustradach klatki schodowej kamienicy pod nr. 11. Bardzo możliwe, że powstały one w wyniku eksplozji, które zwaliły w 1944 r. narożnik sąsiedniej kamienicy przy Kopernika 32/34.
Kamienica przy Konopczyńskiego 3
Ta luksusowa niegdyś kamienica powstała tuż przed wybuchem wojny. Miała światłocieniową wyprawę tynkarską, ponoć zmieszaną z drobinkami różowego marmuru, zapaćkaną w PRL-u tynkiem barankiem. Do dziś dom zaś zachwyca posadzką w hallu, wykonaną z różowego i zielonego lastriko.
W czasie powstania ostatnie kondygnacje kamienicy o żelbetowej konstrukcji zostały trafione bombą i częściowo zawalone. Do dziś echem tamtych wydarzeń są ślady pożaru i walącego się gruzu dosłownie wżarte w lastrykowe posadzki klatki schodowej. Niestety nie zachowały się oryginalne balustrady.
Wolska 76. Kościół pw. św. Stanisława parafii św. Wojciecha
Ceglana świątynia (cegła z cegielni Chylice) z wyniosłą wieżą pośrodku fasady o drapiącym niebo ostrym szpicu górowała ponad chaotyczną zabudową przemysłowego przedmieścia, jakim była Wola. Powstała w latach 1898-1903 według projektu Józefa Piusa Dziekońskiego. Ówczesna polska publicystyka określała tego rodzaju neogotyckie świątynie katolickie wznoszone w Kongresówce pojęciem stylu wiślano-bałtyckiego.
Abstrahując od trafności nazwy – ceglany neogotyk stanowił wówczas pod zaborem rosyjskim odwołanie do rodzimego, polskiego gotyku, odmiennego od stylistyki prawosławnych cerkwi wznoszonych przez zaborcę w miastach królestwa kongresowego i traktowanego jako jedna z formuł polskiego stylu narodowego. Dziekoński miał przy tym swoje ulubione rozwiązania. Jednym z ich były formy kryształkowe. Tu wprowadził je m.in. w dolnych partiach filarów międzynawowych. Światło wpadające do wnętrza przez wielkie wypełnione witrażami okna barwi kryształki na bajeczne kolory. Tak jak w katedrach w fasadzie frontowej zaprojektowano portale, na których obok kwiatonów przysiadły rozmaite bestie. Zupełnie jakby architekt przewidział przyszłość.
W 1944 r., w początkach powstania warszawskiego za sprawą prawdziwych bestii w niemieckich mundurach sąsiedztwo kościoła stało się areną niewiarygodnych mordów na ludności cywilnej. W samym kościele Niemcy urządzili obóz przejściowy dla spędzanej ludności Woli. Z tłumu wyciągali wielu mężczyzn i rozstrzeliwali ich. Za pomoc udzielaną więźniom Niemcy rozstrzelali też wikariuszy Stanisława Mączka oraz Stanisława Kuleszę.
Po wojnie kościół szybko uporządkowano i nadawał się on do użytkowania. Ślady wojny zacierane były jednak przez kolejne dekady. Na szczęście nie wszystkie zatarto. Ślady po odłamkach widać m.in. w podziurawionych, metalowych drzwiach do świątyni. Zachowała się też na nich tabliczka lokalnego zakładu wykonującego drzwi: „R. Szewczykowski, Wolska 46.
Plac Mirowski. Hale Mirowskie
Także na ceglanych murach Hal Mirowskich jeszcze do niedawna widać było wiele wojennych ran. Obecnie hala zachodnia ma starannie odrestaurowane elewacje, na których poza jednym fragmentem od strony ul. Mirowskiej zatarto ślady wojny. Druga, wschodnia ostatecznie została zamknięta i ma zostać odrestaurowana i zaadaptowana do nowej funkcji, co budzi spory niepokój. Jej elewacje wciąż pozostają poszarpane, choć trudno na nich odróżnić ślady wojennych uszkodzeń od efektów zwykłego, ponad 80-letniego zaniedbania.
Niemcy zdobyli hale podczas swego krwawego pochodu w pierwszych dniach sierpnia 1944. W masowych egzekucjach zginęło tu wielu mieszkańców okolic Chłodnej i Elektoralnej, a ich tragiczny los zapisał się śladami pocisków na ceglanych murach zachodniej hali. W tracie renowacji jej elewacji niewielki fragment muru (o szerokości dwóch przęseł) w miejscu dokonywanych egzekucji został pozostawiony w niezmienionym stanie i opatrzony przeźroczystą tabliczką informacyjną.
Powstańcy stoczyli bój o budynek nocą z 30 na 31 sierpnia. Uczestniczył w nim podchorąży Władysław Rudziński „Jastrząb”, żołnierz kompanii „Stefan” utworzonej z drużyny osłony sztabu dowódcy I Okręgu – IV Rejonu oraz żołnierzy, którzy nie mogli dotrzeć do swoich oddziałów. Kompanią dowodził „Stefan Werchowiecki” (Stefan Skórzewski), poległy w pierwszych dniach września 1944 r. Kwaterowali przy Marszałkowskiej 125 u zbiegu z Sienną. Ich oddział w ataku na Halę Mirowską miał torować drogę ludności z kapitulującej Starówki od strony placu Mirowskiego.
– Zostawiając cały nasz oddział z porucznikiem „Stefanem” w bramie, we trójkę dolecieliśmy do ściany hali. Ze środka dochodziły odgłosy Niemców. Przez otwory zaczęliśmy wrzucać granaty, wzywając do poddania się. Niemcy wycofywali się w stronę pl. Mirowskiego – opowiadał mi Władysław Rudziński. Powstańcy zauważyli, że na rogu hali znajdował się niemiecki bunkier. Było ich za mało, by go zniszczyć. – Wróciliśmy, meldując o sytuacji „Stefanowi”. Do naszej trójki dołączył starszy strzelec „Czapla” (Tadeusz Kąsik). Obrzuciliśmy bunkier butelkami i granatami. Niemcy uciekli. Pole zostało oczyszczone i por. „Stefan” z resztą drużyny dołączył do nas – wspominał „Jastrząb” i mówił o radości z wykonania zadania.
Radość ta nie trwała jednak długo, gdyż Niemcy wciąż trzymali halę południową i pobliską wieżę straży pożarnej przy Chłodnej. Po zaciekłej walce Niemcy odbili budynek. – Pokonani, wróciliśmy na kwaterę. Przyszedł do nas dowódca Powstania „Monter” i z przykrością stwierdził, że akcja została odwołana. Poległo w niej wielu żołnierzy walczących w rejonie – opowiadał „Jastrząb”.
Drewniana 6/8. Szkoła powszechna
Powstała w 1906 r. według projektu Henryka Gaya, była pierwszym nowoczesnym budynkiem szkoły powszechnej na ubogim wówczas, robotniczym Powiślu. Była to inwestycja miejska, kolejna tego typu wznoszona w najuboższych dzielnicach miasta. W nowym gmachu ulokowano dwadzieścia wcześniejszych, jednoklasowych szkół niższego szczebla, gnieżdżących się dotąd w mieszkaniach i oficynach. W 1915 r scalono je w dwie szkoły: męską nr 34 i żeńską nr 41.
Dla ubogich, robotniczych dzieci z Powiśla przeprowadzka do nowego budynku szkolnego była cywilizacyjnym skokiem. „Do szkoły chodzili też chłopcy z sierocińca na Tamce. Biedne to było towarzystwo. Malownicza, gotycyzująca architektura, nieco już zmodernizowana, nie ewokowała średniowiecznej przeszłości tego miejsca, ponieważ takiej tu raczej nie było. Za to pozwalała marzyć biednym chłopcom i dziewczętom o gotyckich zamkach, rycerza i księżniczkach. Nieregularnie skomponowaną fasadę ożywiła ostra gotycka wieżyczka, czyli pinakiel, który mógłby ozdobić zamek Królowej Śnieżki. Ponad portalem głównego wejścia od ulicy Dobrej czai się sowa.
Budynek oberwał już w 1939 r. podczas niemieckiego ostrzału sąsiedniego kompleksu elektrowni. Nie ma pewności, czy jakieś odłamki nie utkwiły w jego murach także w trakcie nocnych, sowieckich nalotów pomiędzy 1942 a 1944 r. Jednak szczególnie narażony był na ostrzał w czasie powstania warszawskiego w trakcie walk o elektrownię.
Po wonie został odbudowany, ale na ścianach widać było liczne ślady wojny oraz ogromne łaty powstałe w miejscu odbudowanych fragmentów budynku oraz trafień artyleryjskich. I tutaj przed kilku laty przeprowadzono duży remont elewacji. Pozostawiono jedynie dziurę w elewacji od strony Dobrej po uderzeniu pocisku artyleryjskiego. Niestety zatarto rozprysk wokół niej.
Nowolipki 18. Kościół św. Augustyna
Trzeba doprawdy sokolego oka, by wypatrzeć ceglaną łatę w elewacji górnych kondygnacji wieży neoromańskiego kościoła św. Augustyna wzniesionego w l. 1890-96 według projektu Edwarda Cichockiego i Józefa Hussa. To kolejny warszawski kościół, którego ceglane elewacje zostały niedawno poddane kompleksowej konserwacji. W tym przypadku zatarto absolutnie wszelkie ubytki, szczerby i dziury. Elewacje wyglądają jak nowe. Jednak łatę można wypatrzeć. A to ona jest tu śladem szczególnego zdarzenia powstańczego.
– Są to rozpryski po eksplozji pocisków przeciwpancernych, jakimi Niemcy rozbijali sowieckie czołgi. Ale tym razem strzelali nie Niemcy, lecz żołnierze „Zośki”, którzy kilka dni wcześniej zdobyli dwie pantery – opowiadał mi zmarły 1 sierpnia 2014 r. powstaniec Jerzy Sienkiewicz „Rudy”. Gdy rozmawialiśmy, ślad po trafieniu pocisku był stosunkowo dobrze czytelny, powstańcy strzelali celnie. Zabili niemieckiego snajpera. W sierpniu 1944 r. wieża kościoła wysoko górowała ponad ceglaną pustynią, jaka powstała w miejscu zburzonego w 1943 r. getta na Muranowie. Był jedyną dużą budowlą, jaka tu ocalała. W czasie powstania świątynia utraciła jednak dach oraz mniejszą wieżę. Do jej odbudowy przystąpiono w 1947 r.
Kopernika 30. Gmach Centrali Towarzystw Rolniczych
Trudno doprawdy wypatrzeć dziś ślady wojny na fasadzie tego gmachu wzniesionego w latach 1911-12 według projektu Czesława Przybylskiego przy udziale Alfonsa Graviera. Gmach Centrali Towarzystw Rolniczych był u zarania XX w. jedną z najważniejszych polskich instytucji gospodarczych i społecznych pod zaborem rosyjskim. Stojąc przed tą piękną fasadą o efektownym portalu, warto zwrócić uwagę na zachowaną do dziś witrynę jednego ze sklepów (niestety dziś to zwykły monopolowy) ze śladami po odłamkach z czasów drugiej wojny światowej. Ślady te są pamiątką po znacznym zniszczeniu budynku w 1944 r.
Po wojnie został on odbudowany. Niestety we wnętrzu niewiele zachowało się z pierwotnego wyposażenia poza klatką schodową i mozaiką Jagmina z wiejską scenką (oracz podążający za wołami), umieszczoną w gipsowym kartuszu z lat 50. XX w. Za to niezłej klasy dziełem sztuki są dwie kompozycje mozaikowe w hallu na parterze i na klatce schodowej z czasów PRL-u.