W panoramie Moskwy od ponad sześćdziesięciu lat istotną rolę odgrywają socrealistyczne wieżowce – rodzeństwo warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki.
Jest ich siedem. Miał być jeszcze ósmy, najwyższy (275 m. z iglicą), ale jego projekt pozostał jedynie na papierze. Wszystkie, tak jak Pałac Kultury i Nauki mają część wysokościową o stalowej konstrukcji, zwieńczoną iglicą i wyrastającą z obłożonego kamieniem niższego podium.
Choć widoczne w wielu punktów Moskwy, wznoszą się nie w samym centrum, lecz głównie wzdłuż otaczającego je „Kalca”, czyli śródmiejskiej Obwodnicy Sadowej, przy czym aż dwa z nich usytuowano w pobliżu trzech istniejących obok siebie dworców kolejowych. Jedynie najwyższy z nich, mieszczący Uniwersytet Moskiewski im. Łomonosowa wznosi się z dala od centrum.
W zasadzie wszystkie te budynki można zobaczyć w ciągu jednego dnia. Tym bardziej, że większość z nich, mieszcząc domy mieszkalne i biurowce, jest niedostępna. Nawet do wieżowca Uniwersytetu, pomimo że przybywają pod niego liczne wycieczki z Chin i innych krajów Dalekiego Wschodu, groźny strażnik wpuszcza jedynie za okazaniem przepustki. Najłatwiej i zupełnie legalnie można zwiedzić wnętrza tych wysokościowców, które są hotelami (Hilton i Radisson). Mnie jednak oglądanie budynków, usiłowanie wdarcia się do nich, obejścia ich najbliższej okolicy zajęło aż trzy dni. Poniżej przedstawiam zdjęcia jedynie sylwetek budynków powstałe często z dużej odległości. W kolejnych tekstach przedstawię bliżej kilka z nich.
Jeszcze przed drugą wojną światową Stalin zdecydował o budowie najwyższego w ówczesnym świecie budynku pełniącego funkcję Pałacu Rad (415 m.). Zaprojektowany przez architektów Borysa Jofana, Władymira Szczukę i Władymira Gelfrejcha miał formę cokołu pod monstrualny pomnik Lenina. Budowę rozpoczęto w miejscu zburzonego wcześniej soboru, ale utknęła ona na poziomie fundamentów, które potem, w 1958 r. zamienione zostały na największy w Moskwie basen. Dziś ponownie wznosi się tu zrekonstruowany sobór.
W lutym 1947 r. na polecenie Stalina rząd podjął uchwałę „O budowie gmachów wysokościowych w Moskwie”, realizowaną w latach 1948-54. Pewnie budynków tych powstałoby więcej, gdyby nie śmierć Stalina. Po niej, już w końcu 1953 r. pojawiła się krytyka, że są to obiekty bardzo drogie. Pisał o tym w Edmund Goldzamt, w książce „Architektura zespołów mieszkaniowych i problemy dziedzictwa”, opublikowanej w 1956 r. „Wieżowiec może być traktowany jako nader unikalny typ budowli stosowany wyłącznie w najważniejszych węzłach wielkich układów stołecznych, tam gdzie jego wysoki koszt znajduje uzasadnienie. (…) Na naradzie budowlanych na Kremlu w końcu 1954 r. podkreślono szkodliwość »umasowienia« tego nieekonomicznego budownictwa. »Budynki wysokościowe – mówił w swym referacie naczelny architekt Moskwy Własow – należy rozpatrywać jako jeden z możliwych, ale absolutnie nie jedyny sposób formowania zespołów«”.
Gdy władzę w ZSRR w pełni przejął Chruszczow, a na XX zjeździe partii w lutym 1956 potępił on Stalina, o budowie kolejnych stalinowskich „wysotek” nie mogło być już mowy. Z drugiej strony architekci radzieccy po 1947 chętnie szkicowali takie wysokościowce. Dla nich, tak jak i dla wielu mieszkańców Moskwy budynki te (pomimo wszystkich różnic inspirowane drapaczami chmur Nowego Jorku czy Chicago) stanowiły pewną kompensatę marzeń o świecie za oceanem, raczej nieskutecznie zohydzanym przez sowiecka propagandę.
Moskiewskie „wysotki” z lat 50. mogą się dziś nie podobać. Szacunek budzi jednak wpisanie ich w osie widokowe Moskwy, jakość odkutych w kamieniu detali, choć gust, w jakim je wykończono bywa wątpliwy. Mimo to pozostają one w pamięci, w przeciwieństwie do większości spośród dziesiątków współczesnych wysokościowców wyrastających w wielu miejscach metropolii liczącej dziś 12,2 milionów mieszkańców.
Oglądając kolejno wszystkie moskiewskie wysokościowce z lat 50. kusi mnie ich porównanie z warszawskim Pałacem Kultury i Nauki zaprojektowanym przez zespół Lwa Rudniewa, projektanta dość przysadzistego wieżowca Uniwersytetu im. Łomonosowa. W moim przekonaniu przewyższa on je zarówno zgrabniejszymi, bardziej strzelistymi proporcjami, standardem, starannością wykończenia oraz przede wszystkim dostępnością. Warszawski PKiN jest budowlą publiczną z prawdziwego zdarzenia, w dominującym stopniu goszczącą instytucje kultury.