Nowa Hala na Koszykach to architektura najwyższych lotów, zaprojektowana przez jedną z najlepszych pracowni architektonicznych w Polsce. Moje wątpliwości budzi jednak sposób opracowania elewacji ujmujących zewnętrzny dziedziniec od strony Koszykowej.
Nie chcę w tym miejscu pisać recenzji budynku. Doczekał się on kilku ocen na łamach styczniowego numeru „Architektury-Muratora”. Pragnę zwrócić uwagę tylko na jeden wątek. Dla mnie istotny, gdyż od razu zwrócił moją uwagę. Architekci projektując odbudowę hali wykorzystali zdemontowane kilka lat temu elementy metalowe i starali się zachować to wszystko, co w budynku oryginalne.
Piszą o tym na łamach „Architektury”:
„Po dotkliwych uszkodzeniach wojennych, obiekt metodami gospodarczymi przywrócono do funkcjonowania, pozbawiając go jednak ceramicznych okładzin i większości detali. Wdarł się chaos nawarstwień, protez, tandetnych przybudówek i daszków. Nie ma tu więc dziś miejsca na wierną rekonstrukcję ani też na leducowską, wyidealizowaną, upiększoną wersję zabytku”.
Słowa te zwięźle tłumaczą filozofię architektów. Zostaje to, co autentyczne. Elementy, które uległy zniszczeniu od chwili powstania hali, aż po schyłek PRL-u nie były rekonstruowane.
Warto tu przypomnieć, że pomysł budowy hali powstał w 1905 r. Jej projekt sporządził architekt miejski Juliusz Dzierżanowski. Prace budowalne rozpoczęto w 1906 r. Prowadziła je firma Kusz & Luedtke. Konstrukcje metalowe dostarczyła i zmontowała wyspecjalizowana firma Henryka Zielezińskiego. Dekoracje kamienne utrzymane w stylistyce art nouveau odkuł znakomity rzeźbiarz Zygmunt Otto. Prace zakończono już przed grudniem 1908 r. Jednak oficjalne otwarcie miało miejsce równo 108 lat temu, w marcu 1909 r. Stało się tak dlatego, że nie udało się wówczas dostarczyć na czas wyposażenia hali.
Gdy hala już powstała, elewacje wokół zewnętrznego dziedzińca od Koszykowej prezentowały się inaczej niż dziś. W ich zwieńczeniu ciągnęła się niska, kamienna attyka. Swoje znaczenie kompozycyjne miały też ceglane kominy wyrastające za zachowanymi do dziś fasadami bocznych ryzalitów (to one mają wspaniałe, secesyjne dekoracje rzeźbiarskie dłuta Zygmunta Otto.) Kominy oraz attykę oglądamy na fotografii zamieszczonej na łamach tygodnika „Świat” z 1909 r.
Innym istotnym elementem architektonicznych elewacji frontowej od dziedzińca był secesyjny portal. Usytuowany na osi, wbudowany był w ciąg kramów zaprojektowanych w przyziemiu. Miał charakterystyczny, podkowiasty wykrój i nadające mu powagę sterczyny (podobny wykrój ma zachowany portal w tylnej elewacji od wnętrza posesji).
Ostatni z elementów, którego nie odtworzono to daszek (chyba szklany?), wsparty na lekkich, metalowych wspornikach o secesyjnych formach. Część wspomnianych elementów przestała istnieć już w latach międzywojennych. Żaden nie dotrwał do lat 50. XX w.
Gdy przed kilku laty zaczął się remont hali, miałem nadzieję na przywrócenie zniszczonych elementów. Zabrakło mi ich, gdy jesienią ubiegłego roku ujrzałem po raz pierwszy odtworzoną halę. Rażąca wydała mi się wtedy współczesna cegła w elewacjach zewnętrznych zamiast klinkieru, tak jak to było kiedyś.
Minęło kilka miesięcy i chyba zaczynam przyznawać projektantom rację. Zachowali to, co ocalało z dawnej budowli. Bez upiększeń, za to z dużą starannością. Odsłonili stare napisy reklamowe w bocznych wejściach i na fasadzie jednego z bocznych ryzalitów. Oczyścili kafle, elementy z metalu i kamienia. Patrząc na nie, czuje się upływ czasu. Elementy te nadają miejscu klimat i autentyzm.
Tymczasem elewacje wokół dziedzińca nie przetrwały. Są zatem opowiedziane na nowo, współczesnym językiem architektury. I chyba tak jest właściwie? Choć przyznam, że secesyjnego portalu na osi jednak mi brak. Tak jak zawsze brakuje mi zniszczonych w czasie wojny narożnych kopułek, które niegdyś zdobiły budynki, a których nie przywrócono. Można nawet nie wiedzieć nic o ich istnieniu, ale patrząc na okaleczony budynek łatwo wyczuwa się, że coś jest nie tak. Podobnie jest z brakującym portalem na osi. Bez niego kompozycja elewacji frontowej wydaje się być ułomna.
„Nie uważamy hali za dzieło skończone. Jak mówi Rem Koolhaas, budynek ma co najmniej dwa życia: jedno wyobrażone przez projektanta, a drugie to, jakie toczy się w nim już po otwarciu i one nigdy nie są takie same” – piszą JEMS-i we wspólnym tekście na łamach „Architektury-Muratora”.
A to oznacza, że może kiedyś, całkiem niezależnie od projektantów, secesyjny portal na osi budynku powróci – choć z całą pewnością nie będzie to już autentyk.
⇒ Przeczytaj też: Neony w hali Koszyki